• Idziemy

Od marzeń do nawrócenia

Perspektywa pełnej jedności chrześcijan zaczęła się nam ostatnio coraz bardziej oddalać. Przynajmniej tak to wygląda z polskiego punktu widzenia.

A jeszcze na przełomie drugiego i trzeciego tysiąclecia wydawało się, że cel ekumenicznej drogi jest już niedaleko. Po wzajemnym uznaniu ważności sakramentu chrztu udzielanego w bratnich Kościołach i wspólnotach chrześcijańskich oraz po wydaniu ekumenicznego tłumaczenia Pisma Świętego można było żywić nadzieję, że jeszcze w tym pokoleniu możliwe będzie widzialne zjednoczenie wszystkich wyznawców Chrystusa we wspólnej Eucharystii. Do zjawisk przybliżających jedność dodać trzeba jeszcze wspólne inicjatywy na gruncie miłosierdzia podejmowane przez katolicką Caritas, ewangelicką Diakonię i prawosławny Eleos.

Równocześnie pojawiły się sprawy, które bynajmniej drogi do jedności nie ułatwiają. W relacjach z luteranami jest to pierwsza ordynacja kobiet na urząd pastorów w zborach protestanckich. Wprawdzie ordynacja to nie święcenia, tylko wprowadzenie na urząd, a pastor to nie kapłan – o czym wielokrotnie pisaliśmy na naszych łamach – ale kolejny problem w dialogu ekumenicznym nam przybywa. W relacjach z polskim prawosławiem wiele złego ujawniła ubiegłoroczna napaść Rosji na Ukrainę. Uwidoczniła ona bolesne powiązanie Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego z patriarchatem moskiewskim. Spowodowane jest to trudną historią szczególnie z okresu zaborów i PRL, o której w wolnej Rzeczypospolitej próbowaliśmy zapomnieć. Jednakże najpierw brak uznania władz prawosławia w Polsce dla pozyskanej z Konstantynopola autokefalii Cerkwii Prawosławnej Ukrainy, a potem odwlekana i niezdecydowana reakcja wobec wsparcia moskiewskiego patriarchy Cyryla dla rosyjskiej agresji na Ukrainę spowodowały wzrost dystansu większości katolików w Polsce do tutejszego prawosławia.

Dotyczy to oczywiście tylko polskiego i moskiewskiego prawosławia. Nasze relacje ze światowym prawosławiem, reprezentowanym przez patriarchat Konstantynopola, i z autokefalicznym prawosławiem ukraińskim uległy bowiem zacieśnieniu. Stało się to szczególnie po ubiegłorocznej wizycie w Polsce, na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy, ekumenicznego patriarchy Konstantynopola Bartłomieja I, który bez ogródek stwierdził, że w aktualnej sytuacji bliżej mu do papieża Franciszka niż do moskiewskiego patriarchy Cyryla. Podobne doświadczenia mamy z wiernymi i duchowieństwem Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej Ukrainy, reprezentowanej przez metropolitę Epifaniusza. Nierzadko, wobec odrzucenia ich przez władze polskiego prawosławia, to katolickie diecezje i parafie udostępniają im swoje świątynie na ich liturgie. To praktyczny wyraz międzywyznaniowego braterstwa, bez wielkich deklaracji i ustaleń komisji teologicznych.

Podejście do ekumenizmu rozumianego jako dogadanie się na najwyższym poziomie instytucjonalnym odchodzi powoli do lamusa. Tam, gdzie usunięto główne przeszkody w postaci wzajemnych ekskomunik i zadekretowanych niechęci, możliwa jest normalna współpraca w wielu dziedzinach dla ludzkiego pożytku i Bogu na chwałę. Pierwszym jej warunkiem jest zdrowe zdystansowanie się Kościołów i wspólnot wyznaniowych od bieżącej polityki państw, w których działają. Przykład Cerkwi moskiewskiej i jej patriarchy najdobitniej pokazuje, że brak takiego dystansu prowadzi ostatecznie do podeptania Chrystusowej Ewangelii, która zostaje sprowadzona do narzędzia w realizacji imperialnych celów. W tej sytuacji nie ma już miejsca na ekumenizm. Pozostaje tylko modlitwa o nawrócenie publicznego grzesznika.

Nawrócenie jest zresztą warunkiem ewangelicznej, a nie tylko instytucjonalnej jedności różnych nurtów chrześcijaństwa. Ta instytucjonalna, mimo naszych pobożnych marzeń, może nigdy nie nadejść. Pojawiają się sukcesy i pojawiają się nowe problemy. To wcale nie oznacza, że nie powinniśmy się o tę jedność modlić i dla niej pracować. Trzeba jednak pamiętać, że podejmujemy starania tylko o jedność chrześcijan, a nie o jedność Chrystusowego Kościoła. Bo Chrystusowy Kościół od początku jest i na zawsze pozostanie jeden! Wyznajemy tę prawdę, ilekroć odmawiamy nicejsko-konstantynopolitańskie Credo. Polecam na ten temat mój artykuł na stronie 12. Potrzeba jednak naszego indywidualnego i eklezjalnego nawrócenia, żeby jak najwięcej Chrystusowego Kościoła, a jak najmniej naszych ludzkich sprawek było w naszych Kościołach i wspólnotach chrześcijańskich. To jest najważniejsze w ekumenizmie. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama