Papieże nie spadają z nieba

Fragmenty wywiadu z Benedyktem XVI pod tytułem "Światłość świata"

Papieże nie spadają z nieba

Peter Seewald

Światłość świata


ISBN: 978-83-240-1504-7
wyd.: Wydawnictwo ZNAK 2010

Spis wybranych fragmentów
Wstęp
Papieże nie spadają z nieba
Skandal nadużyć seksualnych
W roli rybaka
Jezus Chrystus powraca
O rzeczach ostatnich

Papieże nie spadają z nieba

Ojcze Święty, 16 kwietnia 2005 roku, w dzień siedemdziesiątych ósmych urodzin, Wasza Świątobliwość oznajmił swoim współpracownikom, jak bardzo już cieszy się na swoją emeryturę. Trzy dni później Wasza Świątobliwość został wybrany na głowę Kościoła Powszechnego liczącego 1,2 miliarda wyznawców. Cóż, to chyba nie jest zadanie, które człowiek zostawia sobie na starsze lata.

W zasadzie oczekiwałem, że wreszcie znajdę spokój i wytchnienie. Gdy nagle stanąłem wobec tego ogromnego zadania, był to dla mnie, jak wszyscy wiedzą, szok. Odpowiedzialność jest rzeczywiście ogromna.

Był moment, jak Wasza Świątobliwość później powiedział, że czuł się Wasza Świątobliwość jak pod opadającym ostrzem gilotyny.

Tak, przyszła mi do głowy myśl o gilotynie: oto teraz ostrze spada i mnie trafia. Byłem całkowicie pewny, że ten urząd nie jest moim powołaniem, że Bóg zapewni mi teraz, po wyczerpujących latach, trochę spokoju i wytchnienia. Mogłem tylko powiedzieć, uzmysłowić sobie: wola Boża jest najwyraźniej inna i zaczyna się dla mnie coś całkiem odmiennego, nowego. On będzie ze mną.

W tak zwanym pokoju łez leżą przygotowane już podczas konklawe trzy szaty dla przyszłego papieża. Jedna jest długa, druga krótka, trzecia średnia. Co przemknęło przez głowę Waszej Świątobliwości w tym pokoju, w którym podobno wielu nowych papieży przeżywało moment załamania? Czy pyta się tutaj raz jeszcze: Dlaczego ja? Czego Bóg chce ode mnie?

W tym momencie człowiek jest pochłonięty przez całkiem praktyczne zewnętrzne kwestie. Trzeba pomyśleć, jak się uporać z szatami, i o innych tego typu rzeczach. Poza tym wiedziałem, że będę zaraz musiał na balkonie powiedzieć parę słów, i zacząłem myśleć, co by to mogło być. Już w tym momencie zresztą, w którym to mnie spotkało, mogłem powiedzieć do Pana tylko: „Co czynisz ze mną? Teraz to Ty przejmujesz odpowiedzialność. Musisz mnie prowadzić! Ja tego nie potrafię. Jeśli mnie chciałeś, to musisz mi też pomóc!”.

W tym sensie znajdowałem się w bardzo ożywionym, naglącym dialogu z Panem — mówiąc Mu że On, jeśli uczynił jedną rzecz, musi także uczynić kolejną.

Czy Jan Paweł II widział w Waszej Świątobliwości swojego następcę?

Tego nie wiem. Myślę, że pozostawił to całkowicie dobremu Bogu.

W każdym razie nie pozwolił Waszej Świątobliwości odejść z urzędu. Można to było rozumieć jako argumentum e silentio, jako cichy argument za swoim kandydatem.

Powszechnie wiadomo, że chciał mnie zachować na urzędzie. Gdy zbliżały się moje siedemdziesiąte piąte urodziny, czyli granica wieku, w którym składa się dymisję, powiedział do mnie: „Nawet nie ma co pisać listu, gdyż chcę mieć Waszą Eminencję do końca”. Od samego początku żywił do mnie wielką i niezasłużoną sympatię. Czytał moje Wprowadzenie w chrześcijaństwo. Najwyraźniej była to dla niego ważna lektura. Zaraz jak został papieżem, postanowił, aby wezwać mnie do Rzymu i powołać na funkcję prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Miał w stosunku do mnie wielkie, bardzo serdeczne i głębokie zaufanie. Jako do — że tak powiem — gwaranta, iż w sprawach wiary podążamy właściwym kursem.

Wasza Świątobliwość odwiedził Jana Pawła II jeszcze na łożu śmierci. Tego wieczoru spieszył się Wasza Świątobliwość z Subiaco, gdzie miał wykład na temat „Europa Benedykta w kryzysie kultur”. Co powiedział Waszej Świątobliwości umierający papież?

Był bardzo cierpiący, a pomimo to obecny i przytomny. Nic już jednak więcej nie powiedział. Poprosiłem obłogosławieństwo, którego mi udzielił. Pożegnaliśmy się serdecznym uściskiem dłoni ze świadomością, że to ostatnie spotkanie.

Wasza Świątobliwość nie chciał zostać ani biskupem, ani prefektem, ani papieżem. Czy to nie przeraża, że ciągle dzieje się coś wbrew własnej woli?

Tak to właśnie jest: Gdy mówi się „tak” podczas święceń kapłańskich, można mieć wprawdzie swój pomysł na to, czym może być własny charyzmat, ale wie się także i to: oddałem się wręce biskupowi i samemu Panu Jesusowi Chrystusowi. Nie mogę sobie wyszukiwać, co bym chciał. Ostatecznie muszę dać się prowadzić. Rzeczywiście byłem przekonany, że moim charyzmatem jest bycie profesorem teologii, i byłem bardzo szczęśliwy, gdy to moje oczekiwanie się spełniało. Było jednak dla mnie jasne, że jestem zawsze w rękach Pana i muszę się liczyć z rzeczami, których nie chcę. W tym sensie było to na pewno zaskoczenie, być nagle wziętym i nie móc podążać własną drogą. Ale, jak to zostało powiedziane, w leżącym u podstaw „tak” było też zawarte i to: Jestem do dyspozycji Pana i być może muszę któregoś dnia robić rzeczy, których sam bym robić nie chciał.

Wasza Świątobliwość jest najpotężniejszym papieżem wszystkich czasów. Nigdy wcześniej Kościół katolicki nie miał więcej wiernych, nigdy nie rozszerzył się aż tak bardzo, dosłownie aż do krańców świata.

Te statystyki są oczywiście ważne. Wskazują, jak bardzo rozprzestrzeniony jest Kościół i jak duża jest ta wspólnota ras, ludów, kontynentów, kultur, jak wiele obejmuje ludzi różnego rodzaju. Władza papieża nie opiera się jednak na tych liczbach.

Dlaczego nie?

Rodzaj wspólnoty z papieżem może być różny i rodzaj przynależności do Kościoła również. Wśród 1,2 miliarda jest wielu, którzy tak naprawdę wewnętrznie wcale nie przynależą do wspólnoty. Święty Augustyn powiedział już o swoich czasach: Wielu jest na zewnątrz, którzy zdają się być w środku, i wielu jest w środku, którzy wydają się być na zewnątrz. W wierze, a także w przynależności do Kościoła katolickiego, w tajemniczy sposób powiązane jest ze sobą bycie wewnątrz i bycie na zewnątrz. Stalin miał rację co do tego, że papież nie ma żadnej dywizji i nie może rozkazywać. Nie jest też właścicielem wielkiego przedsiębiorstwa, w którym wszyscy wierzący Kościoła byliby zatrudnieni lub byliby od niego zależni. Dlatego też papież jest z jednej strony całkiem bezsilnym człowiekiem. Z drugiej zaś strony spoczywa na nim wielka odpowiedzialność. Jest do pewnego stopnia przywódcą, reprezentantem, a zarazem odpowiedzialnym za to, aby trwała wiara, która scala ludzi, aby pozostawała żywa i nietknięta w swej tożsamości. Tylko jednak sam Pan ma moc, aby sprawiać trwanie ludzi w wierze.

Papież jest dla Kościoła katolickiego Vicarius Christi, Zastępcą Chrystusa na ziemi. Czy Wasza Świątobliwość może rzeczywiście mówić w imieniu Jezusa?

Przepowiadając wiarę i podczas sprawowania sakramentów każdy ksiądz mówi w imieniu Jezusa Chrystusa, za Jezusa Chrystusa. Chrystus powierzył Kościołowi swoje Słowo. W Kościele to Słowo żyje. Gdy wewnętrznie przyjmuję i żyję wiarą Kościoła, żywię się nią, tą wiarą mówię i myślę, jeśli tę wiarę przepowiadam, wtedy mówię za Niego — także wtedy, gdy oczywiście w szczegółach może być ciągle widać słabości. Ważne jest to, że nie przedstawiam moich idei, lecz próbuję myśleć i żyć wiarą Kościoła oraz działać, wypełniając w posłuszeństwie jego misję.

Czy papież jest rzeczywiście „nieomylny” w sensie, który czasami media nadają temu pojęciu? Władca absolutny, którego myśl i wola stanowią prawo?

To fałszywy pogląd. Pojęcie nieomylności rozwinęło się w ciągu setek lat. Powstało wobec pytania, czy gdziekolwiek istnieje ostateczna rozstrzygająca instancja. Pierwszy Sobór Watykański, postępując zgodnie z długą tradycją jeszcze z czasów pierwotnego chrześcijaństwa, ostatecznie stwierdził: Istnieje ostateczne rozstrzygnięcifie! Nie wszystko pozostaje otwarte! Papież może w pewnych okolicznościach i pod pewnymi warunkami podjąć ostatecznie wiążącą decyzję, dzięki której będzie jasne, co jest wiarą Kościoła, a co nią nie jest. To wcale nie oznacza, że papież ciągle może być „nieomylny”. W sprawach zwyczajnych biskup Rzymu działa tak jak każdy inny biskup, gdy wyznaje swoją wiarę, gdy ją przepowiada, gdy jest wierny Kościołowi. Tylko gdy zachodzą szczególne warunki, gdy tradycja świadczy o czymś jasno i wie on, że nie działa samowolnie, papież może powiedzieć: To jest wiara Kościoła — i może wypowiedzieć swoje „nie” temu, co tą wiarą nie jest. W tym sensie Pierwszy Sobór Watykański zdefiniował zdolność do ostatecznego rozstrzygnięcia, aby poprzez to wiara zachowała swoją obowiązującą moc.

Urząd Piotrowy, tak jak wyjaśnił to Wasza Świątobliwość, gwarantuje zgodność z prawdą i autentyczną Tradycją. Wspólnota z papieżem jest warunkiem prawdziwej wiary i wolności. Święty Augustyn sformułował to w następujący sposób: „Gdzie jest Piotr, tam jest Kościół i tam też jest Bóg.” Ta sentencja pochodzi jednak z zupełnie innych czasów i dzisiaj wcale nie musi obowiązywać.

To zdanie nie zostało sformułowane dokładnie w ten sposób ani nie uczynił tego święty Augustyn, ale tę kwestię możemy tutaj pozostawić otwartą. W każdym razie jest to starożytny aksjomat Kościoła katolickiego: Gdzie jest Piotr, tam jest Kościół. Papież może mieć oczywiście różne prywatne opinie. Gdy jednak mówi, jak już to zostało zaznaczone, jako najwyższy pasterz Kościoła, ze świadomością własnej odpowiedzialności, wtedy mówi coś nie od siebie, nie mówi czegoś, co mu właśnie przyszło do głowy. Wie on wtedy, że działa z wielką odpowiedzialnością i równocześnie pozostaje pod ochroną Pana. Wie on, że nie wiedzie Kościoła na manowce poprzez swoje rozstrzygnięcia, lecz że w ten sposób zapewnia jedność Kościoła z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością, a przede wszystkim jedność z Jezusem Chrystusem. O to tu chodzi i to jest to, co w pewien sposób rozumieją także inne chrześcijańskie wspólnoty.

Podczas sympozjum z okazji osiemdziesiątych urodzin Pawła VI w roku 1977 Wasza Świątobliwość mówił, kim powinien być papież i jaki powinien być. Miałby on „uważać się za kogoś małego i tak też się zachowywać” — cytował Wasza Świątobliwość angielskiego kardynała Reginalda Pole'a. Miałby on przyznawać, „że nie wie on nic innego poza tym, czego nauczył go Bóg Ojciec przez Syna”. Być Wikariuszem Chrystusa miałoby oznaczać uobecnianie mocy Chrystusa jako przeciwwagi dla mocy świata. Nie w formie jakiejś władzy, lecz poprzez niesienie nadludzkiego ciężaru na ludzkich barkach. Stąd właściwym miejscem dla Wikariusza Chrystusa miałby być krzyż.

Tak, także dzisiaj uważam to za słuszne. Prymat rozwijał się od początku jako prymat w męczeństwie. Rzym był w pierwszych trzech wiekach głównym i najważniejszym miejscem prześladowań chrześcijan. Przetrwać te prześladowania i daćświadectwo Chrystusowi było szczególnym zadaniem rzymskiego urzędu biskupa. Można potraktować to jak działanie opatrzności, że w momencie, w którym doszło do pokoju pomiędzy chrześcijaństwem a państwem, stolica cesarstwa przeniosła się do Konstantynopola. Rzym stał się do pewnego stopnia prowincją. Dlatego biskup Rzymu mógłłatwiej zapewnić samodzielność Kościoła i jego odrębność od państwa. Nie trzeba specjalnie szukać konfliktów, to jasne, lecz raczej dążyć do zgody i zrozumienia. Zawsze jednak Kościół musi uwzględniać, tak jak i każdy chrześcijanin, a przede wszystkim papież, że składane przez niego świadectwo stanie się skandalem, nie zostanie przyjęte i że zostanie on zepchnięty w sytuację świadka cierpiącego Chrystusa. Ma swoje znaczenie to, że pierwsi papieże byli męczennikami. Nie jest rzeczą papieża, aby być pełnym chwały władcą, lecz aby dawaćświadectwo o Tym, który został ukrzyżowany, i aby być także samemu gotowym, w ten sposób, w łączności z Nim, wypełniać swój urząd.

Byli jednak papieże, którzy powiedzieli sobie: Pan dał nam ten urząd, więc teraz będziemy z niego czerpać korzyści.

Tak, to także należy do tajemnicy historii papiestwa.

Chrześcijańska gotowość do sprzeciwu jest stale obecna w biografii Waszej Świątobliwości. Rozpoczyna się to w domu rodzinnym, gdzie sprzeciw wobec ateistycznego systemu był rozumiany jako wyróżnik chrześcijańskiej egzystencji. Rektor z seminarium Waszej Świątobliwości zostaje uwięziony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Jako ksiądz rozpoczyna Wasza Świątobliwość swoją posługę w parafii, gdzie wcześniej dwaj księża jako członkowie ruchu oporu zostali straceni przez nazistów. Podczas Soboru Wasza Świątobliwość sprzeciwia się zbyt wąskim uprawnieniom władz kościelnych. Jako biskup ostrzega Wasza Świątobliwość przed zagrożeniami związanymi ze społeczeństwem dobrobytu. Jako kardynał walczy Wasza Świątobliwość przeciwko obcym wierze nurtom i przebudowywaniu tego, co w chrześcijaństwie najważniejsze.
Czy ta linia postępowania ma także wpływ na to, jak kształtuje się obecny pontyfikat?

Tak długie doświadczenie oznacza naturalnie także formowanie charakteru, kształtuje myślenie i działanie. Nie byłem oczywiście zawsze po prostu i z zasady przeciwko. Wiele było pięknych sytuacji zgody. Gdy myślę o czasach, gdy byłem księdzem w parafi i, wspominam, że chociaż czuło się już w rodzinach wpływ sekularyzującego sięświata, to jednak było tyle radości we wspólnej wierze, w szkole, z dziećmi, z młodzieżą, że autentycznie przez tę radość jestem ciągle niesiony. Tak samo w czasach, gdy byłem profesorem. Przez całe moje życie jak refren powtarza się, że chrześcijaństwo przynosi radość, daje szerokość spojrzenia. W końcu nie do zniesienia byłoby życie kogoś, kto ciągle jest tylko przeciwko. Równocześnie było faktem zawsze obecnym, chociaż w różnym stopniu, że Ewangelia sprzeciwia się potężnym systemom. Było to naturalnie szczególnie drastyczne w czasach mojego dzieciństwa i młodości aż do końca wojny. W roku 1968 wiara chrześcijańska popadła w konflikt z nowym projektem społecznym i ciągle musiała się konfrontować z silnie oddziałującymi prądami myślowymi. Wiąże się z tym znoszenie wrogości i stawianie oporu. Opór i sprzeciw mają jednak służyć temu, aby ukazywać to, co pozytywne.

Według Annuario Pontificio, rocznika statystycznego Kościoła katolickiego, Wasza Świątobliwość ustanowił w samym roku 2009 osiem nowych siedzib biskupich, jedną prefekturę apostolską, dwie nowe siedziby metropolitów i trzy wikariaty apostolskie. Liczba katolików wzrosła o kolejne siedemnaście milionów, o tyle, ilu mieszkańców liczą obecnie Grecja i Szwajcaria razem wzięte. W prawie trzech tysiącach diecezji powołał Wasza Świątobliwość stu sześćdziesięciu dziewięciu nowych biskupów. Do tego dochodzą wszystkie audiencje, kazania, podróże, wiele podejmowanych decyzji — i przy tym wszystkim napisał Wasza Świątobliwość wielkie dzieło o Jezusie, którego drugi tom wkrótce zostanie opublikowany. Przy swoich osiemdziesięciu trzech latach — skąd Wasza Świątobliwość bierze tyle sił?

Najpierw muszę powiedzieć, że to, co pan wyliczył, jest znakiem wielkiej żywotności Kościoła. Patrząc z perspektywy samej Europy, ma się wrażenie, że Kościół jest w fazie schyłkowej. Ale to tylko część całości. W innych częściach świata Kościół wzrasta i żyje, jest pełen dynamiki. Liczba neoprezbiterów na całym świecie wzrosła w ostatnich latach, podobnie liczba seminarzystów. Na europejskim kontynencie mamy do czynienia tylko z pewną stroną tej rzeczywistości i nie przeżywamy wielkiej dynamiki duchowego przebudzenia, która gdzie indziej rzeczywiście jest widoczna i którą ciągle napotykam w moich podróżach i poprzez wizyty biskupów. Faktem jest, że osiemdziesięciotrzyletniego człowieka to wszystko w zasadzie przerasta. Dzięki Bogu mam wielu dobrych współpracowników. Wszystko jest wypracowywane i realizowane wspólnym wysiłkiem. Ufam, że dobry Bóg daje mi tyle sił, ile potrzebuję, abym mógł robić to, co konieczne. Zauważam jednak także, że sił jest coraz mniej.

Mimo to ma się wrażenie, że Papież mógłby nam także sporo pokazać jako instruktor fitnessu.

(Papież sięśmieje.) Wątpię. Trzeba oczywiście prawidłowo zaplanować sobie dzień i dbać o to, aby mieć wystarczająco dużo czasu na odpoczynek, a także, odpowiednio wykorzystać czas, przeznaczony na pracę. Jednym słowem: trzeba uważać, aby w zdyscyplinowany sposób trzymać się rytmu dnia i wiedzieć, czemu poświęcić energię.

Czy Wasza Świątobliwość używa roweru treningowego, który polecił Waszej Świątobliwości wcześniejszy lekarz, doktor Buzzonetti?

Nie, wcale nie — i dzięki Bogu na razie tego nie potrzebuję.

Czyli Papież może powiedzieć jak Churchill: no sports!

Tak!

Seconda Loggia, piętro audiencji Pałacu Apostolskiego, opuszcza Wasza Świątobliwość zwykle około godziny 18, aby w swoim mieszkaniu podczas audiencji prywatnych według stałego harmonogramu przyjmować jeszcze najważniejszych współpracowników. Od 20.45, jak czytamy, Papież ma czas wolny. Co robi Papież w wolnym czasie, zakładając, że w ogóle takim czasem dysponuje?

Tak, co on robi...? Oczywiście musi także w swoim wolnym czasie studiować akta i czytać. Zawsze pozostaje wiele do zrobienia. Są także wspólne posiłki z domownikami: czterema kobietami ze wspólnoty „Memores Domini” i z dwoma sekretarzami; to są momenty odpoczynku.

Czy w papieskiej, domowej wspólnocie ogląda się też razem telewizję?

Z sekretarzami oglądam wiadomości, a czasami oglądamy też jakieś DVD.

Jakie filmy lubi Wasza Świątobliwość?

Jest bardzo piękny film o świętej Józefinie Bakhicie, Afrykance, który ostatnio widzieliśmy. Poza tym oglądamy chętnie Don Camillo i Peppone...

Przy czym Wasza Świątobliwość prawdopodobnie zna już akcję filmu na pamięć.

(Papież sięśmieje.) Niezupełnie.

Można więc spotkać Papieża także całkiem prywatnie.

Oczywiście. Z domownikami Świętujemy razem Boże Narodzenie, słuchamy muzyki i rozmawiamy. Obchodzimy imieniny i okazyjnie śpiewamy również wspólnie nieszpory. Także więc święta obchodzimy wspólnie. Wtedy oprócz wspólnych posiłków przede wszystkim celebrujemy poranne Msze święte. To szczególnie ważny moment, w którym dzięki Jezusowi Chrystusowi wszyscy jesteśmy razem w szczególnie intensywny sposób.

Papież jest zawsze ubrany na biało. Czy czasami w wolnym czasie nie nosi on zamiast sutanny także swetra?

Nie. To pozostawił mi poprzedni drugi sekretarz papieża Jana Pawła II, Jego Ekscelencja Mieczysław Mokrzycki, który powiedział: „Papież zawsze nosił sutannę, więc i Wasza Świątobliwość musi ją nosić”.

Rzymianie poważnie się zdziwili, gdy zobaczyli na ciężarówce dobytek Waszej Świątobliwości, z którą Wasza Świątobliwość przeprowadzał się ze swojego mieszkania do Watykanu po wyborze na dwieście sześćdziesiątego czwartego Następcę Świętego Piotra. Czy Wasza Świątobliwość urządził własnymi meblami papieskie apartamenty?

W każdym razie mój pokój do pracy. Ważne było dla mnie, aby urządzić go w taki sposób, w jaki „rósł” przez wiele dziesięcioleci. W roku 1954 kupiłem sobie biurko i pierwsze regały na książki. Później całość stopniowo urosła. Tam są wszystkie moje książki, znam tam każdy kąt i wszystko ma swoją historię. Tak więc pokój do pracy wziąłem ze sobą w całości. Reszta pomieszczeń została wyposażona meblami papieskimi.

Ktoś zauważył, że Wasza Świątobliwość jest najwyraźniej przywiązany do solidnych zegarków. Wasza Świątobliwość nosi zegarek marki Junghans z lat sześćdziesiątych lub siedemdziesiątych.

Należał do mojej siostry i zapisała mi go w spadku. Gdy umarła, zegarek odziedziczyłem po niej.

Papież nie ma nawet własnego portfela, nie mówiąc już o koncie w banku. Czy to prawda?

Tak, zgadza się.

Czy otrzymuje przynajmniej więcej pomocy i pociechy „z góry” niż, powiedzmy, zwykły śmiertelnik?

Nie tylko z góry. Dostaję wiele listów od zwykłych ludzi, od sióstr zakonnych, od matek, ojców, dzieci, w których życzą mi odwagi. Piszą: „Modlimy się za Ciebie, nie bój się, kochamy Cię”. Dodają też pieniądze i inne małe prezenty...

Papież otrzymuje prezenty w postaci pieniędzy?

Nie dla mnie osobiście, lecz aby móc pomagać innym. Jest to dla mnie bardzo poruszające, że zwykli ludzie coś ofiarują i mówią mi: „Wiem, że Wasza Świątobliwość wiele pomaga i ja chcę także trochę się do tej pomocy dołożyć”. Tak więc przychodzą pociechy najróżniejszego rodzaju. Są nimi też na przykład środowe audiencje z poszczególnymi spotkaniami. Przychodzą listy od starych przyjaciół, niektórzy od czasu do czasu także mnie odwiedzają, co oczywiście stało się trudniejsze. Ponieważ także ciągle czuję wsparcie „z góry”, przeżywam bliskość Pana podczas modlitwy lub widzę jaśniejące piękno wiary, czytając Ojców Kościoła, można powiedzieć, że jest mi dostępna cała gama wszelkich pocieszeń.

Czy wiara Waszej Świątobliwości zmieniła się od czasu, gdy Wasza Świątobliwość jako najwyższy pasterz stał się odpowiedzialny za Kościół? Czasami ma się wrażenie, jakby była teraz bardziej tajemnicza, mistyczna.

Nie jestem mistykiem. Jest jednak prawdą, że będąc papieżem, ma się o wiele więcej okazji do modlitwy i do całkowitego oddawania się Bogu. Widzę bowiem, że prawie wszystko, co muszę robić, jest czymś, czego sam w ogóle nie potrafię. Chociażby przez to jestem, że tak powiem, zmuszony, aby oddać się wręce Pana i powiedzieć mu: „Uczyń to Ty, jeśli tego chcesz!”. W tym sensie modlitwa i kontakt z Bogiem są teraz bardziej konieczne i, jeszcze bardziej niż wcześniej, naturalne i oczywiste.

Mówiąc po świecku: czy jest coś takiego jak jakaś „gorąca linia” do nieba, albo może coś w stylu „łaski urzędu”?

Tak, czasami się to czuje. W takim sensie, że: oto teraz mogę zrobić coś takiego, co wcale nie pochodzi ode mnie. Oddaję się Panu i zauważam: tak, widać tu pomoc, dzieje się coś, co nie jest ode mnie. W tym znaczeniu z pewnością istnieje coś takiego jak doświadczanie łaski urzędu.

Któregoś razu Jan Paweł II opowiedział, że pewnego dnia jego ojciec wręczył mu książeczkę z Modlitwą do Ducha Świętego i zachęcił do jej odmawiania codziennego. Papież stopniowo zrozumiał, co to znaczy, gdy Jezus mówi, że prawdziwi czciciele to ci, którzy modlą się „w Duchu i w Prawdzie”. Co to znaczy?

To miejsce w Ewangelii św. Jana, rozdział 4, jest proroctwem takiej modlitwy, która nie jest związana ze świątynią, już nie potrzebuje zewnętrznych budowli i jest modlitwą we wspólnocie Ducha Świętego i w prawdzie Ewangelii, we wspólnocie z Chrystusem; gdzie nie potrzeba już widzialnej świątyni, ale nowej wspólnoty ze Zmartwychwstałym Panem. Pozostaje to ciągle ważne, gdyż oznacza także wielką zmianę w perspektywie historii religii.

A jak modli się papież Benedykt?

Co się tyczy papieża, to jest on także jedynie prostym żebrakiem przed Bogiem — nawet bardziej niż wszyscy inni ludzie. Oczywiście modlę się przede wszystkim do naszego Pana, z którym mnie po prostu łączy, powiedzmy, stara znajomość. Ale przywołuję także świętych. Jestem zaprzyjaźniony z Augustynem, Bonawenturą, Tomaszem z Akwinu. Do takich świętych mówi się: „Pomóżcie!”. W każdym razie ważnym punktem odniesienia jest zawsze Matka Boża. W tym sensie zagłębiam się we wspólnotę świętych. Z nimi, przez nich wzmocniony, rozmawiam też z Dobrym Bogiem, przede wszystkim prosząc, ale też dziękując— albo po przyjacielsku, całkiem po prostu.

dalej >>

opr. ab/ab



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama