Dziękuj w ciemno!

Jak poruszyć niebo? O mocy uwielbienia i dziękowaniu w ciemno, które zmusza Boga do działania

Rozmowa z Marcinem Jakimowiczem, liderem wspólnoty modlitewnej na katowickim Józefowcu, dziennikarzem „Gościa Niedzielnego”, mężem i ojcem trójki dzieci.

Marcinie, dwa lata temu rozmawialiśmy o Twojej przedostatniej książce „Pan Bóg? Uwielbiam?”. W najnowszej publikacji pt. „Jak poruszyć niebo?” wracasz do niej i zdradzasz, że wydała niespodziewane owoce.

Książka „Pan Bóg? Uwielbiam?” była dla mnie przełomem. Jeśli ktoś śledził tytuły poprzednich, łatwo dostrzeże, że do tej pory skupiałem się na sobie, na własnej słabości. Tam po raz pierwszy, trochę jakby wbrew sobie, zacząłem uwielbiać Pana Boga i skupiłem się na Nim, na Jego mocy. To było trzęsienie ziemi w moim życiu. Okazało się, że słowa „W każdym położeniu dziękujcie” (1 Tes 5,18) sprawdzają się „w praniu”. Słowo „położenie” pasowało jak ulał, bo leżałem jak długi (śmiech). Miałem okazję przekonać się, że zapraszanie do uwielbienia nie jest jakąś pobożną metaforą ani ładnym katolickim frazesem.  Doświadczyłem, że Bóg zamienia nasze zranienia w perły. Poprzednia książka była „instrukcją obsługi” uwielbienia, ta ostatnia dotyczy codzienności i tego, jak to sprawdza się „w praniu”. Przywołuję konkretne historie i świadectwa pokazujące, że uwielbienie przynosi owoce.

Wspominasz, że w sprawie przedostatniej książki miałeś sporo sygnałów zwrotnych od ludzi, którym ta publikacja pomogła w wyjściu z duchowego dołka...

Te sytuacje bardzo mnie zawstydzają, bo na co dzień mierzę się ze swoją słabością. Dostałem wiele podziękowań. Otrzymałem m.in. świadectwo od pewnego kapłana, który, będąc w depresji, czytał tę książkę na kolanach. W tym wszystkim nie chodzi jednak o to, że publikację napisał Marcin Jakimowicz. Najważniejsze było w niej Słowo Boże! Nie mam co do tego wątpliwości. Jeśli reakcje ludzi są tak niezwykłe, to w tym wszystkim musi być Pan Bóg. Ja jestem w stanie co najwyżej poklepać kogoś familiarnie po plecach z nieodłącznym „jakoś to będzie”. Jeśli książka komuś pomogła, to tylko dlatego, że zawierała Boże Słowo, a Bóg obiecał, że ono jest skuteczne i krąży tak długo, aż wyda owoc.

Marcinie, jak uwielbienie zaowocowało w Twoim życiu?

Opowiem o tym, co uczyniło w życiu naszej wspólnoty. Od czterech lat każde nasze spotkanie zaczynamy od oddania chwały Panu (wcześniej było jakby w tle). Wreszcie właściwie postawiliśmy akcenty. Uwielbienie jest czymś normalnym, ale my, niestety, mówimy o nim szeptem. Przecież nawet w słynnej Nowennie Pompejańskiej do połowy prosimy, a od połowy dziękujemy w ciemno. Możesz w niej prosić, by mąż przestał zdradzać, a syn pić. Po połowie nowenny dziękujesz, nie wiedząc, co się wydarzy. To najczystsza postać uwielbienia!

W poprzedniej książce pisałem o tym, że Pan Bóg uzdrawia, a pierwszym imieniem, którym Bóg przedstawił się Izraelowi jest El Rapha (Ja jestem Twoim lekarzem). Musiałem osobiście zmierzyć się z tym, czy jest to jedynie pobożna deklaracja, czy rzeczywistość. Bóg chce uzdrowienia? Naprawdę? Takie pytania rodzą w nas wysokie napięcie.

W najnowszej książce piszesz: „Wszystko, co wydarzyło się w moim życiu, było prezentem”. Wspominasz m.in. o spotkaniu z siostrami z Rybna i o słynnej książce „Radykalni”. Jaki wpływ na Twoją wiarę ma działalność redaktorska?

Kiedy spotykam się z hejtem na Kościół, zastanawiam się, na jaki Kościół plują internauci. Też dostrzegam w nim grzech, brud i słabość, ale przez to, że co tydzień spotykam świadków, którzy opowiadają mi o swoim doświadczeniu wiary, widzę, że Pan Bóg naprawdę wybrał Kościół, ukochał go, utożsamił się z nim. Wiem, że wielkie nawrócenia nie należą do przeszłości. Bóg dotyka dziś także wielu ludzi z pierwszych stron gazet. Myślę tu np. o reżyserze Marku Koterskim i jego synu Michale, który znany był z tego, że był znany (śmiech). Dziś Misiek czyta psalmy. Bóg dotyka znanych polskich raperów, Duch Święty ma nad Wisłą mnóstwo roboty i nie próżnuje.

Sporo piszesz o Duchu Świętym. Dlaczego boimy się Jego interwencji, niedowierzamy w uzdrowienia, w Boże obietnice?

Bo lubimy mieć wszystko pod kontrolą. Symbolami Ducha Świętego są woda, olej, wiatr i ogień, czyli rzeczywistości, które trudno uchwycić na „gorącym uczynku”. Dlatego się Go boimy. Przez lata nasza wspólnota osiadła w bezpiecznym, spokojnym miejscu. Przyzwyczailiśmy się do tego. Za tydzień jedziemy na rekolekcje. Nie wiem, gdzie poprowadzi nas Duch. Każdy boi się rewolucji, pakowania manatków i pójścia tam, gdzie Pan Bóg go wyśle. Boimy się nieznanego, ale im bliżej jesteśmy Ducha, tym mniej się lękamy.

W swojej książce dużo uwagi poświęcasz modlitwie. Jako lider wspólnoty masz już jakąś gotową receptę na to, jak powinniśmy się modlić?

W „Listach o modlitwie” o. John Chapman, benedyktyński mistrz, radził, byśmy modlili się tak, jak potrafimy. „Jedyny sposób na modlitwę to modlitwa. A sposób na to, żeby modlić się dobrze, to modlić się dużo”. Genialne! Nie musimy napinać cherlawych mięśni ani bawić się w duchową kulturystkę. Bóg desperacko szuka z nami relacji. Jezusa poruszał krzyk sióstr opłakujących Łazarza czy wydzierający się wniebogłosy Bartymeusz. Nie zraził się także bezczelnością Syrofenicjanki. Nie odesłał ich z kwitkiem, co więcej zapowiedział, że niebo należy do gwałtowników.

Wspominasz też o modlitwach, które przyniosły zaskakujące owoce. Przypominam sobie, jak prosiłeś Boga o sprzęt nagłaśniający dla swojej wspólnoty.

Pamiętam, jak w pewien wtorek, w pustej kaplicy „Gościa Niedzielnego” powiedziałem Bogu: „Jeśli podoba Ci się nasze uwielbienie, daj nam sprzęt nagłaśniający”. Powiem szczerze: sam do końca nie wierzyłem w spełnienie tej prośby. Na drugi dzień spotkałem człowieka, który w czasie modlitwy usłyszał, że powinien dać sprzęt naszej wspólnocie. Zaczął wyciągać głośniki, statywy, kable, mikrofony, a ja... złapałem się za głowę. „Nie możemy tego przyjąć. Będziemy go od was wypożyczać” - powiedziałem. A on odpowiedział: „Nie, to my będziemy pożyczać ten sprzęt od was”.

Wskazujesz, że punktem zaczepienia w przemianie i nawróceniu jest doświadczenie Bożej miłości.

Zawsze tak jest! Mamy we wspólnocie ludzi, którzy żyli w konkubinacie. Wracając do domu, mijali wielkie bilbordy z napisem: „konkubinat to grzech”. Mówili, że czuli się przez to osądzeni i niegodni, by przychodzić do kościoła. Gdy doświadczyli Bożej miłości, kiedy dotarło do nich, że są zbawieni przez Krew Jezusa, zerwali toksyczne związki. Znam osoby, które tak uczyniły. Najpierw jest miłość, dopiero potem moralność. Jeśli ktoś dotknie Boga, nie trzeba mu już tłumaczyć, że nieczystość jest grzechem. Nawrócony sam będzie to wiedział, jego sumienie zacznie go naprowadzać jak GPS. Zawstydzają mnie ci, którzy po mocnym doświadczeniu Boga są dużo bardziej gorliwi ode mnie np. w walce o czystość. Potrafią radykalnie zerwać z alkoholem czy jakimiś innymi zniewoleniami. Tu nie pomogły katechezy, ale Boża miłość.

Chyba prawie każdy z nas ma w sobie mentalność wyrobnika - uważamy, że nawet na łaskę Bożą trzeba zapracować. Mamy wieczne poczucie, że się do niczego nie nadajemy, że nie zasługujemy... Jak to przezwyciężyć?

Mój pięcioletni syn, wstając rano z łóżka, nigdy nie powiedział do mnie: „Tato, proszę cię dzisiaj o opiekę nade mną”. On wie, że ma to w pakiecie. A ja? Tysiące razy proszę Boga o rzeczy, które... już mam. Zachowuję się jak najemnik. Pytam, czy dobrze się pomodliłem, napisałem, zasłużyłem? „Jesteś ze mnie zadowolony?”. Syn nie ma takich wątpliwości. Podchodzi i bierze z półki. Wie, że słowa „dziecko, wszystko, co mam do ciebie należy” są właśnie o nim.

Któryś z Twoich rozmówców mówił, że powinniśmy dziękować nawet za coś, czego jeszcze nie widzimy, nie doświadczamy. Próbowałeś?

Próbuję... Dziękowanie w ciemno jest najczystszym dziękczynieniem. Nie widzisz owoców, ale masz czyste intencje. Maryja proroczo śpiewała, że będą ją błogosławić wszystkie pokolenia, choć po ludzku jej sytuacja w tamtej chwili nie była sielankowa. „W każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem!”. Mamy prosić i od razu dziękować. Próbuję, ale różnie mi to wychodzi...

Dziękuję za podzielenie się wiarą!

AWAW
Echo Katolickie 34/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama