Kryzys człowieka - skąd się bierze?
W liście apostolskim "Tertio millenio adveniente" Ojciec Święty Jan Paweł II stwierdza, że "każdy Jubileusz jest przygotowany w dziejach Kościoła przez Opatrzność Bożą" (nr 17). Jubileusz dwu tysięcy lat od narodzenia Zbawiciela przeżywaliśmy na koniec wieku, który okazał się najbardziej nieludzki i okrutny w całej historii ludzkości. Nigdy wcześniej kłamstwa i ludobójstwa nie dotknęły tej ziemi bardziej niż w wieku dwóch wojen światowych, w wieku masowych zsyłek, łagrów i obozów koncentracyjnych. Z bólem i zdumieniem odkrywamy, że mimo cierpień i milionów ofiar, nie wyciągamy wniosków z tej okrutnej lekcji historii. Jesteśmy świadkami nowych barbarzyńskich wojen i cynizmu narodów silniejszych wobec słabszych. Na progu nowego tysiąclecia jesteśmy również świadkami kryzysu poszczególnych osób, rodzin i środowisk w ramach danego narodu.
Kryzys człowieka nie omija także Polski. Jego przejawy są znane nam wszystkim: szerzące się postawy cynizmu i okrucieństwa, narastający alkoholizm i narkomania, przestępczość i bezkarność na niespotykaną dotąd skalę, zabijanie nienarodzonych, propagowanie życia na luzie: bez Boga, bez zasad moralnych. Konsekwencją jest ogromne cierpienie setek tysięcy dzieci, młodzieży i dorosłych, niezdolność milionów ludzi do miłości i wierności, rozpad rodzin, coraz częstsze choroby psychiczne, dziesięciokrotny wzrost ilości samobójstw w ostatnich latach.
Co za gorzka lekcja prawdy o człowieku! Potrafi on poznawać i przemieniać świat, w którym żyje a nie potrafi poznawać i przemieniać samego siebie. Potrafi osiągnąć bogactwo materialne a pozostaje prymitywny duchowo. Rozwija technikę a następnie używa jej do niszczenia samego siebie. Im więc bardziej człowiek uważa się za pana świata i historii, tym bardziej czyni z tej ziemi dolinę łez i cierpienia.
Skąd bierze się to wszystko? Jest to wynik kierowania się duchem świata. Już pierwszy człowiek uległ duchowi tego świata, idąc za głosem pokusy. Dlaczego jednak po tylu tysiącach lat cierpienia wielu ludzi nadal ulega temu duchowi? Bo jest to duch, który potrafi oszukiwać: obiecuje szczęście, za którym wszyscy tęsknimy. Ale przecież Bóg też obiecuje szczęście, radość i pokój, którego ten świat dać nie może. Dlaczego więc trudniej kierować się Duchem Bożym niż duchem świata? Dzieje się tak dlatego, że duch tego świata obiecuje nam szczęście łatwe i szybkie, szczęście bez stawiania sobie wymagań, podczas gdy Bóg nie zwodzi nas lecz stawia jasne warunki: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie miej żadnych bożków, zło zwyciężaj dobrem, kochaj nawet nieprzyjaciół.
Łatwiej jest słuchać tych, którzy obiecują szczęście bez stawiania wymagań, bez odróżniania dobra od zła. Łatwiej jest być egoistą i tolerować zło niż je przezwyciężać. Ale po oczarowaniu pokusą szybkiego szczęścia przychodzi rozczarowanie i cierpienie. Tak było już po grzechu pierworodnym: pierwsi ludzie próbowali ukrywać się przed Bogiem i odkryli, że wbrew zapewnieniom węża, nie stali się jak bogowie ani nie nauczyli się odróżniać dobra od zła. Nauczyli się natomiast czynić zło. Skutkiem była utrata raju, utrata więzi przyjaźni z Bogiem, z samym sobą i z drugim człowiekiem.
Tak bardzo czytelnym symbolem człowieka, który kieruje się duchem świata, jest zabójstwo Abla i wieża Babel. Oto ostateczna konsekwencja ulegania duchowi tego świata: pomieszanie języków dobra i zła, pomieszanie prawdy i kłamstwa, pomieszanie życia i śmierci. Ulegając duchowi tej ziemi, doszliśmy do sytuacji okrutnego paradoksu: intymne zbliżenie mężczyzny i kobiety, które w zamyśle Bożym ma wyrażać miłość i zaufanie oraz być miejscem przekazywania życia, staje się w wieku AIDS coraz częściej miejscem lęku, wzajemnej nieufności i sposobem przekazywania śmierci.
Mimo ogromu zła i cierpień, duch tego świata kusi obecnie z nową siłą. Z przebiegłością węża przemawia w środkach masowego przekazu, w czasopismach i książkach, w modnej mentalności, w narzucanej obyczajowości. Skutkiem jest krzywda, grzech i zniewolenie tysięcy ludzi. Najdotkliwiej cierpią najsłabsi: dzieci i młodzież. Tak wielu ludzi przełomu tysiącleci próbuje za wszelką cenę przekonać samych siebie i innych o własnej sile i niezależności wobec Boga. Konsekwencją jest przerażająca czasem słabość i zależność od ludzi, od rzeczy materialnych czy od substancji takich, jak alkohol, nikotyna, narkotyki, leki przeciwbólowe. Uleganie duchowi tego świata rodzi niepokój i ból a chęć ucieczki od takich przeżyć i od prawdy o sobie prowadzi do uzależnień.
W tej sytuacji Ojciec Święty zachęca nas do przygotowania "nowej wiosny życia chrześcijańskiego, która powinna rozkwitnąć, jeśli tylko chrześcijanie będą posłuszni działaniu Ducha Świętego" (TMA, nr 18). XXI wiek będzie lepszy dla nas i dla naszych bliskich pod warunkiem, że nie będziemy kierować się duchem świata lecz Duchem Bożym, Duchem Jezusa Chrystusa. Wzorem jest dla nas Maryja, która w całym życiu pozwoliła się prowadzić Duchowi Świętemu. Powinniśmy naśladować Ją "jako niewiastę posłuszną głosowi Ducha Świętego, jako niewiastę, która milczy i słucha, niewiastę nadziei, która potrafiła, jak Abraham, przyjąć wolę Bożą, wierząc nadziei wbrew nadziei" (TMA, nr 48).
Duch Boży nie jest duchem tej ziemi, duchem ciała czy emocji, duchem mody czy ludzkiej tylko mentalności. Nie jest też głosem większości. W życiu bowiem nie chodzi o to, kto ma więcej zwolenników lecz o to, kto ma rację i kto potrafi kochać. Mistrzowie życia zawsze stanowili mniejszość. A ostatecznym wzorcem jest już tylko ktoś jeden: Jezus Chrystus.
Jeśli chcemy naśladować Maryję i kierować się Duchem Jej Syna, to musimy troszczyć się o naszą sferę duchową i ją rozwijać. "Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha" (1 Kor 2,14). Co więcej, tylko w sferze duchowej człowiek może zrozumieć samego siebie! Bo przecież "kto z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku?" (1 Kor 2,11).
Czym jest ludzka duchowość, skoro umożliwia ona człowiekowi zrozumienie własnej tajemnicy i kierowanie się Duchem Bożym? Otóż duchowość to zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie. To sfera, w której pytamy o to, kim jesteśmy i po co żyjemy. Kto nie rozwija tej sfery, ten nie posiada centralnego systemu kierowania życiem. Ryzykuje wtedy, że będzie ulegał dyktaturze ciała, emocji czy środowiska, stając się lub pozostając niewolnikiem tego świata. "Ci bowiem, którzy żyją według ciała, dążą do tego, czego chce ciało; ci zaś, którzy żyją według Ducha - do tego, czego chce Duch. Dążność bowiem ciała prowadzi do śmierci, dążność zaś Ducha - do życia i pokoju" (Rz 8,5-6).
Każdy z nas stoi nieustannie wobec wyboru między duchem świata a Duchem Bożym. Jeśli chcemy być wierni Duchowi prawdy i miłości, Duchowi sprawiedliwości i pokoju, to musimy karmić własną sferę duchową, bo tylko człowiek duchowy może usłyszeć głos Boży. A głównym pokarmem sfery duchowej jest cisza, modlitwa zasłuchania, odważne konfrontowanie siebie z Ewangelią, życie sakramentalne a także ufność wobec Boga większa niż wobec ludzi i samego siebie.
opr. mg/mg