Modne wśród racjonalistów jest mówienie o Biblii jako księdze pełnej sprzeczności. Czy problem polega jednak na faktycznych sprzecznościach, czy też na interpretacji narzuconej przez sceptycznego czytelnika, niezgodnej z intencją autora tekstu?
Modne wśród racjonalistów jest mówienie o Biblii jako księdze pełnej sprzeczności. Uchodzi wśród nich wręcz za punkt honoru wspomnieć, że Biblia jest czymś takim. O wiele mniej uwagi poświęca się jednak temu, czym w ogóle jest sprzeczność i kiedy zachodzi.
Zupełnie bez odpowiedzi pozostaje też pytanie o konsekwencje takich ewentualnych sprzeczności, czy ich naturę, po tym gdy już uzna się, że one występują. Głębsze rozważania na ten temat są wśród racjonalistów po prostu już zupełnie nieobecne. Zwyczajnie uważa się, że sprawa jest oczywista i dawno rozstrzygnięta. Nie ma co dalej wnikać. Pismo gdzieś sobie przeczy a zatem nie ma w nim nawet śladu Boga. Chrześcijanie mają na ten temat jeszcze mniej do powiedzenia. Jeśli w ogóle ich to interesuje, to tylko o tyle, o ile jakiego rodzaju sprzeczności rozpatrujemy. To drugie stanowisko, choć wydaje się reprezentować większą ignorancję w temacie, jest w rzeczywistości o krok dalej pod względem jakiegokolwiek wnikania w zagadnienie.
I słusznie. Pytanie o rodzaj sprzeczności wcale nie jest pozbawione racji. No bo przecież pytanie to stawia się w związku z zarzutem, sam zarzut stawia się zaś w związku z natchnieniem. Natura danego zjawiska może być nie tylko wieloznaczna, ale może także pociągać za sobą przeróżne konsekwencje. Pismo jak wiemy ma być natchnione. Rozważanie sprzeczności w tym kontekście wcale nie jest takie jednoznaczne. Nawet jeśli uznamy, że Pismo przeczy gdzieś sobie, to kwestia jego natchnienia wcale nie musi być przez to zanegowana. Przypuśćmy bowiem, że Bóg natchnął autorów biblijnych ale tylko w pewnych kwestiach. Konsekwencje tego pozostaną wtedy bardzo niejednoznaczne i ograniczone. Jeśli bowiem natchnął ich tylko w kwestii teologii to trudno oczekiwać od nich natchnienia w kwestii wiedzy z zakresu biologii, fizyki czy astronomii. Gdyby na przykład Hiob stwierdził, że Ziemia jest mniejsza niż Księżyc, to nie implikowałoby, że Biblia nie jest natchniona w taki sposób o jakim powiedziałem. Gdyby jednak stwierdził, że Bóg na pewno nie istnieje, to wtedy sytuacja stałaby się o wiele trudniejsza dla rzeczników kanoniczności Księgi Hioba. Jego osąd byłby przecież stricte teologiczny w tej sytuacji.
A więc nie tylko różne mogą być rodzaje sprzeczności, ale nawet i sama koncepcja natchnienia może mieć różnie rozumiane zakresy. Jeszcze bardziej dyskusyjna jest kwestia co to w ogóle jest sprzeczność. To na szczęście można dość prosto ustalić. Zacznijmy od bardziej potocznego rozumienia pojęcia sprzeczności, które choć nie jest rozumieniem stricte logicznym, to jednak dobrze ilustruje podstawowe kwestie związane z tym zagadnieniem. Co to w ogóle jest sprzeczność w potocznym tego słowa rozumieniu? Nawet z takiego punktu widzenia prawdziwa sprzeczność zachodzi niezwykle rzadko. Musi tu bowiem występować zarazem niezgodność czasu i miejsca. Na pewno sprzeczne są zdania:
a) 23 października 2007 Kowalski był o godzinie 20:43 w Nowym Jorku
b) 23 października 2007 ten sam Kowalski był o godzinie 20:43 w Tokio
Istnieje tu ewidentna niezgodność co do czasu i miejsca na mocy niemożliwości fizycznej. Kowalski nie mógł być w obu tych miejscach jednocześnie. Jest to fizycznie niemożliwe. Natomiast dużo bardziej dyskusyjne jest, czy sprzeczne są zdania:
a)' 23 października 2007 Kowalski był w Nowym Jorku
b)' 23 października 2007 ten sam Kowalski był w Tokio
23 października 2007 roku Kowalski mógł przemieścić się z Nowego Jorku do Tokio (lub na odwrót) za pomocą superszybkiego ponaddźwiękowego samolotu i w tym momencie widać, że zdania a)' i b)' nie muszą być już sprzeczne. A zatem aby pomiędzy dwoma zdaniami wystąpiła ewidentna sprzeczność w potocznym tego słowa znaczeniu, muszą one ostatecznie wykluczać się na mocy warunku czasu i miejsca, które są w nich wystarczająco jednoznacznie sprecyzowane. Jednakże w Biblii nigdy nie precyzuje się aż tak ostro okoliczników czasu i miejsca, stąd staje się zrozumiałe, że na mocy nawet już tylko tychże ogólnych warunków koniecznych do zajścia sprzeczności niezwykle trudno będzie wykazać (jeśli w ogóle uda się to zrobić), że taka gdzieś w niej występuje.
Z punktu widzenia logiki formalnej istnieją jeszcze bardziej konkretne kryteria tego czym jest sprzeczność. Okazuje się, że zdania, lub raczej zbiory zdań, które rozpatrujemy w stosunku do siebie, mogą być sprzeczne w różny sposób. Weźmy więc konkretny zbiór zdań A. I tak, zbiór ten może być jawnie sprzeczny wtedy, gdy jeden z elementów tego zbioru przeczy lub jest negacją innego elementu. Na przykład:
1) Mojżesz wszedł na górę Horeb i otrzymał od Boga tablice z dziesięcioma przykazaniami
versus
2) Mojżesz nigdy nie otrzymał od Boga tablic z dziesięcioma przykazaniami
lub 1) versus 3)
3) Mojżesz nigdy nie wszedł na górę Horeb
Zbiór ten jest jawnie sprzeczny. Mogą jednak istnieć zbiory, które są sprzeczne, lecz nie w jawny sposób. Na przykład weźmy taki oto zbiór B:
1) Mojżesz wszedł na górę Horeb i otrzymał od Boga tablice z dziesięcioma przykazaniami
versus
2)' Mojżesz nigdy nie otrzymał od Boga żadnych tablic
lub 1) versus 3)'
3)' Mojżesz nigdy nie wszedł na żadną górę
Ten zbiór zdań nie jest już jawnie sprzeczny. Nie ulega jednak wątpliwości, że jest on sprzeczny. Na mocy praw logiki zdań i teorii kwantyfikatorów możemy bowiem orzec, że słowa „nigdy” i żadnych”, obecne w zdaniach 2) i 3), w ostatecznym rozrachunku wymowy tych zdań przeczą wymowie zdania 1). Możemy też po prostu stwierdzić, że na mocy dedukcji opartej na prawach logiki jesteśmy w stanie prawomocnie przekształcić zdanie 2)' i 3)', w zdania 4) i 5):
4) Jeśli Mojżesz nie otrzymał od Boga żadnych tablic, to w tym tablic z dziesięcioma przykazaniami
5) Jeśli Mojżesz nigdy nie wszedł na żadną górę, to w tym i na górę Horeb
Tym samym, na mocy prawa modus ponens (jeżeli p, to q; p; zatem q), do zbioru zdań B możemy dodać następne zdania 4)' i 5)', bezpośrednio wydedukowane z 4) i 5):
4)' Mojżesz nigdy nie otrzymał od Boga tablic z dziesięcioma przykazaniami
5)' Mojżesz nigdy nie wszedł na górę Horeb
Zbiór ten będzie wtedy jawnie sprzeczny, gdyż nietrudno zauważyć, że zdania 4)' i 5)' są tożsame ze zdaniami 2) i 3) z wcześniejszego jawnie sprzecznego zbioru A [w którym sprzeczność występowała w stosunku do zdania 1)]. Konkludując można więc stwierdzić, że choć zbiór B nie jest jawnie sprzeczny, to na pewno jest formalnie sprzeczny.
Ale to wciąż nie jedyne rodzaje sprzeczności. Stwórzmy jeszcze jeden zbiór zdań, który będzie sprzeczny na innej zasadzie. Na przykład zbiór zdań C:
1)” Mojżesz jest starszy od Aarona,
2)” Aaron jest starszy od Lewiego
3)” Mojżesz nie jest starszy od Lewiego
Zbiór ten nie jest ani jawnie, ani formalnie sprzeczny. Nie możemy żadnemu z tych zdań zaprzeczyć nawet wtedy, gdy przy użyciu praw logiki będziemy próbowali wydedukować z nich inne zdania. Jednak oczywiste jest, że zbiór ten jest w jakiś sposób sprzeczny lub niespójny. Niemożliwością jest przecież, aby wszystkie jego trzy elementy były jednocześnie prawdziwe, ponieważ koniecznie prawdziwym jest, że:
4)” Jeśli Mojżesz jest starszy od Aarona, a Aaron jest starszy od Lewiego, to Mojżesz jest starszy od Lewiego
Jeśli dodamy koniecznie prawdziwe zdanie 4)” do zbioru C, to otrzymamy zbiór formalnie sprzeczny. Zdania 1)”, 2)” i 4)” prowadzą w oparciu o prawa logiki elementarnej do zaprzeczenia zdaniu 3)”. Albo w inny sposób — możemy wykazać, że zbiór C jest koniecznie fałszywy w przypadku koniunkcji jego zdań, to znaczy wtedy, gdy pomiędzy zdaniami 1)”, 2)” i 3)” postawimy „i”. Zbiór taki można uznać za sprzeczny implicite[1]. Wydaje się jednak, że racjonaliści nigdy nie próbują nawet domniemywać, że sprzeczność typu implicite zachodzi gdziekolwiek w tekstach biblijnych. Najwyraźniej poszukują oni bardziej jawnych lub bezpośrednich sprzeczności, lub inaczej — to co znajdują jawi im się jako takowe.
Kiedy już wiadomo, jak wygląda zagadnienie sprzeczności z punktu widzenia rozważań czysto formalno-logicznych, warto przyjrzeć się pod tym kątem wybranym przykładom domniemanych sprzeczności biblijnych.
Racjonaliści twierdzą na przykład, że ewangeliczne relacje mówiące o kobietach pod krzyżem Jezusa są „sprzeczne”, ponieważ raz czytamy, że były tam Maria Magdalena, Maria matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza (Mt 27,56), kiedy indziej, że była tam Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome (Mk 15,40), a jeszcze kiedy indziej, że była tam Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena (J 19,25). Biorąc pod uwagę to co już wiemy o naturze sprzeczności trudno uznać to za sprzeczność w jakimkolwiek zakwalifikowanym sensie. Żaden z wspomnianych tekstów nie zawiera kwantyfikatorów, które pozwoliłyby wzajemnie wykluczyć możliwość uzupełniania się tych tekstów w jedną komplementarną całość. Na przykład Mt 27,56 nie stwierdza wbrew Mk 15,40, że pod krzyżem nie było Salome. Nie występuje tutaj jawna sprzeczność. Nie można również wyprowadzić z żadnego z tych wersetów zdania na mocy dedukcji, które zaprzeczyłoby wymowie któregokolwiek z tych tekstów. Na przykład z Mt 27,56 w żaden sposób nie da się wyprowadzić ostatecznej konkluzji, zgodnie z którą obecność Marii matki Józefa bezwzględnie wyklucza obecność Marii Matki Jezusa, lub na odwrót. Teksty te nie są więc również formalnie sprzeczne. Wreszcie, żaden z tych tekstów nie jest implicite sprzeczny, ponieważ nie można dodać do zbioru tych zdań takiego zdania, które będąc ich koniunkcją przeczyłoby któremukolwiek z nich, wykazując ich konieczną fałszywość. Innymi słowy, każde z nich dodaje coś od siebie nie negując tego co mówi inne. Można je wręcz połączyć.
Po tych analizach doskonale widać, że teksty biblijne, które racjonaliści uważają za sprzeczne, są co najwyżej niekompletne. Zestawione jednak razem tworzą całość. Nie tylko się uzupełniają, ale są wręcz zgodne ze sobą. Racjonaliści popełniają dokładnie taki sam błąd w przypadku imputowania sprzeczności innym tekstom biblijnym, takim jak rzekomo sprzeczne relacje o ostatnich słowach Jezusa na krzyżu, czy relacje mówiące o tym kto pierwszy ujrzał Zmartwychwstałego, ile było wtedy kobiet (i które) przy grobie itd. Poczynione przed chwilą uwagi są w pełni adekwatne do rozumowania racjonalistów w przypadku również i tych kwestii. Można by je w zasadzie mechanicznie odnosić do każdego kolejnego przykładu jaki omówię niżej. Czytelnik może na zasadzie ćwiczenia intelektualnego zrobić to sam, podczas gdy ja zwrócę uwagę na inne aspekty.
Istotny problem, jaki wiąże się z ateistycznym podejściem do Pisma, to kontekst primo, kontekst secundo, i kontekst tertio. A raczej jego ignorowanie. Gdybym miał wskazać na jakiś najważniejszy aspekt wszystkich największych błędów związanych z lekturą Pisma, to wskazałbym właśnie na zagadnienie nieuwzględniania kontekstu. Wszystkie herezje, sekciarskie ruchy i inne błędy powstały właśnie na skutek odczytywania Pisma bez kontekstu lub wbrew niemu. Nawet świadomi ważności tego zagadnienia ludzie wciąż muszą walczyć ze sobą aby nie odczytać w Piśmie czegoś podług swoich subiektywnych potrzeb i tym samym mimo kontekstu. Problem jest przede wszystkim psychologiczny. Nie siedzimy w głowie tego, kto tworzy przekaz, lecz jesteśmy zmuszeni odczytywać jego przekaz przez pryzmat własnej siatki pojęciowej, która siłą rzeczy musi być odmienna od siatki pojęciowej tego, kto stworzył przekaz. Poza tym słowa są wieloznaczne i czasem trudno zorientować się które znaczenie autor miał akurat na myśli, czy to samo co my, czy już inne (kiedy mówię, że przerabiam książkę, to kto zgadnie, czy czytam ją czy poprawiam raczej?). Kiedy nie idziemy tropem znaczenia słów, jakim podążał autor, to wtedy czytamy już tylko własną bajkę, zamiast odczytywać jego komunikat.
Kiedy zaczyna się odczytywanie Pisma bez uwzględnienia kontekstu? Najtrafniejsza moim zdaniem diagnoza tego zjawiska głosi, że zaczynamy czytać Biblię bez uwzględnienia kontekstu wtedy, gdy Pismo zaczyna przemawiać wyłącznie pod kątem naszych subiektywnych potrzeb, zamiast swoim własnym cichym głosem. Dla zilustrowania tego weźmy choćby taki sztampowy, lecz dobitny przykład — 1 Tm 2,5. Słowo „pośrednik” w tym wersie oznacza wyłącznie jedyne pośrednictwo Jezusa w zbawieniu dokonanym na krzyżu, bowiem kontekst okalający ten wers mówi wyraźnie o tym właśnie zbawieniu. Jezus jest jedynym pośrednikiem, który mógł nas zbawić na krzyżu. Tyle autor. Niektórzy jednak (a raczej bardzo wielu) zamiast podążać śladem tego co chciał powiedzieć autor zaczynają odczytywać ten wers wedle własnych potrzeb i kryteriów znaczeń słów, widząc w tym wersie atak na ideę zwracania się do katolickich świętych, którzy dla katolików są pośrednikami w modlitwie. Jednak ten wers nic nie mówi o takim pośrednictwie i basta. Ci, którzy czytają w tym wersie coś więcej niż on mówi, podążają już za własną bajką a nie za komunikatem autora.
Inny podobny przykład dobrze ilustrujący omawianą sytuację to choćby wers z Ap 22,18. Niektórzy używają tego tekstu przeciw katolickim księgom deuterokanonicznym, ponieważ w wersie tym jest mowa, że Bóg dołoży plag tym, którzy dodadzą coś do „proroctwa tej księgi”. No właśnie, wers wyraźnie mówi o dokładaniu proroctw do tej konkretnej księgi. I nic więcej. O żadnych ewentualnych deuterokanonicznych księgach nie ma w nim mowy, bo proroctwa Apokalipsy to nie księgi tego typu, natomiast same księgi deuterokanoniczne nie są jakoś na siłę podpięte akurat pod Apokalipsę św. Jana. Kiedy jednak ktoś zamiast dać przemówić Pismu jego własnym głosem szuka w nim już tylko odbicia dla własnych subiektywnych teorii, rozumiejąc poszczególne wyrazy inaczej niż autor, wtedy znów zaczyna się już pomijanie kontekstu i czytanie swojej własnej bajki zamiast komunikatu autora natchnionego.
Niestety, ale jak ukazuje moje własne smutne doświadczenie problem podążania za własną bajką a nie komunikatem autora to coś w czym przodują ateiści „wykładający” Pismo. Chyba tylko Świadkowie Jehowy, inni mistrzowie tego procederu, opanowali to w takiej samej skali. Racjonaliści dość sprytnie imputują Biblii sprzeczności, często wprowadzając nas do każdego konkretnego przykładu za pomocą „odpowiednio naprowadzającego” komentarza obecnego przy każdym kolejnym punkcie. ów komentarz prawie za każdym razem narzuca czytającemu odpowiednio spreparowany fałszywy kontekst, który ma niewiele wspólnego z rzeczywistym kontekstem wersów zawartych w danym punkcie. Jest to czynione rzecz jasna po to aby wywołać u czytelnika wrażenie, że sprzeczność rzeczywiście ma miejsce. Tymczasem sprzeczność ma tu miejsce tylko na poziomie odpowiednio spreparowanej interpretacji. Oto przykład dla ilustracji. W Jr 32,27 Bóg mówi:
„Ja jestem Panem i Bogiem wszelkiego stworzenia, Nic nie jest dla Mnie niemożliwe”.
Natomiast w Sdz 1,19 czytamy:
„A Pan był z Judą; objął on w posiadanie góry, lecz nie wypędził mieszkańców dolin, gdyż ci mieli żelazne wozy”.
Teksty te mają być sprzeczne, ponieważ drugi fragment ma negować wszechmoc Boga wyraźnie zadeklarowaną we fragmencie pierwszym. Jest to jednak wyrywanie z kontekstu i w sumie nadinterpretacja. Sdz 1,19 wcale nie mówi, że to Jahwe nie mógł wypędzić mieszkańców dolin z żelaznymi wozami, tylko stwierdza, że Juda nie był w stanie tego od razu zrobić. Różnica zasadnicza. Kawałek dalej ta sama księga podaje bowiem, że Izraelici z pomocą Bożą pokonali jednak w końcu Siserę, który miał aż 900 żelaznych wozów (Sdz 4,12-24). Bóg może więc wszystko, ale gdy posługuje się ułomnym człowiekiem, u którego szanuje wolną wolę, to czasem od razu wszystkiego nie da się zrobić. To zestawienie jest więc oparte na zdaniach wyrwanych z kontekstu, bowiem nie uwzględnia, że dalej po rozwinięciu tematu Pismo mówi coś zupełnie przeciwnego niż sugeruje powyższa nadinterpretacja oparta na dość okrojonym tekście. Niestety, ale ateiści czytają Pismo dokładnie tak jak Świadkowie Jehowy, wyrywając zdania z kontekstu, który dopiero jako całość ujawnia nam co Pismo naprawdę chce powiedzieć w danym temacie.
Inny klasyczny przykład takiego wyrywania tekstów biblijnych z kontekstu przez racjonalistów to epizod związany ze ślubem Jeftego. Racjonaliści najpierw zauważają, że Bóg potępił ofiary z ludzi (Pwt 12,31), a za chwilę stwierdzają, że popierał ideę składania takich ofiar, co uwidoczniło się ponoć w przypadku Gibeonitów i pewnego ślubu Jeftego:
„Jefte złożył też ślub Panu: Jeżeli sprawisz, że Ammonici wpadną w moje ręce, wówczas ten, kto (pierwszy) wyjdzie od drzwi mego domu, gdy w pokoju będę wracał z pola walki z Ammonitami, będzie należał do Pana i złożę z niego ofiarę całopalną. Wyruszył więc Jefte przeciw Ammonitom zmuszając ich do walki i Pan wydał ich w jego ręce....Gdy potem wracał Jefte do Mispa, do swego domu, oto córka jego wyszła na spotkanie, tańcząc przy dźwiękach bębenków, a było to dziecko jedyne; nie miał bowiem prócz niej ani syna, ani córki. Ujrzawszy ją rozdarł swe szaty mówiąc: Ach, córko moja! Wielki ból mi sprawiasz! Tyś też wśród tych, co mnie martwią! Oto bowiem nierozważnie złożyłem Panu ślub, którego nie będę mógł odmienić! Odpowiedziała mu ona: Ojcze mój! Skoro ślubowałeś Panu, uczyń ze mną zgodnie z tym, co wyrzekłeś własnymi ustami, skoro Pan pozwolił ci dokonać pomsty na twoich wrogach, Ammonitach! Nadto rzekła do swego ojca: Pozwól mi uczynić tylko to jedno: puść mnie na dwa miesiące, a ja udam się na góry z towarzyszkami moimi, aby opłakać moje dziewictwo. Idź! - rzekł do niej. I pozwolił jej oddalić się na dwa miesiące. Poszła więc ona i towarzyszki jej i na górach opłakiwała swoje dziewictwo. Minęły dwa miesiące i wróciła do swego ojca, który wypełnił na niej swój ślub i tak nie poznała pożycia z mężem. Weszło to następnie w zwyczaj w Izraelu” (Sdz 11,30-39).
„Natomiast wziął król Armoniego i Meribaala, czyli dwóch synów zrodzonych Saulowi przez Rispę, córkę Ajji, oraz pięciu synów, których Merab, córka Saula, zrodziła dla Adriela, syna Barzillaja z Mecholi. Oddał ich w ręce Gibeonitów, którzy ich powiesili na wzgórzu przed obliczem Jahwe. Wszyscy siedmiu zginęli razem. Zostali skazani na śmierć w pierwszych dniach pory żniw, na samym początku żniw jęczmiennych... Szczątki Saula i jego syna Jonatana pogrzebano w krainie Beniamina, w Sela, w grobowcu Kisza, ojca Saula. Poza tym zrobiono wszystko, co nakazał król. Wtedy dopiero Bóg okazał się łaskawszy dla króla” (2 Sm 21,8-14).
W rzeczywistości żaden z tych tekstów nie mówi, że Jahwe nakazał składać sobie ofiary z ludzi. W 2 Sm 21,8n czytamy, że Gibeonici samowolnie postanowili powiesić „przed Jahwe” (co wcale nie znaczy: dla Jahwe, czy: w ofierze dla Jahwe) ludzi. Zdanie „Wtedy dopiero Bóg okazał się łaskawszy dla króla” z 2 Sm 21,14 to jakieś naciągane tłumaczenie, które sugeruje, że Bóg okazał się łaskawy dla Izraela z powodu powieszenia tych siedmiu. W rzeczywistości jest tam nie „wtedy”, ale pada tam hebrajskie ahar, co znaczy „potem” (tak przekłada np. Biblia Tysiąclecia, dalej BT, ale i angielskie przekłady takie jak ASV, NAU, NIB, NJB, NKJ, NLT, NRS, RSV, RWB, WEB, czy francuskie, takie jak BFC, DRB, FBJ, LSG, NEG, TOB) i wcale nie wiąże łaskawości Boga z tym wydarzeniem. Natomiast co do tego drugiego fragmentu, który mówi o Jefte, to Jefte złożył Jahwe głupią i brzemienną w skutki obietnicę złożenia swej córki w ofierze, po czym uznał, że musi to wypełnić. Jednakże Bóg wcale mu tego nie nakazał. Co Bogu do tego? Nie ma tu żadnej sprzeczności względem Pwt 12,31.
A więc kwestię kontekstu i nadinterpretowania tekstów mamy za sobą. Następny, moim zdaniem niezwykle charakterystyczny i istotny problem związany z ateistycznym imputowaniem Biblii sprzeczności, to primo rażący brak wyobraźni i secundo - coś co nazywam „absolutyzowaniem przekazu”.
Ale najpierw niech będzie o braku elastyczności i wyobraźni w myśleniu. Zacznijmy od tego, że słowo „sprzeczność” jest niestety, jak wiele innych słów spotykanych w naszej kulturze, nadużywane i przez to zdewaluowane, szczególnie przez ateistów wobec Boga i Biblii, ponieważ według nich jakakolwiek zmienność u Boga, czy w Piśmie, to od razu musi być „sprzeczność”. Weźmy taki przykład: Bóg nakazał Izraelowi ofiary w ST (Kpł), ale potem Izraelici przystępowali do nich z nieczystym sercem, więc Bóg przestał aprobować te ofiary (Oz 6,6; 8,13). Dla ateistów jest to już rzecz jasna „ewidentna sprzeczność”. Tymczasem jest to zmienność, ale co to ma wspólnego z jakąkolwiek sprzecznością? Zmieniły się okoliczności, czas, czystość serc Izraelitów i ich nastawienie wobec Boga, zmienił się więc też i stosunek Boga do składanych przez nich ofiar. Co w tym dziwnego? Jaka tu „sprzeczność”? Przecież wszyscy na co dzień zmieniamy swój stosunek do czegoś pod wpływem czynników zewnętrznych. W czasie deszczowego tygodnia każemy swym dzieciom wychodzić z parasolem. Kiedy wraca ładna pogoda, przestajemy nakazywać dzieciom branie parasola. Sprzeczność? Nonsens. Po prostu zmienność spowodowana ewolucją czasu i elastycznym dopasowaniem się przez nas do odmiennych i nowych okoliczności. Dla ateistów jednak jakakolwiek zmienność tego typu u Boga to od razu „sprzeczność”. Bóg w pewnych okolicznościach nakazuje zabijać (Wj 32,27), w innych zabrania (Wj 20,13) — „sprzeczność”. Bóg raz daje przeżyć mordercy, innym razem nie — „sprzeczność”. Jest to jednak zupełny brak elastyczności w rozumowaniu. Czasem mam wrażenie, że Bóg w pojęciu ateistów to chyba niemalże jakaś bramka logiczna, która po zadaniu odpowiednich kombinacji zerojedynkowych na wejściu musi dawać zawsze te same wartości na wyjściu. Kompletna groteska. Jednakże, skoro wszystkie zewnętrzne czynniki składające się zarówno na psychologiczny jak i fizyczny obszar naszego bytu są niezwykle złożone, to tak samo złożone i niepowtarzalne mogą być reakcje Boga za każdym razem, gdy wchodzi On w relacje z nami i z tymi złożonymi czynnikami, na które za każdym razem tak odmiennie reaguje. W specyficznych przypadkach Bóg może nawet odstępować od swych wcześniejszych ogólnych postanowień, ponieważ nowa sytuacja może nie uwzględniać owych poprzednich postanowień. Sprzeczność w zachowaniach? Oczywiście, że nie. Po prostu elastyczne dopasowywanie się do każdej, często jedynej w swym rodzaju sytuacji. To tak jakby ktoś dopatrywał się sprzeczności w zdaniach:
a)” W 1985 roku Iksiński mieszka w Poznaniu
b)” W 1995 roku ten sam Iksiński nie mieszka w Poznaniu
Czy te zdania są sprzeczne? Oczywiście, że nie. Z jakiegoś powodu w 1995 roku Iksiński nie mieszka już w Poznaniu, mógł się przeprowadzić, mogło mu się znudzić mieszkanie tam itp. itd. W żadnym wypadku nie czyni to jednak Iksińskiego kimś kto jest osobnikiem „sprzecznym”.
Następny problem, to coś co nazywam „absolutyzowaniem przekazu”. Chodzi o podświadomie żywione przekonanie, że każde zdanie Pisma to coś w rodzaju „nieodwołalnej prawdy” wypowiadanej w sposób bezwarunkowy i nie znający jakichkolwiek odstępstw od normy. Jednakże wbrew pozorom Pismo jest związane z ludzkim kontekstem sytuacyjnym, który za każdym razem jest bardzo złożony i z racji tego Pismo nie może nam dawać zawsze tych samych identycznych preskrypcji na jeden temat. Raczej dopasowuje się do coraz to bardziej złożonej sytuacji. I wcale nie musi być przez to sprzeczne, bo tam, gdzie nie ma wymogu kategorycznej nieodwołalności, nie może być żadnej sprzeczności jeśli pojawi się nowa okoliczność i idąca w ślad za nią nowa opinia czy reakcja. Innymi słowy, Pismo wcale nie zawiera bezwarunkowych oświadczeń. Czyni tak chyba jedynie w kontekście obietnic eschatologicznych i pewnych nielicznych lecz bardzo wyraźnych, jednoznacznych i bezwarunkowych zaleceń dogmatycznych oraz moralnych.
Wreszcie kolejna sprawa to kwestia przekładów. Wszyscy znamy powiedzenie, że „każdy tłumacz jest zdrajcą”. Oczywiście nie chodzi o to, że wszyscy tłumacze są fałszerzami tego co przekładają. Chodzi raczej o to, że nie da się wszystkiego dokładnie przełożyć. Nie wnikając już w przyczyny tego dlaczego tak jest, przejdźmy od razu do meritum. A meritum w tym miejscu jest takie: przekłady Pisma nie powstały po to, aby przeprowadzać w oparciu o nie bardzo głębokich analiz teologiczno filozoficznych, lecz po to aby z grubsza przybliżyć ludowi najważniejsze nauki Pisma. Oznacza to, że budowanie misternych i potężnych gmachów filozoficzno teologicznych w oparciu o język przekładów nie powiedzie się, ponieważ te gmachy po prostu stoją na piasku. Język przekładów tylko przybliża nam oryginał, nie jest jednak obowiązujący. Często wręcz fałszuje on oryginał, gdy nadmiernie zaczynają się dla nas liczyć poszczególne znaczenia konkretnych słówek. Ateiści klecący w necie „listy sprzeczności w Biblii” oczywiście się tym praktycznie w ogóle ani nie interesują, ani nie przejmują. Oto pewien sztandarowy i często spotykany w racjonalistycznej argumentacji przykład omówionej sytuacji. W Wj 31,17 czytamy, że „Pan stworzył niebo i ziemię, a w siódmym dniu odpoczął i wytchnął”, natomiast w Iz 40,28 czytamy, że „Pan jest Bogiem odwiecznym, nic Go nie męczy ani nie nuży”. Teksty te mają być sprzeczne. Jednakże to jest właśnie idealny przykład popełnienia omawianego błędu w wyniku nieznajomości dokładnej wymowy oryginału. Zdanie z Wj 31,17 „a w siódmym dniu odpoczął i wytchnął” to tylko opisowe tłumaczenie wielu przekładów (w tym BT). Tekst hebrajski ma tu tylko: szabat wajjinapasz, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza: „przestał pracować i wziął oddech”, lub „przestał pracować i odświeżył się” (taka sama konstrukcja pada w Rdz 2,2-3; vide też przypis do Rdz 2,2 w BT). Tak mają nawet niektóre co precyzyjniejsze angielskie przekłady (NAS, NAU, YLT). Nie musi to sugerować żadnego zmęczenia Boga. Pomijam już fakt, że jest to antropomorfizm, więc raczej trudno odnosić go dosłownie do Jahwe. Nie ma tu żadnej sprzeczności.
Z kwestią profesjonalnego zgłębiania sensu Biblii wiąże się nie tylko znajomość jej oryginalnego języka, ale także kultury w jakiej powstawała, jej gatunków literackich itd. Weźmy choćby słynne powiedzenie Jezusa o przejściu wielbłąda przez ucho igielne (Mt 19,24; Mk 10,25; Łk 18,25). Kiedy zaczniemy interpretować ten wers bez odpowiedniego przygotowania historyczno kulturowego, możemy wywieść zupełnie błędne nauki: skoro bogaczowi będzie trudniej się zbawić niż wielbłądowi przejść przez ucho igielne, to żaden bogacz nie będzie w stanie się zbawić. Koniec, kropka. Tak „dosłownie uczy Biblia”, widać to jak na dłoni, powiemy. Ale w rzeczywistości jesteśmy w błędzie, bo w tym przypadku ucho igielne nie oznacza zwykłego ucha igielnego, lecz pewną bramę w Jerozolimie, którą zwano „uchem igielnym”. Wielbłądy przechodziły przez nią z trudem, po rozjuczeniu, było to jednak jak najbardziej możliwe. Bogacz może się więc zbawić, jeśli wysili się tylko trochę bardziej niż te wielbłądy. Jeśli nie posiadamy tej informacji historyczno kulturowej, nasza interpretacja tych słów Jezusa będzie więc ewidentnie błędna, ponieważ będziemy uważali, że bogacz nie może się zbawić. W rzeczywistości, zdaniem Jezusa, jest dokładnie odwrotnie - jak najbardziej może się on zbawić, wystarczy tylko, że wysili się nieco bardziej niż te wielbłądy przechodzące przez wspomnianą bramę.
Podobnie jest z gatunkami literackimi. Jeśli nie jesteśmy przygotowani do rozróżniania ich w Piśmie, to nie będziemy w stanie rozpoznać jakimi zasadami rządzi się dany fragment Biblii i w jakim stopniu to co mówi autor ma znaczenie dosłowne. Jeśli na przykład dany autor biblijny właśnie uprawia poezję, a my interpretujemy jego słowa jak dosłowne wyroki Boga, znów zabrniemy w opary absurdu lub nawet znów wyprodukujemy jakieś urojone sprzeczności.
Z tych wszystkich powodów Kościół raczej nieprzychylnie zapatruje się na budowanie przez laików stanowczych interpretacji w oparciu o Pismo, co oczywiście jest przez sekciarzy i ateistów postrzegane jako zapędy Kościoła w kierunku trzymania ludzi w ciemnocie. Jak jednak widzimy, z przyczyn opisanych przed chwilą powody takiej decyzji są o wiele dojrzalsze i Kościół wie co robi i jakie ewentualne pułapki czyhają na nieprzygotowanych do czytania Biblii. Przyglądał się wystarczająco długo niezliczonym błędom jakie rodziły się w wyniku opisanych powodów i wie już o tym zbyt dużo.
No i na koniec — zwykłe niezrozumienie tekstu. Jest to niestety bardzo częste zjawisko wśród racjonalistów doszukujących się sprzeczności w Piśmie. Na przykład twierdzi się, że w Ef 4,26 gniew jest aprobowany:
„Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!”.
Tekst ten ma być sprzeczny z innymi tekstami biblijnymi, które potępiają gniew (np. Koh 7,9; Prz 22,24; Jk 1,20).
W rzeczywistości jest to idealny przykład niezrozumienia tego co się czyta. Ef 4,26 wcale nie aprobuje gniewu, wręcz przeciwnie, uczy, że gdy już nie daj Boże gniewamy się, to niech nasz gniew nie trwa dłużej niż do zachodu Słońca, bo inaczej stanie się on grzechem i dopuścimy Złego. Czyli jest to de facto potępienie gniewu mniej więcej na tej zasadzie jak czyjeś ironiczne stwierdzenie: „jeśli już musisz to robić, to rób, ale przynajmniej skończ z tym nim wrócę wieczorem”. Ktoś kto tak mówi wcale nie pochwala tego co rzekomo zaleca, przeciwnie, chce wręcz ujrzeć koniec tego, lecz daje komuś czas aż do wieczora na uporanie się z tym. Św. Paweł wie, że gniew jest niełatwo ostudzić, więc prosi słuchaczy aby poradzili sobie z tym przynajmniej przed zachodem Słońca (to i tak trudne zadanie). Ef 4,26 ma dość specyficzną formę wyrazu, niezbyt dostrzegalną na pierwszy rzut oka. Trzeba ten wers raczej uważnie przeczytać. No ale Pismo jest trudne, jak ostrzegał Piotr (2 P 3,16). Dla ateistów jest jak widać szczególnie trudne. W końcu brak im Ducha, który ich może prowadzić podczas tych lektur (J 14,17), stąd nic dziwnego, że tak koszmarnie błądzą i wykładają się czasem nawet na najprostszych zdaniach.
Niech te ostatnie słowa posłużą za puentę.
Jan Lewandowski, listopad 2007
[1] Rozważania na temat formalno-logicznej struktury zagadnienia sprzeczności zawdzięczam filozofowi analitycznemu Alvinowi Plantindze, Bóg, wolność, zło, Kraków 1995, s. 35n, za którym referuję temat. Podaję jednak swoje własne przykłady zdań.
opr. mg/mg