Ruggero to ojciec córki, która z wielkim impetem „włamała się” do nieba: Chiary Luce Badano. Na pozór surowy i wycofany, potrafił być prawdziwym wsparciem dla rodziny
Czasami wydawało mu się, że był jak spadochroniarz, który rzuca się w pustkę i czuje, że spada, ale wie, że w którymś momencie otworzy się spadochron. Kiedy zachorowała ukochana córka czuł, że spada, ale wiedział, że Jezus zawsze go podtrzyma przed upadkiem i da siłę zacząć od nowa.
„Ktokolwiek miał okazję poznać Ruggero wie, że był człowiekiem pokornym i małomównym, dlatego myślę, że nie podobałyby mu się zbyt długie panegiryki na jego cześć, tym bardziej w takim momencie...” - napisał anonimowy autor posta na oficjalnej stronie internetowej fundacji Chiary „Luce” Badano żegnając Ruggero kilka dni po jego śmierci. A Ruggero to kolejny ojciec, którego chcemy przypomnieć w naszym cyklu, ojciec córki, która z wielkim impetem w ciągu kilku miesięcy „włamała się” do nieba. Ale po kolei.
Jesteśmy w przepięknym regionie Ligurii. Od Savony należy jechać wzdłuż wybrzeża zatoki Genui aż do Albisoli, a stamtąd odbijamy w głąb lądu około 20 kilometrów i drogą pełną zakrętów dojeżdżamy do leżącej 400 metrów n.p.m. miejscowości Sassello. Miejscowość ma niespełna dwa tysiące mieszkańców i jest odległa równo 60 kilometrów zarówno od Genui, jak i od miasta Acqui Terme (to już w Piemoncie), gdzie jest siedziba diecezji. Typowa miejscowość wypoczynkowa, która wyludnia się w ciągu roku i ponownie zaludnia w weekendy, zwłaszcza latem, kiedy liczba mieszkańców wzrasta nawet dziesięciokrotnie.
Sassello zawsze słynęło z kasztanowców, nawet jeśli w okresie międzywojennym rak drewna zniszczył całe lasy, ale po wojnie się odrodziły. Dzięki lasom pełno tu grzybów, popularne są borowiki i kurki, a także ponoć przepyszne muchomory cesarskie. Jednak największą sławę miasteczko zawdzięcza produkowanym tam od pokoleń ciasteczkom amaretti. Co zaś nas interesuje najbardziej, niemal połowa mieszkańców tej miejscowości nosi nazwisko Badano. I jednym z nich jest właśnie Ruggero, który na dodatek mieszka przy ulicy... Badano (via Badano).
Ruggero urodził się 12 lutego 1935 roku, a więc jako dziecko przeżył również najgorsze czasy drugiej wojny światowej, ale jako młody chłopak lubił polować i oczywiście zbierać grzyby z przyjaciółmi. Najpierw pracował jako sklepikarz w rodzinnym sklepie z tkaninami, a potem jako kierowca ciężarówki. Ważne było zawsze dla niego, żeby pracować „na swoim”, był człowiekiem który lubił wolność. Podobały mu się podróże po północnej Italii, gdzie rozwoził węgiel z portu w Savonie, a później wyjazdy dwa razy w tygodniu do Rzymu gdzie zawoził filmy do wywołania. Tę ostatnią pracę wykonywał przez 20 lat.
Nie można nie podkreślić faktu, że w Sassello fundamentalną rolę w formacji ludzi odgrywała parafia i Ruggero był człowiekiem solidnej wiary. Podobnie jak Maria Teresa Caviglia pochodząca z wielodzietnej skromnej rodziny, którą Ruggero poznał już w... przedszkolu. Drogi ich życia przebiegały paralelnie, krzyżując się głównie podczas świąt kościelnych. Maria Teresa lubiła tańczyć, Ruggero nie za bardzo, więc mieli inne towarzystwa, Maria nawet się zaręczyła z pewnym porządnym chłopakiem z tej samej miejscowości. I mimo, że dla Ruggero była ona pierwszą miłością jego życia, choć nie od razu wyznaną, wydawało się, że ich drogi nie zejdą się definitywnie. A jednak jego wytrwałość została nagrodzona, jak mawiał „nawet Maria Teresa musiała w końcu poddać się temu, co było ewidentne”.
Pobrali się 16 października 1960 roku i ten miesiąc okazuje się być bardzo ważny dla rodziny Badano: Maria Teresa urodziła się w październiku, Chiara urodzi się 29 października 1971 roku i później umrze 7 października 1990 roku. I również Ruggero odejdzie do wieczności w październiku. Póki co jednak Ruggero, człowiek o surowym charakterze, ale słodkim spojrzeniu, które łatwo zjednywało mu przyjaciół i Maria Teresa, kobieta towarzyska, miła, ale zdecydowana, zakładają rodzinę.
Maria Teresa i Ruggero byli małżeństwem już dziesięć lat, ale ich rodzina się nie powiększała. Bardzo pragnęli mieć dzieci i bardzo przeżywali fakt, że Bóg im ich nie daje. Każdy przeżywał to na swój sposób. „Wszystko, co mi się przydarzało, przyjmowałam jako wolę Bożą. Ruggero mnie kochał, więc i ten brak dzieci przyjmował jako część miłości” - mówiła Maria Teresa. Natomiast jej małżonek widział te sprawy z męskiego punktu widzenia: „Kiedy chodziłem do baru z przyjaciółmi w moim wieku, widziałem, że wszyscy mają dzieci i to wiele. A my nic. Naprawdę czułem, że czegoś nam brakuje”. Co poczęłaby w takiej sytuacji katolicka głęboko wierząca rodzina w Polsce? Ano zapewne kobieta pojechałaby do Częstochowy i coś Matce Bożej by obiecała błagając o dziecko.
Natomiast w rodzinie Badano rzeczywiście punktem zwrotnym okazała się pielgrzymka do sanktuarium Rocche, gdzie czczona jest Matka Najświętsza w drewnianej figurce Madonny z Dzieciątkiem ukoronowanej w 1823 roku, ale to nie Maria Teresa, a Ruggero udał się do Matki Bożej. Jego modlitwa musiała być bardzo szczera i na pewno skuteczna, bo już miesiąc później mająca 37 lat Maria Teresa mogła powiedzieć: „Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć! Nikomu nie powiedziałam, że jestem w ciąży, a starałam się jak najmniej trudzić, bo lekarz wytłumaczył mi, że na ostateczną odpowiedź muszę czekać około 20 dni. Tego dnia Ruggero szalał z radości i zaczął mówić o naszej ciąży”.
Przyszły tata absolutnie nie chcąc narażać na szwank długo wyczekiwanego owocu ich miłości starał się na wszelkie możliwe sposoby odciążyć od wysiłku swoją małżonkę, posunął się nawet do tego, że po schodach wnosił ją na rękach. Na ich przykładzie doskonale widać, co to znaczy odpowiedzialny i kochający mąż u boku ciężarnej żony... On sam powie później, że te dziewięć miesięcy błogosławionego stanu pozwoliły mu uczynić wielki postęp w miłości do żony, ale też i w miłości do Pana Boga. 29 października 1971 roku przychodzi na świat Chiara (dosłownie jej imię oznacza „jasna”). Przy jej porodzie użyto kleszczy, które pozostawiły plamę na główce dziecka, pomiędzy oczami. Ta plama będzie później pojawiać się i znikać, aż do wieku dojrzewania, ale nie miała najmniejszego wpływu na to, że dziecko było kochane i oboje rodzice mieli głębokie przekonanie, że ta mała dziewczynka była przede wszystkim córką Bożą. A Chiara Lubich z ruchu Focolari nada jej przydomek „Światło”.
W tym miejscu powinienem napisać coś o Chiarze. O tym jak wspaniałą, a jednocześnie jak normalną była dziewczyną. Jak w wieku 9 lat rozpoczęła swoją przygodę z ruchem Focolari, jak kochała sport i górskie wędrówki, jak powtarzała klasę z powodu lufy z matematyki, jak się zakochiwała i dbała o swój wygląd. A potem jak zachorowała na raka, coraz bardziej odkrywając miłość do Jezusa, jak nie chciała przyjmować morfiny, jak szykowała się na śmierć niczym na ślub z Jezusem, jak wybrała suknię do trumny i pieśni na ceremonię pogrzebową, jak papież Benedykt włączył ją do grona błogosławionych...
Ale to nie jest tekst o niej. To jest tekst o jej ojcu. Który tak mówił o chorobie swojej ukochanej córki: „W chorobie widzieliśmy rękę Boga: odkryłem nową, nieznaną mi wcześniej córkę. Relacja, jaką ona miała z Jezusem, pomogła nam przejść głęboki proces duchowy. Promieniowała swoim spokojem. Jej stan był bardzo ciężki, ale my nigdy nie poddaliśmy się rozpaczy, bo był w niej zawsze Jezus. Pamiętam jak razem medytowaliśmy, wymienialiśmy się nawzajem wrażeniami... Chiara powiedziała, że kiedy jest wśród nas Jezus, jesteśmy najszczęśliwszą rodziną na świecie. I tamtej nocy zaczęła śpiewać którąś z piosenek ze wspólnoty tak głośno, że bałem się, że pobudzi sąsiadów. Ale nie odważyłem się jej uciszyć”. Po śmierci Chiary Ruggero powiedział to, co niegdyś biblijny Hiob: „Bóg nam ją dał, Bóg nam ją zabrał. Niech będzie błogosławiony Bóg. Nie wiem, czy coś nam się jeszcze uda w życiu, ale jedno arcydzieło chyba nam się udało”. Przez całe swoje życie Ruggero razem z małżonką pozostaną w ruchu Focolari, zawsze blisko Boga, zawsze wdzięczni za Chiarę „Światło”. Zawsze wierni i kochający. Zjechali cały świat opowiadając świadectwo o swojej córce. Ruggero nigdy nie ukrywał radości widząc jak jego córka jest wszędzie kochana.
Nieszczęśliwy upadek unieruchomił Ruggero, ale do końca pozostał tym samym człowiekiem: z poczuciem humoru, silną wiarą i tym przenikliwym spojrzeniem, którym prześwietlał wszystkich jednocześnie wysłuchując każdego. To po nim Chiara miała tak silny charakter i na pewno nie tylko charakter.
Zmarł 13 października 2018 roku i jak wierzymy, dołączył definitywnie do swojej błogosławionej córki, co było jego pragnieniem, zgodnie z tym co napisał w liście na jej 18. urodziny: „Radości moja, chciałbym Ci tak wiele powiedzieć, ale wszystkiego nie dam rady, więc chociaż kilka słów... Przepraszam, jeśli czasami byłem wobec Ciebie zbyt surowy. Dziękuję Jezusowi, że dał nam Ciebie na tę Podróż, która się nigdy nie zakończy. Dziękuję Ci za całą radość, którą nam dałaś poprzez swoją miłość, dziękuję Ci za naukę cierpienia, ofiarowania i przede wszystkim czynienia woli Bożej w każdym momencie. Pozostańmy w jedności, a Jezus będzie mógł być pomiędzy nami: tylko w ten sposób, z Twoją pomocą i z Jego pomocą, damy radę żyć w tym wymiarze. Zjednoczony z Tobą na zawsze, Twój tato”.
opr. mg/mg