Bóg pociąga człowieka ludzkimi więzami - to prawda ważna i z perspektywy duchowości, i dogmatyki
Kościół musiał bronić otrzymanej i doświadczanej w życiu wspólnoty wierzących Ewangelii przed tymi, którzy próbowali ją fałszować — ponieważ jedni odrzucali Bóstwo, a inni człowieczeństwo Chrystusa, Ojcowie Soboru z 451 r. postawili ortodoksyjne „kamienie graniczne”, poza które nie wolno wychodzić: Bóg stał się człowiekiem, w jednej Osobie Syna Bożego jednoczą się dwie natury, Boska i ludzka, a dzieje się to „bez zmieszania i bez rozdzielania” [1]. Medytacja nad wydarzeniem bez precedensu, jakim jest Wcielenie, pozwala widzieć w Bogu Emmanuela, Boga z miłości i łaski złączonego na zawsze z człowiekiem, którego z kolei nie wolno „rozdzielać” od Boga, bez którego nie może istnieć.
Właśnie „ta konstytutywna dwuwymiarowość Jezusa z Nazaretu, mocą której zespala się nierozłącznie Boga z przeznaczeniem ludzi, a ludzi z przeznaczeniem Boga, stanowi ostateczny i nieprzewyższalny wkład Soboru Chalcedońskiego” [2]. Jeśli misterium Wcielenia jest „podstawowym kluczem hermeneutycznym rozumienia rzeczywistości” [3], to jest ono również przydatne do odkrywania rzeczywistości modlitwy chrześcijańskiej oraz do pojmowania, na czym może polegać (czy raczej: na czym nie będzie polegać) mistyczne zjednoczenia człowieka z Bogiem.
W ten sposób „formuła Chalcedonu” ukazuje również związek między mądrością teologiczną a mądrością mistyczną, które należy rozróżniać [4], ale nie rozdzielać: teologia pozwala weryfikować i ukierunkowywać doświadczenie duchowe, z kolei sama czerpie z niego i włącza w swoją refleksję. W niniejszym tekście ukazano związek, jaki istnieje między teologiczną refleksją nad prawdą wiary o Wcieleniu a modlitwą wierzącego. „Modlitwa chrześcijańska zawsze jest określana przez strukturę wiary chrześcijańskiej, w której jaśnieje prawda o Bogu i o stworzeniu” [5]. To dobry punkt wyjścia dla kaznodziejów i duszpasterzy w propagowaniu życia modlitwą, a także pomoc w rozeznawaniu autentyczności różnych form modlitwy.
Bóg pociąga człowieka ludzkim więzami (por. Oz 11,4) — dotyczy to całej historii zbawienia. Bóg, którego istoty nie zna nikt poza Nim, daje się jednak poznać przez „wcielenie” w świat ludzki. Jak w Chrystusie mamy do czynienia z Bóstwem na sposób ciała (por. Kol 2,9), tak wszelkie Boże Objawienie dokonuje się według tego samego paradygmatu: „na sposób ciała”. Nie jest to sposób niedoskonały, owszem Doskonały Bóg nie może działać niedoskonale. Mamy do czynienia z misterium, którego modelem jest właśnie zjednoczenie dwóch natur w Osobie Syna Bożego. Pociąga nas więzami ludzkimi — ale pociąga Bóg, nie człowiek; w tym „na sposób ciała” dotykamy Boga, którego nikt nigdy nie widział (por. J 1,18). Jest to tajemnica — Bóg ponad wszystkim okazuje się Bogiem z nami, Emmanuelem; jest jednocześnie poza naszym zasięgiem i w naszym zasięgu. Jest Bogiem „na sposób Boga” i zarazem Bogiem „na sposób człowieka”. Kto chciałby dotrzeć do Boga bez Chrystusa — Boga i człowieka — ten spotkać może jedynie siebie-człowieka lub demony zamieszkujące zakryty przed człowiekiem nieznany nieludzki świat, w który chciałby wejść bez Bogoczłowieka.
Jeśli Bóg się objawił w Chrystusie — w Nim pociągnął człowieka ludzkimi więzami — to modlitwa będzie przybierała postać osobowego (ale: osobistego oraz wspólnotowego, bo Bóg pociąga ludzi nie pojedynczo, lecz we wspólnocie Kościoła) dialogu z Tym, który „w swojej wielkiej miłości przemawia do ludzi jak do przyjaciół (...) i przestaje z nimi (...), aby zaprosić i przyjąć ich do wspólnoty z sobą” [6]. Modlitwa chrześcijańska nie może zlekceważyć zarówno samego faktu, że Bóg się objawił, jak i bogoczłowieczego „sposobu” tego Objawienia. Nie można zaczynać „od zera”, próbując poza Chrystusem szukać Boga, jakby nic się nie wydarzyło w historii zbawienia zarówno tej przekazanej w Piśmie i Tradycji, jak i w osobistej modlącego się. Przykładem niech będą Psalmy, w których wspólnota wierzących wspomina wielkie dzieła Boże. Bóg Objawienia odkupił człowieka i wezwał do uczestnictwa w wewnętrznym życiu Osób Trójcy Świętej, co „zakłada postawę nawrócenia, odejścia od ja w kierunku Bożego Ty” (OF 3). Nie koncentrujemy się na technice modlitwy, ale na Osobie. I to Osobie, która pierwsza ku nam wychodzi — a więc nie tyle szukamy w modlitwie Boga, ile pozwalamy Mu się znaleźć i trwamy w komunii odkupionego z Odkupicielem.
W chrześcijańskiej modlitwie nie do przecenienia rolę będzie odgrywało Pismo Święte, jako natchnione świadectwo Objawienia Bożego. Również na Biblię należy patrzeć w perspektywie inkarnacyjnej, „Boże bowiem słowa wyrażone ludzkimi językami upodobniły się do ludzkiej mowy, podobnie jak niegdyś Słowo Wiekuistego Ojca, przyjąwszy słabe ludzkie ciało, upodobniło się do ludzi” (DV 13). Bóg mówi do ludzi ludzką mową, ale w niej słyszymy rzeczywiście Jego Słowo. Dlatego Kościół poleca lekturę słowa Bożego jako źródła modlitwy i zachęca do odkrywania duchowego sensu Pisma Świętego właśnie w modlitwie, tak by dzięki Biblii modlitwa stała się rozmową Boga i człowieka [7].
Jeśli „spodobało się Bogu w swej dobroci i mądrości objawić samego siebie i ukazać tajemnicę swej woli (por. Ef 1,9), dzięki której ludzie przez Chrystusa, Słowo, które stało się ciałem, mają dostęp do Ojca w Duchu Świętym i stają się współuczestnikami Bożej natury (por. Ef 2,18; 2P 1,4)”, i jeśli „najgłębsza prawda zarówno o Bogu, jak i o zbawieniu ludzi jaśnieje dla nas w Chrystusie, który jest zarazem Pośrednikiem i Pełnią całego Objawienia” (DV 2), to znaczy, że istnieje nierozłączny związek między modlitwą a Chrystusem. Jeśli wolno powiedzieć, że istnieje tyle dróg modlitwy, ilu modlących się ludzi, to jednak trzeba zaraz dodać, że te wszystkie drogi osobiste spotykają się w jedynej drodze do Ojca, którą jest Jezus Chrystus, tak więc każdy powinien nie tyle ulegać własnym upodobaniom modlitewnym, ile dać się prowadzić Duchowi Świętemu, który wiedzie ich przez Syna do Ojca (por. KKK 2672; OF 29). Wierzący dzięki Duchowi Świętemu będzie mógł cieszyć się życiem w Chrystusie, intymną i doświadczalną bliskością Boga w modlitwie.
Z drugiej strony, jeśli modlitwa ma być więzią z Chrystusem, to również w życiu duchowym modlący się będzie doświadczał opuszczenia, które stało się udziałem Ukrzyżowanego. Dlatego „Ojcowie Kościoła podkreślali, że zjednoczenie modlącej się duszy z Bogiem dokonuje się w tajemnicy, a zwłaszcza przez sakramenty Kościoła. Głosili ponadto, że może ono dokonywać się nawet przez doświadczenia smutku lub głębokiego bólu”, które wcale nie jest „znakiem, że Duch Święty opuścił duszę” (OF 9). Wierzący, który usłyszał Słowo Boga, będzie wezwany do zmierzenia się również z Jego milczeniem. „To doświadczenie — zauważył Benedykt XVI — było udziałem wielu świętych i mistyków, a i dzisiaj doświadcza tego wielu wierzących na swej drodze”. Tego milczenia można słuchać jako swego rodzaju przedłużenia Bożych słów. „W tych mrocznych chwilach — dodawał papież — przemawia On w misterium swego milczenia. Dlatego w dynamice Objawienia chrześcijańskiego milczenie jawi się jako ważny wyraz Słowa Bożego” (VD 21). Potwierdzają to mistycy chrześcijańscy, wśród nich św. Jan od Krzyża, który właśnie w śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu widzi bramę do zjednoczenia z Bogiem [8].
To, co wydaje się najważniejsze, i co zarazem pozwala rozpoznać autentyczną modlitwę chrześcijańską od nieortodoksyjnych prób nawiązania kontaktu z Bogiem — to właśnie akcent położony na człowieczeństwo Chrystusa. Właśnie przez wymiar ludzki i ziemski — a nie przez ich pomijanie — docieramy do głębi Boga. Jan Paweł II w homilii na cześć św. Teresy (1.XI.1982 r.) przypominał o tym skoncentrowaniu na Chrystusie, które „ma wartość także w naszych czasach, przeciw niektórym sposobom modlitwy, które nie czerpią natchnienia z Ewangelii i które praktycznie zmierzają do pominięcia Chrystusa, na korzyść pustki myślowej, która w chrześcijaństwie nie ma sensu” (cyt. za: OF 11, przypis nr 12). Teresa Wielka przestrzegała przed podejmowaniem prób wznoszenia się do rzeczy nadprzyrodzonych (Boskich) o przyrodzonych (ludzkich) siłach, oraz do poszukiwania rzeczy duchowym bez pośrednictwa cielesnych, zanim Bóg sam podniesie człowieka, ale przede wszystkim Doktor Kościoła właśnie w człowieczeństwie Pana widziała środek do najwznioślejszej kontemplacji i dlatego sprzeciwiała się pochopnemu (wynikającemu z niewłaściwego założenia, a nie z prowadzenia Ducha Św.) porzucaniu tego, co wydaje się jedynie cielesne (np. rozmyślanie nad ziemskim życiem Jezusa) na korzyść tego, co może być tylko pozornie duchowe (np. kontemplacja Boga z pominięciem człowieczeństwa Chrystusa) [9].
Bohater znanej powieści Georges'a Bernanosa pt. „Pamiętnik wiejskiego proboszcza” się nie mylił: „Wszystko jest łaską”. A dokładniej: wszystko jest łaską, którą otrzymujemy w Bogu-człowieku przez Ducha Świętego. Jeśli jest możliwy udział człowieka w życiu Bożym — to wyłącznie dzięki Bożemu darowi danemu nam we Wcieleniu, Ukrzyżowaniu, Zmartwychwstaniu, Wniebowstąpieniu i Zesłaniu Ducha Chrystusowego wspólnocie Kościoła. Dar się przyjmuje, a nie zdobywa własnym wysiłkiem. Zatem życie modlitwy możemy wyrazić hasłem: „łaska, nie technika”. Modlitwa jako dialog Boga i człowieka okazuje się spotkaniem międzyosobowym, spotkaniem dwóch wolności (ograniczonej ludzkiej i absolutnej Boga), co już samo w sobie wyklucza próbę zawłaszczenia drugiego.
Modlitwa chrześcijańska — podkreśla Kongregacja Nauki Wiary — „wzdryga się przed bezosobowymi lub skoncentrowanymi na ja technikami, które mogą wytworzyć automatyzmy, prowadzące do zamknięcia się w duchowości egotycznej, niezdolnej do swobodnego otwarcia się na transcendentnego Boga” (OF 3). Nie oznacza to oczywiście, że wierzący nie stosuje żadnej metody modlitwy, jednak nie w wybranym sposobie oczekuje skuteczności; metoda jest formą współpracy czy otwarcia się na łaskę nadprzyrodzoną. Przedmiotem kontemplacji chrześcijańskiej jest miłość Boga, której nie sposób „zdobyć” metodą czy techniką; ta miłość znajduje swoje ostateczne objawienie w Chrystusie, i to ukrzyżowanym, a zatem to na Nim będzie się koncentrowała modlitwa.
Miłość do Boga wymaga od człowieka szacunku, a nie szukania „metody” na Boga; miłość do człowieka sprawia, że Bóg zostawia człowiekowi wolną wolę oraz zaprasza do współpracy ze swoją łaską. Ponieważ „modlitwa chrześcijańska jest związkiem przymierza między Bogiem i człowiekiem w Chrystusie”, dlatego musi być „działaniem Boga i człowieka” (KKK 2564); jest więc modlitwa „darem łaski oraz zdecydowaną odpowiedzią z naszej strony” (KKK 2725), nie zawsze spontaniczną, nieraz podejmowaną z wysiłkiem (walka duchowa), zawsze w oparciu o decyzję „chcę” oraz w gotowości, by uczyć się modlitwy (por. KKK 2650). Droga modlitwy wymaga dojrzewania, ale paradoksalnie — jest to dorastanie do dziecięctwa; swego rodzaju odwracanie przekleństwa upadku, jaki miał miejsce w raju, gdy Adam i Ewa wybrali zamiast drogi zależności od Boga — emancypację. Jedyną drogą do bycia blisko Boga — jest być Jego synem (czy ściślej: „synem w Synu”). A ponieważ nie jesteśmy synami z natury, lecz łaski, bycia dzieckiem Ojca również musimy się w pewnym sensie uczyć.
Współpraca człowieka obejmuje również okres przygotowania się do modlitewnego spotkania się z Bogiem wyrażające się w odrzucaniu grzechu oraz poddaniu się procesowi nawrócenia serca, bo zgodnie ze słowem Mistrza, jedynie ludzie czystego serca Boga oglądać będą (por. Mt 5,8). Sprzyja temu — choć i tutaj gwarancją powodzenia jest wciąż Boża łaska — chrześcijańska asceza, a fundamentem mistycznego zjednoczenia z Bogiem są sakramenty, w których życie Boże staje się udziałem człowieka.
Jeśli we Wcielonym łączy się rzeczywistość duchowa (Bóg jest Duchem) z cielesną (a właściwie duchowo-cielesną — bo człowiek nie jest przecież ani duchem samym, ani jedynie ciałem), warto zastanowić się nad dowartościowaniem ciała w modlitwie człowieka stworzonego na obraz Chrystusa. „Doświadczenie uczy, że pozycja i postawa ciała nie pozostają bez wpływu na skupienie i stan ducha (...) W modlitwie cały człowiek musi nawiązać łączność z Bogiem, a więc także i jego ciało musi przyjąć taką postawę, która bardziej sprzyja skupieniu” (OF 26), choć nie o samo skupienie tu chodzi, ale o odpowiedniość postawy i rodzaju modlitwy, której postawa ciała miałaby służyć. Św. Ignacy Loyola w swoich Ćwiczeniach duchownych radził, by „rozpocząć kontemplację już to klęcząc, już to leżąc krzyżem, już to leżąc na wznak, już to siedząc lub stojąc, zawsze jednak starając się znaleźć to, czego chcę” [10].
Zdaje się, że ten wzajemny związek ciało-duch, który wynika wprost zarówno z samego faktu stworzenia (człowiek istotą cielesno-duchową), jak i odkupienia (Bóg zbawia całego człowieka, a nie tylko duszę), wciąż jest zbyt mało akcentowany w modlitwie Zachodu, podczas gdy chrześcijański Wschód położył duży nacisk na psychofizyczną jedność człowieka. Dotyczy to „określonej postawy ciała, ale także podstawowych funkcji życiowych, takich jak oddychanie czy bicie serca. Na przykład, ćwiczenie »modlitwy Jezusa«, które odpowiada naturalnemu rytmowi oddychania, może — przynajmniej przez pewien czas — stanowić dla wielu osób rzeczywistą pomoc” (OF 27). Być może w temacie „cielesnego” wymiaru modlitwy można by się czegoś nauczyć nawet od niechrześcijańskich technik medytacyjnych, ale należy zachować dużą ostrożność, zważywszy na występującą w nich przesadę czy jednostronność. Nadmierne skupienie się na ciele — ostrzega Kongregacja Nauki Wiary — może „przerodzić się w kult ciała i prowadzić do złudnego utożsamienia wszystkich wrażeń z doświadczeniami duchowymi”, z kolei branie pojawiających się dzięki ćwiczeniom fizycznym uczuć za przejawy mistyczne, „gdy nie odpowiada im postawa moralna zainteresowanego, ujawniałoby pewien rodzaj schizofrenii umysłowej, która może prowadzić nawet do zaburzeń psychicznych, a niekiedy do odchyleń moralnych” (OF 27).
Wymienić należałoby niebezpieczne trendy gnostyczne, które w materii każą widzieć zło, od którego należy się uwolnić, a zbawienie utożsamiają z nabyciem jakoby wyższego poznania dokonującego się bez łaski Bożej. Kościół utrzymuje jednak, że bez łaski nie da się poznać Boga, z kolei poznawanie Go nie sprawia, że wiara może stać się człowiekowi niepotrzebna, owszem zawsze w modlitwę wchodzi się „przez ciasną bramę wiary” (por. KKK 2656). Znakiem i zarazem owocem wyższego poznania — oto chrześcijański test — musi być zawsze miłość. A samej łaski nie wolno zrównywać z poznaniem, bo choć zwykle towarzyszy jej nadprzyrodzona mądrość, to zwykle jest to mądrość bezpojęciowa, różna od gnostycznego poznania. W gnozie należy widzieć tę samą pokusę, której ulegli prarodzice — kiedy zechcieli o własnych siłach sięgnąć po to, co można otrzymać tylko z Jego łaski. Człowiek nie jest z natury Bogiem, jak chcieliby ich potomkowie-gnostycy zaglądający w swoje ludzkie dusze i znajdujący w nich bóstwo. Zamiast adoracji Boga, która powinna być zasadniczą postawą stworzenia wobec Stwórcy (por. KKK 2628), adoruje się w ten sposób stworzenie.
Tendencje messalianistyczne z kolei polegają na odwoływaniu się do doświadczenia Boga i często prowadzą do utożsamienia łaski duchowej z psychologicznym odczuciem; pokusa ta nieobca charyzmatykom pierwszych wieków, dotyka również współczesnych. Wielu z nich ulega w związku z tym swoistej „teologii sukcesu” w modlitwie, gubiąc się, gdy po pocieszeniu duchowym przychodzi strapienie, jakby nie było ono wpisane w podążanie za Chrystusem. Zdarzają się i tacy messalianie współcześni, którzy czują się jak ryba w wodzie w modlitwie wspólnej, ale zaniedbują modlitwę osobistą właśnie ze względu na doświadczany w niej trud, skutkiem czego dezerterują przed wszelką ascezą nieodłączną od życia modlitewnego.
Zarówno gnoza, jak i messalianizm są wyrazem nieuznania przez człowieka dystansu, jaki istnieje między Bogiem-Stwórcą a człowiekiem-stworzeniem; są więc próbą — siłą rzeczy skazaną na niepowodzenie — przekreślenia tego, co nie może zostać zanegowane. Choć można by powiedzieć to samo inaczej: stanowią niewłaściwą drogę do celu wpisanego w serce człowieka — do przebóstwienia. Jednak przebóstwienie może dokonać się tylko drogą pokornego dziecięctwa Bożego, a nie przez uleganie pysze „dorosłego”, wyemancypowanego człowieka; chrześcijańskie zjednoczenie z Bogiem jest możliwe tylko dzięki Chrystusowi i w Nim, a polega na miłowaniu, a nie szukaniu technik pozwalających na szybkie i nie angażujące totalnie znalezienie Boga. „Prawdziwa mistyka chrześcijańska nie ma nic wspólnego z techniką: zawsze jest darem Bożym, którego otrzymujący go czuje się niegodny” (OF 23).
Można mówić również o nurcie buddyjskim w modlitwie. Wielu współczesnych zafascynowanych niechrześcijańskimi religiami uległo pokusie „teologii negatywnej” posuniętej do ostateczności, jakby o Bogu nie można było sformułować żadnego pozytywnego twierdzenia. W ten sposób stawia się buddyjski absolut bez obrazów i pojęć wyżej niż Boga objawionego w Chrystusie. „Owe metody proponują nie tylko porzucenie medytacji zbawczych dzieł Boga Starego i Nowego Przymierza dokonanych w historii, ale także samej idei Trójjedynego Boga, który jest miłością, na rzecz zanurzenia się w »nieokreślonej otchłani Boskości«” (OF 12). Na marginesie: ciekawe byłoby zbadać, jak buddyjskie pojęcie „nirwany” rozumiane jako stan spokoju dostępny po wygaszeniu wszelkiej rzeczywistości konkretnej i bolesnej, zostaje przeinaczone przez ludzi Zachodu, którzy odrzucili chrześcijaństwo zanim je jeszcze poznali, w „nirwanę psychologiczną”; również niechrześcijańską modlitwę można próbować sprowadzić do psychologii, co nie znaczy, że staje się ona przez to mniej niebezpieczna duchowo.
W omówionych błędnych formach modlitwy można widzieć przejawy swego rodzaju modlitwy antychrystowej, której cechą charakterystyczną jest próba sięgnięcia Boga inaczej niż przez Chrystusa — Boga, który stał się człowiekiem. Potwierdzeniem tego zarzutu niech będzie fakt, że zwykle ziemskie życie Chrystusa i Jego człowieczeństwo traktuje się w nich jako rzeczywistość nieaktualną, nie prowadzącą do Boga. Kryterium rozeznawania duchów podane przez autora natchnionego pozostaje wciąż aktualne:
Po tym poznajecie Ducha Bożego:
każdy duch,
który uznaje,
że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga.
Żaden zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga;
i to jest duch antychrysta,
który — jak słyszeliście — nadchodzi i już teraz przebywa na świecie (1J4,2-3).
Jeśli jedni negują różnicę między Stwórcą a stworzeniem i siebie uznają za bogów, a drudzy dążą do rozpuszczenia się w oceanie Bóstwa przekreślając wszystko, co ludzkie, to w obu przypadkach mamy do czynienia z tym, co można by uznać za herezję monofizytyzmu — ewentualne zjednoczenie z Bogiem ma się dokonywać przez eliminację człowieczeństwa. Chrześcijaństwo ukazuje jednak tajemnicę zjednoczenia człowieka z Bogiem (zwanego przez Ojców greckich przebóstwieniem człowieka), które choć nie będzie się wiązało z anulowaniem różnicy między Stwórcą i stworzeniem, to jednak umożliwi człowiekowi stanie się uczestnikiem Boskiej natury (2P 1,4). Z jednej strony nigdy więc „nie będzie możliwe wchłonięcie ludzkiego ja przez Ja Boskie, nawet w najwyższych stanach łaski” (OF 14), ale z drugiej ta „inność” człowieka i Boga nie będzie przeszkodą do ich całkowitego zjednoczenia. Wzorem czy modelem tego jest oczywiście misterium Wcielenia: jak tutaj „inność” natury Boskiej i ludzkiej nie stanowi przeszkody w ich zjednoczeniu w jednej Osobie, tak również w procesie przebóstwienia człowieka „inność” człowieka od Boga okazuje się nie złem, ale dobrem.
„Rozważanie tych prawd prowadzi do zdumiewającego odkrycia, że w chrześcijaństwie ponad wszelką miarę, bez unicestwiania w morzu Absolutu osobowego ja, z zachowaniem statusu stworzenia, spełniają się wszystkie pragnienia zawarte w modlitwie innych religii” (OF 15). Ojcowie Kościoła mieli rację, gdy mówili o przebóstwieniu człowieka — człowiek przez ludzką naturę „wcielony” w Chrystusa (Boga, który stał się człowiekiem), przez Jego łaskę otrzymuje to wszystko, co Syn Boży ma ze swojej natury. Fundamentem tego przebóstwienia są sakramenty (zwłaszcza Chrzest i Eucharystia), dzięki którym wierzący przez Ducha Świętego zostaje wezwany do mistycznego zjednoczenia z Bogiem w modlitwie, kiedy to „dusza jest przebóstwiona przez otrzymanie doskonałego uczestnictwa w naturze Bożej” [11]. Ta sama miłość Boga do człowieka, która legła u podstaw Wcielenia, jawi się również przyczyną zjednoczenia człowieka z Bogiem, i właśnie ta miłość Chrystusowa, którą zostaliśmy umiłowani w Chrystusie, pozwala nam odpowiedzieć miłością. Tylko miłość zresztą — nieodłączna od prawdziwej modlitwy — umożliwia zjednoczenie bez przekreślenia inności kochających się osób.
Właśnie przebóstwieniu widzianemu z perspektywy „formuły Chalcedonu” poświęcony będzie ostatni artykuł z tego cyklu.
Przypisy:
[1] Por. Breviarium fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, opr.: S. Głowa, I. Bieda, Poznań 1998, s. 226: „...jednego i tego samego Chrystusa Pana, Syna Jednorodzonego należy wyznawać w dwóch naturach, bez zmieszania, bez zmiany, bez rozdzielania i rozłączania”. Por. również: Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 2002, nr 467 [dalej cyt. KKK].
[2] O.G. de Cardedal, Sobór Chalcedoński a istotne kwestie chrystologii dzisiejszej, tłum. L. Balter, w: Tajemnica odkupienia (Kolekcja Communio, 11), red. L. Balter, Poznań 1997, s. 97.
[3] J. Szymik, Rozum na drodze do nieskończoności, czyli o teologii na uniwersytecie według J. Ratzingera/Benedykta XVI, w: O naturze teologii (Studia theologiae fundamentalis, 5), red. B. Kochaniewicz, Poznań 2013, s. 12.
[4] Por. J. Salij, Mądrościowy wymiar teologii, w: O naturze teologii (Studia theologiae fundamentalis, 5), red. B. Kochaniewicz, Poznań 2013, s. 55: „Żadnej z tych dwóch form nadprzyrodzonej mądrości nie da się zredukować do drugiej”.
[5] Kongregacja Nauki Wiary, List do biskupów Kościoła katolickiego o niektórych aspektach medytacji chrześcijańskiej „Orationis formas”, nr 3 [dalej: OF]. Cytuję za: W trosce o pełnię wiary. Dokumenty Kongregacji Nauki Wiary 1966-1994, red. J. Królikowski, Z. Zimowski, Tarnów 2010, s. 407-424.
[6] Por. Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Objawieniu Bożym „Dei verbum”, 2 [dalej cyt. DV]. W artykule korzystam z tłumaczenia dokumentu zawartego w: Sobór Watykański II, Konstytucje, dekrety, deklaracje. Tekst polski. Nowe tłumaczenie, Poznań 2002, s. 350-363.
[7] Por. Benedykt XVI, Posynodalna adhortacja apostolska „Verbum Domini” (O Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła), Kraków 2010, nr 86-87 [dalej cyt. VD].
[8] Por. Św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, księga druga, 7,11; cytuję za wydaniem: Św. Jan od Krzyża, Dzieła, tłum. B. Smyrak, Kraków 1998, s. 139-401.
[9] Por. Św. Teresa od Jezusa, Księga mojego życia, tłum. D. Wandzioch, W. Ciak, Poznań 2010, 12,4-7 i 22,1-5. Por. również: Ch. Schönborn, Przebóstwienie, życie i śmierć, tłum. W. Szymona, Poznań 2001, s. 28: „Teresa wie, że od trwałej obecności przemienionego człowieczeństwa Chrystusa zależy cały sakramentalny wymiar Kościoła”.
[10] Św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, tłum. M. Bednarz, Kraków 2002, nr 76.
[11] R. Garrigou-Lagrange, Trzy okresy życia wewnętrznego wstępem do życia w niebie, tłum. T. Landy, Niepokalanów 2001, s. 840.
Tekst ukazał się w „Bibliotece Kaznodziejskiej” (2014) nr 5 (158)
Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg