Odpowiedź autora na książkę "Bóg urojony" Richarda Dawkinsa
W ostatnich latach chrześcijaństwo jest nieustannie atakowane przez wrogo nastawionych fundamentalistycznych ateistów. Trzy konkretne książki: Letter to a Christian Nation („List do narodu chrześcijańskiego”) Sama Harrisa, Bóg nie jest wielki Christophera Hitchensa i Bóg urojony Richarda Dawkinsa cieszyły się szczególną popularnością. Spośród tych trzech autorów Dawkins jest prawdopodobnie najszerzej znany, a jego książka znajdowała się na listach bestsellerów przez długi czas, zyskując rozmaite wyróżnienia. Dawkins, profesor katedry Public Understanding of Science (dosłownie: Potocznego Rozumienia Nauk Ścisłych) Uniwersytetu Oksfordzkiego, ostatnimi czasy mniej zajmował się „pomaganiem” zwykłym ludziom w pojmowaniu istoty nauk ścisłych, a tak naprawdę promował zwykły ateizm. Efektem jego działalności jest książka Bóg urojony, która od początku do końca jest bezczelnym atakiem nie tylko na religię jako taką, lecz także na biblijne chrześcijaństwo w szczególności. Zostało ono tam przedstawione fałszywie, jako irracjonalne i pełne zła. W tej książeczce mam nadzieję jednak dowieść, iż argumenty, na których opierają się twierdzenia Dawkinsa, są wielokrotnie nielogiczne, a czasem nawet z gruntu nieprawdziwe. Prostym tego przykładem jest fakt, iż niesłusznie uogólnia on, twierdząc, że krytykowane przez niego wierzenia w transsubstancjację, wniebowstąpienie Marii i koncepcję czyśćca są wspólne dla wszystkich, którzy deklarują się jako chrześcijanie. Musimy więc założyć, że albo rozmyślnie ignoruje on historyczny okres nazywany reformacją, w czasie którego odbyła się wielka debata nad biblijnością wielu wcześniejszych przekonań, albo z rozmysłem ignoruje wykrystalizowanie się ewangelicznego nurtu chrześcijaństwa, które odcięło się od wielu niebiblijnych nauk. W efekcie sprowadził on swoje wywody do dyskutowania tylko takich poglądów, które żywo wspierają jego cele. Tak czy inaczej książka Bóg urojony pokazuje, że jej autor używa zwodniczych argumentów, by tylko odwrócić uwagę swoich czytelników od właściwego celu książki, jakim jest zaatakowanie Biblii i biblijnego uczniostwa Chrystusowego, jakie rozwija się we współczesnym świecie.
Cel książki Bóg urojony ujawniony został we wstępie, gdzie Dawkins pisze, że książka przeznaczona jest dla ludzi, którzy „nierzadko uświadamiają sobie własne pragnienie odejścia od wiary rodziców”, ale nie zdają sobie sprawy, że mają taką możliwość, przyczyną czego jest „ta czy inna forma indoktrynacji, jakiej nieodmiennie poddawane są dzieci”. Słowo „indoktrynacja” w tym kontekście oznacza taki sposób nauczania osoby (bądź grupy osób), by przyjmowały pewne doktryny bezkrytycznie, nie potrafiąc jednocześnie podać przyczyn, dla których uważają je za prawdziwe. Do pewnego stopnia Dawkins ma rację: w naszym otoczeniu odbywa się ciągła indoktrynacja. Jednak we współczesnym świecie zachodnim nie dotyczy ona chrześcijaństwa, a zupełnie innego poglądu na świat. Mówię to w imieniu milionów dzieci, które nauczano, że ewolucja jest faktem, i które szczerze w to wierzą, a jednak są całkowicie niezdolne do podania choćby jednego dowodu na poparcie tej „prawdy”. By podać przykład — poprosiłem pewnego znajomego nastolatka, który był zagorzałym ateistą i ewolucjonistą, by przedstawił choć jeden dowód przekonujący go o słuszności teorii ewolucji. Po dłuższym wahaniu zaprezentował mi ów „cenny dowód”, na którym opierał wszystkie swoje przekonania — książkę: O powstawaniu gatunków Darwina. Na pewno nie taki przykład indoktrynacji miał na myśli Dawkins, niemniej wpisuje się on doskonale w jego poglądy, kwestionując jednocześnie jego tezę, jakoby ateizm był synonimem wolnego umysłu i „oznaczał właściwą niezależność myślenia”.
Dawkins nie marnuje czasu i od razu przechodzi do potępiania religii. Chociaż zaprzecza, jakoby religia była źródłem wszelkiego zła, zapewnia, że jest ona powodem większości. Na użytek dowodu swojej „naukowej” tezy nawiązuje on do piosenki „Imagine” Johna Lennona i pisze:
„Wyobraź sobie świat bez religii, bez zamachowców-samobójców, 11 września, 7 lipca, krucjat, polowania na czarownice, spisku prochowego, podziału Indii, konfliktu izraelsko-palestyńskiego, bez masakr i czystek etnicznych w byłej Jugosławii, prześladowania Żydów jako tych, którzy »zabili Pana naszego«, bez konfliktów w Irlandii Północnej, honorowych zabójstw i bez różnych teleewangelistów z natapirowanymi włosami i w lśniących garniturach, oskubujących łatwowiernych ludzi z ostatnich groszy”.
Oczywiście na tej liście znajduje się wiele zła, z powodu którego każdy przytomny człowiek będzie ubolewać, ale do listy tej należałoby dodać jeszcze kilka innych rzeczy. Wyobraź sobie świat bez ateizmu. Bez sowieckich gułagów, nazistowskiego holocaustu i obozów koncentracyjnych, gdzie przeprowadzano „naukowe” doświadczenia na „podludziach”, pól śmierci w Kambodży; wyobraź sobie Chiny bez Mao Tse-tunga i jego obozów korekcyjnych, Kubę bez Fidela Castro i jego obozów śmierci; świat bez masowych mordów na nienarodzonych dzieciach, bez nihilistycznej młodzieży egzystującej bez jakiegokolwiek sensu i celu, która — w przeciwieństwie do Dawkinsa — rozumie praktyczne następstwa faktu, iż żyją w świecie pozbawionym celów.
Co prawda, w dalszych fragmentach swojej książki Dawkins próbuje wyjaśnić, że rzeczywiście ateiści dopuścili się wielu złych uczynków, lecz broni swojej tezy, twierdząc, że nie ma przecież dowodu na to, by dopuścili się ich dlatego, że są ateistami, czy na to, że „ateizm w sposób systemowy zmusza ludzi do czynienia zła”.
Cóż, nikt nie sugeruje, że ateiści są seryjnymi mordercami czy despotycznymi tyranami! Ale w przypadku wszystkich oprawców wymienionych wcześniej to ni mniej, ni więcej, tylko ich ateistyczne przekonania kreujące ich osobowość były odpowiedzialne za to, co zrobili! Na przykład Lenin, architekt Związku Sowieckiego, powiedział: „Musimy wytępić religię. To jest podstawowe założenie marksizmu”.
W liście zaś, który napisał do Maksyma Gorkiego w 1913 roku, ujawnia swoje przeświadczenie, iż aby osiągnąć cel, jakim jest całkowite zlikwidowanie religii, absolutnie uzasadnione jest użycie siły:
„Każda idea religii, każda idea Boga, nawet niewinny flirt z ideą Boga jest niewysłowionym złem [...]. Złem najgorszego rodzaju, zarazą najbardziej wstrętnego typu. Miliony grzechów, ohydnych uczynków, aktów przemocy i fi zyczne zakażenia
[...] są o wiele mniej niebezpieczne od subtelnej, duchowej idei Boga, przystrojonej w najmądrzejsze nawet ideologiczne kostiumy. Każda próba obrony czy uzasadnienia idei Boga, nawet najbardziej wyrafinowana, z najlepszymi intencjami, jest w zasadzie usprawiedliwianiem zastosowania fizycznej reakcji” (wyróżnienie autora).
Zwróćmy uwagę na ostatnie przerażające słowa. Są to słowa człowieka, który nie cofnął się przed wprowadzeniem ich w życie, gdy objął władzę, i trzeba być głupcem, by zaprzeczać istnieniu powiązania pomiędzy nimi a ateistycznymi przekonaniami wypowiadającej je osoby.
Dawkinsowe potępianie wszystkich religii jest jednakże dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że on także jest człowiekiem religijnym. Niewierzący lubią twierdzić, że są niereligijni, bo daje im to pewne poczucie „wyższości” — jak gdyby religia była jakąś wstrętną chorobą, a oni są wystarczająco mądrzy i oświeceni, by nie zapaść na tę „wstrętną chorobę”. Ale postawmy sprawę jasno: ateizm jest religią. Słowo „religia” pochodzi od łacińskiego religio, które oznacza „łączyć”, „wiązać [ze sobą]”. Można to rozumieć na dwa sposoby: osobisty i zbiorowy. Na poziomie osobistym oznacza to zestaw wierzeń i przekonań, które w umyśle wyznającej je osoby są ściśle ze sobą związane, tworząc jej światopogląd. A skoro ateiści mają pewien zestaw przekonań, jasne jest, że na poziomie osobistym ateizm mieści się w kategorii religii, tak jak na przykład buddyzm czy islam. Na poziomie zbiorowym religia jest zestawem przekonań, które łączą ze sobą wielu ludzi, tworzących później odróżniającą się, zorganizowaną grupę. O ile ateiści mogą niechętnie przyznać, że są religijni w osobistym tego słowa znaczeniu, o tyle prawdopodobnie zaprzeczą temu, że dotyczy to także poziomu zbiorowego. Będą twierdzić, że nie odrzucają religii jako takiej, ale organizacje religijne (w domyśle oczywiście — kościoły). A jednak oczywiste jest, że ateiści mają taką samą potrzebę łączenia się ze sobą, jak wyznawcy każdej innej religii. Dawkins sam to przyznaje, kiedy napomyka, że wszelkie próby zorganizowania ateistów były trudne i jak dotąd daremne, a także, iż ma nadzieję, że jego książka zachęci ich do „ujawnienia się [coming out]”, aby mogli „głośno powiedzieć: Tak, jestem ateistą!”, aby „trudno było ich nie usłyszeć”.
Czy to nie brzmi jak nawoływanie ateistów do połączenia sił? Oczywiście, że tak! A zatem czy nie jest to zaczątek budowy organizacji religijnej? Jak najbardziej!
Dwie wielkie deklaracje wiary ateistycznej (Manifest komunistyczny oraz Manifest humanistyczny I, II i III8) wraz z wielkimi ateistycznymi eksperymentami XX wieku (Związek Sowiecki, Nazistowska Rzesza, Chińska Republika Ludowa, Albania, Koreańska Republika Ludowo-Demokratyczna [tzw. Korea Północna] itd.) są wymiernym dowodem na to, do czego skłonni i jak zdeterminowani są ateiści, jeśli chodzi o połączenie sił i zebranie się wokół poglądów, które podzielają. Można się spierać z badaczami języka co do tego, czy znaczenie słowa religio [religio] „łączyć”, „wiązać” można rozciągnąć na oznaczenie „ponownego pojednania [z Bogiem]”, co wskazywałoby na to, że „religia” jest systemem przekonań zorientowanym na ostateczne zbawienie. Ale nawet przy tym założeniu ateizm nadal może być klasyfikowany jako religia, ponieważ aspekt „zbawczy” jest wyraźnie widoczny w dwóch głównych światopoglądach, które on przyjmuje: w humanizmie i komunizmie. Manifest humanistyczny II mówi na przykład, że „nie ocali nas żadne bóstwo, sami musimy siebie ocalić [„ocalić”, czyli „zbawić” — od gr. słowa sodzo, które oznacza zarówno „ocalenie”, jak i „zbawienie” (dopisek wydawcy)]”. Karol Marks napisał zaś, że proletariat utknął w takiej strefie rozwoju, że „sam się nie uwolni, dopóki nie uwoli również innych klas, a to oznacza, że w obecnej sytuacji, gdy ludzkość wykazuje całkowitą utratę zdolności do odkupienia samej siebie, proces ten może się dokonać tylko przez całkowite zbawienie ludzkości przez proletariat”* (wyróżnienie autora). Tak więc według ateistycznych humanistów zbawienie leży w rękach całej ludzkości; według ateistycznych komunistów — w rękach proletariatu. Niezależnie od tego, czym ponadto ateizm jeszcze jest, jest on, i to z całą pewnością, systemem religijnym, zarówno w sensie „łączenia” i „wiązania”, jak i powszechnego „zbawienia”.
Jako sygnatariusz Manifestu humanistycznego III Dawkins powinien być świadom tego, że podpisał dokument, który jest w pełni religijny. Poprzednie manifesty — Manifest humanistyczny I i II — jednoznacznie podkreślają fakt, że humanizm jest i religią, i wiarą. Powinien być także świadom tego, że najwięksi humaniści ostatniego stulecia, w których ślady pragnie pójść, zgodnie zaklasyfikowali humanizm jako religię (uczyniły to również sztandarowe postaci tego humanizmu, jak John Dewey i Julian Huxley). Z całą pewnością jest on świadomy tego, że humanizm, w obliczu prawa, jest w USA traktowany jako religia, odkąd w 1961 roku Sąd Najwyższy uznał, że liczne stowarzyszenia humanistyczne — jako organizacje religijne (sic!) — są wolne od płacenia podatku dochodowego.
Wygląda jednak na to, że Dawkins, odchodząc od metody naukowej, przyjmuje domyślnie, że pod pojęciem „religia” zawiera się jedynie jego potoczne rozumienie jako oddawanie czci bóstwu lub bóstwom. W porządku, ale również i to nie zgadza się z jego twierdzeniem, według którego świat bez religii byłby światem bez zła. Gdyby tak było, gdyby w takim twierdzeniu było choć ziarno prawdy, to każde miejsce na świecie, gdzie by nie oddawano czci jakiemuś bóstwu, powinno być źródłem niezwykłej inspiracji, miejscem godnym podziwu i naśladownictwa. Czy jest takie miejsce? Jakoś nikt nie może go znaleźć! Zostawmy ateistom próby wyjaśnienia, dlaczego brak „religii” nigdy nie dorósł do manifestu Johna Lennona, a wręcz odwrotnie: zawsze kreował wielki chaos i spustoszenie w każdym narodzie, który kiedykolwiek próbował zrezygnować z jakiejś wiary.
Jest jeszcze jedno stwierdzenie zawarte we wstępie do książki, które warto by skomentować. Dawkins przedstawia ateistów jako szykanowaną mniejszość; twierdzi, że ludzie ci jakoby obawiali się przyznać do ateizmu z powodu uprzedzeń tkwiących w społeczeństwie. Chociaż na poparcie swojej tezy przytacza kilka przykładów, ogólny obraz ateistów, ukazywanych jako strapionej i uciszanej grupy jest śmiechu wart. Absurdalność tych słów zauważymy, czytając choćby peany uznania dla jego książki, cytowane z prasy brytyjskiej, która zwykle jest mocno ze sobą skłócona. A tu nagle zaczyna brzmieć jednym głosem pełnym zachwytu. Zdaje się więc, że Dawkins znalazł sposób na wyciszenie ich wewnętrznych sporów. Recenzje w najbardziej znanych dziennikach i czasopismach były następujące:
• „The Daily Express” stwierdził, że książka była „rozpaczliwie potrzebna”.
• „The Guardian” opisał ją jako „pełną charakteru i orzeźwiającą”
• „The Sunday Times” uznał, że jest to książka, która pomoże nam odrzucić „te nonsensowne przesądy, które nękały nas od pierwszej wizyty w szkółce niedzielnej”.
• „The Daily Mail” orzekł, że książka Dawkinsa jest „głosem tych, którzy jego piórem „wołają”, że chcą się ujawnić jako niewierzący, ale nie wiedzą, czy się odważą”.
• „The Sunday Telegraph” napisał: „Jeśli szukasz zrozumienia ewolucji albo argumentów popierających ateizm, nie znajdziesz lepszych przewodników niż Richard Dawkins”.
• „The Mail on Sunday” zapewnił: „Dawkins nie mógłby wyrazić się jaśniej. Nie ma Boga. Wszystkie religie są w błędzie”.
|
Fragment pochodzi z książki:
Rob Slane
Bóg rzeczywisty
|
Czy to brzmi jak coś, czego społeczeństwo nie będzie tolerowało? Czy możesz podać, Czytelniku, tytuł choćby jednej książki napisanej przez kreacjonistę, która we współczesnych mediach zebrałaby takie pochwały, jak Bóg urojony, i byłaby wystawiona w centralnym oknie wystawowym wszystkich liczących się księgarni i bibliotek? Ta niepokojąca zgodność opinii prasy brytyjskiej (a pewnie nie tylko tej) obnaża pewien fakt, że ateiści wcale nie są zaledwie tolerowaną częścią społeczeństwa (jak afirmuje ich Dawkins), ale należą do najbardziej wpływowych grup, które kształtują myślenie innych, i wcale nie wydaje się, by mieli być zagrożeni prześladowaniami za swoje poglądy.
Argumenty zawarte w książce Bóg urojony można podzielić na sześć głównych tematów:
1) nieprawdopodobieństwo istnienia Boga,
2) selekcja naturalna jako wyjaśnienie istnienia życia,
3) selekcja naturalna jako wyjaśnienie korzeni moralności,
4) niemoralność Biblii,
5) zło wiary,
6) religijne wychowanie dziecka jako jego molestowanie.
W poszczególnych rozdziałach zmierzę się z tymi tematami, wykazując wiele wad założeń i twierdzeń Dawkinsa oraz pokazując zawarte w nich fałszerstwa. Cel tej książki jest więc dwojaki. Po pierwsze, w czasach, gdy chrześcijaństwo jest lekceważone i wyśmiewane, chciałbym zdopingować chrześcijan do stanięcia w obronie swoich przekonań w obliczu coraz bardziej sceptycznego i wrogiego im świata. Po drugie, w czasach, gdy ateizm (a w zasadzie religia zwana Nowym Ateizmem) gwałtownie się rozwija, mam nadzieję skłonić ateistów i agnostyków, zwłaszcza tych, którzy przeczytali książkę Dawkinsa i mu uwierzyli, do zastanowienia się nad tym, czy założenia, na których opierają swoją wiarę, są tak logiczne, jak im się to wydaje. Mam nadzieję, że odkryję przed Czytelnikami tej broszury, czym tak naprawdę jest publikacja Richarda Dawkinsa Bóg urojony, niezależnie od tego, w co kto wierzy, i że naczelne miejsce w życiu każdego zajmie Prawda (por. J 14,6).
Odpowiedzi na te pytania, znajdą Państwo w dalszej części książki „Bóg rzeczywisty”.
opr. ab/ab