Miłość w sytuacjach skrajnych

O miłości heroicznej

 

Miłość w sytuacjach skrajnych

 

„Miłość to jest to, co pozostaje, gdy już zabrane jest wszystko. Nawet nadzieja.”Anna Kamieńska

Sytuacja skrajna w odniesieniu do miłości oznacza sytuację, w której przychodzi nam kochać kogoś, kto z jakiegoś względu nie potrafi lub nie chce kochać innych ludzi, ani nawet samego siebie. Tak dzieje się np. wtedy, gdy próbujemy kochać ludzi bardzo niedojrzałych, egoistów, przestępców, ludzi uzależnionych, powierzchownych czy prymitywnych, a zatem ludzi, którzy wyrządzają nieraz drastyczne krzywdy innym ludziom i samym sobie. Nasza miłość jest wtedy wystawiana na największą próbę. Często jest to wręcz próba heroiczna. W polskich warunkach mamy najczęściej do czynienia z taką sytuacją w rodzinach dotkniętych chorobą alkoholową czy narkomanią.

W sposób spontaniczny grożą wtedy postawy skrajne. Jedną skrajnością jest naiwne litowanie się nad człowiekiem uzależnionym, a drugą skrajnością jest wycofanie miłości wobec niego. Tymczasem dojrzała miłość jest działaniem (konkretne słowa i czyny), dostosowanym do sytuacji i postępowania drugiej osoby. Dojrzale pokochać alkoholika czy narkomana, to najpierw poznać mechanizmy jego choroby. Człowiek uzależniony to ktoś, kto dosłownie śmiertelnie „zakochał się” w substancji chemicznej, która obiecuje łatwe szczęście, oszukuje, uzależnia i zabija. To ktoś, kto na drodze chemicznej pułapki szuka poprawy nastroju bez poprawy własnego postępowania. Jednocześnie to ktoś, kto nie rozumie samego siebie. To ktoś, kto nałogowo oszukuje samego siebie. To ktoś, kto wmawia sobie, że nie jest uzależniony i że nie ma problemu z alkoholem czy narkotykiem. Na tym właśnie polega typowy dla ludzi uzależnionych system iluzji i zaprzeczeń. Jednocześnie są to ludzie, którzy okazują się „mistrzami” w manipulowaniu najbliższym środowiskiem po to, by tworzyć sobie komfort sięgania po alkohol czy narkotyk. Odwołując się do różnych form nacisku i szantażu uzależnieni próbują doprowadzić do sytuacji, w której obowiązuje zasada: Ja sięgam po substancje uzależniające, a inni mnie chronią, usprawiedliwiają, ukrywają przed sąsiadami i policją”. Alkoholik czy narkoman to ktoś, kto nieświadomie i wbrew swej woli robi wszystko, by doprowadzać siebie i bliskich do coraz większej krzywdy i cierpienia oraz by poddać się śmiertelnej chorobie.

W tej sytuacji dojrzale kochać człowieka uzależnionego to najpierw dokładnie poznać tę jego dramatyczną sytuację. Wtedy dopiero rozumiemy, że dojrzała miłość polega na stosowaniu zasady: „ty nadużywasz alkoholu czy sięgasz po narkotyk, ty ponosisz wszystkie konsekwencje twego zachowania”. Ponoszenie przez uzależnionego bolesnych konsekwencji sięgania po określone substancje chemiczne jest bowiem koniecznym warunkiem uznania prawdy o sobie i podjęcia terapii. Stosowanie powyższej zasady musi być jednak bardzo konkretne. Oznacza to na przykład, że współmałżonek uzależnionego (najczęściej żona) nie podaje posiłków, jeśli uzależniony wydał pieniądze na alkohol, nie pierze jego pobrudzonych ubrań, ani nie usprawiedliwia jego nieobecności w pracy, gdy jest nietrzeźwy. Rozumie bowiem, że lepiej jest, by uzależniony był głodny czy nawet stracił pracę, niż miałby stracić życie na skutek trwania w chorobie alkoholowej czy narkomanii.

Tak rozumiana kompetentna miłość nie jest zwykle możliwa, jeśli współmałżonek czy inne osoby z najbliższej rodziny pozostają sam na sam z alkoholikiem czy narkomanem. Uzależniony bywa wtedy agresywny, a nawet groźny. Potrafi znęcać się fizycznie i psychicznie. Potrafi kłamać, manipulować, szantażować lub wzbudzać litość. Realizowanie zasady kompetentnej miłości wymaga zatem wyjścia z ukrycia i osamotnienia, by poszukać wsparcia na zewnątrz. W polskich warunkach skutecznym rozwiązaniem okazuje się kontakt z grupami samopomocy (grupy Al-Anon i Kluby Abstynenta). Pożyteczny jest kontakt z duszpasterzem. Czasem konieczny jest także kontakt z urzędem gminnym, psychologiem, prawnikiem, policją. Jednak nawet wtedy, gdy rodzina otrzyma pomoc z zewnątrz, może się okazać, że ze względu na agresywność czy wręcz brutalność uzależnionego, nadal nie jest możliwe stosowanie reguł kompetentnej miłości. Jedynym rozwiązaniem pozostaje wtedy rozstanie się z osobą uzależnioną. Taka sytuacja tworzy warunki, by alkoholik czy narkoman rzeczywiście sam ponosił wszelkie konsekwencje swojej choroby. Trwanie latami przy uzależnionym, który znęca się nad najbliższymi i nimi manipuluje, okazuje się cierpieniem, które ma destrukcyjny wpływ na współmałżonka i dzieci, a nie przynosi żadnej zmiany w postawie chorego. Co więcej, pozwala mu trwać w nałogu. Nie mamy wtedy do czynienia z miłością, lecz z naiwnością oraz z bezsensownym cierpieniem, czyli z takim cierpieniem, które działa na nas destrukcyjnie i które jednocześnie nie pomaga kochanej przez nas osobie uwolnić się z uzależnienia. Ze względu na system iluzji i zaprzeczeń alkoholika czy narkomana nie wzruszy i nie przemieni cierpienie innych ludzi. Może go ocalić jedynie jego własne cierpienie.

W tego typu skrajnej sytuacji fizyczne odejście od osoby uzależnionej nie oznacza wycofania miłości. Nie jest też przejawem okrucieństwa czy zemsty. Jest natomiast - bolesną z konieczności - formą dojrzałej miłości wobec osoby, która w dramatyczny sposób krzywdzi siebie i innych. Jeśli technicznie jest to możliwe, to można zdecydować się najpierw na rozstanie czasowe (np. kilkumiesięczne). Może ono okazać się wystarczające, by uzależniony — ponosząc konsekwencje własnej choroby — uznał, że ma poważny problem i by podjął terapię. Jeśli takie rozwiązanie — zwykle ze względów mieszkaniowych i finansowych — nie jest możliwe, to koniecznością okazuje się rozstanie usankcjonowane formalnie.

Dla osób wierzących, które zawarły małżeństwo sakramentalne, rozwiązaniem w takiej sytuacji jest separacja, dokonana przed sądem kościelnym. Separacja nie zrywa więzi małżeńskiej, ani nie łamie przysięgi małżeńskiej. Kościół Katolicki uznaje, że są sytuacje, w których wspólne życie i mieszkanie małżonków sprzeciwiałoby się dojrzałej miłości i odpowiedzialności. Miłość małżeńska jest bezwarunkowa. Ale tylko miłość. Nie jest natomiast bezwarunkowe wspólne mieszkanie małżonków, współżycie seksualne, wspólne wychowywanie dzieci, wspólnota majątkowa. To wszystko jest już warunkowe. Ma miejsce pod warunkiem, że obie strony odnoszą się do siebie z miłością i odpowiedzialnością. Kościół ustanowił instytucję separacji małżeńskiej na czas, w którym bycie razem nie jest możliwe, gdyż jedna ze stron — ze względu np. na złą wolę czy uzależnienia — nie jest w stanie respektować złożonej przez siebie przysięgi małżeńskiej, zobowiązującej do miłości, wierności i uczciwości. Obecnie mamy już w Polsce sytuację prawną, w której separacja kościelna posiada także skutki cywilne. Dzięki temu współmałżonek na mocy separacji może uzyskać podział majątku i świadczenia alimentacyjne.

Być może niektórzy Czytelnicy mają obawy, czy w ogóle można wziąć pod uwagę separację w sytuacji choroby alkoholowej lub narkomanii oraz czy współmałżonek — na skutek cierpienia - nie jest skłonny do pochopnego podjęcia decyzji o rozstaniu. Doświadczenie wskazuje, że — zwłaszcza kobietom - grozi raczej tendencja odwrotna. W Polsce żyją tysiące kobiet, które przez dziesiątki lat są maltretowane przez mężów alkoholików, a mimo to nie decydują się na czasowe nawet rozstanie. Fakt ten nie jest zaskoczeniem jeśli wiemy, że jedną z podstawowych cech osób żyjących w rodzinach alkoholowych jest nieświadoma tendencja, by trwać w toksycznym związku. Tendencja ta widoczna jest zdecydowanie bardziej u kobiet niż u mężczyzn. Okazuje się bowiem, że 90% kobiet pozostaje we wspólnocie mieszkania z alkoholikiem, podczas gdy 90% mężczyzn opuszcza swoje żony — alkoholiczki.

Myśl o fizycznym rozstaniu jest decyzją wyjątkowo trudną i bolesną dla współmałżonka, który kocha osobę uzależnioną. W tej sytuacji zadaniem osób z najbliższego otoczenia jest wskazywanie na tych, którzy umieją dojrzale kochać w obliczu dramatycznych okoliczności. Sądzę, że bardzo czytelnym wzorcem kompetentnej miłości w tego typu skrajnych sytuacjach, jest przypowieść o odchodzącym synu i mądrze kochającym ojcu (por. Łk 15, 11 — 32). Ojciec z tej przypowieści potrafi kochać syna, który ulega iluzjom łatwego szczęścia i odchodzi. W tak dramatycznej sytuacji ojciec nie cofa swej miłości, ale też nie udziela synowi pomocy. Nie jest okrutny, ale też nie jest naiwny. Z tego właśnie względu ojciec pozostawia błądzącego syna jego własnemu losowi. Gdyby przestał go kochać, to syn nie miałby do kogo wrócić. Gdyby natomiast udzielał mu pomocy i brał na siebie konsekwencje jego błędów, to syn nie miałby powodu, by się zastanowić nad własnym postępowaniem i dokonać przemiany życia. Syn z przypowieści korzysta z mądrej miłości ojca, zastanawia się i podejmuje decyzję o całkowitej zmianie życia. Staje się synem powracającym. Teraz dopiero rozumie, że ojciec nigdy nie przestał go kochać, oraz że kochał go naprawdę dojrzale.

Jeśli współmałżonek zmuszony jest do rozstania z alkoholikiem, to powinien powiedzieć samemu sobie i uzależnionemu, że czyni to z miłości i odpowiedzialności, z nadzieją, że uzależniony uświadomi sobie swoją chorobę, że podejmie terapię i zmieni postępowanie. Wtedy stanie się możliwe odzyskanie wspólnoty życia i zamieszkania. Oczywiście przed podjęciem decyzji o ewentualnej separacji — a także o momencie ewentualnego powrotu — warto porozmawiać z duszpasterzem, a także ze specjalistą w dziedzinie uzależnień. Fizyczne opuszczenie osoby, która w dramatyczny sposób błądzi i krzywdzi siebie oraz innych ludzi, jest najdalszym punktem, do którego może posunąć się ktoś, kto kocha w sposób dojrzały. Nie może on natomiast posunąć się jeszcze dalej, czyli nie może przestać kochać. Również Chrystus doświadczał takiej sytuacji, kiedy musiał odejść od tych, którzy byli cyniczni i którzy zamknęli się na Jego miłość. Jednak nie wycofał do nich miłości i także za nich oddał życie na krzyżu.

Coraz częściej mamy w naszym kraju do czynienia z nieletnimi alkoholikami czy narkomanami. Najnowsze badania wykazują, że ponad 30% szesnastolatków upija się, a w niektórych środowiskach większość uczniów szkół średnich miała już kontakt z narkotykami. Spora grupa tych wychowanków ma rodziców, którzy przeżywają poważny kryzys i którzy nie są w stanie w dojrzały sposób kochać i wychowywać swoje dzieci. Młodzi, którzy popadają w uzależnienia, nie mogą zwykle liczyć na stanowcze i dojrzałe reakcje ze strony swoich bliskich. Zwykle też unikają kontaktu z parafią. W tej sytuacji największą szansę na udzielenie kompetentnej pomocy wychowawczej mają nauczyciele i katecheci. Ich zadaniem jest najpierw zdiagnozowanie problemu, a następnie zwrócenie się do specjalistów z dziedziny uzależnień z prośbą o interwencję. Często jedynym rozsądnym rozwiązaniem okazuje się usunięcie ze szkoły tych uczniów, którzy są już alkoholikami czy narkomanami. Konieczna jest wtedy współpraca z kuratorium oraz zapewnienie uzależnionym uczniom szansy na podjęcie terapii oraz na kontynuowanie nauki w taki sposób, by nie mogli wywierać negatywnego wpływu na innych uczniów.

Na zakończenie jeszcze jedna refleksja. Być kimś dojrzałym to nie tylko nauczyć się kochać drugiego człowieka nawet w sytuacjach skrajnych. Być kimś dojrzałym, to także umieć dostrzec i uznać granice własnej miłości. Naszą ludzką miłością nie potrafimy przecież całkowicie przemienić i uszczęśliwić nawet samych siebie. Tym bardziej nie możemy oczekiwać, że naszą miłością zupełnie przemienimy i uszczęśliwimy innych ludzi. Choćby tylko tych najbliższych czy tych, którzy są naszymi wychowankami. Sytuacja innych ludzi zależy przecież od tak wielu osób, środowisk, wydarzeń i okoliczności. Kochać drugiego człowieka, to nie znaczy być jego wybawicielem. Kochać drugiego, to nie znaczy zapewnić mu szczęście i prawidłowy rozwój. Kochać drugiego człowieka - to pomagać mu troszczyć się o własny rozwój i dobro. W tym sensie kochać, to nie znaczy być odpowiedzialnym za drugiego człowieka. Kochać, to znaczy być odpowiedzialnym za naszą postawę wobec bliźniego, ale nie za sposób, w jaki kochana przez nas osoba odpowiada na naszą miłość, albo za brak odpowiedzi z jej strony. Uznając tak rozumiane granice naszej miłości, unikniemy wielu rozczarowań, pretensji, a także niepotrzebnych oskarżeń czy niedojrzałego poczucia winy. Zyskamy natomiast cierpliwość, pogodę ducha i wytrwałość. Nasza miłość będzie bardziej dojrzała i zrównoważona. Jednocześnie będzie miłością pokorną i wychowującą. I dopiero wtedy może czynić niezwykłe rzeczy. Najpierw w nas samych, a później także w tych, których kochamy. Zawsze oczywiście pod warunkiem, że nasza miłość będzie zakorzeniona w miłości Boga, który pierwszy pokochał nas miłością nieodwołalną a jednocześnie mądrą i wychowującą.

Tekst opublikowany w: Trzeźwymi bądźcie, nr 3 (2001), s. 8-12 (pod tytułem: Trudna miłość)

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama