O Janie Pawle II i jego przesłaniu dla Kościoła i ludzkości
Pontyfikat Jana Pawła II przypada na okres zmian, które na nowo ukształtowały polityczną mapę Europy. Już choćby z tego powodu zasługuje na miano przełomowego. Nieustępliwa polityka Ronalda Reagana i eskalacja wyścigu zbrojeń w ciągu kilku lat doprowadziły do pierestrojki za czasów Gorbaczowa. Erozja bloku socjalistycznego nabrała tempa po upadku muru berlińskiego w 1989 r. Wyzwalanie się krajów Europy Środkowo-Wschodniej przypieczętowało klęskę rządów partii komunistycznej i rozpad Związku Radzieckiego. Likwidacja tzw. żelaznej kurtyny stworzyła nową, bezprecedensową sytuację na Starym Kontynencie. Miliony Europejczyków stanęło u progu długo wyczekiwanej wolności. Z pewnością kolejnym przełomem będzie wejście grupy krajów kandydackich do Unii Europejskiej.
Między 1989 r. a datami poszczególnych akcesji rozciąga się przestrzeń kompleksowej transformacji. Ogromnie trudno jest wskazać płaszczyznę nie dotkniętą procesem bolesnych przemian. Dokonały się one stosunkowo szybko w dziedzinie ustrojowej. Tu było najłatwiej o kompromis. System demokracji parlamentarnej stał się wspólnym dla opozycji i postkomunistów gruntem do dalszych reform. Już wprowadzanie instytucji wolnorynkowych okazało się procesem daleko bardziej skomplikowanym. Kontrowersje wokół prywatyzacji i rozdziału majątku narodowego podzieliły większość społeczeństw dawnych demoludów. Jednak najtrudniejsza, wciąż daleka od finału, jest transformacja w sferze świadomości. Czy miał rację Tischner mówiąc o nas homo sovieticus? Na ile jeszcze nieokrzepłe zewnętrzne warunki, które z grubsza odpowiadają formalnym standardom demokracji i wolnego rynku, czynią nas ludźmi prawdziwie wolnymi? Czy jesteśmy „u siebie”, czy potrafimy twórczo odnieść się do przeszłości i zachować krytyczny stosunek wobec obietnic kapitalizmu? To są pytania adresowane przez Jana Pawła II do narodów zza „żelaznej kurtyny”. Ale i naszym sąsiadom z krainy dobrobytu papież przedstawia punkty do refleksji. Pytania o jakość wolności, wartość pracy, ewolucję rządów większości i gospodarki kapitalistycznej każą ostrożnie podchodzić do zachwytów wobec osiągniętych już zdobyczy. Ale czy na zawsze? Papieska refleksja nad przemianami społecznymi obiera za punkt wyjścia chrześcijańską antropologię. Pytania o kondycję człowieka, który jeszcze nie wyzwolił się całkowicie z psychicznych okowów totalitaryzmu, a już stoi na rozdrożu budowy wspólnego europejskiego domu, stanowią jeden z kluczowych punktów w pontyfikacie papieża-Polaka.
Bez względu na historyczne znaczenie przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, Jan Paweł II nie podejmuje się apologii demokracji. Jest daleki od jednoznacznej oceny eksplozji wolności. Złożoność podejścia do politycznych i społecznych dokonań ostatnich lat wynika z obranego priorytetu. Człowiek jest drogą Kościoła — to są jedne z pierwszych, wciąż powtarzane i aktualne słowa kierowane przez papieża do świata. Alternatywę „za” lub „przeciw” Kościołowi zastąpił wybór „za” lub „przeciw” człowieczeństwu. Papieskie dokumenty mają nowego adresata. Nie są nimi wyłącznie katolicy, ale wszyscy ludzie dobrej woli. Jan Paweł II podejmuje się więc obrony człowieka stającego w obliczu wielu niebezpieczeństw i jeszcze większych możliwości. Wymiar społeczny jest dla niego rzeczywistością niezwykle istotną, a jednak wtórną wobec wartości samego człowieka. Dlatego analizując ustrój polityczny czy gospodarczy, papież zawsze będzie pytał: Na ile przyczynia się do rozwoju człowieka? I to jest pierwsze, antropologiczne źródło metapolitycznego charakteru papieskiej refleksji i nauczania. Drugie, teologiczne, wypływa z faktu podporządkowania Kościoła Prawdzie oraz z uznania niedoskonałości ludzkiej natury skażonej grzechem pierworodnym. Snując rozważania, które bywają interpretowane jako próba budowy systemu światopoglądowego, papież stoi na stanowisku antyideologicznym: Nie będąc ideologią, wiara chrześcijańska nie sądzi, by mogła ująć w sztywny schemat tak bardzo różnorodną rzeczywistość społeczno-polityczną i uznaje, że życie ludzkie w historii realizuje się na różne sposoby, które bynajmniej nie są doskonałe. Komentatorzy, oczekujący ze strony papieża jednoznacznego poparcia demokracji liberalnej, często nie kryją swego rozczarowania. Niezrozumieniu logiki: najpierw człowiek, potem system polityczny i gospodarka, towarzyszy przypisywanie papieżowi sprzecznych opinii, czyniących z niego bądź to architekta „trzeciej drogi”, bądź zwolennika socjalizmu. Doświadczenie totalitaryzmu, który uciskał rzeczywistość ideologicznym gorsetem, jest wciąż na tyle świeże, iż nie pozwala nawet na teoretyczny flirt z formułowaniem kolejnej społecznej utopii. Kościół nie jest już jedynym depozytariuszem Prawdy, co więcej, jest wspólnotą wciąż pielgrzymującą ku jej pełnemu poznaniu. Uznanie światopoglądowego pluralizmu nie oznacza przyjęcia postawy metafizycznego agnostycyzmu, ale tworzy podłoże do dialogu nakierowanego na poszukiwanie prawdy o człowieku, której podstawą jest transcendentna i niezbywalna godność osoby ludzkiej. Podkreślanie jej fundamentalnego znaczenia dla społecznego nauczania Kościoła jest kluczowym elementem krytyki socjalizmu. Pisząc o głównej wadzie ustroju opartego na własności państwa, papież nie waha się użyć terminu „błąd antropologiczny”. W systemie kolektywistycznym człowiek jest zaledwie elementem większej całości, a jego dobro jest całkowicie podporządkowane celom państwa, definiowanym przez polityczną elitę, gdzie szczęście jednostki polega na doskonałym utożsamieniu się z abstrakcyjną „wolą zbiorowości”, a każde odchylenie jest traktowane jako niesubordynacja zagrażająca spoistości systemu. Prowadzi to do stopniowej utraty podmiotowości człowieka i w dłuższej perspektywie uniemożliwia realizację postulowanego celu, jakim jest budowa wspólnoty powszechnego braterstwa.
Papież, konstatując niewątpliwe dobro płynące z własności prywatnej, nie przestaje przypominać o czyhającym na współczesnych niebezpieczeństwie kapitalizmu pierwotnego: redukcji człowieka do jednego ze środków produkcji. Tutaj błąd ma charakter bardziej praktyczny. Wynika nie tyle z narzuconej ideologii „socjalizmu naukowego”, ile z mechanizmu dążenia do maksymalizacji zysku, który bez żadnej ingerencji ze strony państwa może się przeobrazić w patologię wyzysku. Uznanie dla własności prywatnej stojącej na straży ludzkiej autonomii jest ściśle związane z „zasadą pierwszeństwa pracy przed kapitałem” głoszącą, iż praca jest zawsze przyczyną sprawczą, podczas gdy kapitał jest „instrumentem” w ręku człowieka. Ten ostatni, rozumiany jako zespół środków służących nie tylko opanowywaniu natury, ale i osobistemu rozwojowi, jest nie do pomyślenia bez pracy, dzięki której w ogóle zaistniał i podlega nieustannemu rozwojowi.
Jądrem papieskiej krytyki socjalizmu i pewnych aspektów kapitalizmu pozostaje wizja człowieka stworzonego na obraz Boga, będącego istotą twórczą, wyrażającą siebie przez pracę. Mówiąc o tym, Jan Paweł II apeluje o wrażliwość na prawdę o godności człowieka, fundament wszelkiej ludzkiej aktywności. Kryterium godności osoby winno określać kształt procesu wytwórczego i dominującej obecnie gospodarki wolnorynkowej. Jest podstawową miarą słuszności ewolucji kapitalizmu. Dla papieża obrona człowieka współczesnego to upominanie się o godne warunki pracy, która jest drogą ku Stwórcy i ku pełni człowieczeństwa.
Ewolucję postawy Kościoła wobec demokracji syntetycznie ujął G. Weigel. Biorąc pod uwagę perspektywę ostatnich stu pięćdziesięciu lat, obserwuje on proces przejścia od wrogości (Grzegorz XVI i Pius IX), przez tolerancję (Leon XIII i Pius XI), ku uznaniu (Pius XII i Jan XXIII) i poparciu (Vaticanum II i Jan Paweł II), a teraz w późnych latach dziewięćdziesiątych, aż po wewnętrzną krytykę. Znaczącym punktem i zarazem novum w relacji Kościół—demokracja jest podjęcie przez Jana Pawła II twórczej krytyki, którą kieruje z wnętrza demokratycznego świata. Dla Kościoła oswojonego i zadomowionego w demokracji ustrój oparty na prawach człowieka jest naturalnym środowiskiem społeczno-politycznym. Słowa papieża, którego wkład w zlikwidowanie „żelaznej kurtyny” jest faktem niekwestionowanym, nadają wygłaszanym sądom znamiona troski o jakość „rządów ludu, przez lud i dla ludu”. Komentarz bieżącego stanu demokracji uprzedza jej silne poparcie dodatkowo wzmocnione krytyką socjalizmu i komunizmu. Centralne miejsce antropologii w społecznej refleksji papieża sprawia, że mimo swego zdecydowanego charakteru aprobata ma charakter względny, bo uwarunkowany dobrem osoby ludzkiej.
Oczywiście papież docenia demokrację jako system, który zapewnia udział obywateli w decyzjach politycznych i rządzonym gwarantuje możliwość wyboru oraz kontrolowaniu własnych rządów, a także — kiedy należy to uczynić — zastępowania ich w sposób pokojowy innymi. Odnajdujemy w tym zdaniu podstawowe kryteria nowoczesnej demokracji liberalnej: szeroką partycypację obywatelską, płynącą z zasady suwerenności ludu, oraz cykliczną odpowiedzialność polityczną reprezentantów społeczeństwa. Idąc dalej, papież opowiada się za zasadą trójpodziału władz, czym podkreśla konieczność dwojakiego rodzaju kontroli: zewnętrznej, sprawowanej przez elektorat w wyborach, i wewnętrznej, opartej na systemie regulacji umożliwiających zachowanie równowagi między władzami w państwie (zasada „checks and balance”). Dopiero wzajemne uzupełnianie się obydwu zapewnia efektywność całego systemu demokratycznego. Jednak obok wymiaru proceduralnego rozciąga się przestrzeń, która warunkuje nie tylko sprawność, ale również istnienie demokracji. Przyjęta przez Jana Pawła II logika antropologiczna każe pojmować demokrację jako środek do zapewnienia społeczeństwu warunków do pokojowej egzystencji i pomnażania dobra wspólnego. Ostrzeżenie przed utożsamieniem zespołu procedur z moralnością, to zwrócenie uwagi na zjawisko obecne w demokracjach ustabilizowanych, gdzie z formuły ustrojowej czyni się namiastkę nowej moralności w duchu założeń religii obywatelskiej z czasów rewolucji francuskiej. Tymczasem demokracja, mimo niewątpliwych zasług w poszerzaniu pola wolności i odpowiedzialności, nie jest w stanie sama z siebie wykreować wartości, na których się opiera i których potrzebuje do swego istnienia. Demokracja czerpie normy moralne i wzorce zachowań ze skarbnic wartości, którymi są religia, kultura, sztuka czy tradycja. Jest zatem głęboko uwarunkowana strukturami pozademokratycznymi. W interesie polityków, kierujących się nie tylko krótkoterminową taktyką, winna leżeć troska o zachowanie w dobrym stanie i rozwój owych aksjologicznych źródeł. Jak refren, choć w nowym kontekście, powracają słowa przypominające o znaczeniu człowieka: ...wartość demokracji rodzi się albo zanika wraz z wartościami, które ona wyraża i popiera: do wartości podstawowych i koniecznych należy z pewnością godność każdej ludzkiej osoby, poszanowanie jej nienaruszalnych i niezbywalnych praw, a także uznanie „dobra wspólnego” za cel i kryterium rządzące życiem politycznym.
Można by oczywiście zarzucić Kościołowi kolejną próbę walki o rząd nad duszami obywateli. Subtelne zwrócenie uwagi na niesamowystarczalność demokracji i jej zapotrzebowanie na aksjologiczne paliwo byłoby wejściem tylnymi drzwiami do gabinetu politycznej władzy. Jednak punkt widzenia na demokrację, który koresponduje z wieloma ujęciami teoretycznymi jej badaczy, idzie u Jana Pawła II w parze z wizją społeczeństwa pluralistycznego. Poszukując wspólnego konsensusu, wokół którego można by budować wspólny dom, przemawia różnymi głosami, prezentuje bogactwo światopoglądów i filozofii życia. Jest to kolejna konsekwencja obrania człowieka za centrum życia i sedno metody badawczej. Państwo, podobnie jak demokracja, zostaje przez papieża zrelatywizowane i podporządkowane dobru człowieka. Społeczeństwo jest genetycznie pierwotne w stosunku do państwa. Nabiera przez to specyficznej wartości, która wyraża się w autonomii wobec rządzących elit. Rolą państwa jest służba społeczeństwu. Niewydolność państwa uprawnia obywateli do zmiany swoich reprezentantów lub, w stanie głębokiego kryzysu (rok 1989), nawet do obalenia ustroju. Państwo jest dla papieża jedną z wielu form wyrazu społecznej natury człowieka. Także, a właściwie przede wszystkim, rodzina, wspólnota samorządowa, religijna czy polityczna są drogami do urzeczywistnienia ideału społeczeństwa obdarzonego własną podmiotowością. „Podmiotowość społeczeństwa” zapobiega zjawiskom alienacji i umasowienia, chroni przed nawrotem rozwiązań totalitarnych, utrzymuje demokrację w granicach systemu politycznego sensu stricte. Sprawowane nad demokracją władztwo obywateli ma źródło dwojakiej natury w autonomii społeczeństwa i osoby. W hierarchii autonomii ta przynależna społeczeństwu znajduje się poniżej autonomii człowieka, a przed autonomią państwa, które objawia swą niezależność głównie na płaszczyźnie międzynarodowej.
Żywe u Jana Pawła II doświadczenie totalitaryzmu każe autorowi nieustannie wskazywać na wciąż obecne w krajach demokratycznych przejawy myślenia totalnego. Koncepcja wolności oderwanej od Prawdy uzasadnia łamanie praw i wolności człowieka, prowadząc prostą drogą do totalitaryzmu. Odrzucenie posłuszeństwa prawdzie o człowieku kończy się niewolą większości podporządkowanej woli mniejszości. Dlatego demokracja, czerpiąca z niezależnych od niej źródeł wartości, oparta na upodmiotowionym społeczeństwie, które jest prawdziwym suwerenem i dysponentem władzy, to dla papieża ustrój gwarantujący poszanowanie godności osoby ludzkiej. System rządów konsensualnych, respektujących prawdy niezmienne, jest złotym środkiem między skrajnościami charakterystycznego dla totalitaryzmu braku wolności oraz dryfującego ku moralnej anarchii państwa ultraliberalnego.
Po tym, co zostało już powiedziane, czy można pokusić się na podsumowanie, na paru stronach tekstu, działalności człowieka, którego życie toczy się na tak wielu polach? Owszem, a to dlatego, że Jan Paweł II w ostatnich miesiącach sam tego dokonał wydając „Tryptyk rzymski”. Poświęcamy temu dziełu osobny artykuł. Ta papieska wypowiedź, opatrzona podtytułem „Medytacje”, jest wypowiedzią bardzo osobistą, poetycką, a więc pozwalającą na wyjście poza ograniczenia czy wymogi, którym papież podlega jako biskup, teolog czy nawet filozof. W świecie poezji i mistyki, bez cienia skrępowania można zwierzyć się, jak też pytać: Jak przeniknąć poza granice dobra i zła? Jak też można nakazać Abrahamowi, by w jednym zdaniu zamknął jednocześnie słowa Jezusa, skierowane do Judy z Iskariotu i słowa Jana Ewangelisty podsumowujące działalność Jezusa, a zwłaszcza znaczenie jego śmierci: Czyń, co masz czynić, do końca. Co jest zatem przewodnim motywem posługi Jana Pawła II w Kościele, ale i w świecie, jako że droga Kościoła, jak to papież wciąż przypomina, wiedzie przez człowieka, a więc przez świat?
Pierwsza odpowiedź, jaka się samoistnie nasuwa, to zawołanie z herbu papieskiego: Totus tuus. W świetle jednak następnych wydarzeń, następujących po inauguracji pontyfikatu, widać, że to zawołanie można potraktować jako fundament, na którym papież budował swoją posługę. Można więc powiedzieć, że następny etap rozpoczął się od wezwania: Nie lękajcie się otworzyć drzwi Chrystusowi. W ten sposób Jan Paweł II z jednej strony stawia współczesnemu Kościołowi i światu diagnozę, a z drugiej pokazuje sposób drogi wyjścia z zapaści kulturowej, o której to zapaści — bo przecież nie o całej kulturze współczesnej, jak by to chcieli współcześni manichejczycy — mówi, że jest cywilizacją śmierci. Według papieża nasz świat trapią nie tyle nieszczęścia spowodowane strachem przed śmiercią, przed nieszczęściami, ile przede wszystkim przed szczęściem właśnie, bo przed wolnością, prawdą, pięknem, miłością. Ta tragedia ma swój początek w zapomnieniu zarówno pierwszych ludzi, jak też i nas, żyjących dzisiaj. Bóg stworzył i stwarza, czyni człowieka mężczyzną i kobietą na swój obraz i podobieństwo. Ten, który wie wszystko, widział, że to dzieło było bardzo dobre. Tym sposobem patrzenia na wszystko Bóg obdarza również człowieka. Oboje, Adam i Ewa, byli przecież nadzy, a nie odczuwali wstydu. Czy to możliwe?, pyta Jan Paweł II i z goryczą stwierdza: Współczesnych o to nie pytaj, lecz pytaj Michała Anioła, i zaraz, jakby po chwili wahania, dodaje: ...a może także współczesnych!? Pytaj Michała Anioła, a więc pytaj tych, którzy tworzą kulturę. Ratunkiem dla człowieka jest więc tworzenie kultury, która obejmie zarówno naukę, jak i sztukę, ale też i życie, jako że najwyższym arcydziełem jest człowiek święty. Z takiego postawienia sprawy wynika, że synteza kultury i wiary jest wymaganiem nie tylko kultury, lecz także i wiary (...) Wiara, która nie staje się kulturą, jest wiarą nie w całości przyjętą, nie w całości przemyślaną, nie przeżytą wiernie. Patrząc w świetle powyższej wypowiedzi, można stwierdzić, że tysięczne, bywa milionowe, tłumy, które papież gromadzi na liturgię, potwierdzają konieczność tej syntezy. Człowiek wykorzeniony z dużej i małej ojczyzny, a więc bezdomny, osierocony, bo oderwany od przodków, oraz bezdzietny, bo nie dane mu było zaznać łaski macierzyństwa i ojcostwa, głodny chleba, bo obszary biedy wciąż, jeśli się nie poszerzają, to pogłębiają, zniewalany i upadlany przez dyktatorów, taki wykluczany z życia fizycznego i duchowego człowiek potrzebuje z jednej strony adwokata, który będzie go bronił, ale i kapłana, który mu będzie przypominał o Chlebie z nieba. Tak jak kobieta z Betanii, Kościół nie obawiał się „marnować”, poświęcając najlepsze swoje zasoby, aby wyrażać pełne adoracji zdumienie wobec niezmierzonego daru Eucharystii.
W tej sprawie obrony człowieka i jego prawa do pełni życia Jan Paweł II nie jest sam. Warto byśmy zauważyli to, zwłaszcza my, jego rodacy. Na rozpoczęcie ósmej pielgrzymki do Polski Jan Paweł II mówił: Moim rodakom przynoszę przesłanie nadziei płynące z Dobrej Nowiny, że Bóg bogaty w miłosierdzie w Chrystusie objawia każdego dnia swoją miłość. To On, to On — zmartwychwstały Chrystus mówi dziś do każdego i każdej z was: „Przestań się lękać! Jam jest Pierwszy i Ostatni, i żyjący. Byłem umarły, a oto jestem żyjący na wieki wieków” (Ap 1, 17-18). Oto przesłanie Bożego miłosierdzia, które przynoszę dziś mojej Ojczyźnie i moim rodakom: „Przestań się lękać!” Zaufaj Bogu, który bogaty jest w miłosierdzie. Jest z tobą Chrystus, niezawodny Dawca nadziei. Zwłaszcza wtedy, gdy starym zwyczajem zaczynamy drżeć ze strachu przed tym, co nowe, jakbyśmy nie wierzyli, że Chrystus zmartwychwstał, a to znaczy, że
nasz wiek dwudziesty! I nie tylko dwudziesty!
(...)
żaden wiek nie może przesłonić prawdy
o obrazie i podobieństwie.
to znaczy, że nie jest wstanie oderwać Stwórcy od stworzenia. Tak więc, na nasze szczęście, w naszych czasach mistyk i poeta mówią jednym głosem.
... Karol Darwin
Czuł przynajmniej wyrzuty sumienia
Ogłaszając swoją teorię, jak mówił, diabelską.
A oni co? Ich to przecież pomysł:
Posegregować szczury w osobnych klatkach,
Posegregować ludzi, niektóre ich gatunki
Odpisać na genetyczne straty oraz wytruć.
„Pycha pawia jest chwałą Boga” — pisał William Blake.
Kiedyś cieszyło nam oczy
Bezinteresowne piękno, z samego nadmiaru.
A co nam zostawili? Tylko rachunkowość
Kapitalistycznego przedsiębiorstwa.
Przywołując Jana Pawła II i Czesława Miłosza, warto wspomnieć i pamiętać, że jest również Wisława Szymborska i Lech Wałęsa. Przecież nagrodę pokojową otrzymuje się za arcytrudną sztukę, jaką jest wprowadzanie pokoju. Można by wymienić jeszcze wiele innych nazwisk uczonych i artystów. Choć czasami odnosi się wrażenie, że nie potrafimy, czy, co gorsza, być może nie chcemy, cieszyć się z sukcesu naszych bliźnich.
Skoro już przywołaliśmy poetę, to trzeba powiedzieć, że najdalszym, a zarazem najbliższym horyzontem duchowym posługi Jana Pawła II, przypominanym człowiekowi, a może zwłaszcza Kościołowi, chrześcijanom, jest mistyka. Ona też jest naszym najprawdziwszym powołaniem i przeznaczeniem. Papież prowadzi więc nieustanną rozmowę z dawnymi i współczesnymi mistrzami życia duchowego. Na przykład zawołanie: Przestań się lękać. Wypłyń na głębię, owszem, jest cytatem z Ewangelii, ale też nie sposób nie zauważyć jego pokrewieństwa z wyznaniem św. Faustyny Kowalskiej: Innym razem [spowiednik] powiedział mi te słowa: Pozwól niech Bóg odsunie łódź twego życia na głębię, na toń niezgłębioną życia wewnętrznego. Tym tropem można by iść dalej i przywołać dla przykładu jeszcze jednego dawnego poetę mistyka, Angelusa Silesiusa:
Że Bóg jest taki szczęśliwy i żyje bez pragnienia,
Jest taki dzięki mnie, a ja taki dzięki niemu. (61).
Ten wątek duchowej rozmowy wciąż czeka na opracowanie, bo jak nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa, tak nie można zrozumieć nauki społecznej obecnego papieża, jak też jego teologii (a zwłaszcza eklezjologii) bez odniesienia do modlitwy, medytacji, kontemplacji, a więc w ostatecznym rozrachunku, do mistyki.
Łudziłby się ten, kto by sądził, że taka rozmowa, nacechowana tak rozległą perspektywą, może czy powinna być czymś tak frapującym, że wprost zniewalającym każdego, kto troszczy się o los człowieka. Dyskusja, jaka wybuchła w Kościele i poza nim po ukazaniu się „Dominus Jesus”, najlepiej świadczy, że łatwo nie jest, a nawet być nie może. Chrześcijanom, wyznawcom innych religii i niewierzącym chodzi przecież o sprawę najważniejszą, o prawomocność ich przekonań, czyli o uczciwość wobec Boga, żeby użyć wyrażenia autorstwa Johna Robinsona („Spór o uczciwość wobec Boga”, 1966) i wobec siebie. Ekumenizm, bo o tym mowa, jest dla Jana Pawła II sposobem przeżywania Kościoła. Dzisiaj, choć wciąż nie wszystkim, wydaje się oczywiste, że Jan Paweł II przekroczył wszelkie możliwe progi „dobra i zła”. Przede wszystkim te wewnątrz Kościoła rzymskokatolickiego, wzywając katolików do pokuty i zadośćuczynienia za grzechy przeciwko jedności Kościoła, jak też przeciwko każdemu człowiekowi. Również progi cerkwi i kościołów ewangelickich okazały się niższe, niż przypuszczano. Owocem tak pojmowanego ekumenizmu jest „Wspólna Deklaracja w sprawie Nauki o Usprawiedliwieniu” Światowej Federacji Luterańskiej i Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan z 1999 r. Równocześnie, dosłownie i w przenośni, Jan Paweł II przekroczył próg synagogi, nazywając żydów naszymi starszymi braćmi w wierze, jak też próg meczetu, gdzie żydom, chrześcijanom i muzułmanom przypomniał, że dla nas wszystkich Jerozolima jest — jak wskazuje sama jej nazwa — „Miastem Pokoju”. Być może w żadnym innym miejscu na świecie nie stykamy się z tak głęboką świadomością transcendencji i Bożego wybrania, jaka promieniuje z kamieni i zabytków Jerozolimy oraz ze świadectwa trzech religii, żyjących obok siebie w jej murach. Nie wszystko było i będzie łatwe w ich współistnieniu. Musimy jednak czerpać z naszych tradycji religijnych mądrość i przekonujące motywacje, dzięki którym zwycięży wzajemne zrozumienie i szczery szacunek.
Stawia się czasem papieżowi zarzut, że przecenia wartość tzw. Kościoła ludowego. Masowe nabożeństwa, procesje ma cechować nadmierna uczuciowość, teologiczna jałowość, gdy tymczasem C. Miłosz mówi:
Miejcie zrozumienie dla ludzi słabej wiary.
Ja też jednego dnia wierzę, drugiego nie wierzę.
Ale jest mi dobrze w modlącym się tłumie.
Ponieważ oni wierzą, pomagają mi wierzyć
w ich własne istnienie, istot niepojętych.
(...)
Naturalnie, jestem sceptyczny, ale razem śpiewam,
pokonując w ten sposób przeciwieństwo
pomiędzy prywatną religią i religią obrzędu.
Kto wie, jak długo jeszcze przyjdzie nam odkrywać sens papieskiego przesłania? Czy jego wartość miałaby polegać — jak tego chcą niektórzy — jedynie na przeprowadzeniu narodów przez trudne lata totalitarnej niewoli i mozół powrotu do wolności? Czy jest on Mojżeszem naszych czasów, prorokiem-wychowawcą, któremu nie było dane przejść ostatniego odcinka drogi?
Ludzka myśl biegnie kolistą drogą. Ledwie zakończone podsumowanie napotyka nowo poczęte słowo. Niedopowiedzenie skrada się za każdym zdaniem. Może zatem lepiej nie mówić o podsumowaniu? Wystarczy liczyć lata, pamiętać o wydarzeniach, przywoływać gesty. Ćwierć wieku pontyfikatu Jana Pawła II jest wdzięcznym obiektem bilansu. I łatwym. Czy tylko o to chodzi? Życie jest istotą wielkiej spuścizny. Dziedzictwo pozostawione przez Jana Pawła II już przechodzi przez ogień oczyszczenia. Podwójny. Gorący ogień krytyki i zimny ogień kommemoracji, akademii i pochlebstw. Który z nich podsyciliśmy? A może po prostu nieśliśmy własne lampki, zapatrzeni w knotki zadowolenia. Szczęśliwie słuszność płonie niezależnie od nas. Wiedział to już Rej. Samopomoc polska...
Dominik Ciołek SJ, ur. 1974, absolwent filozofii w Wyższej Szkole Filozoficzno- Teologicznej „Ignatianum” w Krakowie i politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Mieszka w Warszawie.
Wacław Oszajca SJ, ur. 1947, wykładowca na Państwowym Wydziale Teologicznym, sekcja „Bobolanum” w Warszawie i na Wydziale Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego; poeta, publicysta, red. naczelny „Przeglądu Powszechnego”. Mieszka w Warszawie.
opr. mg/mg