Fragment książki "Ignacy Loyola" Życie i dzieło
Życie i dzieło
Tytuł oryginału: EL PADRE MAESTRO IGNACIO
BREVE BIOGRAFIA IGNACIANA
Bibliotecka de Autores Cristianos, Madrid 1982
© Wydawnictwo WAM, 2002
Iźigo mówi, że „o świcie wyruszył z Montserratu, aby go nikt nie poznał. Nie udał się drogą, która wiedzie prosto do Barcelony, bo mógłby na niej spotkać wielu takich, którzy by go poznali i okazali mu uszanowanie, ale skręcił z drogi ku miasteczku, które zwie się Manresa. Zamierzał tam zatrzymać się przez kilka dni w szpitalu; chciał bowiem zanotować kilka rzeczy w swojej książce, której strzegł bardzo troskliwie i nosił z sobą, czerpiąc z niej wielką pociechę”. Tak wyraźne stwierdzenie nie pozostawia wątpliwości co do dnia, w którym opuścił świętą górę, i co do miejsca, do którego skierował swoje kroki. Niezbyt jasne są jednak powody, które skłoniły Ignacego do udania się do Manresy, a przede wszystkim do tak znacznego przedłużenia pobytu w miasteczku nad rzeką Cardoner. Mówi, że obawiał się, aby nie rozpoznały go niektóre osoby. Nie wydaje się, aby miał wtedy przyjaciół w Katalonii. W takim razie chodziłoby o jakieś osoby z orszaku nowego papieża — Hadriana VI, wśród których byli z pewnością urzędnicy królewskiego dworu Kastylii, znający Ignacego. W rzeczywistości niebezpieczeństwo było odległe, ponieważ pielgrzym znalazł się w Manresie już 25 marca, podczas gdy papieski orszak pozostawał w Saragossie jeszcze 29 marca.
Początkowym zamiarem Ignacego było zatrzymać się w Manresie tylko na parę dni, „by zanotować kilka rzeczy w swojej książce”. Nie ulega wątpliwości, że chodziło o pewne oświecenia, otrzymane w Montserracie. Choć planował pozostać tylko parę dni, w rzeczywistości pozostał tam przez 11 miesięcy. Dlaczego? Sam Ignacy nie daje żadnej konkretnej odpowiedzi na to pytanie, i zdani jesteśmy na domysły. Jednym z powodów mogła być panująca w Katalonii zaraza. Ponieważ zanotowano już kilka wypadków, władze Barcelony zabroniły obcym wstępu do miasta. W tym celu wydano nawet specjalne rozporządzenia. Jedno z nich ogłoszono 2 maja 1522 roku, tzn. nieco ponad miesiąc od przybycia Ignacego do Manresy. Po upływie kilku dni, które postanowił spędzić w tym miasteczku, mogły pojawić się trudności w dostaniu się do Barcelony, gdzie miał wsiąść na okręt. Istnieje także inna możliwość wyjaśnienia przedłużonego pobytu w Manresie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że pielgrzymkę do Jerozolimy można było odbyć w ściśle określonej porze, to niewykluczone, że w roku 1522 taka pora już dla Ignacego minęła. Do powzięcia pielgrzymki potrzebne było zezwolenie papieża. Papież zaś udzielał pielgrzymom takiego zezwolenia w czasie Wielkanocy, która wypadła wtedy 20 kwietnia. Kilka dni spędzonych w Manresie, a także czas potrzebny w Barcelonie na załatwienie podróży statkiem do Rzymu — wszystko to mogło spowodować, że nie udałoby się Ignacemu dotrzeć w porę do Wiecznego Miasta. A zatem zdecydował się pozostać w Manresie. Skądinąd wiemy, że nowy papież przybył do Rzymu dopiero w sierpniu. Być może, na przedłużenie pobytu wpłynęła choroba, która dotknęła Ignacego w Manresie, albo też po prostu znalazł tam dogodne warunki dla życia modlitwy i pokuty i dlatego nie spieszył się z realizacją swoich planów, przekładając pielgrzymkę na późniejszy okres.
Jakkolwiek by było, pobyt Ignacego w Manresie okazał się opatrznościowy, i to jest najważniejsze. Pośród wewnętrznych walk i Bożych oświeceń dokonywała się w nim duchowa przemiana, która osiągnęła szczyt i konkretny wyraz w Ćwiczeniach Duchownych. Św. Ignacy trafnie nazywał Manresę swoim „pierwotnym Kościołem”, mając na myśli nadzwyczajną gorliwość tego okresu, a być może —także początki swojej działalności apostolskiej wśród otaczającej go grupy osób.
