"Duc in altum" - Kościół wobec trzeciego tysiąclecia

O papieżu Janie Pawle II jako papieżu przełomu tysiącleci

"Duc in altum" - Kościół wobec trzeciego tysiąclecia

Kard. Leo Scheffczyk

«Duc in altum» — Kościół wobec trzeciego tysiąclecia

Jan Paweł II i Kościół katolicki poświęcają szczególnie wiele uwagi początkowi trzeciego tysiąclecia, patrząc nań z perspektywy religijnej.

Podłożem tej postawy nie jest oczywiście fascynacja magiczną wymową przełomowej daty, jaką stanowi rok 2000, ani też jakaś ukryta skłonność do millenaryzmu, który przy wielu okazjach Papież stanowczo potępił jako «chiliastyczne mrzonki». To głębokie zainteresowanie wypływa raczej ze zrozumienia istoty historii zbawienia. Czas postrzegany jest jako nieodzowne medium działania Bożego w świecie, który pozostaje zawsze wierny przeszłości i dobrze zna zarówno sens teraźniejszości, jak i wymagania przyszłości.

Takie postrzeganie historii współbrzmi w pełni z nauczaniem Jezusa, które Papież często przypomina. Chrystus przynagla nas, byśmy poprawnie odczytywali znaki czasu (Łk 12, 56). Tylko na takiej podstawie człowiek może dokonać wyboru zgodnego z tym, czego Bóg od niego oczekuje, i w konsekwencji wypełnić wolę Bożą, ukrytą w znakach czasu.

Ojciec Święty mówi nam o tym posługując się słowami, które — w relacji Łukasza — odgrywają główną rolę w powołaniu pierwszych uczniów i w scenie cudownego połowu. Brzmią one: «Duc in altum», to znaczy: «Wypłyń na głębię».

To wezwanie Ojciec Święty sformułował dzięki trafnej interpretacji znaków czasu, które zdają się wskazywać na przełomowy charakter epoki.

Przełomowy charakter epoki

To ów przełom stanowi tło wezwania «Duc in altum». Już w pierwszej Encyklice Redemptor hominis z 1979 r. Papież kieruje spojrzenie ku przełomowi r. 2000 i skupia uwagę na «nadchodzącym» czasie schyłku tysiąclecia. Nie próbując bynajmniej nadać temu okresowi ścisłych ram chronologicznych, Jan Paweł II przypisuje mu bardzo szczególne znaczenie. Określa go jako swoisty «nowy adwent» (n. 1) zarówno dla Kościoła, jak i dla całej ludzkości.

Zaledwie rok później w Encyklice Dives in misericordia Ojciec Święty mówi o «powszechnym oczekiwaniu nowego adwentu przed nadejściem trzeciego tysiąclecia» (n. 4). Jak widać, mamy tu do czynienia z definicją teologiczną, a mówiąc jeszcze dokładniej — z chrystologicznym określeniem czasu.

Ten czas zostaje ponownie określony przez Papieża jako czas oczekiwania w Encyklice o Duchu Świętym Dominum et Vivificantem z 1986 r. Tutaj jednak zostaje uwypuklony nie tylko pozytywny aspekt tego czasu pełnego nadziei, ale także jego strona ciemna, mroczna i groźna (por. n. 56). Napięcie między tymi dwiema rzeczywistościami sprawia, że Ojciec Święty wielokrotnie mówi o «dramatycznym charakterze» czasu poprzedzającego koniec tysiąclecia.

Jest to wizja czasu i historii, która stara się zachować równowagę między naiwnym naturalistycznym optymizmem i apokaliptycznymi przepowiedniami zniszczenia, w oczywisty sposób chybionymi, głoszonymi dziś przez niektóre ruchy religijne.

Mimo to można zauważyć, że także Ojciec Święty bardzo wyraźnie mówi o groźnych aspektach obecnej sytuacji historycznej.

Sobór Watykański II, charakteryzując współczesną chwilę historyczną, wypowiada się w sposób raczej powściągliwy i zrównoważony. Mówi na przykład o «nadziei i lęku» świata, natomiast zagrożenia określa po prostu jako «kryzys wzrastania» (por. Lumen gentium, 4). Papież natomiast bardziej jednoznacznie i nade wszystko w sposób bardziej konkretny ocenia negatywne aspekty naszej rzeczywistości.

W Redemptor hominis nawiązuje do zjawiska ateizmu, który z «niespotykaną dotąd» zaciekłością próbuje zdławić religie świata (por. n. 20). W Dives in misericordia dotyka bolesnej rany, jaką jest rozkład moralny ludzkości, i przywołuje obraz śmierci obecny w «cywilizacji materialistycznej» (por. n. 61). W Sollicitudo rei socialis Ojciec Święty piętnuje egoizm ludzkości, który wyraża się w «dążeniu do zysku i władzy» (por. n. 47).

W Encyklice Fides et ratio (1998), zawierającej bardzo znamienną diagnozę sytuacji filozoficzno-intelektualnej naszej epoki, Papież mówi o «współczesnym dramacie rozumu».

Rozpoczął się on od «rozdzielenia wiary i rozumu» (n. 45) i nie tylko doprowadził środowiska intelektualne do relatywizmu i indyferentyzmu, ale popchnął je wręcz na krawędź nihilizmu (por. n. 90).

Takie jest historyczne tło, na którym widać wyraźnie odmienną wymowę wezwania «Duc in altum».

Choć uwidocznia się tu cały ogromny potencjał zagrożeń obecnych w naszej epoce, w tej diagnozie nie przeważa pesymizm. Przemożnym siłom przeciwstawiają się w tym dramacie moce naturalnego dobra, a zwłaszcza moc łaski Jezusa Chrystusa.

Z tej diagnozy nie wyłania się zatem dualistyczna wizja dwóch przeciwstawnych potęg, która mogłaby pozbawić człowieka wszelkiej nadziei na przyszłość. Istniejąca rzeczywiście polaryzacja zostaje przezwyciężona dzięki mocy nadprzyrodzonej nadziei, która rodzi się z wiary w Chrystusa, ale jest też związana z rzeczywistością naturalną. Przede wszystkim z faktem, że człowiek jest obrazem Boga, o czym nie powinien nigdy zapominać; następnie z ideałami i wartościami moralnymi narodów, które wskazał sam Jezus przykładem własnego życia (por. Christifideles laici, 21). Wezwanie «Duc in altum» zostaje więc wypowiedziane nie tylko z uwagi na nędzę naszej epoki, ale odwołuje się też do pragnienia prawdziwego i powszechnego zbawienia, jakie żywią ludzie i narody.

Analiza epoki, przedstawiona przez Papieża, jest tutaj bardzo bliska przemyśleniom filozofa, który — wychodząc co prawda z zupełnie innych przesłanek — powiedział kiedyś: "Współczesny świat utracił Boga, ale Go poszukuje» (A. N. Whitehead).

Opierając się na tym stwierdzeniu, możemy iść dalej w naszych refleksjach, próbując rozważyć reli-gijno-teologiczną treść wezwania «Duc in altum».

«Duc in altum» jako powołanie do bycia prawdziwymi uczniami

Wezwanie do wypłynięcia na głębię nie jest poleceniem narzuconym Kościołowi z zewnątrz. Jest to raczej tendencja od zawsze zakorzeniona w samym Kościele, którą Ojciec Święty już w swojej pierwszej Encyklice Redemptor hominis określił jako «misyjną dynamikę chrześcijaństwa" (n. 4). To określenie, obecne zawsze — choć różnie formułowane — w dokumentach Magisterium ostatnich dwóch dziesięcioleci, powraca wyraźnie w Novo millennio ineunte.

List ten stwierdza, że w Kościele, poruszonym do głębi przez Jubileusz, powstał niezwykły «nowy dynamizm" (n. 15). Jego fundamentem jest «sam proces wcielenia». Wcielenie Syna i wywyższenie Jezusa Chrystusa, który staje się Głową ludzkości, nie jest faktem statycznym, który dokonał się jeden raz w dziejach; jest to raczej wydarzenie, które się rozszerza, staje się coraz rozleglejsze, przenikając ciało ludzkości i Kościoła niewyczerpanymi energiami. Temu wszystkiemu towarzyszy doświadczenie pełni, które przywodzi na myśl opis powołania pierwszych uczniów, gdzie pada wezwanie: «Duc in altum» — symbol cudownego połowu.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w naszej epoce owo «Duc in altum» ma wyrażać dążenie do nowej ewangelizacji, które podjął już Paweł VI, a Jan Paweł II kontynuuje. Można pokusić się o konkluzję, że wezwanie «Duc in altum», rzucone na progu trzeciego tysiąclecia, jest konkretnym spełnieniem i syntetycznym wyrazem pragnienia nowej ewangelizacji. Papież w Novo millennio ineunte pisze: "Wielokrotnie w minionych latach przypominałem wezwanie do nowej ewangelizacji. Ponawiam je i teraz» (n. 40).

Zatem Papież wezwaniem «Duc in altum» pragnie potwierdzić apel o nową ewangelizację albo — jak sam mówi — wywołać nowy «zryw» apostolskiego głoszenia, podjętego z takim samym entuzjazmem, jak w początkach Kościoła.

Takie uwypuklenie biblijnych słów przez przywołanie Ewangelii o wezwaniu skierowanym do uczniów ma tę wielką zaletę, że po raz kolejny wskazuje z naciskiem na religijno-teologiczną podstawę oraz na pożądany cel procesu ewangelizacji. Jak wyjaśnia Adhortacja Christifideles laici, istotą tego procesu jest intelektualne i duchowe budowanie Kościoła jako wspólnoty, w której składane jest świadectwo o słowie Bożym, sprawowane są sakramenty i praktykowane miłosierdzie płynące z żywej wiary.

Ewangelizacja — by posłużyć się znamiennym określeniem Pawła VI — jest zasadniczo i przede wszystkim ewangelizacją samego siebie i powinna się stawać — w sercach ludzi świeckich, tak samo jak kapłanów i biskupów — "nawróceniem i osobistym związaniem z Jezusem Chrystusem» (Christifideles laici, 33). Zgodnie z tą wizją, powołanie na ucznia i wezwanie do pójścia za Chrystusem zyskuje pewien istotny wymiar, któremu Jan Paweł II w Novo millennio ineunte nadaje jeszcze większą wagę wskazując, że kwintesencją chrześcijańskiego życia jest świętość. Powołanie na ucznia jest w istocie rzeczy powołaniem do świętości (por. n. 30).

Dlatego w Redemptoris missio (1990) Papież stawia programową tezę, że «prawdziwym misjonarzem jest święty» (n. 90). To przekonanie przytacza ponownie w Novo millennio ineunte, podkreślając, że prawdziwi uczniowie są zakorzenieni w glebie świętości.

Powołanie do grona uczniów nie może jednak być ograniczone do płaszczyzny indywidualnego życia poszczególnych osób, ani nawet wspólnoty wiernych. Swoim zasięgiem obejmuje ono całą życiową przestrzeń współczesnej ludzkości; zwłaszcza w krajach niegdyś chrześcijańskich należy odtworzyć chrześcijańską substancję ludzkiej społeczności (por. Christifideles laici, 33).

Ten postulat Adhortacji Christifideles laici zostaje sformułowany jeszcze precyzyjniej w Novo millennio ineunte, gdzie pojawia się dodatkowo ważne rozróżnienie: na początku trzeciego tysiąclecia nie próbuje się odtworzyć chrześcijańskiego społeczeństwa, które już nie istnieje; rzecz przede wszystkim w tym, aby podtrzymywać chrześcijańskie ideały i wartości w społeczeństwie, czyli dawać o nich świadectwo.

Wezwanie «Duc in altum» zyskuje w ten sposób wymiar — by tak rzec — ponadkościelny, stając się wezwaniem natury społecznej, wspólnotowej i kulturowej. O tym właśnie Papież nieustannie przypomina, realizując swoją duszpasterską wizję posługi Piotrowej. Głosząc słowo, Kościół nie powinien się izolować, nie może żyć zamknięty w sobie. Potrzeba, aby był obecny w intelektualnych nurtach naszej epoki, utrzymując bliską więź z kulturą i z życiem publicznym.

Kościół musi przemawiać do społeczeństwa — niezależnie od tego, czy przynosi to jakiekolwiek widzialne sukcesy. Jak tego wymaga Ewangelia, Kościół winien «wypłynąć na głębię» i publicznie głosić słowo.

Prawdę mówiąc, współczesne powołanie do apostolskiego grona uczniów jeszcze pod jednym względem jest bardzo podobne do wezwania zapisanego w Ewangelii. «Duc in altum» zostaje wypowiedziane w chwili, gdy nie ma wielkich nadziei, że działanie powołanych może zostać uwieńczone sukcesem.

Uczniowie już wcześniej wypłynęli na połów, w czasie bardziej sprzyjającym, ale wrócili z niczym. To doświadczenie sprawia, że także dzisiaj zastanawiamy się z niepokojem, jakie szansę na sukces ma podjęty na nowo wysiłek apostolski.

Papież w swoich refleksjach nie uchyla się bynajmniej od podjęcia tego realistycznego pytania. Przeżywszy porywające doświadczenie Wielkiego Jubileuszu, ośmiela się wręcz sformułować «proroctwo na przyszłość" (Novo millennio ineunte, 3).

Proroctwa na przyszłość

Jan Paweł II pragnie — jak czytamy w Novo millennio ineunte — aby wierni i cały Kościół otworzyli się «z ufnością na przyszłość" (n. 1). Nie wskazuje jednak określonej drogi, przepowiadając przyszłe wydarzenia. Jego postawa mieści się doskonale w tradycji biblijnego proroctwa Nowego Testamentu, które nie polega na przewidywaniu przyszłości, ale na uduchowionym odczytywaniu, czego wymaga od nas chwila obecna.

W przeciwieństwie do Papieża, który zachowuje powściągliwość wobec przepowiedni na przyszłość, współczesna literatura i dziennikarstwo religijne pełne są proroctw o przyszłości chrześcijaństwa. Wygłaszane w nich opinie, często podpierane statystykami, składają się zwykle na prognozę dość smutną dla chrześcijaństwa. Bardzo rzadko zauważa się pozytywny fakt, że w skali całego świata Kościół katolicki nadal się rozrasta, podczas gdy maleje procentowy udział ateistów w społeczności światowej.

W świecie zachodnioeuropejskim dość często cytowana jest dziś teza niemieckiego filozofa N. Schnadelbacha: «We współczesnym świecie chrześcijaństwo instytucjonalne ma już dawno za sobą własny koniec». W rzeczywistości jednak ta opinia me uwzględnia globalnej sytuacji chrześcijaństwa, jest też wyraźnie nacechowana ideologicznie.

Inni znów dają chrześcijaństwu pewne szansę na przetrwanie, ale wyłącznie pod warunkiem, że zdoła ono uwolnić się od dogmatów i przybierze w pełni charakter mistyczny. Niektórzy socjolodzy religii starają się zachować większy obiektywizm i wypowiadają się bardziej powściągliwie.

Włoski filozof religii Sabino S. Aquaviva już kilka lat temu mówił o «zaniku sacrum» we współczesnym społeczeństwie. Stwierdzał, że z jednej strony obserwujemy wyraźny schyłek sacrum, z drugiej jednak poczucie sacrum było zawsze zachowywane w sumieniu ludzkości i trwa w nim do dzisiaj. Zwracał w ten sposób uwagę na pewną suwerenność rzeczywistości religijnej w stosunku do historii, w którą jest wpisana. Jej przyszłego potencjału nie można zatem zmierzyć metodami statystycznymi, opierając się wyłącznie na współczesnych okolicznościach.

Również w obrębie literatury niemieckojęzycznej szwajcarski socjolog Urs Attermatt rysuje jeszcze inną perspektywę przyszłości. W wydanej w 1989 r. książce Katolicyzm a współczesność wymienia serię warunków, które miałyby pozwolić chrześcijaństwu i Kościołowi na dalsze istnienie. Kościół — jego zdaniem — powinien przyswoić sobie podstawowe cechy nowoczesnego społeczeństwa — pluralizm i demokrację — oraz odrzucić struktury hierarchiczne. Właściwie więc musiałby upodobnić się do protestantyzmu!

Trzeba zauważyć, że Ojciec Święty nie podziela żadnej z tych wizji przyszłości — ani pozytywnych, ani negatywnych. Nie lekceważy oczywiście prognozy, według której chrześcijanie — zważywszy na «ścisłe powiązanie religii i kultur» (Novo millennio ineunte, 36) — mogą stać się «małą trzódką» (Łk 12, 32). Jego zdaniem jednak taka wizja nie powinna w najmniejszym stopniu odbierać chrześcijanom nadziei — zwłaszcza z uwagi na «wzajemne przenikanie się kultur i religii» (por. 'Novo millennio ineunte, 36).

W przekonaniu Ojca Świętego nie trzeba zatem tworzyć nowych programów działania, aby zapewnić sobie zwycięstwo w przyszłości. Tak mówi o tym Jan Paweł II: «Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji" (tamże, 29). Proroctwo nie jest zawarte w socjologicznych prognozach ani w projektach budowanych według nowatorskich wzorców; kryje się raczej w wierze w Chrystusa i w nadziei opartej na radosnej nowinie o wcieleniu Boga, które także w przyszłości pozostanie źródłem nowego życia.

To przekonanie znajduje bowiem mocne oparcie w wierze przenikniętej rozumem, to znaczy w pewności, że wcielenie wprowadziło w naszą historię rzeczywistość nieporównywalną z niczym innym. Obdarza ona człowieka pełnią prawdy, miłości i piękna, która będzie pobudzać jego rozwój w każdym czasie i w każdej epoce, l nawet gdyby w świecie, w którym pogłębia się proces globalizacji, liczba katolików miała się zmniejszyć, nie zmieniłoby to faktu, że katolickości nie można mierzyć kryteriami ilościowymi.

Papież inspiruje się wizją katolicyzmu na wysokim poziomie, wizją prawdziwej powszechności katolickiej prawdy, która na dłuższą metę nie może pozostać zakryta przed współczesnym człowiekiem, gdyż w nim samym zaszczepione jest silne dążenie do tego, co powszechne.

Starając się realizować to rzeczywiste dążenie, Papież zabiega także o wstawiennictwo Maryi, która pozostaje dla niego i dla nas wszystkich Gwiazdą Ewangelizacji.

Kard. Leo Scheffczyk

Emerytowany profesor

Papieskiej Akademii Teologicznej

w Monachium

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama