Święci żyją pośród nas, mają swoje marzenia, a jednocześnie słuchają głosu Pana i są mu posłuszni nawet w bardzo trudnych sytuacjach. Taką osobą był student KUL Jacek Krawczyk, dziś kandydat na ołtarze
Papież Franciszek, dzieląc się z młodymi swoją wiarą w Chrystusa, napisał w adhortacji apostolskiej Christus vivit, że „serce Kościoła jest pełne młodych świętych, którzy oddali życie za Chrystusa, wielu z nich aż po męczeństwo. Byli oni cennym odzwierciedleniem młodego Chrystusa, które jaśnieje, aby nas przebudzić i uwolnić od ospałości”. Dalej papież stwierdził, że „byli oni w swoim czasie prawdziwymi prorokami przemian. Ich przykład pokazuje, do czego zdolni są młodzi ludzie, gdy otwierają się na spotkanie z Chrystusem”. Wyliczając wiele przykładów osiągniętej świętości przez ludzi młodych Ojciec Święty przypomniał, że „poprzez świętość młodych, Kościół może odnowić swój duchowy zapał i energię apostolską. Balsam świętości zrodzonej z dobrego życia wielu młodych ludzi może uleczyć rany Kościoła i świata, przywracając nas do tej pełni miłości, do której zawsze byliśmy wezwani: młodzi święci zachęcają nas do powrotu do naszej pierwszej miłości”.
Do takich postaci, które swoim duchowym doświadczeniem ożywiają Kościół należy Jacek Krawczyk z Palikówki, który przed trzydziestu laty umierając w młodym wieku, pozostawił czytelne świadectwo świętości. Pierwsza książka wydana o nim przez prof. Janusza Nagórnego ukazała się w nakładzie 11 tysięcy egzemplarzy i wzbudziła szeroki oddźwięk wśród czytelników. Mama Jacka otrzymała ponad 400 listów, w których czytelnicy dziękowali jej za przykład życia jej syna i informowali o łaskach, które otrzymali za jego wstawiennictwem. Biskup rzeszowski Jan Wątroba wielokrotnie przywołując postać Jacka w swoich homiliach, zapowiadał gotowość rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego, by ukazać ludziom młodym wzór życia młodzieńca z Palikówki.
Jacek urodził się 16 sierpnia 1966 roku w rodzinie Anny i Tadeusza Krawczyków w Palikówce w pobliżu Rzeszowa. Otrzymał staranne wychowanie w duchu wartości chrześcijańskich i głębokiego umiłowania Ojczyzny. Będąc wszechstronnie uzdolnionym, uczył się gry na fortepianie, wspierał honorowe krwiodawstwo, włączał się w propagowanie abstynencji od napojów alkoholowych oraz był wrażliwy na pomoc drugiemu człowiekowi. W szkole średniej angażował się w ruch oazowy oraz odwiedzał osoby starsze w rzeszowskim domu rencistów, robiąc im zakupy, wypożyczając książki oraz organizując wspólne modlitwy, obchody Wigilii Bożego Narodzenia i stając się powiernikiem ich trosk. Pragnąc stać się świeckim misjonarzem, pomagającym leczyć dusze i ciała, podjął studia z teologii na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i zamierzał studiować medycynę. Po nieudanych próbach otrzymania indeksu Akademii Medycznej w Lublinie zdecydował się rozpocząć studia z psychologii, chcąc lepiej zrozumieć człowieka cierpiącego i chorego.
Będąc studentem KUL i uczestnikiem seminarium naukowego z teologii moralnej prowadzonego przez ks. prof. Janusza Nagórnego, Jacek dał się poznać jako pełen radości, otwarty na innych i wrażliwy młody człowiek, który z całego serca żył ideałami Ewangelii. Kochał przyrodę i z zapałem ją fotografował, od dziecka rozwijał także zainteresowania ornitologiczne, które doprowadziły go do czynnego udziału w pracach Instytutu Biologii Środowiskowej Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Od czasu szkoły średniej był całkowicie oddany ubogim, samotnym i chorym, dla których znajdował czas i organizował pomoc, zachęcając do tego swoich rówieśników. Odważny i bezkompromisowy potrafił zjednywać sobie ludzi do wspólnych działań. Był ceniony przez kolegów i koleżanki za poczucie humoru oraz życzliwość, a także głęboką wiedzę płynącą z czytania wielu książek i własnych przemyśleń.
Jacek był człowiekiem Ewangelii, gdyż świadomie rozwijał swoją przyjaźń z Chrystusem, pogłębianą w indywidualnej modlitwie, w czynnym uczestnictwie w codziennej Eucharystii i przez korzystania z posługi stałego spowiednika. Wielką radością młodego Krawczyka było służenie do Mszy świętej i trwanie w skupieniu na adoracji Najświętszego Sakramentu. Jego przemyślenia zapisane w listach i notatkach oraz przekazywane ustnie podczas spotkań z innymi ludźmi wskazują na gorące pragnienie życia miłością, która jest z Boga i skutecznie dociera do serc ludzi potrzebujących wsparcia i zrozumienia. W liście z Lublina z 27 listopada 1986 roku napisał: „Moim jedynym marzeniem jest to, by stać się naprawdę człowiekiem”. Kilka miesięcy później w czerwcu 1987 roku napisał: „Jestem pewien, że mam być lekarzem i teologiem, człowiekiem dającym z siebie maximum. Nie jestem nieszkodliwym wariatem ale człowiekiem, który trzeźwo patrzy w przyszłość”. Zebrane pisma pozostawione przez tego młodego teologa zostały opatrzone tytułem: „Z Chrystusem możemy więcej” zaczerpniętym z jego wypowiedzi.
Zarazem jednak ten chłopak, będący — zdaje się — z innego świata, był zwykłym studentem, dzielącym wraz z innymi marzenia o szczęściu i przeżywającym młodzieńcze fazy rozterek i wahań. Był bardzo związany z rodzicami i bratem, od których doznawał ciepła i nauczył się prawości oraz poszanowania dla godności osoby. Jego listy do rodziców świadczą o wielkim zaufaniu i miłości, które wyrażał szczerze i z głębokim uczuciem. Jako syn wiele zawdzięczał ojcu i matce, ale dość szybko przejął rolę ich kierownika duchowego i animatora modlitwy. Jacek łączył się z rodzicami w codziennym Apelu Jasnogórskim i organizował wyjazdy na spotkania o charakterze modlitewno-formacyjnym.
Po początkowym pragnieniu bycia kapłanem odkrył powołanie do małżeństwa i szczęśliwie zakochawszy się, oświadczył się swej wybrance Ewie, z którą zaplanowali ślub na 18 sierpnia 1990 roku w jej rodzinnym mieście Katowicach. Niestety, postępująca choroba, powodująca przymusowy pobyt w szpitalu, uniemożliwiła Jackowi dotarcie na uroczyste celebrowanie zaślubin i dlatego Ewa przyjechała do Krakowa, gdzie 1 września 1990 roku w kaplicy szpitalnej udzielili sobie sakramentu małżeństwa. Przez dziewięć miesięcy tworzyli szczęśliwą parę małżeńską, prowadząc wspólny dom i ucząc się siebie wzajemnie. O swoim małżeństwie Jacek napisał, że pragnie, „byśmy umieli znaleźć nasze stanowisko, a nie tylko na zmianę sobie ulegać”. Marzenia o przyszłości zostały zweryfikowane przez chorobę, która jednak nie potrafiła zniszczyć miłości.
W czasie śmiertelnej choroby nowotworowej, która wyniszczała jego ciało i odbierała nadzieję na realizację marzeń o ziemskim szczęściu, Jacek jeszcze ufniej powierzał się Bogu i trwał w modlitwie, łącząc się z krzyżem Chrystusa. Zapiski z tego okresu świadczą o dojrzałości jego pragnienia osiągnięcia pełni życia w wieczności. W liście do księdza profesora Janusza Nagórnego napisał: „Wie Ksiądz dobrze, że własną chorobę traktuję jako niecodzienną Łaskę, do przyjęcia której byłem przygotowywany dość długo. Całe moje życie (i nie jest to przesadą) od samego początku było uczeniem mnie zaufania Bogu. Cokolwiek ważnego było (i jest) w moim życiu, było zawsze kierowane przez Boga dla mojego dobra, choć nieraz wbrew mojej woli. To, że moje zaufanie rośnie nie powinno Księdza dziwić. Wiem, że obecność Chrystusa przy mnie jest rzeczą pewną”.
W liście do swego przyjaciela, ks. Władysława Czyżewskiego zawarł takie słowa: „Ufam, że Pan nasz będzie mnie wspomagał w dalszej mojej drodze. Ufam, że jeśli jest to Jego wolą, to mnie uzdrowi, jeśli zaś Jego plany są inne, to szczęśliwie poprowadzi mnie do Siebie”. Swojemu promotorowi z seminarium magisterskiego wyznawał: „I choć czuję respekt przed śmiercią (ale powtarzam: nie lęk, lecz respekt ), to bez względu na to, kiedy ona nadejdzie, czy jutro, czy za rok, czy za lat 50, to wiem, że w chwili mojej śmierci będzie nas dwóch: będę z Chrystusem. Miłości Bożej nie można odkrywać boleśnie. Ja zaś doświadczam wielkiej łaski”.
Jego czytelne świadectwo odwagi i ufności dawane w szpitalu skłoniło jedną z lekarek do stwierdzenia: „Jacek był zupełnie inny od tych wszystkich ludzi, których znałam. Jacek był taki, jaki teoretycznie powinien być chrześcijanin. Tylko ja nigdy nie widziałam chrześcijanina takiego, jakim powinien być. Jacek był pierwszym”. Kilka godzin przed śmiercią, która nastąpiła 1 czerwca 1991 roku, młodzieniec z Palikówki zanotował swoje ostatnie słowa: „Brak, tak często głębszego spojrzenia w ten wspaniały dar Miłosierdzia Chrystusa, pozwalającego iść trudną, ale przecież zbawienną drogą krzyżową - po Jego śladach. Szkoda, że nie chcemy być świętymi”.
Pogrzeb Jacka był manifestacją wiary i ufności, gdy wiele osób obecnych na cmentarzu w Strażowie było przekonanych, że żegnają świętego. Profesor Nagórny zainicjował zbieranie materiałów, które zostały wydane w postaci książki dokumentującej życie niezwykłego świadka Ewangelii. Rodzony brat mamy Jacka, Adolf Panek napisał list do swej siostry, w którym wspominając swego zmarłego siostrzeńca, zawarł takie stwierdzenie: „Proponuję, żebyś skrzętnie gromadziła wszelką dokumentację dotyczącą życia Jacka. Ja jestem przekonany, że Jacek zostanie świętym”. W listach, które otrzymywała pani Anna od czytelników znajdowały się też następujące słowa: „gorąco modlę się o jak najrychlejsze wyniesienia syna na ołtarze, aby powiększył grono świętych naszych wschodnich kresów” oraz „oby dobry Bóg pozwolił Państwu doczekania tej radosnej chwili wyniesienia syna na ołtarze, o co będę się gorąco modlić”. Jacek stał się szczególnym patronem osób modlących się o trzeźwość swoich bliskich. W tym zakresie odnotowane otrzymane za jego wstawiennictwem łaski.
Zgodnie z wypowiedzią papieża Franciszka w adhortacji Christus vivit, „bycie młodym to nie tylko pogoń za przemijającymi przyjemnościami i powierzchownymi sukcesami. Aby młodość spełniła swój cel na drodze twego życia, musi być okresem hojnego dawania siebie, szczerego ofiarowania, poświęceń, które kosztują, ale czynią nas owocnymi”. Właśnie takim człowiekiem był Jacek Krawczyk, który umiał składać swoje życie w darze dla innych. W ten sposób wypełnił słowa jego modlitwy, której w szkole średniej nauczył się od św. Brata Alberta: „Oddaję Panu Jezusowi moją duszę, rozum , serce i wszystko co mam. Ofiaruję się na wszystkie wątpliwości, oschłości wewnętrzne, Udręczenia i męki duchowe - na wszystkie boleści ciała i choroby. A za to nic nie chcę ani teraz , ani po śmierci, ponieważ tak czynię z miłości dla samego Jezusa. Amen”. Przykład takiego życia może inspirować do ambitnego dążenia do własnego rozwoju, którego kresem doskonała miłość i świętość.
opr. mg/mg