Życie zewnętrzne Ignacego przypominało życie ubogiego pielgrzyma. Nosił tunikę z grubego, szorstkiego materiału, przez co zyskał przydomek „człowieka w worku”. Szybko jednak zaczęto go nazywać „człowiek świętym”. W początkach swego pobytu w Manresie Iźigo znalazł schronienie w szpitalu Św. Łucji, gdzie gromadzili się ubodzy i chorzy. Jednakże zwykłym miejscem jego pobytu stał się klasztor Dominikanów. Przebywał tam wówczas o. Galcerán Perelló, którego Ignacy wybrał sobie na spowiednika, jakkolwiek o sprawach swojego sumienia rozmawiał okazyjnie także z innymi kapłanami. Podczas choroby, która go przez pewien czas dręczyła, a którą określił jako „bardzo ciężką”, doznał miłosiernej pomocy w domu niektórych dobroczyńców. Iźigo wspomina m.in. o domu niejakiego Ferrera, którego syn był na służbie u Baltasara de Faria, załatwiającego w Rzymie sprawy dla króla Portugalii. W procesach Ignacego pojawi się również wzmianka o domach de Amigant oraz de Canyelles. Z tych samych procesów dowiadujemy się ponadto, że Ignacy miał zwyczaj udawać się na modlitwę do jednej z pobliskich skalnych grot, położonych nad rzeką Cardoner.
Oprócz pobożnych praktyk czas Iźiga wypełniały dzieła miłosierdzia względem ubogich i chorych. Jego głównym apostolstwem były jednak rozmowy, którymi pozyskał sobie sympatię mieszkańców Manresy. Odczuwał ogromną chęć spotykania osób, z którymi mógłby rozmawiać na różne tematy duchowe. Osób takich jednak nie mógł znaleźć ani w Manresie, ani też w Barcelonie. Znalazła się tylko pewna służebnica Boża, znana nawet poza Manresą, która w czasie rozmowy z naszym pielgrzymem powiedziała: „Ach, żeby mój Pan, Jezus Chrystus, zechciał się wam kiedyś objawić”, co wprawiło go w wielkie przerażenie.
Jest rzeczą prawdopodobną, że Iźigo udawał się czasem do klasztoru w Montserracie, aby tam porozmawiać o swoich sprawach z mnichem Jeanem Chanonem, u którego odbył spowiedź generalną. Można przypuszczać, że w czasie tych rozmów pobożny mnich benedyktyński wprowadzał Ignacego w praktykę metodycznej modlitwy. W każdym razie, Montserrat był jedynym ośrodkiem oddanym modlitwie metodycznej, z którym Ignacy mógł wtedy utrzymywać kontakt. Wśród książek należących do osobistej lektury Ignacy nie wspomina ani słowem o Ejercitatorio de la vida espiritual (Zbiorze ćwiczeń życia duchowego), natomiast z wielkim uznaniem wyrażał się O naśladowaniu Chrystusa. Przypisywano wtedy autorstwo tej książki Janowi Gersonowi, kanclerzowi Uniwersytetu Paryskiego, dlatego zwano ją często „Małym Gersonem”, podobnie jak teraz zwie się popularnie „Tomaszem ŕ Kempis”. Tak bardzo ta książeczka spodobała się Ignacemu, że odkąd ją wziął do ręki, już nie szukał innej książki duchownej. I tak bardzo sobie przyswoił jej treść, że można było o nim powiedzieć, iż w słowach i czynach wydawał się być „Gersonem wprowadzonym w praktykę”. Nawet później, za czasów swojego generalatu w Towarzystwie, trzymał na biurku tylko dwie książki: Nowy Testament i O naśladowaniu Chrystusa. Tę ostatnią nazywał „perłą duchownych książek”.
Bardziej niż ludzie i książki, prowadził go sam Bóg. Iźigo mówi, że Bóg, pouczając go, obchodził się z nim podobnie jak nauczyciel z dzieckiem. Tak mocno był o tym przekonany, iż wydawało mu się, że obraziłby Boga, gdyby w to powątpiewał.
Proces wewnętrznego rozwoju Ignacego podczas jego 11-miesięcznego pobytu w Manresie można podzielić na trzy okresy. Pierwszy okres można by nazwać czasem spokoju. Ignacy trwał „jakby w jednym i tym samym wewnętrznym stanie wielkiej i niezmiennej radości, nie mając jednak żadnej znajomości rzeczy wewnętrznych i duchowych”. Drugi okres to czas ciężkich, wewnętrznych zmagań, wątpliwości i skrupułów. W trzecim okresie doznał wielkich oświeceń Bożych i ułożył Ćwiczenia Duchowne.
O pierwszym okresie niewiele można powiedzieć. Utrzymywał się Iźigo z jałmużny. Nie jadał mięsa ani nie pił wina, chociaż mu dawano; wyjątek stanowiły niedziele, kiedy przerywał post. Nie strzygł włosów i pozwolił mi róść w nieładzie, choć dotychczas starannie je pielęgnował, zgodnie ze zwyczajami tamtych czasów. Nie obcinał paznokci ani u rąk, ani u nóg, choć dawniej bardzo się troszczył o to. Codziennie uczestniczył we Mszy św. w miejscowej katedrze lub kościele Dominikanów, a także w śpiewanych nieszporach, doznając przy tym wielkiej pociechy. Podczas Mszy św. zwykł był czytać opis męki Pańskiej, zawarty w Ewangeliach. Głównym zajęciem Ignacego była modlitwa. Poświęcał jej codziennie siedem godzin, w tym część nocą. Starał się rozmawiać o sprawach duchowych z osobami, które spotykał w ciągu dnia. Resztę czasu spędzał na rozmyślaniu o rzeczach Bożych, nawiązując do swoich medytacji lub do tego, co zdążył przeczytać.
Wkrótce zmienił się pogodny nastrój pierwszych miesięcy i Ignacy nagle wszedł w okres potwornej wewnętrznej walki. Opanowały go dręczące wątpliwości: „Cóż to jest za nowy rodzaj życia, jaki teraz rozpoczynamy?”. W porównaniu ze swoim przeszłym życiem to obecne wydawało mu się bezsensowne. Inną natarczywą myślą, która go nachodziła, była ta: „I jakże będziesz mógł znosić takie życie przez 70 lat, które masz przeżyć?”. Ale na to pytanie odpowiedział sobie zaraz z wielką wewnętrzną mocą, zrozumiawszy, że pochodzi ono od nieprzyjaciela: „O nędzniku! Czy możesz obiecać mi choćby jedną godzinę życia?”. I tak zwyciężył pokusę i odzyskał spokój.
Walka ze skrupułami była bardziej uciążliwa i trwała dłużej. Wątpliwości Ignacego dotyczyły przede wszystkim poprzednio odbytych spowiedzi. Chociaż już w Montserracie odbył bardzo dokładną spowiedź generalną z całego życia, a potem powtórzył ją w Manresie — zaczęła go dręczyć myśl, czy nie pominął jakichś grzechów, albo czy wystarczająco określił te, które wyznał. Wiele razy powtarzał spowiedź, lecz nie odzyskał wewnętrznego pokoju. Pewien doktor z kościoła katedralnego zalecił Ignacemu przygotowanie spowiedzi na piśmie. Ignacy zrobił tak, ale na nic to się nie zdało. Jak wspominał potem, „znów nachodziły go skrupuły, i za każdym razem bardziej drobiazgowe”. Pewnego dnia nasunęło mu się rozwiązanie. Myślał, że najlepiej by było, gdyby spowiednik zakazał mu się spowiadać z przeszłych grzechów. Ponieważ jednak taka myśl wyszła od niego samego, więc jej nie przedstawił spowiednikowi, sądząc, że wtedy środek taki straciłby całą swoją skuteczność. Ale spowiednik sam od siebie polecił Ignacemu, aby do dawnych spraw już nie wracał, chyba żeby chodziło o rzecz oczywistą. Takie zastrzeżenie sprawiło, że lekarstwo nic nie pomogło, bo Ignacemu wszystko wydawało się jasne i oczywiste.
W tak trudnej, pełnej udręczenia sytuacji Iźigo nie zaniedbywał jednak swojej codziennej, siedmiogodzinnej modlitwy ani też innych pobożnych praktyk, jakie przedsięwziął. Pewnego dnia, w chwili wielkiego ucisku, wydał głośny okrzyk: „Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi ani żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je znaleźć, żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi, Panie, gdzie mogę znaleźć lekarstwo! Choćbym miał biegnąć za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to”.
Niepokój Ignacego dochodził nieraz do zenitu, tak że odczuwał gwałtowne pokusy popełnienia samobójstwa — „rzucając się w dół przez wielki otwór, który był w jego pokoju”. Uznając jednak, że odebranie sobie życia jest grzechem, na nowo wołał głośno do Boga: „Panie, nie uczynię niczego, co Ciebie obraża”. Wiele razy powtarzał te słowa.
Pewnego dnia przypomniał sobie, że czytał gdzieś, iż jakiś święty nie jadł dopóty, dopóki nie otrzymał od Boga gorąco pożądanej łaski. O podobnym fakcie czyta się w żywotach św. Andrzeja Apostoła i św. Pawła Pustelnika. Ignacy mógł mieć na myśli jeden z tych przykładów. Pewnej niedzieli po przyjęciu Komunii św. zdecydował się uczynić podobnie, i zaczął pościć. Przez cały tydzień nie wziął niczego do ust, a równocześnie nie zaniedbywał codziennej, siedem godzin trwającej modlitwy i pozostałych praktyk duchownych. Ale w następną niedzielę spowiednik, którego o tym poinformował, nakazał mu przerwać ten przesadny post.
To, czego nie mogły dokonać żadne wysiłki Ignacego, dokonała łaska Boża. „Spodobało się Panu sprawić, że obudził się jakby ze snu. A ponieważ dzięki pouczeniom, jakie mu Bóg dawał, miał już pewne doświadczenie w rozeznawaniu duchów, zaczął zastanawiać się, w jaki sposób ten duch go opanował. Z wielką jasnością poznania postanowił więc nigdy już nie spowiadać się z rzeczy przeszłych. I od tego dnia był wolny od swoich skrupułów, mając równocześnie tę pewność, że to Pan nasz zechciał go w swym miłosierdziu od nich wyzwolić”. Wyleczenie się ze skrupułów było owocem rozeznania duchów, które już w Loyoli stało się podstawą nawrócenia Iźiga. A ta straszliwa próba dopełniła w nim dzieła oczyszczenia i przekształciła go w doświadczonego mistrza w leczeniu skrupułów. Jest bowiem oczywiste, że zawarte w książeczce Ćwiczeń duchownych „Reguły pomocne do właściwego odczuwania i oceniania skrupułów i poduszczeń naszego nieprzyjaciela” mają swój początek w osobistym doświadczeniu Ignacego.
Trzeci okres pobytu w Manresie charakteryzował się obecnością duchowych pociech i Bożych oświeceń. Przedmiot tych ostatnich był bardzo różny. Iźigo codziennie modlił się do Trójcy Świętej. Pewnego dnia, kiedy na stopniach dominikańskiego kościoła odmawiał oficjum ku czci Najśw. Maryi Panny, „jego umysł zaczął się wznosić [ku górze] i ujrzał Przenajświętszą Trójcę jakby pod postaciami trzech klawiszy organów, a to z tak obfitymi łzami i z takim łkaniem, że nie mógł zapanować nad sobą. Tegoż ranka, przyłączywszy się do procesji wychodzącej z klasztoru, nie mógł powstrzymać łez aż do obiadu. A po posiłku nie mógł mówić o niczym innym tylko o Trójcy Przenajświętszej, a używał przy tym mnóstwa różnych porównań, doznając w tym radości i pociechy”. Od tego czasu pozostało mu głębokie nabożeństwo do Trójcy Przenajświętszej, o czym wzruszające świadectwo pozostawił w swym Dzienniku duchownym.
„Pewnego razu przedstawił się jego umysłowi sposób, w jaki Bóg stworzył świat; a towarzyszyła temu wielka radość duchowa”. Inna wizja polegała „na jasnym widzeniu umysłem swoim, jak Pan nasz, Jezus Chrystus, jest obecny w Najświętszym Sakramencie Ołtarza”. Czasem widział też oczyma wewnętrznymi człowieczeństwo Chrystusa. „Kształt, który mu się objawiał, był jako ciało białe, i nie rozróżniał w nim członków”. Wiele razy doświadczył tej wizji w Manresie, potem w czasie pielgrzymki do Jerozolimy, a później w pobliżu Padwy. W podobny sposób oglądał też wiele razy Najświętszą Pannę.
Wszystkie te Boże oświecenia sprawiły, że Iźigo tak bardzo został utwierdzony w wierze, „iż wiele razy mówił sam do siebie: Choćby nie było Pisma św., które nas poucza o tych rzeczach, on byłby zdecydowany umrzeć za nie tylko dlatego, że je widział”.
Wśród wielu oświeceń, jakich doznał Ignacy, jedno w sposób szczególny odbiło się w jego duszy i miało zasadnicze znaczenie dla jego przyszłości. Chodzi o to, co powszechnie zaczęto nazywać „nadzwyczajnym oświeceniem”. Pozwólmy, aby sam Ignacy o tym opowiedział:
„Pewnego razu, powodowany uczuciem pobożności, szedł do kościoła, który jest odległy od Manresy trochę więcej niż o milę i — jak mi się zdaje — pod wezwaniem św. Pawła. Droga prowadziła tuż nad rzeką. I kiedy tak szedł zatopiony w swoich modlitwach, usiadł na chwilę, zwrócony twarzą ku rzece, która płynęła głęboko w dole. I gdy tam tak siedział, zaczęły się otwierać oczy jego umysłu. Nie znaczy to, iż oglądał jakąś wizję, ale że zrozumiał i poznał wiele rzeczy tak duchowych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy. A stało się to w tak wielkim świetle, że wszystko wydało mu się nowe. To, co wtedy pojął, nie da się szczegółowo wyjaśnić, choć było tego bardzo wiele. Otrzymał wtedy tak wielką jasność umysłu, i do tego stopnia, że jeśli rozważy całe życie swoje, aż do 62 roku życia, i jeśli zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga i wszystko to, czego się nauczył, i choćby to wszystko zebrał w jedno, to i tak nie sądzi, żeby to wszystko dorównywało temu, co wtedy otrzymał w tym jednym przeżyciu”. Ojciec Gonçalves da Cámara, jego powiernik, dodał jeszcze na marginesie takie oto stwierdzenie, które usłyszał z ust samego Ignacego: „Stało się to w ten sposób, że w umyśle jego zagościła taka jasność, iż mu się zdawało, że stał się innym człowiekiem i że posiada inny umysł niż ten, który miał przedtem”.
Słowa Ignacego są wystarczająco jasne, by właściwie ocenić całą wspaniałość otrzymanej łaski.
Co się tyczy miejsca, w którym dokonało się to nadzwyczajne oświecenie, Ignacy mówi tylko, że było to przy drodze prowadzącej do kościoła Św. Pawła. Do kościoła tego można było iść albo brzegiem rzeki, albo też drogą wzdłuż zbocza góry. Wydaje się rzeczą bardziej prawdopodobną, że chodziło o tę drugą drogę; idąc nią, rzeczywiście można było powiedzieć, że rzeka płynie głęboko w dole. Przy tej drodze znajdował się krzyż, o którym wspomina Ignacy, kiedy po opisaniu oświecenia mówi: „Trwało to przez dobrą chwilę, a potem poszedł uklęknąć pod krzyżem, który był w pobliżu, aby podziękować Bogu”. Przepiękny i sugestywny jest widok, jaki się z tamtego miejsca roztacza, z sylwetką góry Montserrat na horyzoncie.
Jak wyjaśnia sam Ignacy, nie chodziło tu o wizję, lecz raczej o oświecenie umysłu. Nie miało ono za przedmiot żadnej poszczególnej tajemnicy wiary. Było to otwarcie się oczu umysłu: „Zrozumiał i poznał wiele rzeczy tak duchowych, jak i odnoszących się do wiary i wiedzy”. Dzięki temu oświeceniu „wszystko wydawało mu się nowe”. Skutkiem zaś była całkowita wewnętrzna przemiana. Wprost trudno nam pojąć słowa Ignacego o tym, że nadzwyczajne oświecenie nad rzeką Cardoner przewyższa wszystkie inne łaski i dary razem wzięte, jakie otrzymał od Boga w ciągu swojego życia, a gdy to mówił miał już 62 lata. Wiedząc o wielu mistycznych darach, którymi Pan obdarzył Ignacego, możemy sobie wyobrazić, że otrzymana w Manresie łaska była naprawdę nadzwyczajna.
To, co wydarzyło się nad Cardonerem, miało ogromne znaczenie nie tylko dla wewnętrznego życia Ignacego, ale także dla całego Towarzystwa. Do wydarzenia tego nawiązywał z całą pewnością wtedy, kiedy zapytany o pewne sprawy nowego zakonu, mówił, że można odpowiedzieć „zgodnie z tym, co przydarzyło mi się w Manresie”. Ojciec da Cámara, któremu zwierzył się Ignacy, skomentował powyższe stwierdzenie mówiąc, że w Manresie objawił Pan Ignacemu wiele z tych rzeczy, które potem wprowadził do Towarzystwa. Stąd też niektórzy zaczęli utrzymywać, że Ignacy posiadał już wtedy jakieś pojęcie o Towarzystwie, które miało powstać. Późniejsze wydarzenia nie wydają się jednak potwierdzać tej opinii, ponieważ jeszcze wiele lat po Manresie Ignacy nie był pewny co do swej dalszej przyszłości i, jak to powiedział o. Nadal, był „prowadzony łagodnie do celu, którego jeszcze sam nie znał”, tzn. do założenia nowego zakonu. Dopiero kiedy zobaczył, że nie można będzie spełnić zamiaru udania się do Jerozolimy ze swoimi towarzyszami z Paryża, a także po długich rozważaniach i dyskusjach całej grupy —zdecydował się założyć nowy zakon. Na pewno można powiedzieć, że w czasie oświecenia nad Cardonerem zobaczył nowy kierunek swego życia. Odtąd Iźigo nie miał już być samotnym pielgrzymem, który przez modlitwę i pokutę usiłuje naśladować przykład świętych, ale miał się oddać szukaniu dobra bliźnich, gromadząc wokół siebie przyjaciół, którzy by chcieli przyłączyć się do niego dla tej sprawy i z którymi mógłby utworzyć apostolską grupę. Nie posiadając jeszcze jasnej i wyraźnej wizji tego, co ma czynić w nadchodzących latach, stopniowo zbliżał się do realizacji swego życiowego powołania. Tylko w tym sensie można by powiązać założenie Towarzystwa Jezusowego z nadzwyczajnym oświeceniem w Manresie. Taką wizję przyszłości można również odczytać w medytacjach o Królestwie Chrystusa i o Dwóch sztandarach, które należy umieścić w okresie Manresy i które świadkowie tak kompetentni, jak np. Hieronim Nadal, łączą z założeniem Towarzystwa Jezusowego.
Owocem długich doświadczeń i rozważań o sprawach Bożych, a przede wszystkim owocem szczególnego oświecenia Ducha Świętego, były Ćwiczenia duchowne. Zgodnie z jednomyślną relacją świadków, Ignacy napisał je w Manresie i doświadczył najpierw na sobie samym. Jednakże nie napisał ich za jednym razem w takiej formie, w jakiej do nas dotarły, lecz stopniowo je poprawiał i uzupełniał w miarę kolejnych doświadczeń, aż do czasów paryskich, a nawet rzymskich.
Zwraca uwagę fakt, że Ignacy, który w Autobiografii opowiada w najdrobniejszych szczegółach o niektórych wydarzeniach ze swojego życia w Manresie, jak np. o skrupułach, nic nie wspomina o układaniu Ćwiczeń. Dopiero pod koniec autobiograficznej opowieści, na prośbę swojego powiernika, o. Gonçalvesa da Cámara, dokonał krótkiej, lecz bardzo treściwej wzmianki na ten temat: „Kiedy Pielgrzym już opowiedział te rzeczy — zanotował o. da Cámara — zapytałem w dniu 20 października [1555] w sprawie Ćwiczeń duchownych i Konstytucji, pragnąc się dowiedzieć, jak je napisał. On mi na to odpowiedział, że Ćwiczeń nie ułożył całych za jednym razem, ale kiedy zauważył pewne rzeczy w swej duszy, które wydawały mu się pożyteczne, a zdawało mu się, że będą pożyteczne i dla innych, wtedy notował je, na przykład rachunek sumienia za pomocą linii itd. W szczególności powiedział mi, że zasady wyboru [w Ćwiczeniach] zaczerpnął z tej różnorodności duchów i myśli, której doświadczył w Loyoli, kiedy był chory na nogę. Dodał też, że o Konstytucjach opowie mi wieczorem”. Z tego krótkiego tekstu wyłaniają się dwa fundamentalne fakty: Ćwiczenia były owocem dłuższego opracowywania, a ponadto św. Ignacy wypróbował je na samym sobie, zanim je spisał.
Jeśli pierwszym doświadczeniem, które miał, była różnorodność duchów, odczuwana w czasie rekonwalescencji — to trzeba przyznać, że Ćwiczenia biorą swój początek w Loyoli. Jak już wspomnieliśmy, chodziło w owym doświadczeniu o zmieniające się uczucia, których św. Ignacy doznawał, kiedy, z jednej strony, czuł się porwany przez ideały światowe, a z drugiej — pociągany do naśladowania przykładów świętych, których żywoty stanowiły jego lekturę. Jednakże zasadnicze doświadczenia, a w szczególności zapisywanie ich i tworzenie książeczki Ćwiczeń, przypadają na okres Manresy. Ojciec Jakub Laynez, którego świadectwo jest najwyższej wiarygodności, mówi, że Ignacy w swych medytacjach w Manresie doszedł do tego, co — jeśli chodzi o istotę rzeczy — nazywamy Ćwiczeniami. Ojciec Polanco dodaje, że w Manresie Bóg nauczył Ignacego „medytacji, które nazywamy ćwiczeniami duchownymi, oraz sposobu ich odprawiania, jakkolwiek to pierwsze odkrycie zostało potem udoskonalone poprzez praktykę i doświadczenie wielu rzeczy. Ponieważ ćwiczenia pomogły bardzo jego duszy, dlatego pragnął pomagać przez nie innym osobom”.
Opierając się na tych wiarygodnych świadectwach współczesnych Ignacemu osób, możemy powiedzieć, że podstawowe medytacje czterech tygodni ćwiczeń pochodzą z okresu Manresy. Z tego też okresu pochodzi układ i wzajemne powiązanie tych medytacji, tak aby osiągnąć cel ćwiczeń, tzn. „zwyciężyć samego siebie i uporządkować swe życie — bez kierowania się jakimkolwiek przywiązaniem, które byłoby nieuporządkowane”. Z okresu Manresy pochodzą też dwa rodzaje rachunku sumienia — zarówno szczegółowy, którego Ignacy uczyć będzie od samego początku swojej apostolskiej działalności, jak również ogólny, wraz z normami moralnymi dla odróżnienia grzechów śmiertelnych od lekkich. Biorąc pod uwagę doświadczenie w rozeznawaniu duchów, które zdobył już w Loyoli i pogłębił w Manresie, musimy odnieść do owego okresu reguły związane z tą materią, charakterystyczne dla pierwszego tygodnia ćwiczeń. Oczywiście, wszystko to miało jeszcze zalążkową formę, jak o tym można było się przekonać kilka lat później w Salamance, gdzie Ignacy wręczył bakałarzowi Sancho Gomezowi de Frías „wszystkie swoje papiery, w których zawierały się Ćwiczenia”.
Pierwszym, który odprawił ćwiczenia duchowne, był sam Iźigo. Książeczka Ćwiczeń powstała jako owoc jego doświadczeń w Manresie. Spisał je Ignacy po to, żeby pomagać bliźnim, dzieląc się myślami i przeżyciami, które go przekształciły w innego człowieka. Tym, którzy się decydują na odprawienie ćwiczeń w całości i są do tego zdolni, narzuci cały miesiąc wytężonej pracy: cztery lub pięć godzin dziennie medytacji, ponadto rachunki sumienia i refleksje. A wszystko to według dokładnie określonych norm: „addycji”, „adnotacji”, „reguł”, przeznaczonych dla osiągnięcia jak najlepszych owoców. Ignacy nie mówi, kiedy on sam „odprawił” ćwiczenia. Możemy jednak przypuszczać, że w ostatnich, bardziej spokojnych miesiącach pobytu w Manresie, chociaż, jeżeli się dobrze przyjrzymy, ćwiczenia rozpoczęły się w pewnym sensie już w Loyoli.
Nie wiemy też dokładnie, jaki był układ tematów ćwiczeń, które Iźigo przeżywał i doświadczał na sobie. Można przypuszczać, że w ogólnych zarysach przeżywał je w takim porządku, w jakim zostały później spisane.
Dusza Ignacego była dobrze przygotowana do otrzymania Bożego światła. W Montserracie oczyścił się odprawiając spowiedź generalną, która trwała trzy dni. Dzieła oczyszczenia dopełniła straszliwa próba skrupułów, przeżyta w Manresie. Po tym doświadczeniu w duszy zapanował spokój. Iźigo mógł się oddać całkowicie rozważaniu spraw Bożych.
Od czasu rekonwalescencji w rodzinnym domu w Loyoli Ignacy szukał sposobu uporządkowania swego życia. Teraz natomiast zrozumiał, że powinien przede wszystkim starać się poznać i zgłębić cel, dla którego został przez Boga stworzony, aby w ten sposób mógł wypełnić Boże zamiary i plany względem siebie. Przeszkodę do właściwego poznania woli Bożej stanowiły „nieuporządkowane przywiązania”, które zaślepiają oczy umysłu i pociągają wolę ku grzechowi. Należało więc wydać im walkę. W tym celu trzeba było zwyciężać samego siebie. Do tego zaś zwycięstwa mogły dopomóc Ćwiczenia duchowne. Ich pełny tytuł wyraża w syntezie całą ich treść: „Ćwiczenia duchowne służące do zwyciężenia samego siebie i do uporządkowania swego życia — bez kierowania się jakimkolwiek przywiązaniem, które byłoby nieuporządkowane”.
Praca, której miał dokonać, wymagała wielkiej hojności i zdecydowanej woli. Iźigo wszedł w ćwiczenia „z wielkodusznością i hojnością względem swego Stwórcy i Pana”.
Przede wszystkim ukazał się jego oczom Boży plan w stosunku do stworzenia: „Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją”. Rzeczy ziemskie mają człowiekowi pomagać do osiągnięcia tego celu. Stąd wynika, że „ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu”. Prawdy zawarte w Fundamencie Ćwiczeń dostarczają rekolektantowi tylu zasadniczych wskazań i stanowią tak jasny i przejrzysty wstęp do dalszych etapów ćwiczeń, że trudno sobie wyobrazić, by tej wagi tekst nie powstał w Manresie, przynajmniej w swej najprostszej formie. Dzięki zdobytym doświadczeniom oraz dzięki studiom Iźigo będzie mógł nadać mu doskonały, harmonijny kształt, jaki obecnie posiada.
Wobec Bożych planów stworzenie nieraz się buntuje, to znaczy popełnia grzech. Iźigo przebiegł w myśli historię swego życia, przywodząc na pamięć popełniane z roku na rok grzechy, miejsca, w których przebywał, postawy, jakie zajmował wobec innych ludzi, oraz funkcje, jakie spełniał. Jego duszę ogarnęło uczucie wstydu i bólu. Wstydu z powodu brzydoty swych grzechów i bólu z powodu obrazy Boga. Skutkiem tego uczucia nie była jednak rozpacz. „Wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu, rozmawiać z Nim, pytając Go, jak to On, będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy. Podobnie, patrząc na siebie samego, pytać się siebie: Com ja uczynił dla Chrystusa? Co uczynię dla Chrystusa? Com powinien uczynić dla Chrystusa?”. Życie Ignacego będzie odpowiedzią na to potrójne pytanie.
W innej medytacji o grzechach wszystko kończy się „rozmową o miłosierdziu”, tzn. wszystko rozwiązuje się w ufnym i pełnym miłości oddaniu się Bożemu miłosierdziu, które jest jedyną ucieczką grzesznika.
Z tej pierwszej części lub pierwszego „tygodnia” ćwiczeń Iźigo wyszedł zakochany w Jezusie Chrystusie, swoim Wyzwolicielu i Odkupicielu. Nie tylko, że nie chce Go już nigdy obrażać, ale przede wszystkim starać się będzie Go naśladować. Chrystus jest dla Ignacego Królem, któremu winien być posłuszny i służyć Mu z większą wiernością, niż czynił to dotychczas wobec wielkich tego świata. Iźigo czuje się powołany przez Chrystusa do wielkiej sprawy, do odnowienia zagubionej ludzkości. Świętość jawi się jako zdobycie Bożego królestwa poprzez zwycięstwo nad wszystkimi nieprzyjaciółmi Bożych planów. Tych nieprzyjaciół znał dobrze, bo już nieraz ich zwyciężał. Są to przede wszystkim; zmysłowość oraz cielesna i światowa miłość. Iźigo postanawia zaangażować się w tę walkę z jak największą gotowością i hojnością, idąc za przykładem samego Jezusa. Starać się będzie głębiej poznać Jezusa Chrystusa, aby Go goręcej miłować i wierniej pójść za Nim. Poprzez rozważanie ewangelicznych tekstów, od wcielenia aż do męki i zmartwychwstania Chrystusa, Iźigo wniknął w „zamiary” Boskiego Mistrza, to znaczy w Jego ducha i naukę, przeciwne duchowi i nauce świata. Ubóstwo i pokora Jezusa stanowią dla Ignacego wyzwanie rzucone chciwości i pysze świata. Syntezę wszystkiego dostrzegł Iźigo w Kazaniu na górze, w którym Jezus przekazuje światu swoje błogosławieństwa. Iźigo przyjmuje upokorzenia i rzeczywiste ubóstwo, aby naśladować Chrystusa ubogiego i upokorzonego i zaciągnąć się w ten sposób pod Jego sztandar. Pójdzie za Chrystusem i naśladować Go będzie w męce i śmierci, aby stać się także uczestnikiem chwały Jego zmartwychwstania.
Przy końcu ćwiczeń duchownych Iźigo miał już rozwiązany problem swojego życia. Jego ideałem będzie służba Bogu, a wzorem sam Jezus Chrystus. Polem działania Iźiga miał się stać cały świat. Odtąd nie będzie już samotnym pielgrzymem, oddanym wyłącznie modlitwie i pokucie, ale wszystkie swoje siły poświęci na to, żeby „pomagać duszom”, to znaczy prowadzić ludzi do spełnienia ich ostatecznego przeznaczenia.
Możemy przypuszczać, że przed opuszczeniem Manresy Iźigo odwiedził po raz ostatni katedrę, kościół Dominikanów oraz pustelnię, gdzie często modlił się z takim nabożeństwem. Nie wykluczone, że udał się także do Montserratu, aby pożegnać Królową tamtejszego sanktuarium, Czarną Madonnę, oraz stróżów sanktuarium — benedyktynów. Swoim przyjaciołom z Manresy pozostawił to, co miał, a było tego bardzo niewiele: miska, pielgrzymia tunika oraz sznur, którym się przepasywał. Wyniósł natomiast niezatarte wspomnienie wszystkiego, czego doznał w tym miasteczku katalońskim. Przybył tam jako świeżo nawrócony pokutnik, a wychodził przemieniony w duchowego człowieka, gotowego do podjęcia wielkich przedsięwzięć na chwałę Bożą. Przedsięwzięć, do których był powołany i których zalążek znajdował się w Ćwiczeniach odprawionych i spisanych w Manresie. Z biegiem czasu Manresa stanie się miejscem związanym powszechnie z osobą św. Ignacego. Setki pielgrzymów udawać się będą na modlitwę do świętej groty, a sama Manresa stanie się nazwą wielu domów modlitwy.
opr. ab/ab