Fragmenty zbioru rozważań "Dalmanuta. Chwała Boża"
Przekład: Andrzej Cehak
ISBN: ϗ-7030-384-6
Św. Augustyn nie był biblistą; był dobrym, nawet doskonałym teologiem; był dobrym, doskonałym filozofem; był renomowanym mówcą..., ale nie był biblistą. Kiedy był biskupem Tagaste w Afryce, spotkał się z pewnym problemem. Byli tam heretycy zwani donatystami. Byli to, w pewnym sensie, interesujący heretycy, którzy przypominali dzisiejszych Świadków Jehowy. Byli bardzo wytrwali, bardzo natarczywi, także bardzo agresywni i szkodliwi, a w argumentacji używali — jak to czynią Świadkowie Jehowy — wielu cytatów z Pisma Świętego. Ledwie odeprzesz jeden ich argument, przechodzą do drugiego, potem do następnego i do następnego, i tak dalej bez wytchnienia..., udręka.
Donatyści uprzykrzali życie św. Augustynowi i innym nieszczęsnym biskupom Afryki przez swoją natarczywość i natręctwo. Byli to naprawdę ludzie uciążliwi. Ponieważ wiedzieli, że św. Augustyn miał wielki wpływ jako mówca i że ludzie gromadzili się, by słuchać jego kazań, dopuszczali się względem niego różnych złośliwości. Gromadzili się przed bramą kościoła, w którym Augustyn odprawiał mszę i wygłaszał kazanie, z trąbami, bębnami i czynelami, aby robić hałas i krzyczeć, gdy przemawiał, przeszkadzając do tego stopnia, że ludzie, którzy byli w kościele, nie mogli słyszeć, co Augustyn mówi.
Z tego powodu mamy spisany przez św. Augustyna komentarz do Ewangelii św. Jana. Kiedyś, w czasie Wielkiego Postu, św. Augustyn wybrał jako temat swoich kazań rozważania o Ewangelii św. Jana. Głosił je, lecz nikt go nie słyszał, gdyż u drzwi kościoła donatyści robili okropny hałas. Wówczas Augustyn zdecydował się spisać wszystkie kazania, aby udostępnić je wiernym. Z całą pewnością komentarz do Ewangelii św. Jana nie wydaje się tak ważny i wyjątkowy, zwłaszcza w porównaniu z największymi dziełami św. Augustyna (z całym szacunkiem i respektem dla niego); jeśli się go czyta, widać wyraźnie, że jest to z jednej strony spontaniczne rozważanie, takie, jakie się prowadzi w homilii, a z drugiej strony czuje się w nim zmartwienie z powodu donatystów, którzy tak mu dokuczali. W tamtych czasach donatyści — jak dziś Świadkowie Jehowy — wychodzili zawsze od jakiegoś fragmentu Pisma Świętego.
W owym czasie była też inna postać, bardzo ważna w Kościele: św. Hieronim, który — w przeciwieństwie do św. Augustyna — był wielkim biblistą. Św. Hieronim był najsłynniejszym ekspertem od Pisma Świętego. Jest jednym z największych biblistów, jakich Kościół kiedykolwiek miał w całej swojej historii.
To przez św. Hieronima biedny św. Augustyn miał dodatkowy problem. Św. Hieronim był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, ale miał przykry charakter: był bardzo nerwowy, polemiczny, agresywny, niecierpliwy i drażliwy... Tak więc z jednej strony byli donatyści, którzy atakowali św. Augustyna w sprawach dotyczących Pisma Świętego, zaś z drugiej strony był... choleryk, św. Hieronim, wielki biblista, u którego św. Augustyn (jako że nie był wielkim biblistą) musiał bardzo umiejętnie szukać rady, by nie narazić się na erupcję irytacji drażliwego Ojca Kościoła.
Przy pewnej okazji św. Augustyn musiał skonsultować się ze św. Hieronimem; wysłał do niego swego wielkiego przyjaciela, także świętego, św. Posydiusza, biskupa Kalamy, miasta położonego blisko miejsca, gdzie rezydował św. Augustyn.
Posłał go z listem, w którym, między innymi, prosi z pokorą św. Hieronima, by z ust Posydiusza wysłuchał, na czym polega problem, w związku z którym ośmiela się prosić o światłą opinię. Chodziło o wyjaśnienie pewnych miejsc w Piśmie Świętym, swoiście interpretowanych i kontestowanych przez donatystów.
Ów św. Posydiusz okazał się opatrznościowym człowiekiem w życiu św. Augustyna. Kiedy północna Afryka uległa najazdowi Wandali, którzy niszczyli wszystko, św. Posydiuszowi — po śmierci św. Augustyna — udało się uratować dzieła św. Augustyna. Jest więc zasługą św. Posydiusza, że mamy dziś do dyspozycji pełny zbiór sławnych dzieł św. Augustyna. Gdyby nie on, z biedą zachowałby się może jakiś list, jakiś fragment, jakieś zdanie cytowane przez innych autorów w innym dokumencie i nic poza tym. Po śmierci św. Augustyna św. Posydiusz napisał poza tym pierwszą biografię biskupa Hippony Życie św. Augustyna, w której wspomina, że byli przyjaciółmi przez ponad czterdzieści lat.
Kiedy więc św. Augustyn pisze do św. Hieronima, przedstawiając mu św. Posydiusza, używa wspaniałego określenia, które lubię cytować, gdy prowadzę rozważania o powołaniu kapłańskim. Mówi św. Augustyn: „Przedstawiam ci mego przyjaciela Posydiusza, w którym odnajdziesz mój portret dość dobrze mnie przypominający”.
W rzeczywistości zdanie to nie jest zbyt eleganckie z punktu widzenia literackiego i gramatycznego, szczególnie u autora takiego jak św. Augustyn, lecz jeśli chodzi o duchowość, jest to zdanie przepiękne, rewelacyjne.
Św. Hieronim ze swej strony w liście późniejszym od cytowanego listu św. Augustyna i skierowanym do innej osoby, umieszcza bardzo znaczącą uwagę na temat przyjaźni; mówi: „Przyjaźń albo zastaje dwóch przyjaciół już równymi, albo ich takimi czyni”.
Podsumowując te dwa zdania, spytajmy: czym jest przyjaciel? Przyjaciel jest „dość dobrze przypominającym oryginał portretem” własnego przyjaciela, a przyjaźń, jeśli nie byli jeszcze równi, uczyni ich z czasem równymi.
Istnieje znane powiedzenie: Sacerdos alter Christus, kapłan jest drugim Chrystusem.
Dlaczego jest „drugim Chrystusem”? Po tym, co właśnie powiedzieliśmy, wydaje się to raczej oczywiste: dlatego, że kapłan jest „dość dobrze przypominającym oryginał portretem” swego przyjaciela, którym jest Chrystus; a jeśli ich przyjaźń nie zastała ich już równymi, uczyni ich takimi.
Dlatego dobrzy ludzie, lud Boży, kiedy widzą kapłana, w sposób naturalny czują i jasno doświadczają, że widzą drugiego Chrystusa.
Traktują go naprawdę — bo tak jest w rzeczywistości — jako żywy portret Chrystusa. Kapłan jest przyjacielem Boga, jest ekspertem w sprawach Boga i ludzie mają rację, gdy tak myślą. Istotnie, kapłan jest przyjacielem Pana, jest więc drugim Chrystusem — albo dlatego, że już Nim jest, albo dlatego, że coraz bardziej się Nim staje.
Pomyślcie, że Ewangelie, kiedy mówią o „uczniach Pana Jezusa”, discipuli Domini, nie używają nigdy tytułów, które są dla nas tak bliskie i zwyczajne.
Ewangelie nie nazywają nigdy uczniów Pana „kapłanami”, „prezbiterami”, „ojcami”, „biskupami”, „papieżami”. Nigdy nie nadają im tych tytułów. Kiedy Pan Jezus ustanawia i ogłasza ich stan w stosunku do Siebie i do Ojca, a także odniesienie pomiędzy nimi i do reszty ludzi, używa zazwyczaj słowa sugestywnego i niepokojącego, bardzo głębokiego i tajemniczego, pociągającego dla każdego człowieka; jest to słowo jednocześnie wzniosłe i pełne dramaturgii i zdumienia, słowo „przyjaciel”. Nazywa ich „przyjaciółmi”.
Zawsze będę pamiętał — jakżeby mogło być inaczej! — dzień moich święceń kapłańskich! Zostałem wyświęcony na kapłana w moim rodzinnym mieście Cervia, w sobotę po południu: była piąta po południu. Pamiętam, że kiedy zmierzałem do kościoła, dzwoniły wspaniałe dzwony mego miasta — w moim małym mieście dzwony potrafią zagrać piękny koncert — a ja powtarzałem sobie wówczas: „Te dzwony biją dla mnie”. I pamiętam dobrze, że kiedy klęczałem przed arcybiskupem, a on namaszczał moje dłonie świętym olejem, obecni kapłani i seminarzyści mojej archidiecezji śpiewali po łacinie słowa, których nigdy nie zapomnę i które po kilkudziesięciu latach wydaje mi się ciągle słyszeć.
„Wy jesteście przyjaciółmi moimi (...). Już was nie nazywam sługami (...) ale nazwałem was przyjaciółmi” (J 15, 14—15). Przyjaciel jest rzeczywiście „dość dobrze przypominającym oryginał portretem” swego przyjaciela i jeśli przyjaźń nie zastała ich już równymi, stopniowo czyni ich równymi.
Co zresztą mówi Nasz Pan, kiedy ujawnia, dla jakiego powodu idzie na śmierć? Lubię w tym miejscu przywoływać sugestywny obraz średniowieczny, obraz wszystkich cnót, które w procesji przechodzą przed krzyżem Chrystusa: nadzieja, miłość, wiara, męstwo, pokora, roztropność i wszystkie inne cnoty. Przechodzą wolno, jedna za drugą, przed Panem na krzyżu, by zapytać się i dowiedzieć, za którą z nich On, Pan Jezus, oddał życie. Odpowiedź, jaką otrzymują, jest taka, że Chrystus nie umarł za żadną z nich wyłącznie (choć, oczywiście, za wszystkie razem): za żadną z nich w oderwaniu od pozostałych, ale w sposób specjalny za jedną z nich: za przyjaźń. Jezus bowiem wyraźnie powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13), wskazując w ten sposób, z jaką intencją, z jakiego powodu, dla jakiego celu, dla której cnoty oddaje w szczególny sposób Swoje cenne życie. Pan Jezus tak to wyraźnie powiedział: oddał Swoje godne podziwu życie za Swoich przyjaciół; oddał Swoje święte życie za przyjaźń.
Teraz zagłębimy się nieco bardziej w ten temat. Co ma wspólnego przyjaźń z Panem Jezusem i z kapłaństwem? I dlaczego?
opr. aw/aw