Jak traktować mniejsze zło?

Z cyklu "Trud wolności"

Pytanie dotyczy zła w ścisłym znaczeniu, to znaczy zła moralnego. Bo w odniesieniu do zła naturalnego - tego zła, którego nie czynimy, tylko go doznajemy — to w sytuacji, kiedy stajemy wobec wyboru między złem większym i mniejszym, zawsze wolno nam wybierać zło mniejsze. Dlatego na przykład kiedy wybuchnie pożar, wzywamy strażaków, mimo że narobią nam oni całkiem niemało szkód i bałaganu. Jest to bowiem mniejsze zło, niż gdyby miał nam spłonąć cały dom.

Podobnie — że podam jeszcze klasyczny przykład ze starych podręczników - lepiej się zgodzić na ucięcie nogi, niż gdyby gangrena miała spowodować moją śmierć. A przecież nikt nie ma wątpliwości, że również amputacja nogi jest bardzo wielkim złem, jednak mniejszym, niż utrata życia.

Natomiast w odniesieniu do zła moralnego obowiązuje zasada, że mniejszego zła nie wolno czynić nigdy. Bo wierzymy, że ten świat jest Boży i wobec tego nie może być takiej sytuacji, w której skazani bylibyśmy na konieczność grzeszenia, w której musielibyśmy paktować ze złem. Zresztą ilekroć ktoś próbuje się bronić przed jakimś nieszczęściem za pomocą grzechu, sądząc że wybiera w ten sposób mniejsze zło, zawsze okazuje się w końcu, że wybrał w ten sposób większe zło.

Oczywiście, zdarza się niekiedy, że ktoś nie widzi innej drogi ratunku, niż za pomocą takiego lub innego grzechu. Zawsze jednak istnieje w takich sytuacjach wyjście trzecie - może najtrudniejsze, niekiedy wymagające aż męczeństwa — pozwalające ocalić duszę i nie wystawiać jej na pastwę grzechu. Wzorcowym przykładem takiej postawy jest np. biblijna Zuzanna, która wolała przyjąć niesprawiedliwą hańbę i karę śmierci, niż obrazić Boga grzechem, mimo że to ocaliłoby jej życie oraz szacunek u ludzi.

W tym miejscu rodzą się wątpliwości: Czyżby nie wolno nam było skłamać nawet w takiej sytuacji, kiedy tylko za pomocą kłamstwa da się obronić kogoś niewinnego przed prześladowaniem, albo nawet przed śmiercią? Czyżby nawet człowiekowi umierającemu z głodu nie wolno było ukraść kawałek chleba człowiekowi sytemu? Czyżby grzechem była obrona przed niesprawiedliwym atakiem, zwłaszcza gdy trzeba się liczyć z tym, że może się ona skończyć zranieniem napastnika lub nawet jego śmiercią?

Otóż stanowczo zakazując grzechu jako metody obrony przed złem, chrześcijańska tradycja moralna bardzo jednoznacznie poucza, że nie jest kłamstwem bronić przed niesprawiedliwym atakiem swojego lub cudzego życia za pomocą materialnej nieprawdy. Podobnie jak nie jest kradzieżą potajemne zabranie czegoś absolutnie niezbędnego do życia komuś, komu danego dobra nie brakuje ("Prawo do własności prywatnej — czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego, nr 2452 — nie uchyla powszechnego przeznaczenia dóbr"). Tak samo — że jeszcze raz powołam się na Katechizm (nr 2264) — "kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać napastnikowi śmiertelny cios".

Nie zapominając o powyższych wyjaśnieniach, powiedzmy to jeszcze raz: Nie ma takiej sytuacji, żeby wolno mi było bronić się przed złem za pomocą grzechu, pod pozorem, że to mniejsze zło. W jednym jedynym wypadku wolno nam wybierać grzech jako mniejsze zło: kiedy chodzi o grzech czyniony nie przeze mnie, ale przez kogoś zdecydowanego czynić zło, a ode mnie zależy tylko tyle, że on uczyni zło większe albo mniejsze.

Kiedy na przykład bandyta stawia mnie przed alternatywą: pieniądze albo życie, to ja, rzecz jasna, powinienem się tak zachować, żeby on dokonał raczej rabunku niż morderstwa. Oczywiście, wolno mi szukać jakiegoś wyjścia z tej wysoce nieprzyjemnej sytuacji ponad tą alternatywą: np. stawiając bandycie czynny i skuteczny opór. Jeśli jednak tego trzeciego wyjścia nie widać, powinienem tak się zachować, żeby bandyta uczynił raczej zło mniejsze.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama