Zarzuty, jakoby pobożność maryjna przesłaniała Boga wynikają ze skrytego lęku przed wszelką rzeczywistością stworzoną. Czy rzeczywiście dla Boga-Stwórcy jest ona konkurencyjna?
Jak by nie patrzeć, wszystko przesłania Boga, którego przecież „nikt nigdy nie widział” (J 1,18a). Może więc nie tyle wszystko Go zasłania, ale właśnie odkrywa? To wydaje się bardziej biblijne niż mogłoby się biblijnym protestantom zatroskanym o chwałę Bożą jakoby ukradzioną przez Maryję wydawać. Całe stworzenie mówi o Nim, dlaczego więc Ona, najpiękniejsza ze stworzeń, miałaby milczeć? A jeśliby nawet milczała — jak to w Jej zwyczaju (choć czasem w Duchu Świętym przezwyciężanym — por. Magnificat) — czy w tym wymownym milczeniu nie wołałaby jednak o Nim, skoro nawet kamienie milczenia nie wytrzymują?
Ten lęk o to, że jakieś stworzenie może przesłaniać Boga, nie wydaje się chrześcijański. Gdyby odpowiednio głęboko pogrzebać, można by w nim doszukać się nawet jakiegoś antyinkarnacjonistycznego źródła. Jeśli Bóg w ogóle może się objawiać, to tylko za pośrednictwem swojego Wcielenia: tylko w Jezusie, Bogu i człowieku, jest możliwe poznanie Boga. Do końca przeżyte zgorszenie Bogiem tak bliskim, musi otworzyć oczy serca na prawdę, że również przez innych ludzi, tych świętych, którzy w Jego mistycznym Ciele pełnią rolę szczególną, On się objawia, choć pozostaje zakryty, bowiem zawsze jest większy.
W przeciwnym razie trzeba by się starać, żeby być jak najmniej świętym, bo świętość jakoby zasłania Świętego, odbiera Jemu tylko należną świętość wynikającą z Boskiej natury. A więc biblijny Bóg zazdrosny o to, by ludzie nie grzeszyli, powinien zostać zamieniony na bożka zazdrosnego o ludzką świętość. I znów, nie kopmy za głęboko, bo moglibyśmy dokopać się do protestanckiego upodobania w człowieku całkowicie zepsutym, bo tylko w takim może objawić się w stopniu maksymalnie wydestylowanym z realiów (grzech jest paskudny, ale człowiek nie staje się przez to absolutną paskudą) zasada sola gratia.
Gdyby kopać dalej, można by dokopać się do prehistorii: sam fakt stworzenia człowieka, gdyby przyjąć logikę podejrzenia o to, że człowiek odbiera chwałę Bogu, powinien sprawić, że człowiek musiałby już być posądzony o kradzież należnej jedynie Bogu czci. A jeśliby pokopać wyżej, i nie w przeszłości, ale w przyszłości, trzeba by w końcu zapytać o to, czy przypadkiem pobyt człowieka w niebie nie odbiera Jemu czci jedynej? Czy chwała promieniejąca ze zbawionych nie przesłania Jego chwały? Oj, oj, a czy promieniejąca twarz Mojżesza nie zwiodła Izraelitów, którzy zamiast pozostać w bezpośredniej relacji z Bogiem (czytaj: bez żadnej relacji), oparli się, jak ociemniały na kulach, na pośrednictwie Mojżesza rzekomo rozmawiającego z Bogiem jak z Przyjacielem?
Jeśli od tych wszystkich gorliwców lękliwie zatroskanych o Bożą chwałę tak bardzo, że stracili rozum z tego powodu, nie możemy wymagać myślenia, to z kolei sami nie pozwólmy sobie na utratę rozsądku i odważnie spójrzmy w górę. Oto Ten, który został nazwany Słońcem Sprawiedliwości, odkrywa przed oczami widzącego Jana Niewiastę obleczoną w słońce. A przecież powinna ukryć się w cieniu, w najlepszym razie mógłby Ją symbolizować księżyc, ale — na Boga — nie może on znajdować się pod Jej stopami! Coś się Bogu skatolickowaciło, że pokazał Maryję nad księżycem, całą w słońcu, i na dodatek, jak jakąś boginię, przyozdobioną w wieniec z gwiazd, a nie dość, że z gwiazd, to jeszcze dwunastu (por. Ap 12,1), co czytelnika symbolicznego języka Apokalipsy nie może nie kierować ku dwunastu pokoleniom i tyluż samo apostołom, których w takim razie Ona staje się niejako centrum, albo mówiąc po katolicku: których jest Królową?
[Właśnie: czy Królowa nie przesłania Króla? Czy żona nie odbiera chwały mężowi? Albo czy mąż, głowa żony, nie zasłania aby Chrystusa, drogi protestancko-skrypturystyczny Koteczku?].
Bóg jednak nie traci rozumu. Jeśli ma być poznany, to tylko przez samego siebie. Dlatego Boga poznaje się tylko przez Syna Bożego (a więc przez Boga i człowieka), i dlatego Duch Święty przenika głębokości Boga samego (por. 1Kor 2,10), że sam jest Bogiem. I w końcu dlatego Bóg może być odkrywany, a nie zasłaniany przez Matkę Boga, że Ona trwa z Nim w zjednoczeniu doskonałym. Patrząc na obleczoną w słońce, widzimy Słońce. Bóg „zamieszkuje światłość niedostępną”, Boga „nikt z ludzi nie widział ani nie może zobaczyć” (1Tm 6,16). Patrzenie bezpośrednio w słońce sprawia, że widzi się ciemność; z kolei słońce odbite w stworzeniu (a może lepiej: przenikające przez to stworzenie, jak promienie słońca przez okno wypucowane przedświątecznie) otwiera na to, czym (kim) jest słońce.
I znów wracamy do tajemnicy Wcielenia, która zdaje się kluczem do całej rzeczywistości. Ewangelista, zaraz po tym, jak obronił Boga przed ludzkim widzeniem, dodał jednak, że „Ten jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, [o Nim] pouczył” (J 1,18b). Jest więc możliwe, żeby Niewidzialny Absolut stał się widzialnym Emmanuelem. Jeśli w ogóle jest możliwe, że w Jezusie „zamieszkała cała Pełnia, bóstwo na sposób ciała” (Kol 2,9), to konsekwentnie trzeba powiedzieć, że da się w ludzkiej naturze, jak w jakimś znaku czy jak na ikonie, objawić tajemnicę Boską. W takim razie jest możliwe, by również w ludziach trwających w Nim, w Jego Ciele, objawiła się Jego pełnia: „a zostaliście napełnieni w Nim, który jest Głową wszelkiej Zwierzchności i Władzy” (Kol 2,10).
Niech więc kamienie, a nawet księżyc, wołają o Niej, a tym samym odsłaniają Boga, skoro zwolennicy zasady sola scriptura lękają się Jego zasłonięcia. Trochę racji mają: bo jeśli nawet Ona miałaby zasłaniać, czegóż spodziewać się po tych biedakach? Ale zadajmy inne pytanie: czy katolikom nie zdarza się tak mówić o Niej, że rzeczywiście może to przysłaniać Boga? To już zupełnie inna historia. W każdym razie nawet jeśli oni się mylą, kamieniom i księżycowi można zaufać.
Tekst ukazał się w „Rycerzu Niepokalanej” (2013) nr 9. Publikacja w serwisie Opoki za zgodą Autora
opr. mg/mg