Bliskie spotkania z Ojcem Świętym

O Janie Pawle II

Ukazuje się dziś wiele książek i albumów poświęconych Ojcu Świętemu. Jednak poza Panem nie ma fotografików, którzy obok zdjęć "papieskich" mogą w jednym albumie umieścić też fotografie z Karolem Wojtyłą z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Mimo że było to wtedy niemodne, a nawet niebezpieczne zajmował się Pan tematyką religijną. Co Pana do tego skłoniło?

Każdy człowiek ma pewne predyspozycje i chęć jakiegoś typu działania, odkrywania jakiejś rzeczywistości. Mnie pociągało to życie duchowe, które emanowało z tych świętych miejsc i przybywających tam ludzi. Czasami śmiano się ze mnie, że biegam za dewotkami. To prawda że lata sześćdziesiąte nie sprzyjały poświęcaniu się tematom religijnym. W Rosji Chruszczow dokonywał strasznych czystek w Kościele prawosławnym i katolickim. Wysadzono tam wtedy w powietrze wiele kościołów. U nas miało się dziać to samo.

Pamiętam wyprawę na uroczystości milenijne do Częstochowy, dokąd w 1966 r. udałem się z kolegą. Wówczas nie mogło być mowy o żadnym pielgrzymowaniu, dlatego udając turystów jechaliśmy bocznymi drogami, chowając aparaty głęboko w plecakach z obawy przed funkcjonariuszami, którzy w każdej chwili mogli nas zatrzymać. Była to więc pewnego rodzaju fotografia "konspiracyjna". Mnie to jednak nie przerażało. Pociągało mnie natomiast to życie duchowe, które - jak już mówiłem - emanowało z tych miejsc i ludzi. Ta emanacja życia była bardzo widoczna choćby podczas obchodów Milenium Chrztu Polski. Jestem przekonany, że to właśnie rok 1966. otworzył nam drogę do wolności w Polsce. Bez Milenium, bez tego wielkiego uniesienia, nie byłoby demokracji, którą mamy teraz.

Jednym z ważniejszych elementów tych obchodów była wędrówka Obrazu a właściwie ram Obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej po polskich parafiach.

Na początku komuniści śmiali się, że katolicy powariowali i wożą jakieś ramy. Okazało się jednak, że był to znakomity symbol. W puste ramy wkładano kwiaty, które w ten sposób stawały się najpiękniejszym wizerunkiem Maryi i Jezusa. Nie tylko ramy obrazu były puste. Takim też pozostał tron oczekujący na ówczesnego papieża Pawła VI, który wtedy bardzo chciał przyjechać do Częstochowy.

Uczestniczyłem więc w tych wielkich uroczystościach, portretowałem Kardynała Wyszyńskiego...

I w którymś momencie w Pańskim obiektywie pojawił się Karol Wojtyła...

Mam wrażenie, że był od samego początku. Jednak trzeba powiedzieć, że w tamtych latach zawsze najbardziej oczekiwaliśmy na Księdza Prymasa Wyszyńskiego. Karol Wojtyła pojawiał się jako druga osoba. Poza nimi na tych wielkich uroczystościach najczęściej byli też obecni abp Baraniak z Poznania i abp Kominek z Wrocławia. W 1965 r. na uroczystości odpustowe do Kalwarii Zebrzydowskiej przybył Ksiądz Prymas, a za nim w fioletowej sutannie - pamiętam jak dziś - podążał ks. bp Wojtyła. Zrobiłem mu wówczas jedno z nielicznych zdjęć w biskupich szatach jeszcze przedsoborowych, w których on czuł się nie najlepiej. Były dość ciężkie.

W wydanej na jubileusz 20-lecia Pontyfikatu książce "Bliskie spotkania z Ojcem Świętym" * mówi Pan, że jako Karol Wojtyła miał on opinię niefotogenicznego, w odróżnieniu np. od kard. Wyszyńskiego...

Rzeczywiście taka krążyła wówczas opinia. Z Księdza Prymasa biło jakieś dostojeństwo. Kard. Wojtyła zaś wychodził zupełnie zwyczajnie, a czasem po prostu źle. Teraz te zdjęcia uważam za rarytasy. Np. zdjęcie opublikowane na okładce książki "Wojtyła" długie lata leżało w moim archiwum, teraz ozdabia jeden z bestselerów na temat Papieża. Zdjęcie to zrobiłem wtedy, gdy przyszliśmy mu pogratulować tego, że został kardynałem. "Zostałem, naprawdę? A skąd to wiecie?" - zażartował, a jego uśmiech pozostał na tym zdjęciu.

W jaki sposób dowiedział się Pan o wyborze kardynała Wojtyły na papieża?

Byłem wtedy w klubie dziennikarzy "Pod Gruszką" w Krakowie. Informację o wyborze ktoś podał jako wiadomość z "Dziennika Telewizyjnego". W pierwszej chwili nie uwierzyłem. Sądziłem, że to zwykła kaczka dziennikarska. Wątpliwości się rozwiały, gdy przez okno wychodzące na krakowski Rynek zauważyłem biegających ludzi, którzy krzyczeli, że nasz Kardynał został papieżem! Zaraz potem wszyscy usłyszeliśmy z Wawelu dostojny dźwięk Dzwonu Zygmunta.

Czy tak uważne oko fotografika jak Pańskie zauważyło jakieś zmiany w Karolu Wojtyle po wybraniu go na Namiestnika Chrystusowego?

Zaszła zmiana jedynie w noszonych przez niego szatach. W niczym więcej nie zauważyłem zmian. Karol Wojtyła nie zmieniał się jako biskup i arcybiskup krakowski, potem także jako kardynał. Po wyborze na Papieża również pozostał sobą. Jeżeli np. wcześniej był z kimś blisko, to tak pozostało do dziś.

Powszechnie znana jest nić sympatii, jaką darzy Pana Ojciec Święty. Widać to choćby na zdjęciu zamieszczonym na obwolucie "Bliskich spotkań..."Skąd się wzięła ta sympatia?

Rzeczywiście zdjęcie przedstawia bardzo dla mnie przyjemną chwilę - stoję obok Jana Pawła II na tarasie Jego domu w Castel Gandolfo. W oddali widać jezioro Albano. Ojciec Święty dotykając wówczas mojej ręki z troską zapytał, czemu jestem taki spięty. Rzeczywiście byłem spięty.

Mimo że zrobiłem mu już w sumie kilkadziesiąt tysięcy zdjęć, to zawsze, podczas rozmowy z Nim, mam jakąś dziwną tremę. Tak było zawsze. Także wtedy gdy był biskupem, arcybiskupem czy kardynałem w Krakowie. Człowiek zawsze wychodził od niego jakby "uniesiony", zmieniony, może nawet lepszy.

Narodzeniu się tej sympatii być może pomogło i to, że mój dom rodzinny stoi blisko domu, gdzie Karol Wojtyła mieszkał w latach okupacji, gdzie zmarł jego ojciec. Jako młody robotnik idąc do pracy w kamieniołomie, codziennie przechodził obok naszego domu. Być może potem jako chłopak służyłem mu do Mszy, którą odprawiał w kościele na krakowskich Dębnikach. A może połączyła nas Kalwaria?

Zrobił Pan Ojcu Świętemu kilkadziesiąt tysięcy fotografii. Jakie zdjęcie chciałby Pan jeszcze zrobić?

Chciałbym przygotować książkę: "Jeden dzień z Janem Pawłem II". Co prawda bywało, że towarzyszyłem Ojcu Świętemu od rana do wieczora, ale wówczas nie byłem jeszcze do takiego zadania przygotowany. Bądź co bądź jest to odbieranie spokoju Papieżowi przy ogromie Jego zajęć.

A czy ma Pan takie zdjęcia, których nigdy Pan nie opublikuje?

Mam jeszcze kilka tysięcy zdjęć nigdy niepublikowanych. Ale nie ze względu na jakieś niecenzuralne sytuacje. Mam np. zdjęcie, które można zatytułować: "Ojciec Święty z krowami". W Castel Gandolfo są piękne krowy, których mleko Ojciec Święty pije co dzień do śniadania. Mleko nazywa się "papieskie" i można je kupić w sklepach Watykanu. Produkuje je fabryka św. Piotra. Jest pyszne.

Można więc oczekiwać, że na kolejne jubileusze pontyfikatu Jana Pawła II wychodzić będą następne Pana książki...

Daj Boże! Najlepiej na 40-lecie.

Przyznam, że wiele razy gdy jako dziennikarz uczestniczyłem w jakichś ważnych, podniosłych chwilach współczułem fotografom, którzy musieli podejść bliżej, robiąc przy tym wiele szumu. Czy nie ma Pan wrażenia, że czasem po prostu przeszkadza?

Uważam, że trzeba narzucić sobie pewne ograniczenia i nie wchodzić "z butami" za daleko. Trzeba mieć szacunek dla osoby, którą się fotografuje. Jest wiele sytuacji, w których nie należy zakłócać spokoju. Na przykład podczas ubiegłorocznej wizyty Ojca Świętego byłem z Nim na Kasprowym Wierchu. Ojciec Święty robił tam wrażenie jakby nieobecnego. Patrzył na góry, wskazywał laską na szczyty i podawał ich nazwy. A po chwili zapadał w niesamowite zamyślenie. Bardzo trudno przyszło mi zrobić mu zdjęcie.

Czasem sobie myślę, że człowiek jest takim parszywym pstrykaczem, który rzeczywiście przeszkadza. Sam Ojciec Święty bardzo pomaga. Nigdy np. nie dał mi odczuć, że mu przeszkadzam, a towarzyszyłem mu naprawdę w różnych sytuacjach. Często dobrym sposobem na "nie rzucanie się w oczy" jest założenie teleobiektywu. Znajduję sobie miejsce gdzieś z tyłu i okazuje się, że mam nawet lepsze ujęcia od innych.

Nie zapomnę wizyty Ojca Świętego w rzymskiej synagodze w 1986 r. Atmosfera tego spotkania była bardzo ciężka. Potęgowały ją nadzwyczajne środki bezpieczeństwa: potrójne kordony policji, helikopter latający cały czas nad synagogą. Polecono mi bym wybrał sobie jedno miejsce i nigdzie się nie ruszał do końca spotkania. Dzięki teleobiektywowi mogłem zrobić rzeczywiście unikalne zdjęcia.

Czyli nie ma granic dla fotografika?

Tak dobrze nie jest. Zdarzają się momenty, których fotografia nie jest w stanie oddać. Podczas ubiegłorocznej wizyty Ojciec Święty odprawiał m.in. Mszę św. z kaplicy św. Leonarda na Wawelu. W pewnym momencie skończyła mi się rolka i odszedłem w głąb krypty, by nie robiąc szumu przewinąć film. Ojciec Święty wypowiadał słowa, które w półmroku odbijały się od królewskich sarkofagów. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Takie przeżycia są ważniejsze niż samo pstrykanie zdjęć.

W ostatnich zdaniach "Bliskich spotkań..." napisał Pan: "Wskazał nam drogę. Czy podążamy nią?" Jaką drogę wskazał nam Jan Paweł II?

Wskazał nam drogę miłości i dobroci - drogę do Boga, który jest Miłością. Dla mnie najbardziej uderzająca jest właśnie dobroć i szacunek, jaki Ojciec Święty okazuje każdemu niezależnie od tego, kim on jest. Podał np. rękę Ali Agcy, Pinochetowi oraz jednemu z największych zbrodniarzy - Fidelowi Castro. Zbyt mało jednak poświęcamy uwagi temu, co On nam mówi. Wyrażanie entuzjazmu: "Niech żyje Papież!" to za mało. Za tym powinno się kryć coś więcej.

W jednym z podpisów pod zdjęciem przedstawiającym Ojca Świętego zatopionego w modlitwie napisał Pan: "Wybierano go już Człowiekiem Roku, Człowiekiem stulecia, a On jest przede wszystkim Człowiekiem Modlitwy". A czym jest modlitwa dla Pana?

Modlitwa jest dla mnie swego rodzaju wyłączeniem się z normalnego trybu życia i włączeniem się w siłę płynącą od Boga. Tego się trzeba jednak nauczyć. Usiłuję to robić np. czytając codziennie fragment z Pisma Świętego. Mimo że jestem dość mocno związany z Kościołem, to przez wiele fragmentów Biblii ciągle nie mogę "przejść". Nie pojmuję do końca ich znaczenia.

Modlitwa jest dla mnie poszukiwaniem pokoju i spotkaniem z Bogiem. Jest mocą, która daje siłę mimo upływu lat. Być może właśnie dzięki tej sile spokojnie myślę o przemijaniu, o śmierci.

Kim dla Pana jest Ojciec Święty?

Jest tym, który dał mi optymizm, dał mi siłę i możliwość działania, przygotowania kilkudziesięciu książek wydanych potem w czołowych firmach wydawniczych na świecie. Czuję wielką bliskość do Niego - jakby synowską miłość. Tak jak do Ojca.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: Adam Bujak


* Wydawnictwo BIAŁY KRUK zaraz po sukcesie wszystkich trzech wersji językowych "Katedr polskich" Adama Bujaka wypuściło na rynek następne dzieło tego autora "Bliskie spotkania z Ojcem Świętym". Album ten przygotowany został na 20-lecie Pontyfikatu Jana Pawła II. Książka stała się natychmiast bestsellerem; zaledwie w parę tygodni po ukazaniu się z półek zniknęło pierwsze wydanie, obecnie sprzedawane jest drugie. Z albumu "Bliskie spotkania z Ojcem Świętym" zaczerpnięte są zamieszczone obok zdjęcia Ojca Świętego.
Album zawiera 240 dotychczas niepublikowanych zdjęć oraz 17 felietonów-wspomnień Adama Bujaka z jego licznych spotkań z Ojcem Świętym.194 strony, super papier (170 g), twarda oprawa, obwoluta, oryginalna grafika - wszystko to powoduje, że mamy do czynienia także z dziełem sztuki edytorskiej. Obok tej książki nikt nie przejdzie obojętnie.
O "Bliskie spotkania z Ojcem Świętym" można pytać w każdej księgarni lub parafii albo bezpośrednio w wydawnictwie (nr tel. 0601 714 293).


opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama