Fragmenty książki "Odpowiedzi na 101 pytań o duchowość w życiu codziennym"
Copyright © Wydawnictwo WAM 2003
Duchowością małżeńską i rodzinną jest odpowiedź człowieka jako jednostki: męża, żony, ojca, matki i dziecka na powołanie Boże. Pytamy, jak się uświęcić, realizując powołanie małżeńskie i rodzinne, jak się zbawić w małżeństwie i rodzinie? Uświęcenie i zbawienie zawsze dokonuje się w relacji do bliźnich. Pomagamy innym w ich wierze, w ich drodze do Boga. Czasem przeszkadzamy i doznajemy pomocy. Doświadczamy przeszkód ze strony bliźnich. Zarówno pomoc, jak i przeszkody mają miejsce w szczególny sposób w małżeństwie i rodzinie. Małżonkowie są odpowiedzialni za siebie, za swoją wiarę, za swoje uświęcenie i zbawienie. Jako rodzice, są odpowiedzialni za dzieci, te odpowiedzialne są za rodziców, każdy za każdego w rodzinie. Małżeństwo jest dziełem Boga, który stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Na początku historii ludzkości Bóg powiedział: „Rośnijcie i mnóżcie się” (por. Rdz 1, 28).
Chrystus Syn Boży podniósł małżeństwo do rangi sakramentu. Małżeństwo jest sakramentem w chwili ślubu i przez całe życie małżonków. Sakrament małżeństwa jest więc obecnością Chrystusa w życiu małżeństwa i rodziny. Widzimy tu istotną różnicę między małżeństwem sakramentalnym a związkiem niesakramentalnym ochrzczonych. Łaska sakramentu małżeństwa, jak łaska każdego sakramentu, jest owocem krzyża.
W małżeństwie uobecnia się miłość Chrystusa do Kościoła. Chrystus włącza naturalną miłość mężczyzny i kobiety w swoją miłość do Kościoła. Miłość Chrystusa do swego ludu jest trwała, nieodwołalna, płodna, wierna, ofiarna, paschalna. Jest to wzór dla miłości małżeńskiej. Obecność Pana Jezusa w Kanie Galilejskiej również mówi o miłości Zbawiciela do każdego małżeństwa. Pan Jezus urodził się i wychowywał w rodzinie. Jest to wzór szczególnego uświęcenia dla każdej rodziny. Istotą i fundamentem życia duchowego w każdym powołaniu, także w małżeństwie i w rodzinie, jest życie w łasce uświęcającej. Przyjaźń z Bogiem podtrzymywana i rozwijana we wszystkich relacjach, jakie wiążą męża i żonę, rodziców i dzieci, jest sensem i drogowskazem duchowego rozwoju. Ze swej natury małżeńska miłość jest trwała, ale w szczególny sposób ta miłość, która jest poświadczona i umocniona sakramentem. Chrystus mówi: „Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19, 6).
Małżeństwo ważnie zawarte i dopełnione współżyciem jest nierozerwalne wewnętrznie i zewnętrznie: wewnętrznie, to znaczy nie mogą go rozwiązać sami małżonkowie, a zewnętrznie nie może go rozwiązać żadna władza w Kościele. Małżeństwo jest drogą duchowego dojrzewania. Mąż i żona są wezwani do duchowego wzrostu, a w tym wzroście winni sobie pomagać. W powołaniu małżeńskim i rodzinnym, podobnie jak na każdej drodze życia, pojawia się egoizm, pycha, wady, rodzą się większe czy mniejsze trudności, które sprawiają, że miłość słabnie albo ujawnia swoje słabe strony.
„Miłość małżeńska zawiera jakąś całkowitość, w którą wchodzą wszystkie elementy osoby, impulsy ciała i instynktu, siła uczuć i przywiązania, dążenie ducha i woli. Miłość zmierza do jedności osobowej” (KKK, 1643). Jest to ciągle odnawiany wzajemny dar z siebie dla drugiego i przyjmowanie daru.
Grzech wciąż daje znać o sobie. Zawsze związek małżeński był zagrożony niezgodą, duchem panowania, niewiernością, zazdrością, konfliktami, dominacją pożądania. To wszystko może prowadzić i nieraz prowadzi do zerwania związku, a nawet do nienawiści, ale dzięki współpracy z łaską Chrystusa grzech może i powinien być wciąż przezwyciężany w sobie i we współmałżonku. Wielką pomocą w tej walce jest spowiedź, pojednanie z Bogiem i z drugim człowiekiem, szczególnie z mężem i żoną. Wielką rolę w przezwyciężaniu grzechu i umacnianiu miłości ma Eucharystia, udział we Mszy i Komunia św.
Warto zwrócić uwagę na takie szczegóły, jak pamięć o rocznicy ślubu nie tylko przez symboliczny kwiatek, ale nade wszystko modlitwę w tym dniu i przyjęcie Komunii św. w rocznicę zawarcia przymierza małżeńskiego.
„Kiedy się żegnałam z siostrami i już miałam odjechać, jedna z sióstr bardzo mnie przepraszała, że mi tak mało dopomagała w obowiązku i że nie tylko mi nie dopomagała, ale że się starała zawsze utrudniać. Jednak ja ją w duszy uważałam za dobrodziejkę wielką, bo wyćwiczyła mnie w cierpliwości; do tego stopnia mnie ćwiczyła, że jedna ze starszych sióstr wyraziła się tak — że siostra Faustyna to albo głupia, albo święta, bo naprawdę przeciętny człowiek nie zniósłby tego, żeby tak ktoś stale robił na przekór” (Dz, 632).
opr. ab/ab