Fragmenty książki, rozdział p.t. "Na zegarze Watykanu wybiło podzwonne dla komunizmu"
Dom Wydawniczy Rafael,
Rok wydania: 2012,
ISBN: 978-83-7569-277-8
Rozdział I
Wiemy wiecej, niż możemy powiedzieć.
(Michael Polanyi)
Człowiek ma możliwość wpływu na bieg historii, również na swoją wieczność i innych ludzi.
(Francis Schaeffer)
W niedzielę 3 kwietnia 2005 roku kardynałowie, dyplomaci i zaproszeni goście wypełnili watykańską Salę Klementyńską, by złożyć ostatni hołd Janowi Pawłowi II. Byli to w większości świadkowie wydarzeń, które sprawiły, iż pontyfikat polskiego papieża był przełomowy w dziejach XX wieku, jego najbliżsi współpracownicy oraz przyjaciele.
Razem z nimi przyszedł emerytowany rabin rzymskiej wspólnoty żydowskiej Elio Toaff. To on niemal dwadzieścia lat wcześniej, zaprosił Jana Pawła II do złożenia wizyty w synagodze. Była to pierwsza taka wizyta głowy Kościoła katolickiego w dziejach Watykanu. Rabin Toaff przez ponad minutę stał w skupieniu z pochyloną głową przed katafalkiem. Następnie wzniósł rękę w geście błogosławieństwa.
Wielu zaproszonych gości weszło schodami lub wjechało windą na trzeci poziom dziedzińca Pałacu Apostolskiego, gdzie znajduje się Sala Klementyńska. Ale jeden z nich wjechał tam przystosowanym do przewożenia wózków inwalidzkich, samochodem. Był nim najbliższy przyjaciel Papieża — kard. Andrzej Maria Deskur. To on wprowadzał księdza, biskupa, a następnie kardynała Karola Wojtyłę w watykańskie kuluary. Razem — jak stwierdził sam kardynał — tworzyli „małą grupę modlitewną”. To on, gdy tylko Ojciec Święty był w Watykanie, jadł z nim obiad. W jego mieszkaniu Papież czuł się jak domownik. W ostatnich dniach choroby kard. Deskur użyczył Ojcu Świętemu swojego specjalnego samochodu. Nim po zabiegu tracheotomii Jan Paweł II wrócił z polikliniki Gemelli do Watykanu. Poruszający się na wózku inwalidzkim kardynał zatrzymał się naprzeciw katafalku i chwilę patrzył na twarz zmarłego. Potem zamknął oczy i lekko pochylił głowę.
Niedaleko papieskiego przyjaciela uklęknął inny dostojnik, zaufany dyplomata Jana Pawła II — kard. Pio Laghi. Chwilę potem Sala Klementyńska została zamknięta.
Następnego dnia w uroczystej procesji kardynałów, ciało papieża zostało przeniesione do nawy głównej Bazyliki św. Piotra. Lekko pochylony kard. Laghi szedł w jednym z pierwszych rzędów. Od schodów bazyliki do procesji dołączył kard. Deskur.
Setki tysięcy pielgrzymów zebranych na placu św. Piotra i w przyległych uliczkach było świadkami tej uroczystości. Miliony uczestniczyło w niej za pośrednictwem stacji telewizyjnych. Mało kto jednak zdawał sobie sprawę, że prócz zmarłego, tę niezwykłą procesję tworzą ludzie, którzy zmienili najnowszą historię świata.
Miesiąc przed pogrzebem Jana Pawła II miałem przywilej być gościem kard. Andrzeja Marii Deskura. W tym czasie pracowałem już od czterech lat nad książką dokumentującą działania administracji prezydenta Ronalda Reagana i Jana Pawła II, których efektem był rozpad Związku Sowieckiego. Próbowałem dowiedzieć się, jak blisko dyplomacja watykańska współpracowała ze Stanami Zjednoczonymi w krytycznych latach osiemdziesiątych. Kto, jak nie najbliższy przyjaciel Papieża, mógł o tym wiedzieć? Chciałem dowiedzieć się od niego, co myślał Ojciec Święty na temat embarga nałożonego przez USA na wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, rozbrojenia, pierestrojki i polityki Jaruzelskiego. Chciałem zadać jak najwięcej z niemal pięćdziesięciu szczegółowych pytań, które sobie przygotowałem. Jedno z nich pomógł mi sformułować dyplomata, który pośredniczył w rozmowach między prezydentem Reaganem, a Janem Pawłem II. Po jednej z wizyt w Watykanie doszedł on do wniosku, iż kard. Deskur był kimś w rodzaju nieformalnego doradcy Papieża. Czy dyplomata miał rację?
Ksiądz Stefano, osobisty sekretarz kardynała, poprosił, bym skontaktował się zaraz po przyjeździe do Rzymu. Z hotelu położonego niedaleko od placu św. Piotra zadzwoniłem więc do jego apartamentów. Odebrał ks. Stefano, który niemal natychmiast oddał słuchawkę kardynałowi. „Czy może pan przyjść teraz?” — pytał kardynał. Nie byłem na to przygotowany. Ale nie chciałem stracić szansy. „Oczywiście” — odpowiedziałem, starając się, by w moim głosie nie było cienia niepewności. — „Czy wie pan, jak tu dojść? Proszę, niech pan przyjdzie jak najprędzej” — mówił kardynał. Przed wyjazdem wydrukowałem sobie plan Watykanu, który przesłał mi e-mailem znajomy dyplomata. Planowałem jednak powiadomić Sala Stampa, czyli watykańskie biuro prasowe, o mojej wizycie u kardynała, tak by informację otrzymali gwardziści szwajcarscy pełniący rolę służby granicznej. Jednak, podobnie jak drzwi większość watykańskich biur, Sala Stampa była zamknięta od wczesnego popołudnia.
Przejście przez arco della Campane, czyli watykańską Bramę Dzwonów, nie było trudne. Okazało się, że gwardziści wiedzieli, iż jestem gościem kard. Deskura. Jeden z nich poprowadził mnie w kierunku placu i wskazał na budynek stojący po lewej stronie. „To jest mieszkanie Jego Eminencji” — wyjaśnił.
Drzwi na piętrze Pałacu Karola otworzyła siostra zakonna, która zaprowadziła mnie do pokoju kardynała. Ten, widząc mnie, uśmiechnął się i wskazał na stojące krzesło przy jego łóżku.
„Papież dniem i nocą modlił się o wolność dla Polski, prosił o to Matkę Najświętszą. Gdy rozmawiał z Reaganem czy Gorbaczowem, zawsze miał w kieszeni różaniec” „Niech pan o tym nie zapomni napisać” — powiedział na początku naszej rozmowy.
Kardynał Deskur twierdził, że Jan Paweł II wprowadził zwyczaj rozdawania różańców jako upominków dla swoich gości, chcąc w ten sposób spełnić żądanie Maryi popularyzowania tej formy modlitwy. Dodał, że zawsze, gdy Ojciec Święty przychodził do niego z wizytą, obaj odmawiali dziesiątek różańca w intencjach Polski.
„Czy to prawda, że Papież nie ufał Gorbaczowowi?”.
„Nie wierzył, że Związek Sowiecki nagle stanie się normalnym państwem. Ale chciał, by wyprowadził wojska sowieckie z Polski — mówił kardynał. — Miał wielkie serce dla chrześcijan na Wschodzie. Chciał mieć wiarygodne źródło informacji o sytuacji na Ukrainie. Dlatego też wziął sobie na sekretarza ks. Mokrzyckiego” — wyjaśniał.
Obraz Papieża, jaki kardynał przedstawiał w rozmowie, był zupełnie inny od przedstawianego w większości mediów. Jan Paweł II był bardzo ostrożny w ocenach co do pierestrojki. Nie podzielał entuzjazmu Zachodu. Spotkanie z Gorbaczowem traktował jako kurtuazyjną audiencję i test sowieckiego przywódcy.
„Jego celem było przekonanie Gorbaczowa do złagodzenia polityki ateistycznej, tak jak w czasie spotkania z Jaruzelskim”.
Kardynał nawiązał do spotkania z komunistycznym przywódcą w Watykanie. Jaruzelski wskutek presji amerykańskiej znalazł się w izolacji. Żaden z zachodnich przywódców nie był zainteresowany spotkaniem z nim. Wyjątek stanowił prezydent Francji, który tradycyjnie, chcąc zrobić Amerykanom na złość, przyjął sowieckiego funkcjonariusza. Jednak większość salonów politycznych Europy Zachodniej była dla Jaruzelskiego zamknięta. Władze PRL podjęły ofensywę dyplomatyczną, szukając sposobu przełamania tej presji. Ale to dzięki staraniom dyplomacji watykańskiej i samego Papieża Jaruzelski po raz pierwszy od ataku na „Solidarność” mógł złożyć oficjalną wizytę rządowi włoskiemu.
„Papież dowiedział się, że Jaruzelski przyjedzie na Monte Cassino. Wówczas włoski rząd nie chciał z nim rozmawiać. Ale Ojciec Święty poprosił kard. Casarolego, by pomógł przekonać Włochów. No i zgodził się przyjąć Jaruzelskiego w Watykanie”.
„Naciskał na Jaruzelskiego?”.
„On sam zobowiązał się do nieprzeszkadzania Kościołowi i obiecał, że w niedzielę będzie msza święta w radio i telewizji. Niechętnie zgodził się na uwolnienie wszystkich więźniów sumienia, ale Papież nie ustępował. Chciał przywrócenia praw «Solidarności»”.
„Papież wiedział, że tajna policja niszczy Kościół w Polsce i Rzymie?”.
„Wiedziałem, że ci panowie mogą wejść wszędzie. Papież też zdawał sobie z tego sprawę”.
„Czy wiedział o agentach ukrywających się pod płaszczem przyjaciół Kościoła, chcących zinfiltrować Watykan?”.
„Oczywiście. Radził wszystkim ostrożność w kontaktach na zewnątrz. Ale niech pan o to zapyta też innych”.
„Problem w tym, że inni nie chcą rozmawiać”.
Kardynał nie zareagował. Przeglądał swoje notatki, które włożył do książki przy nocnym stoliku. Czytał Ogniem i mieczem. Trylogia Sienkiewicza była jedną z jego ulubionych lektur. W tych powieściach — twierdził — można dopiero dostrzec piękno historii Polski. Za tymi treściami ukryta jest polska tożsamość.
„A w jakim nastroju Papież wrócił z Polski po dwóch innych spotkaniach z Jaruzelskim?” — zapytałem.
„Nie miał wątpliwości, że wszelkie przemiany, jeśli do nich dojdzie, nie będą łatwe dla Polaków. Strona kościelna zrezygnowała z wielu żądań, a sami komuniści nie chcieli w niczym ustąpić. To była ich taktyka negocjacji. Ale Ojciec Święty zdawał sobie sprawę, że komuniści zawsze co innego mówią, a co innego robią”.
„Papież wierzył w poprawę stosunków między państwem a Kościołem?”.
„Nie. Ale niech pan o to zapyta legata”.
Legat to kard. Pio Laghi, specjalny wysłannik Jana Pawła II do Waszyngtonu w czasie kadencji prezydenta Ronalda Reagana.
Kardynał Laghi był doświadczonym dyplomatą. Szlify zdobywał najpierw w legendarnej papieskiej akademii dyplomatycznej, czyli Papieskiej Akademii Eklezjalnej nieopodal Forum Romanum przy Piazza Della Minerva. To w niej szkolą się przyszli pracownicy Sekretariatu Stanu, czyli watykańskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Jej studenci i wykładowcy od początku zdawali sobie sprawę, że szczególnie ta właśnie szkoła jest jednym z priorytetowych celów komunistycznych służb specjalnych. Operacje wymierzone przeciw niej prowadziła przede wszystkim enerdowska STASI, kremlowska KGB, peerelowski wywiad ministerstwa Spraw Zagranicznych, a także wywiad węgierski. Ksiądz Pio Laghi ukończył akademię dyplomatyczną. Był już wówczas doktorem teologii i prawa kanonicznego, które obronił na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim. Ksiądz Laghi wyjechał na placówkę dyplomatyczną do Ameryki Łacińskiej, która znajdowała się pod ostrzałem agentów Związku Sowieckiego. Rok wcześniej po raz pierwszy dał o sobie znać ówczesny bin Laden tamtego regionu, czyli Fidel Castro. W 1953 roku przeprowadził atak na kubańskie koszary wojskowe w Santiago i Boyamo. Rząd Nikaragui w nuncjaturze, której sekretarzem był ks. Laghi, wypowiedział wojnę komunistom, mając nadzieję na uchronienie tego największego kraju w Ameryce Środkowej przed sowieckim wpływem. Terroryzm w tym kraju wspierał inny sowiecki agent działający na terenie Ameryki Łacińskiej — Ernesto Che Guevara, który nierzadko podpisywał się „Stalin II”. Laghi jako student akademii ostrzegał w swojej pracy napisanej na seminarium z kwestii społecznych, że Ameryka Łacińska znajdzie się pod sowiecką kontrolą przez długie dekady. Bo jedyne państwo zdolne do powstrzymania Moskwy, Stany Zjednoczone, są paraliżowane konfliktem w Wietnamie. Pracą tą zainteresował się ówczesny rektor uczelni bp Paolo Savino.
Laghi interesował się historią. Wiedział, że bolszewicy posługują się przemocą, by dojść do władzy i ją utrzymać, a warunkiem istnienia ich reżimu jest zniszczenie kultury i dorobku dziejowego mieszkańców państw przez nich uciskanych. Włoski dyplomata świetnie znał teorie marksistowskie, potrafił też z pamięci zacytować Manifest komunistyczny. Wiedział doskonale, że cel leninizmu jest nieograniczony. Komuniści, podobnie jak hitlerowcy, dążą do uzyskania pełnej kontroli nad całym światem.
Być może także biegła znajomość filozofii politycznej, na której opierał się reżim Kremla, zdecydowała, iż Jan Paweł II powierzył kard. Laghiemu strategiczną placówkę w Stanach Zjednoczonych. Do jego obowiązków należały nie tylko normalne zadania ambasadora, jakim jest próba zrozumienia i opisania tego, co działo się na amerykańskiej scenie politycznej. Papież powierzył swojemu kardynałowi również misję pośredniczenia w rozmowach z prezydentem Reaganem i jego administracją.
O swojej nominacji kard. Laghi dowiedział się najpierw z telegramu z Waszyngtonu, który ku swojemu wielkiemu zdziwieniu odebrał, będąc jeszcze na placówce dyplomatycznej w Buenos Aires. Telegram brzmiał: „Witam. Wiem, że obaj mamy nową pracę w Waszyngtonie. Ronald Reagan”. Kardynał był przekonany, że telegram od prezydenta elekta nie jest jedynie zwykłym wyrazem uprzejmości. I miał rację.
Arcybiskup Laghi leciał do stolicy Stanów Zjednoczonych nie pierwszy raz. W 1961 roku wyjechał stamtąd po siedmiu latach pracy jako sekretarz delegacji apostolskiej Watykanu przy Massachusetts Avenue 3339 w Waszyngtonie. Tym razem jednak był dziewiątym delegatem apostolskim w USA w dziejach Watykanu i gospodarzem willi w stylu neorenesansowym położonej niedaleko rezydencji wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. „Starszy Bush i ja mogliśmy sobie pomachać przez okno” — lubił mówić Jego Eminencja. Ze względu na położenie kardynał spotykał się z wiceprezydentem częściej niż z Ronaldem Reaganem, do którego udając się, musiał pokonywać niemal nieustannie zakorkowane ulice Waszyngtonu. Ich tematem rozmów była przede wszystkim polityka Watykanu i Białego Domu. Choć różniły się formami, to ich cel był wspólny — upadek systemu sowieckiego.
Arcybiskup Laghi miał za kilkanaście miesięcy stać się też nuncjuszem Jana Pawła II. Była to odpowiedź Papieża na ponowne otwarcie ambasady USA w Watykanie przez Ronalda Reagana. Prezydent w ten sposób chciał nagrodzić Ojca Świętego za jego walkę ze Związkiem Sowieckim, który określił jako „Imperium Zła”[1].
Z okien rzymskiego mieszkania kard. Laghiego widać było apartamenty papieskie. W latach osiemdziesiątych głównie mieszkał w Waszyngtonie, jednak był obecny w czasie wielu spotkań Jana Pawła II z przedstawicielami amerykańskiej administracji. Dogodne położenie apartamentu przy murach Watykanu, pozwalało mu znaleźć się w apartamentach papieskich, kiedy tylko Papież sobie tego życzył.
Kardynał Laghi mówił krótkimi, zwięzłymi zdaniami. Obserwował przy tym bacznie swojego rozmówcę.
„Papież zerwał z Ostpolitik Pawła VI” — powiedział, spoglądając na mnie. — Nie wszyscy zrozumieli znaczenie tej decyzji” — dodał, nie ukrywając żalu.
„Eminencja ma na myśli wewnętrzną sytuację w Watykanie”.
„Nie mogę więcej na ten temat powiedzieć” — stwierdził, podchodząc do okna. Nie chciałem, by zapadło milczenie, obawiając się, że kardynał może się rozmyślić i zrezygnować z rozmowy. Wydawał się być przygnębiony. Jego sylwetka w słońcu wyglądała na jeszcze bardziej pochyloną. Nagle jednak kardynał obrócił się w moim kierunku. „A jakie pan ma zdanie na temat zamachów na życie papieża?”.
Nie sądziłem, że dojdzie do rozmowy na ten temat. Zamierzałem zadać to pytanie na koniec wywiadu, nauczony doświadczeniem, że niemal nikt z dyplomatów nie chce poruszać tego tematu. Byłem więc zaskoczony tym pytaniem. Przedstawiłem najważniejsze dowody, które nie pozostawiały wątpliwości, iż Partia Komunistyczna, a przede wszystkim jej przywódcy, chciała wyeliminować Jan Paweł II ze sceny politycznej. Wymieniłem też powody.
„A Ostpolitik? Zapomniał pan o Ostpolitik?” — pytał kardynał i nie czekając na odpowiedź wyjaśnił, że od wybuchu rewolucji bolszewickiej papieże aktywnie występowali zarówno przeciwko komunizmowi, jak i socjalizmowi. W 1864 roku Pius IX w dokumencie Syllabus of Errors nazwał plagą oba systemy. Jego następca Leon XIII w encyklice Rerum Novarum skrytykował socjalizm jako system sprzeczny ze sprawiedliwością. Zauważył, że eliminując prawo własności socjalizm tworzy system klasowy skazany na konflikt, który nigdy nie będzie można zakończyć. W 1937 roku Pius XI zdemaskował w encyklice Divini Redemptoris „O bezbożnym komunizmie” bolszewizm jako system, który „zagraża porządkowi społecznemu i podważa fundamenty chrześcijańskiej cywilizacji”. Papież ujawnił też, że komuniści przy pomocy państwa stosują akty terroru wobec Kościoła. W czasie pontyfikatu Piusa XI władze komunistyczne rozpoczęły prześladowania duchowieństwa za żelazną kurtyną wśród, nich kardynałów i arcybiskupów Stefana Wyszyńskiego z Polski, Jozefa Mindszentego z Węgier i Aleksandra Stepinaca z Chorwacji. Papież w reakcji na działania reżimu ostrzegł, iż przynależność katolików do organizacji komunistycznych oznacza dla nich ekskomunikę, wyłączenie z Kościoła.
„Jednak coś się stało w Watykanie pod koniec lat pięćdziesiątych” — powiedział kardynał, znowu milknąc na chwilę. Wówczas to większość ekspertów papieskiej akademii dyplomatycznej, którzy formowali watykańską dyplomację i kreowali jej politykę zagraniczną, interpretowali katolicką naukę społeczną jako wezwanie do współpracy z rządami poszczególnych krajów. Współpraca miała służyć temu, co określane jest jako dobro wspólne. Tradycyjnie jest nim przede wszystkim poszanowanie godności człowieka i stworzenie dla niego godziwych warunków do życia. W okresie pontyfikatu Jana XXII, i Pawła VI, który był absolwentem papieskiej akademii watykańskiej, strategia Watykanu co do stosunków zagranicznych była tożsama z polityką supermocarstw, czyli détente. Od 1958 roku Sekretariat Stanu przede wszystkim koncentrował się na wzmocnieniu instytucjonalnej pozycji Kościoła za żelazną kurtyną. Watykan konsultował z rządami komunistycznymi nominacje biskupów, budowę kościołów, zmiany w strukturach administracyjnych, a także zezwalał na kontrolę seminariów przez ministerstwa edukacji i spraw wewnętrznych.
„Papież jeszcze jako arcybiskup i kardynał sygnalizował w Watykanie, że Ostpolitik nie sprawdza się. Ale czy sądzi pan, że był rozumiany?” — pytał kardynał.
Nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Sugestia, że watykańska dyplomacja nie wiedziała, jakie są skutki jej polityki, wydawała mi się być prowokacyjna. Ale zdawałem sobie sprawę, że taka strategia polityczna była wygodna dla komunistów. Mogli bowiem porozumiewać się z Watykanem, omijając władze lokalnych Kościołów. W bardzo łatwy sposób mogłem sobie wyobrazić, że służby specjalne przygotowały grupę duchownych do kontaktów z Watykanem i za ich pośrednictwem Papież otrzymywał takie informacje, jakie chcieli mu przekazać komuniści. Nawet jeśli Watykan próbował niezależnie dowiadywać się, co dzieje się w krajach komunistycznych, to jego przedstawiciele wpadali w machinę manipulacji, będąc nieustannie podsłuchiwani, zwodzeni, dezinformowani i prowokowani.
„Niczego nie sugeruję. Namawiam jednak do poszukania odpowiedzi na to pytanie — dodał kardynał. — Istnieje przekonanie wśród niektórych dyplomatów tamtego okresu, że Jan Paweł II widział historię jak prorok. Potrafił właściwie zinterpretować wydarzenia mu współczesne. Słuchał też bardzo wielu opinii zanim ukształtował swoją. Ale wówczas jej się trzymał”.
Kardynał przy następnym naszym spotkaniu nie okazał zdziwienia, kiedy powiedziałem, że jeden z moich rozmówców, który pracował w Sekretariacie Stanu w czasie zimnej wojny, miał wrażenie, że przed wyborem Jana Pawła II nie było w Watykanie wizji co do Europy Środkowej.
„Zgadza się — powiedział, urywając, jakby podejmując w ostatniej chwili decyzję, by czegoś nie powiedzieć za dużo. — Tam właśnie swoją uwagę zaraz po swoim wyborze skierował papież Jan Paweł II”.
„Czy wybór kard. Casarolego oznaczał w istocie odejście od Ostpolitik?”.
„Teraz już pan to rozumie” — uśmiechnął, się otwierając okno.
Kardynał Casaroli przez niemal wszystkich ekspertów tamtego okresu był uważany za kontynuatora polityki zagranicznej Watykanu. Niewielu z nich jednak wiedziało, że był zaprzysięgłym wrogiem Związku Sowieckiego. Pod nienagannie skrojonym garniturem z salonu Gamarellego, który ubierał również papieży, skrywał się talent stratega i dyplomaty. Nawet najwytrawniejsi eksperci i psychologowie służb specjalnych nie potrafili poprawnie odczytać z twarzy kard. Casarolego jakichkolwiek reakcji. Koncepcja Jana Pawła II była więc idealnym rozwiązaniem, pozwalającym, by przeciwnik niczego się nie domyślił. Sowietów początkowo musiała upewnić decyzja Papieża o audiencji udzielonej architektowi polityki ekspansji Kremla Andriejowi Gromyce. Wybór abp. Casarolego na nowego sekretarza Sekretariatu Stanu nastąpił po niej.
„Jan Paweł II chciał zakończyć zimną wojnę. Modlił się, by Bóg posłużył się nim do zażegnania konfliktu między mocarstwami. Pragnął, żeby kajdany komunizmu się rozerwały. Rozumiał, że jest to proces stopniowy, ale miał wielką nadzieję, że zakończy się przed drugim milenium chrześcijaństwa. Podczas jego pontyfikatu na zegarze Watykanu wybijało podzwonne dla systemu komunistycznego”.
Kardynał znów urwał, a następnie krótko wypowiedział się na temat naszego wspólnego przyjaciela Williama Clarka, który był doradcą Rady Bezpieczeństwa Narodowego w okresie prezydentury Ronalda Reagana. „Sędzia chciał zrobić wszystko, by zegar historii zaczął odliczać minuty do zakończenia zimnej wojny. Wielu jego przyjaciół było sceptycznych, on jednak był przekonany jak prezydent Reagan” — mówił kardynał.
„Czy Jego Eminencja podejrzewał, że w Watykanie komuniści mieli swoich informatorów, być może nawet ulokowanych bardzo blisko Papieża?”.
Po tym pytaniu kardynał wstał ponownie.
„Może innym razem porozmawiamy na ten temat”.
Wiedziałem, że był to sygnał, iż mój czas dobiegł końca.
opr. ab/ab