Co dzieje się w głowach naszych dzieci, a co w naszych? Dylematy matki Polki
Na wspólnotowych rekolekcjach mój starszy syn został zaatakowany przez pewną parę, która bardzo ostro zareagowała i oskarżyła nas — rodziców o to, że narażamy nasze dziecko na poważne zagrożenie duchowe. Powód? Czytał właśnie drugi tom książki o przygodach Harrego Pottera.
Przyznam szczerze, że na początku bardzo się oburzyłam, bo z natury chyba każdy w odpowiedzi na atak przyjmuje postawę obronną i stara się ten atak odepchnąć. Staram się być matką, która interesuje się co jej dzieci oglądają i czytają, a nie bezmyślnie włącza telewizor aby mieć spokój, toteż wiedziałam o czym czyta mój syn, bo sama to kiedyś czytałam (akurat te dwa tomy, reszty nie doczytałam, może i dobrze). Wiedziałam o czym mówię, w przeciwieństwie do moich współrozmówców, o czym się przekonałam w dalszej dyskusji. Zarzucili mnie, wręcz przygnietli tekstami o szkodliwości Harrego i całej tej literatury, przy czym z toku rozmowy wywnioskowałam, że sami nie czytali nawet fragmentu książki, a swoją wiedzę oparli tylko na zasłyszanych opiniach. W tym momencie poniekąd stali się dla mnie mniej wiarygodni. Być może mieli rację, ale zbyt emocjonalnie i wręcz agresywnie chcieli ją przekazać. Najważniejsze, że pod wpływem tej rozmowy „coś mnie tknęło” i zaczęłam zgłębiać wiedzę na temat zagrożeń duchowych dzieci.
Zanim zabrałam się do napisania tego tekstu stwierdziłam, że warto by się na ten temat dowiedzieć czegoś więcej. Ogólnie zdawałam sobie sprawę z tego, czym są te zagrożenia. Miałam nawet na ten temat swoją teorię - przecież jestem matką trójki dzieci i staram się dbać o ich właściwy rozwój duchowy, ale, jako że wychodzę z założenia, że wiedzy nigdy zbyt wiele, zaczęłam szperać w Internecie.
Pod hasłem „zagrożenia duchowe” jest mnóstwo bardziej lub mniej ciekawych stron z artykułami czy multimediami. Znalazłam między innymi doskonałe rekolekcje z księdzem egzorcystą Piotrem Glasem z Anglii, a także teksty Roberta Tekieli, który przez niektórych uznawany jest za znawcę tematu, gdyż sam to przeżył. Tacy ludzie wydają się bardziej wiarygodni, podobnie jak narkomani, którzy wyszli z nałogu są najbardziej szanowani na odwyku. Nie do wszystkich jednak przemawiają jego argumenty.
Zagrożeniem duchowym można nazwać wszystko to, co oddala człowieka od życia w Bogu, od życia w łasce uświęcającej i w Duchu Świętym. To wykroczenie przeciw pierwszemu przykazaniu: „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną”. Życie człowieka w łasce Pana oznacza pozostawanie w żywej relacji z Bogiem. Istotą wykroczenia jest natomiast zerwanie tej relacji, czego konsekwencją jest życie w grzechu.
Czy na pewno należy się koncentrować na zagrożeniach? Czy nie lepiej skupić się na tym, co pozytywne? Ktoś powiedział, że jeśli kochasz i jesteś kochany to masz taką moc, która zwycięży wszystko. Gdzie jest radość tam też jest życie, tam nie ma miejsca na szatana.
Mam nadzieję, że nasza miłość do dzieci jest w stanie uchronić je od całego tego złego świata. Jeśli będą wiedziały, że są kochane i akceptowane, to nie będą szukały lepszego życia w świecie zła, nie będą tak podatne na różne sekty i szemrane grupy wsparcia, zabobony itp. Powiem szczere, że trochę mnie to przeraża, przecież żyjemy w świecie wciąż otoczeni ze wszystkich stron złymi, negatywnymi informacjami. Nasze dzieci widzą wciąż reklamy bajek, filmów, zabawek z czarownicami, potworami, dziwnokształtnymi postaciami, które są po prostu brzydkie i odrażające, a ludzie to kupują lub szczycą się tym, że dziecko było przebrane za czarodzieja czy maga lub czarownicę, nie wiedzą, że to złe albo nie chcą wiedzieć.
W zeszłym roku na Halloween mieliśmy przygotowane słodycze dla dzieci, które przychodziły przebrane po cukierki. Moje dzieci miały zabawę, ale do czasu, kiedy po którejś grupie cukierki się skończyły, a zadzwoniły kolejne osoby i gdy grzecznie odpowiedzieliśmy, że niestety, ale już skończyły się nam słodycze nasz dom obrzucili jajkami. To było przykre, ale dało nam też do myślenia. W tym roku dzieci koniecznie chciały wyjść z domu w ten dzień i co ciekawe nie na żadne imprezy Halloween, po prostu nie chciały znów przeżywać obrzucenia domu jajkami. W zamian spędziliśmy miły wieczór w pizzerii, zakończony wspólnotowym uwielbieniem Boga w kościele. Tak też można.
Bardziej ogólnie wyjaśnia to fragment artykułu ze strony Syjon.pl:
„Każdy człowiek ma zasianą w duszy iskrę powodującą tęsknotę za bytem większym od niego samego, tęsknotę za stwórcą świata i ludzkości, tęsknotę za odnalezieniem początku i sensu swojego istnienia, wreszcie tęsknotę za bóstwem, któremu będzie oddawał cześć kultyczną. Jest to tak naturalna potrzeba człowieka, jak jedzenie czy spanie. Jeśli człowiek nie odnajdzie Boga Jahwe Jedynego, którego będzie miłował całym sercem, całą mocą, ze wszystkich sił i całym umysłem, wówczas świadomie lub nieświadomie oddaje cześć bóstwom, wikła się w różnego rodzaju formy okultyzmu, czarów, wróżbiarstwa, bałwochwalstwa, inne duchowości itp.”
Staramy się, jako rodzina katolicka, wpajać dzieciom prawdy wiary, uczyć ich odróżniania dobra od zła. Nie boimy się mówić o rzeczach trudnych: po zdarzeniu na rekolekcjach rozmawialiśmy z dziećmi o zagrożeniach typu „Harry Potter” czy „Hello Kitty”, ale nie po to, aby je przestraszyć, ale aby na miarę swojego poziomu postrzegania mogły też same zrozumieć pewne mechanizmy działania zła. Efekt tych rozmów może być momentami nawet śmieszny, gdyż moja córka (5 lat) powiedziała kiedyś, że nie założy bluzki z buzią Hello Kitty, bo „to szatan”, a starszy syn sam zdecydował, że drugi tom przygód Harrego Pottera był ostatnim, który przeczytał (to była jego samodzielna decyzja, a naprawdę bardzo lubi czytać). Po tych zdarzeniach zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście musimy aż tak bardzo się bać? Przecież mamy mądre dzieci i same potrafią na pewnym poziomie odróżnić dobro od zła. Doszłam jednak do wniosku, że my — rodzice ze swojej strony musimy starać się być zawsze obecni dla naszych dzieci, aby w trudnych momentach mogły wesprzeć się na nas, a przede wszystkim na Bogu. Musimy dawać dzieciom wolność, ale tę dobrze rozumianą.
Jak napisał redaktor naczelny miesięcznika „Egzorcysta” Artur Winiarczyk
„Nie chodzi o to, by wszędzie widzieć zagrożenie dla swojego życia duchowego, dla życia w łasce uświęcającej, by wszędzie widzieć szatana i jego podstępy. Chrześcijanin to człowiek, który już zwyciężył demony, grzech, piekło, na mocy Krwi Chrystusa. Jednak warto posiadać pewną chociaż podstawową wiedzę na temat zagrożeń duchowych, móc przekazywać ją tym, którzy nie mają świadomości istniejących zagrożeń świata duchowego. I zawsze pamiętajmy, że Szatan istnieje, jednak to nie on, lecz Chrystus jest fascynujący”.
Jan Paweł II w katechezie wygłoszonej 20 sierpnia 1986 roku podkreślił, że szatan pomimo swojej potęgi zawsze będzie słabszy od Boga: „Jego działanie w świecie, zrodzone z nienawiści do Boga i Jego królestwa, jest dopuszczone przez Bożą Opatrzność, która z mocą i dobrocią kieruje dziełami człowieka i świata. Działalność szatana wyrządza z pewnością wiele szkód jednostkom i społeczeństwu — szkód natury duchowej, a pośrednio także fizycznej — nie jest jednakże zdolna unicestwić Dobra — ostatecznej celowości człowieka i całego stworzenia. Nie może przeszkodzić w definitywnym ukształtowaniu się królestwa Bożego, gdzie dopełni się sprawiedliwość i miłość Ojca wobec stworzeń, które odwiecznie mają swoje «przeznaczenie» w Synu-Słowie, Jezusie Chrystusie”. [Z. J. Kijas OFMConv, Początki świata i człowieka, Kraków 2004, s. 223.-224]
Nie możemy szukać diabła, czy złych mocy we wszystkim dookoła, bo to tak jakbyśmy przeceniali jego moc w świecie. Prawda chrześcijańska mówi, iż wszystko, co Bóg uczynił, jest dobre, dlatego też ktoś kto dostrzega w każdym stworzeniu zło, przeczy tej prawdzie. Dużo czytam, ale w pewnym momencie zaczęłam zauważać, że częściej się zastanawiam, czy to co czytam, nie jest jakoś zmanipulowane, czy pod szyldem literatury chrześcijańskiej nie ma jakiś ukrytych treści, złego przesłania.
Ksiądz Marek Blaza SI pisze w swoich refleksjach, że „z pewnością nie wolno lekceważyć istnienia i działania szatana w świecie. Jednak nie należy też szukać go we wszystkich rzeczach, ponieważ taka postawa może prowadzić wręcz do ośmieszenia chrześcijaństwa, w tym samego Boga, który to uwolnił nas spod władzy ciemności i przeniósł do królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie — odpuszczenie grzechów (Kol 1, 13-14). Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do szukania Boga we wszystkich rzeczach i głoszenia Dobrej Nowiny (Ewangelii) o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią, grzechem, szatanem i piekłem.” [Marek Blaza SI, „Życie duchowe” 2005/45]
Jako rodzice nie chcemy też zamknąć naszych dzieci w jakiejś chrześcijańskiej twierdzy. Rodzice mają obowiązek dać siebie dzieciom, to jest ich podstawowe zadanie. Ważnym jest aby nie zatracić równowagi: tworząc jakieś dobro (zaangażowanie w kościele, udział we wspólnocie),nie powinniśmy przeoczyć tego co nam dane, czyli - naszej rodziny i dzieci. Aby nasze dzieci nie traciły ducha, nasza relacja z dziećmi nie może polegać tylko na czytaniu Biblii. To ważne, ale dzieci potrzebują przede wszystkim nas, przebywania z nami. Nie można się zatracić tylko w Bogu. Myślę, że On też tego od nas nie chce.
Musimy zastanowić się nad naszymi relacjami: Czy moje zaangażowanie w Kościele służy mojemu pierwszemu powołaniu, czyli byciu rodzicem? Niektóre rodziny mocno angażują się w życie Kościoła, wspólnoty, chodzą na cotygodniowe spotkania, agapy itp. Są to fajne wydarzenia i na pewno do życia rodziny wnoszą dużo wartości, poczucia jedności, dają dzieciom szanse na poznanie innych dzieci, które myślą podobnie jak one, chcą być bliżej Boga i tutaj nie muszą się tego wstydzić. Ale z drugiej strony dzieci z tych rodzin nie można zamykać w jednej wspólnocie, w jednym kościele, one muszą poznawać świat. Należy stworzyć im jakąś alternatywę, inną przestrzeń, w której są one same ze swoimi rodzicami. Jeśli dzieci nie mają innego doświadczenia, to muszą je zdobywać, poznawać inne sposoby spędzania czasu, rozrywki i najlepiej żeby to robiły pod naszym okiem, czyli wtedy kiedy są jeszcze małe i nas słuchają, potem może być trudniej.
Przyjemność nie może im kojarzyć się tylko ze złem, nie można dzieciom nakazywać tylko chodzenia do kościoła i mówienia różańca zamiast oglądania programu rozrywkowego, bo w wieku nastoletnim mogą się od nas nagle odsunąć. Nie można się zamykać w świecie intelektualnym tylko związanym z jednym światopoglądem, bo w wieku młodzieńczego buntu nasze dzieci i tak zetkną się z różnymi wpływami i mogą uciekać od Boga, staną się podatne na złe wpływy, działania sekt, kultury New Age itp.
Najważniejsza jest nasza postawa autentyczności, wyrażania swoich prawdziwych uczuć i poglądów. Rodzice chcą ustrzec dzieci przed popełnianiem błędów, ale człowiek czasem musi się sparzyć, żeby zrozumieć swój błąd.
Z nami jest i trudniej, i łatwiej. Łatwiej, bo my mamy możliwość zdobywania wiedzy, możemy sprawdzić czy dana organizacja, struktura, postawa jest potencjalnym zagrożeniem lub nie. Istnieje przecież największa baza świata — internet. Ale też niekoniecznie mając tę wiedzę ludzie chcą ją właściwie wykorzystać. I tu jest ta trudność: czasem z wygody, z lęku bądź dla uspokojenia własnych emocji wolą pozostać konformistami. Łatwiej podporządkować się poglądom, zasadom i obowiązującym normom postępowania, niż próbować walczyć z rzeszą niedowiarków. Nawet jeśli wcześniej mieliśmy inne zdanie, to wygodniej i „bezpieczniej” zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami grupy. Poza tym człowiek z obawy przed wykluczeniem z otoczenia, potępieniem lub odsunięciem od korzyści np. materialnych może przestać ufać Bogu i zacząć ulegać pokusie konformizmu.
Tylko ludzie silni, mocni duchowo potrafią oprzeć się zagrożeniom ze strony świata i nie ulegać tzw. psychologii tłumu. Potrafią wznieść się ponad to, co materialne i bronić swoich wartości i przekonań. W Andrzejki, w szkole mojego syna dzieci miały „dla zabawy lać wosk”. Nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie fakt, że w tym dniu jeden z kolegów syna był do nas zaproszony. Jeszcze w samochodzie, (bo odbierałam chłopców po szkole) w czasie rozmowy mój syn zauważył, że jego kolega nie lał wosku, zgłosił to pani przed lekcją i tylko się przyglądał. Zaimponowało mi to , bo wprawdzie z mężem zastanawialiśmy się na ile może to być szkodliwe, jednak nie zrobiliśmy nic, aby temu zapobiec, a wystarczyło to zgłosić, nawet nie osobiście.
Przede wszystkim, potrzeba odwagi, a może jednego z darów Ducha Świętego: daru męstwa.
Jesteśmy istotami społecznymi, nie możemy zamknąć się całkiem na świat, przecież dzieci chodzą do szkoły, mają przyjaciół, nie możemy rezygnować np. z kontaktów z ludźmi którzy nie są wierzący, bo w obliczu Boga każdy ma szanse. Możemy uczyć się odpowiednio odbierać takie rzeczy jak: władza, pieniądze, sława, sukcesy, aby nie przyćmiły naszego postrzegania świata aby nie zamydliły nam oczu, nie przywiązujmy się do nich zbytnio, bo są to tylko rzeczy materialne, które nie pomogą nam być bliżej Boga. Musimy być uważni i odważni.
Nie bójmy się wyrażać swoje zdanie, i mówić o Bogu otwarcie. To nie boli, doświadczam tego na co dzień. Na początku, gdy mówiłam że jadę na rekolekcje, czy na spotkanie w kościele, czy na Msze o uzdrowienie, wszyscy pukali się w czoło i mówili „nawiedzona czy jak”. Niektórzy się odwrócili, bo im takie towarzystwo nie odpowiada, inni przyjęli to jako normę. Jeszcze inni otworzyli się, bo poczuli więź z Bogiem.
Nie jesteśmy inni, nie żyjemy w odrębnym świecie.
Bądźmy otwarci, a jednocześnie czujni.
opr. mg/mg