Klasztory kontemplacyjne w Polsce
Zamknięte między Bogiem a światem
Gdyby Boga nie było, ich życie nie miałoby sensu. Kameduli — jak mawia benedyktyn z Tyńca o. Leon Knabit — byliby największymi idiotami na świecie. Natomiast kamedułki — najmarniejszymi ze stworzeń — tak nieco subtelniej ujmuje tę kwestię biskup kaliski Stanisław Napierała. Spośród żyjących w Polsce — te dwa kontemplacyjne zakony o pustelniczo-pokutniczym charakterze cechuje najsurowsza reguła. Bynajmniej nie brakuje im nowych powołań. Podobnie zresztą, jak w większości z 80 klasztorów klauzurowych, które przed wiekami, albo całkiem niedawno osiedliły się na ziemiach polskich.
Ile przestrzeni potrzeba człowiekowi do życia? Dominikanki budują w Radoniach położonych 40 kilometrów na południowy zachód od Warszawy nowy klasztor na 6 hektarach podarowanego im gruntu. Innym wystarczy za całe życie na zewnątrz zaledwie ogród. Ponadto, niewielka cela — a w niej krzyż, łóżko, biurko i szafka. W nowych klasztorach — jeszcze łazienka, jedna na dwie cele, a w starszych — wspólna na całe piętro.
Klasztorna cela to nie tylko pokój mieszkalny, gdzie się śpi, pracuje i modli. Mimo zwyczajności i prostoty wyposażenia — wnętrze to nasiąka klimatem spotkania z Bogiem w samotności. Do celi zazwyczaj nikt nie ma wstępu poza jej mieszkanką. Z innymi siostrami — jeśli już się rozmawia — to w progu.
Nie tylko dla kamedułów i kamedułek — cela klasztorna to miejsce spotkania z Bogiem. Jak mawiają, tu jest miejsce na spotkanie ze słowem Bożym oraz z Bogiem we własnym sercu. Tu toczą się ich duchowe zmagania o świętość. „Stary człowiek”, o którym pisze w listach św. Paweł walczy z „nowym” poddanym w pełni Chrystusowi. To swoiste miejsce ewangelizacji pogan — jak podkreślają kamedułki. Cela, milczenie, asceza to dla nich środki do celu, jakim jest poddanie swego życia bez reszty Bożym planom.
Szczególnym miejscem w klasztornej przestrzeni jest kaplica lub przyklasztorny kościół. O ile świątynie należące do różnych zakonów różnią się między sobą wystrojem, klasą zabytków znajdujących się w ich wyposażeniu — jedno mają wspólne: kraty, za którymi właściwie zawsze któraś z sióstr modli się przed Najświętszym Sakramentem.
Ważnym rekwizytem klasztornych świątyń i kaplic są stalle, nierzadko bogato zdobione — miejsca modlitwy w tzw. chórze zakonnym, gdzie siostry wspólnie odmawiają monastyczną albo „zwykłą” liturgię godzin — czyli brewiarz. U bernardynek w Krakowie zachował się nawet zabytkowy pulpit sprzed kilku wieków, zza którego po dziś dzień siostra kantorka intonuje psalmy.
Fizyczne granice świata zakonnic kontemplacyjnych przebiegają na linii klauzury. Świeccy nie mają poza nią wstępu, a siostry nie mogą jej opuszczać. „Na zewnątrz” mogą wyjść jedynie w wyjątkowych sytuacjach poważnego zagrożenia życia i zdrowia, choć zdarza się też — rzadko, że wychodzą, by wziąć udział w wyborach prezydenckich lub parlamentarnych lub załatwić ważne sprawy administracyjne. Np. ostatnio niektóre z bernardynek opuściły klauzurę, by wymienić dowody osobiste.
Sam termin klauzura — chociaż bywa kojarzony ze swojskim „nieupoważnionym wstęp wzbroniony” pochodzi od łacińskiego clausum, które znaczy tyle co „zamknięcie”. Ograniczenie jest więc faktem. — Siostry zamykają się w klasztorze — i tyle o nich wiemy, że tam są — mówił nie tak dawno biskup kaliski na uroczystości ślubów wieczystych trzech młodych kamedułek w Złoczewie, które tym samym potwierdziły swą decyzję spędzenia całego życia za klasztornym murem. — Owszem, jest to rezygnacja z przestrzeni fizycznej — ale nie z przestrzeni ducha — podkreślają klauzurowe zakonnice z różnych wspólnot. Matka Dominika z Radoni, mówi, że w klasztorze kontemplacyjnym nie ma wyjścia poza mury, ale jest tylko jedno wyjście — w górę, by dojrzewać w wierze.
W 80 klasztorach w Polsce — głównie zakonnice — „ryzykują” swoje życie. Ich liczba — zwłaszcza karmelitanek bosych — stale rośnie. Tego nie da się zrozumieć bez wiary — mówił bp Napierała na ślubach wieczystych młodych mniszek ze Złoczewa. — Wyrzekają się wszystkiego, co stanowi własność — nawet przestrzeni, wyrzekają się swojej woli, by odtąd żyć wolnością w Bogu — mówił kaznodzieja. — Po co one to czynią? — Bo swoim życiem dają odpowiedź: „wszystko uznaję za stratę bylebym tylko poznała Chrystusa”. Innej odpowiedzi nie ma — bo przecież byłyby najmarniejszymi ze stworzeń — gdyby nie wiara — przekonywał biskup.
Rodziny czasem są dumne z córek, a niekiedy potrzeba wielu lat, żeby sprzeciw wobec decyzji własnej córki czy rodzonej siostry zamienili na zrozumienie i w tym, co wydaje im się bezsensowne dostrzegli sens. Jeśli cos wpływa na ich przemianę — to niewątpliwie przeświadczenie o tym, że „one są szczęśliwe”. Tego nie da się nie zauważyć. Pogoda ducha, uśmiech, śmiejące się oczy — i młodość nawet 70-latek, które mimo odosobnienia zachowały poczucie realizmu. Wiele z nich to wulkany energii, które nie tracą czasu na zastanawianie się czy pobożnej zakonnicy coś wypada, czy może nie. Pozostają naturalne i autentyczne, gdy pytane przez ludzi „z zewnątrz” opowiadają o swym powołaniu. Okazuje się, że mimo zamknięcia Bóg wcale nie zabrał im prawdziwości. Godziny spędzone na modlitwie wcale ich nie odrealniły. Pozostały kobietami z krwi i kości.
I może dlatego, żeby do nich dołączyć, trzeba być zdrowym na ciele i na duchu. Nawet matura nie jest tak konieczna jak zdrowie fizyczne i psychiczne. O ile zdarza się przełożonym przyjąć do zakonu kandydatkę bez matury, choć to już rzadkość, bo w praktyce zgłaszają się kobiety po studiach, a co najmniej po maturze, to osoba chora nie zostanie przyjęta. Przed wstąpieniem do klasztoru przeprowadzane są — najczęściej u zaprzyjaźnionego z zakonem lekarza, badania zdrowotne, a psycholog czy nawet psychiatra bada zdrowie psychiczne kandydatki — także pod kątem jej predyspozycji do spędzenia całego życia za klauzurą. Czy wytrzymają w klasztorze, i czy klasztor z nimi wytrzyma?
Młode pokolenie jest już inne niż stare — zgodnie potwierdzają przełożone różnych klasztorów. Niewątpliwie kandydatki są lepiej wykształcone, także dzięki uczestnictwu w ruchach katolickich np. Oazie czy innych, bardziej obyte z Pismem Świętym i praktykami życia duchowego. Przychodzą z wielkim pragnieniem modlitwy. W niektórych klasztorach właśnie dzięki młodym siostrom na nowo odrodziły się nocne adoracje. Mistrzynie nowicjatów zauważają jednak, że młode pokolenie jest znacznie mniej dojrzałe od wcześniejszych. Nierzadko kandydatki potrzebują więcej czasu na podjęcie życiowych decyzji, np. o złożeniu ślubów — to zresztą jeden z powodów przedłużenia okresu postulatu w wielu zakonach. Siostry też mówią: inny jest teraz styl wychowania, dziewczyny nie są przygotowane do życia, swoboda i wygoda na pierwszym miejscu, no i potem trudno im się odnaleźć w posłuszeństwie przełożonym. Zauważają też, że „młode” są bardziej otwarte ale mniej solidarne. Pełne zapału — ale słabsze.
Dzień w klasztorze rozpoczyna się o godzinie, która dla ludzi zza klauzury „nie istnieje na zegarku”. Najwcześniej, bo już za piętnaście piąta wstają ze snu krakowskie klaryski, dziesięć minut później — za pięć piąta wstają ich „sąsiadki” bernardynki. Dzień w klasztorze rozpoczyna się modlitwą liturgii godzin i medytacją, potem Msza, kolejne modlitwy i dopiero śniadanie. Później czas na pracę, przerywaną tzw. modlitwą w ciągu dnia. W południe wczesny — jak dla kogoś spoza klasztoru — obiad. Po nim w zależności od specyfiki zakonu — np. procesyjne przejście do kaplicy na nawiedzenie Najświętszego Sakramentu lub od razu rekreacja czyli chwila odpoczynku we wspólnocie zakonnej, okazja do rozmów, bo przecież w ciągu dnia siostry zachowują milczenie. Porozumiewają się tylko w razie konieczności przy pracy. Popołudnie upływa pod znakiem obowiązków, potem nieszpory, kolacja, kompleta — modlitwa na zakończenie dnia i różaniec. Od godziny dwudziestej — czas na indywidualną lekturę czy modlitwę. Najpóźniej o dwudziestej drugiej w klasztorze gasną światła.
Przeciętnie 7-8 godzin modlitwy w ciągu dnia — to dla kogoś z zewnątrz wydaje się nie do zniesienia. A one modlą się za cały świat, chociaż świat o tym nie wie. Nierzadko powtarzają, że celem ich życia jest modlitwa za tych, którzy nie mają czasu się modlić.
Ponieważ odchodzą na odosobnienie, by ściślej zjednoczyć się z Bogiem, Kościół właśnie w nich nieustannie zanosi do Boga swoja modlitwę dziękczynną i błagalną — wyjaśnia biskup kaliski.
Intensywność życia modlitwą oraz ograniczenie kontaktów przede wszystkim do grona współsióstr sprawia, że w porównaniu do tzw. zgromadzeń czynnych, w klasztorach kontemplacyjnych stosunkowo szybko, bo po około pięciu latach od złożenia pierwszych ślubów czystości, ubóstwa i posłuszeństwa siostry składają śluby wieczyste. Życie weryfikuje pobożne pragnienia i autentyczność powołania kontemplacyjnego. Kto go nie ma — odchodzi.
Siostry nie ukrywają, że w tej zamkniętej za klauzurą wspólnocie, tak jak wszędzie — w rodzinie czy w pracy — ścierają się egoizmy. Zdarzają się kłótnie, różnice zdań. Wprawdzie w klasztorze panuje cisza, bo siostry przecież milczą — ale gdy wspólnie pracują zdarza się, że „jedna chce coś zrobić tak, a druga dokładnie inaczej” — czy to powód do kłótni? Może czasem. Bywa też, że trzeba znosić towarzystwo siostry, której nie darzy się naturalną sympatią choć ma się w perspektywie całe życie w jednym klasztorze.
By wytrzymać takie „ciśnienie” w zamknięciu za klauzurą, siostry nie tylko liczą na Boską ingerencję, kiedy zdarzają się trudne międzyludzkie sytuacje, ale mają świadomość, że równowagę może przynieść np. wysiłek fizyczny, jazda na rowerze czy zimą na biegówkach. — A czasem człowiekowi trzeba dać wolne, żeby się po prostu wyspał. To często warunek, by problemy powróciły do odpowiednich proporcji lub nawet zniknęły — mówią przełożone.
W niebie — pewnie wieczność. A tu na ziemi — życie za 400 złotych renty. W klasztornych budżetach najniższe renty starszych sióstr to stała pozycja po stronie przychodów. Kolejne rubryki wypełnia Opatrzność. O ile dzięki różnym ofiarodawcom, siostrom na ogół wystarcza na skromne utrzymanie — to Pan Bóg nie radzi sobie z płaceniem rachunków w terminie. To największa bolączka sióstr — zwłaszcza tych, które mieszkają w zabytkowych klasztorach wymagających renowacji pod okiem konserwatora zabytków.
Ta niepewność jutra — zdaniem bp. Napierały — jest swoistym darem dla zakonów, których celem jest kontemplacja i pokuta. W takich sytuacjach siostry rzeczywiście uczą się wiary w Opatrzność Boga i jemu zawierzają swe życie. Zwykle — w sytuacji, gdy tego najbardziej potrzebują — ni stąd ni zowąd pojawia się ktoś, kto zdecydował się właśnie wtedy ofiarować im np. jakąś żywność, czy przynosi do klasztoru ofiarę pieniężną.
Nie zaniedbując modlitwy, siostry poszukują też zgodnych z ich charyzmatem źródeł utrzymania dla klasztoru. Np. złoczewskie kamedułki otworzyły dom dla gości, by przyjmować osoby, które chciałyby przeżyć rekolekcje w ich klasztorze lub po prostu pobyć w ciszy i milczeniu przez jakiś czas. Benedyktynki z opactwa w Staniątkach udostępniły pielgrzymom i turystom zakonne muzeum, gdzie obejrzeć można wspaniałe zbiory rzemiosła artystycznego i sztuki sakralnej, m.in. ręcznie haftowane szaty liturgiczne, niezwykle interesującą bibliotekę zawierającą wiele cennych dokumentów w tym: przywileje władców, bulle papieskie, manuskrypty i inkunabuły.
Sakramentki jeszcze do niedawna utrzymywały się z wypiekania hostii i komunikantów — czasy się zmieniły i pojawiła się konkurencja — świeckie firmy oferujące kuriom i parafiom swoje usługi „wypiekania opłatków”. Chociaż wygoda zwyciężyła, podobnie jak w przypadku taśmowej produkcji ornatów, których jakość nie ma porównania do ręcznie haftowanych przez zakonnice — to siostry nie zrażają się jednak trudnościami i szturmują modlitwą Niebo.
Symptomem „nowego” jest również fakt, że do klasztorów klauzurowych dotarły komputery i internet. — W dzisiejszych czasach komputer jest konieczny — przecież dokumenty do ZUS-u trzeba wysyłać drogą elektroniczną — stwierdziła jedna z przełożonych, zapytana o to „czy w klasztorze jest komputer?”. W przeciwieństwie do współczesnego pokolenia siostry zachowują jednak umiar w korzystaniu z dobrodziejstw techniki. Tak jak dotąd, wszystko w ich życiu nadal jest podporządkowane modlitwie. I nawet internet służy do tego, by odbierać intencje „ze świata” i przedstawiać je Boga. Wielu proszących je o modlitwę wierzy, że to właśnie one mają do niego bliżej.
Anna Wojtas (KAI)
opr. ab/ab