Seria "Wielcy ludzie Kościoła" - Joanna D'arc - fragmenty
ISBN: 978-83-7505-354-8
wyd.: WAM 2009
Moment przyjścia na świat Joanny d'Arc pozostaje nieznany, co w przypadku urodzonych w średniowieczu (czy nawet później jeszcze) postaci z tak zwanych nizin społecznych jest czymś zgoła najzwyczajniejszym (mielibyśmy prawo dziwić się, gdyby tu było inaczej). Podczas procesu inkwizycyjnego w r. 1431 ona sama oświadczyła przesłuchującym ją sędziom, że — jak się jej wydaje — ma około dziewiętnastu lat (czy też prawie tyle). Nie była to zatem odpowiedź precyzyjna, że zaś innymi świadectwami w owej materii nie dysponujemy, stąd narodziny późniejszej świętej datuje się na rok 1412 lub 1413 (niektórzy cofają je jeszcze do roku 1411). Czytelnikowi, któremu nieobce są dzieje śred18 niowiecznej Europy, nie potrzeba uzmysławiać, iż chodzi o czasy wojny stuletniej, której nazwa jawi się wszakże cokolwiek mylącą, w rzeczywistości bowiem trwała ona — z dłuższymi lub krótszymi przerwami — od roku 1337 aż po rok 1453. Mowa zatem o okresie 117 lat, w zestawieniu z którym owe ledwie dwa lata publicznej działalności Joanny d'Arc można postrzegać jako niezwykle krótki epizod, to on wszakże właśnie zadecydował o definitywnym przełomie w długoletnich zmaganiach militarnych (i zarazem dyplomatycznych) dwóch krajów: Anglii oraz Francji. Do czasu wystąpienia Dziewicy Orleańskiej stroną, w której rękach niemal stale znajdowała się inicjatywa w owej rywalizacji o podłożu dynastycznym i która odnosiła kolejne zwycięstwa, była wyspiarska monarchia Plantagenetów.
Królowie z tej dynastii dążyli do odebrania francuskiej korony Walezjuszom, przy czym apogeum sukcesów angielskich władców przypada na panowanie Henryka V, który wstąpił na tron wiosną 1413 r., a zatem najpewniej niedługo po narodzinach bohaterki tej książki. Na mocy traktatu zawartego 21 V 1420 r. w Troyes zapewnił on sobie godność regenta Francji przy obłąkanym królu Karolu VI, otrzymując za żonę jego córkę Katarzynę. Ich potomstwo — jak się wówczas spodziewano — miało w przyszłości połączyć w swym ręku panowanie nad obydwoma tymi królestwami, w czym też upatrywano nadzieję na ostateczne zakończenie toczących się od dziesięcioleci zmagań orężnych, które zniszczenia (nie wspominając o dezorganizacji życia społecznego) przyniosły wprawdzie tylko ziemiom francuskim, będącym areną owych walk, ale i Anglia pogrążała się coraz bardziej w kryzysie ekonomicznym, gdyż prowadzenie długotrwałej wojny wymagało ogromnych nakładów finansowych i zarazem angażowało znaczne siły ludzkie.
Wspomniany tu traktat z Troyes miał zatem położyć kres wyniszczającym walkom i jednocześnie doprowadzić do powstania kolejnej na mapie politycznej Europy potęgi zasadzającej się na unii personalnej odrębnych dotąd monarchii.
Nie stanowiło to niczego osobliwego w ówczesnych realiach Starego Kontynentu, już wcześniej bowiem na mocy unii w Krewie (1385) swoje siły — wobec wspólnego zagrożenia krzyżackiego — połączyły Polska i Litwa, gdy z kolei w r. 1397 doszło do zawarcia unii zwanej kalmarską, która przypieczętowała związek trzech skandy20 nawskich królestw: Danii, Norwegii i Szwecji (w przyszłości unie połączyły także Kastylię z Aragonią, z czego powstała dzisiejsza Hiszpania, jak również Anglię i Szkocję — żeby na tych kilku przykładach poprzestać). Zamysł ustanowienia jednego władcy dla Anglii i Francji nie był zatem jakąś nierealną mrzonką i poniekąd też został urzeczywistniony, bowiem syn wspomnianego Henryka V i Katarzyny — Henryk VI, został koronowany na władcę obu tych państw.
Jego panowanie okazało się jednak pasmem nieszczęść, a on sam zaczął z czasem — śladem swego dziada po kądzieli — zdradzać objawy obłąkania, co ostatecznie doprowadziło do jego obalenia i — po nieudanej próbie powrotu na tron — stracenia w pięćdziesiątym roku życia. Doszło do tego wszakże dopiero w cztery dekady po spaleniu na stosie Joanny d'Arc, której niegdysiejsi wrogowie polityczni działali właśnie w imieniu oraz w interesie wówczas jeszcze małoletniego Henryka VI.
Tło historyczne, o którym tu mowa, jest niezwykle istotne dla zrozumienia i w ogólności nakreślenia biografii późniejszej świętej, której misja na forum publicznym miała też charakter na wskroś polityczny, zaś ów specyficzny, jak na osobę kanonizowaną, „charyzmat” stanowi po prawdzie niełatwe wyzwanie dla tych wszystkich, którym przychodzi rozwodzić się o tytule Joanny d'Arc do chwały ołtarzy (zgrabnie rzecz ujął Henryk Fros stwierdzając, iż „dla naszych czasów jest [ona] świętą doczesności, wzorem świętości świeckiej”, nie omieszkawszy przy tym dodać, że w jej przykładzie chodzi „przede wszystkim o doskonałą wierność Bogu, sobie i swemu powołaniu — taką wierność, od której zawisło zachowanie godności ludzkiej pośród dzisiejszego zamętu i gwałtownych przemian cywilizacyjnych”). Skądinąd jest to tylko pojedynczy spośród wielu niezwykłych momentów, integralnie wpisanych w biografię tudzież w dzieje kultu tej prostej pasterki (jego początki datują się jeszcze na okres działalności publicznej Joanny, co zresztą stanowiło jeden z zarzutów podczas wytoczonego przeciwko niej procesu inkwizycyjnego), której przypadek w żaden sposób nie daje się wtłoczyć w jakiekolwiek „normalne” ramy. Wątek ów siłą rzeczy będzie też nieraz przewijał się na kartach tej książki, gdy tymczasem trzeba nam powrócić jeszcze do kwestii tła historycznego życiorysu przyszłej świętej, by z kolei przyjrzeć się temu, co wiemy o jej życiu w okresie przed wystąpieniem na forum publicznym liczącej sobie w tamtym momencie siedemnaście lat wizjonerki.
W kontekście wspomnianego wcześniej układu w Troyes z maja 1420 r. mowa była o Karolu VI francuskim i Henryku V angielskim, a także o urodzonym w półtora roku później (6 XII 1421) synu tego ostatniego (a wnuku pierwszego) — Henryku VI, któremu już niebawem miały przypaść tytuły króla Anglii oraz Francji. Nie wspomniano wszakże dotychczas o postaci, której losy mają fundamentalne znaczenie dla zrozumienia sensu misji, jakiej podjęła się Joanna d'Arc. Dla większości dzisiejszych czytelników miano „delfin” nasuwa konotacje zapewne wyłącznie natury zoologicznej, wszakże w dawnych wiekach był to także tytuł (miano urobiono od nazwy historycznej prowincji Delfinatu) przysługujący zwyczajowo następcy tronu francuskiego, a więc najstarszemu z męskich potomków aktualnie panującego króla. Wspomniany wcześniej Karol VI nie doczekał się bynajmniej tylko córek, ale miał również trzech synów: Ludwika, Jana i Karola. Dwaj pierwsi zmarli w młodym wieku, jeszcze za życia ojca, stąd też koniec końców tytuł delfina — wraz z nadzieją na uzyskanie w przyszłości korony — przypadł najmłodszemu z braci, imiennikowi ojca (był on starszy od Joanny o mniej więcej dekadę, bowiem przyszedł na świat w r. 1403). Jego droga do tronu miała wszakże okazać się nie tylko długa i trudna, ale też obfitująca w upokorzenia — w istotnej mierze na skutek nieszczęśliwego splotu zdarzeń, ale po części i z własnej winy młodego wówczas księcia krwi. Nie mógł on liczyć na wsparcie ze strony obłąkanego ojca, wszakże z czasem okazało się nadto, że trzeba mu rywalizować i ze swoją matką Izabelą, która dążyła do przejęcia rządów w państwie w charakterze regentki. Własną politykę uprawiali też inni członkowie rodziny królewskiej, z których niemal każdy starał się ugrać jak najwięcej na swoją korzyść. Szczególna rola przypadła tu księciu Burgundii Janowi (o przydomku „bez Trwogi”), który porozumiał się z królową Izabelą i na jakiś czas przejął inicjatywę w toczącej się rywalizacji, opanowując w maju 1418 r. Paryż. Delfin Karol zdołał zbiec ze stolicy (gdzie pozostała wszakże uwięziona przez wrogów jego narzeczona) i schronił się w Bourges, przyjmując w zaistniałych okolicznościach tytuł regenta Królestwa Francji. Wojna domowa rozgorzała tedy na dobre, a tymczasem na północy kraju działania militarne wznowili Anglicy. W tej sytuacji doszło do próby porozumienia pomiędzy francuskim następcą tronu a księciem Janem „bez Trwogi”, która jednak zakończyła się tragicznie.
Spotkanie obu krewnych odbyło się 10 IX 1419 r. na moście w Montereau, gdzie podjęta została przez stronę burgundzką nieudana próba porwania delfina. Działając wówczas w obronie swego pana, straż przyboczna dobyła broni i wszczęła walkę, którą rychło wprawdzie zdołano przerwać, lecz to, co wydarzyło się w jej trakcie, zaciążyć miało na historii Francji na wiele lat. Jeden z dworzan Karola ugodził śmiertelnie w głowę samego księcia Burgundii, jakoby widząc go dobywającego miecza, a tym samym spotkanie zorganizowane celem doprowadzenia do porozumienia zakończyło się zabójstwem jednego z dwóch głównych antagonistów. Pałający chęcią odwetu syn Jana „bez Trwogi”, książę Filip (o przydomku „Dobry”), w zaistniałych okolicznościach zawarł sojusz z królem Anglii, znajdując w tym względzie pełne poparcie ze strony nie kogo innego, lecz spragnionej władzy królowej Izabeli. Nie bacząc, iż to jej syn, wystąpiła ona przeciwko delfinowi Karolowi i obarczyła go pełną odpowiedzialnością za zabójstwo, nakłaniając — z pożądanym skutkiem — obłąkanego małżonka do wydziedziczenia następcy tronu. Tak też na mocy wspomnianego układu w Troyes siedemnastoletni Karol został pozbawiony prawa do sukcesji po ojcu, co uzasadniano nie tylko ciążącą na nim winą za mord na innym członku rodziny królewskiej, ale także podejrzeniem o nieślubne pochodzenie. Mając na uwadze datujące się jeszcze od roku 1392 obłąkanie króla Karola VI (w okresach pogłębiania się choroby umysłowej monarcha ten — jak pisze Georges Bordonove — „nie chciał się myć, golić, zmieniać bielizny, [cały] był pokryty robactwem i wrzodami spowodowanymi jego brakiem higieny, [zaś] aby zmusić go do zmiany koszuli, trzeba było uciekać się do podstępów albo stosować siłę”), dość powszechnie sądzono, że nie mógł on być biologicznym ojcem najmłodszego z trójki synów, lecz ten poczęty został z romansu królowej Izabeli z bratem królewskim, księciem Orleanu Ludwikiem. Że zaś ów ostatni został na jesieni 1407 r. zamordowany przez nasłanych nań siepaczy z rozkazu właśnie Jana „bez Trwogi” (obaj byli rodzonymi kuzynami), późniejszą o jedenaście lat tragedię na moście w Montereau wielu zaczęło postrzegać w kategoriach zemsty delfina Karola za niegdysiejsze zabójstwo jego faktycznego rodzica. Przyszły Karol VII obecnie był na powrót w defensywie, mając przeciwko sobie obłąkanego ojca i pogardzającą nim matkę, pragnącego zemsty księcia Burgundii oraz najpotężniejszego z jego wrogów — króla Anglii, który zapewnił sobie i swoim potomkom następstwo tronu Francji.
Zmagający się z przeciwnościami losu delfin Karol nie do końca jednak miał powody, aby sądzić, że wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. W dniu 21 III 1421 r. operujące przeciwko wiernym mu siłom oddziały angielskie poniosły spektakularną klęskę pod Angers, gdzie też poległ w boju dowodzący kampanią młodszy brat króla Anglii Tomasz, książę Clarence. W półtora roku później, 31 VIII 1422 r., zmarł z kolei sam Henryk V angielski, pozostawiając zaledwie kilkumiesięcznego syna, w imieniu którego rządy objęła rada regencyjna, natomiast 21 X tr. do wieczności odszedł także obłąkany Karol VI francuski. Dotychczasowy delfin, choć na mocy traktatu w Troyes pozbawiony praw do sukcesji po ojcu, w oczach swoich zwolenników, określanych historycznym mianem armaniaków (od tytułu hrabiego Armagnac, teścia wspomnianego wyżej księcia orleańskiego Ludwika), przestał być li tylko następcą tronu, lecz w dniu 30 X 1422 r. został proklamowany królem Francji jako Karol VII. Wraz z tym jednak jego sytuacja wcale nie stała się łatwiejsza. Z początku „próbował on rządzić sam, [jakby] zapominając o tym, że jest de facto zakładnikiem stronnictwa armaniaków. Musiał znosić swoich przyjaciół, wysłuchiwać ich porad, niekoniecznie bezinteresownych. Nie mógł dokonywać [w wielu sprawach] swobodnych wyborów i poddany był sprzecznym wpływom. [Jako że] liczne jego inicjatywy zakończyły się fiaskiem, tracił stopniowo zaufanie do siebie i stawał się igraszką swoich doradców. Takie w każdym razie stwarzał pozory, gdyż żaden z władców francuskich nie był bardziej skryty niż on” (G. Bordonove).
Jak o ówczesnej sytuacji Karola VII pisał inny z historyków, „popierali go książęta-apanażyści, szlachta i miasta z południa Francji. Ziemie uznające jego władzę rozciągały się mniej więcej od Loary na północy, a wschodnią ich granicą były posiadłości burgundzkie i cesarskie [to znaczy wchodzące w skład ówczesnego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieciego — przyp. K.R.P.]. Wprawdzie tylko rejony nadgraniczne tego obszaru pustoszyła wojna, natomiast w głębi panował spokój, [to jednak] sytuacja i tu nie była wesoła. Dygnitarze rozkradali dochody królewskie, a wojsko było słabe i niezdyscyplinowane. Sam Karol VII, żywy symbol legalnej władzy z porządku dziedziczenia, wątpił w swoją sprawę. Nie mógł poddać się solennej ceremonii sakry, bo koronacyjne miasto Reims było pod władzą jego wrogów. Przemawiała za nim krew Walezjuszy, ale legalność jego urodzenia była kwestionowana. Pozostawał bezradny wobec krzyżujących się intryg książąt krwi i dygnitarzy, których prywaty nie umiał poskromić.
[Przy tym] był to człowiek nieufny i pozbawiony energii, [który też] nie budził sympatii wskutek szczególnej szpetoty. Skądinąd inteligentny, kulturalny, z poczuciem sprawiedliwości, Karol VII nie wydawał się jednak monarchą na miarę sytuacji. [Na jego szczęście] działania wojenne ślimaczyły się beznadziejnie w latach 1422-1428 [i choć] Anglicy odnosili na ogół zwycięstwa, to jednak nie byli w stanie sparaliżować działań wojsk wiernych Karolowi na północ od Loary ani zaatakować skutecznie na południu od tej rzeki. Sojusznik burgundzki nie utożsamiał wcale swych interesów z interesami angielskimi, ale w roku 1428 zdecydował się pomóc Anglikom w oblężeniu Orleanu. Zajęcie tego miasta miałoby duże znaczenie strategiczne, bo otwierało dogodne przejście przez Loarę, [stąd] Orlean bronił się twardo przed stosunkowo liczną armią angielsko-burgundzką. W tym właśnie momencie na widowni [dziejowej] pojawiła się Joanna d'Arc” (J. Baszkiewicz).
opr. aw/aw