Podlasiak, kapłan, męczennik

Rozmowa z dr Mileną Kindziuk z Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autorką książek, w tym najnowszej - obszernej biografii ks. Jerzego Popiełuszki.

Rozmowa z dr Mileną Kindziuk z Instytutu Edukacji Medialnej i Dziennikarstwa Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, autorką książek, w tym najnowszej - obszernej biografii ks. Jerzego Popiełuszki.

Jak to się stało, że Pani życie wciąż przeplata się z życiem, osobą ks. Jerzego Popiełuszki?

Mimo że księdza Jerzego nie znałam osobiście, jego życie stało się bardzo ważną częścią mojego życia. Zaczęło się od tego, że jako dziewczynka uczestniczyłam w pogrzebie ks. Jerzego. To wydarzenie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Potem nieraz stałam w długich kolejkach do jego grobu, zaś w swojej pracy dziennikarskiej zaczęłam pisać o nim artykuły. Dzięki temu poznawałam ludzi, którzy go znali, docierałam do świadków wszystkich okresów jego życia: od lat szkolnych, przez czasy seminaryjne, służbę wojskową, pierwsze parafie, po kościół św. Stanisława Kostki w Warszawie. To wszystko razem, ale nade wszystko osoba ks. Jerzego, fascynowało mnie coraz bardziej. Później zaczęłam pisać książki o nim, poznałam jego mamę Mariannę. Ks. Jerzy jest wciąż obecny w moim życiu, zaś ta biografia staje się podsumowaniem wieloletnich badań w tym obszarze.

Jako pierwsza miała Pani możliwość wejścia do archiwów, które nie są powszechnie udostępniane badaczom. Czego nowego Pani się z nich dowiedziała?

Dotarłam do dokumentów, które nie były dotąd publikowane: rękopisów kazań i listów ks. Jerzego, a także listów autorstwa zabójców kapłana. Był wśród nich np. list Grzegorza Piotrowskiego do matki ks. Jerzego. Dotarłam też do zeznań z przesłuchań kierowcy Waldemara Chrostowskiego, dzięki czemu udało mi się odtworzyć dokładny przebieg zdarzeń z 19 na 20 października 1984 r., czyli z nocy porwania księdza.

W książce zamieściłam niepublikowane szyfrogramy, jakie trafiały na biurka Jaruzelskiego i Kiszczaka, a które dotyczyły działalności ks. Jerzego albo sytuacji w Polsce po jego śmierci. Dotarłam też do planów represji Kościoła, tzw. Plany „R”, zeznań świadków w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego czy przypadków uzdrowień za jego wstawiennictwem.

Władze państwowe dość wcześnie zauważyły, że Popiełuszko może być dla nich niewygodny. Zaledwie dziesięć dni po obłóczynach został powołany na dwuletnią służbę wojskową. To tam po raz pierwszy dały o sobie znać siła ducha i niezłomność ks. Jerzego...

Koszary w Bartoszycach, gdzie trafił, nie były typową jednostką wojskową. Zostały przeznaczone wyłącznie dla seminarzystów i miały status placówki specjalnej. Władzom chodziło o poddanie kleryków presji, stosowano wobec nich drastyczne metody. Ks. Jerzy od pierwszych dni służby był „na celowniku” przełożonych. Formy szykan były różne, np. ponosił kary za odmawianie Różańca. Miał wyjątkowo surowego dowódcę plutonu, który znęcał się nad nim i go upokarzał. Dał mu się we znaki np. tym, że w wyjątkowo drastyczny sposób uczył go pływać. Wiązał w pasie liną i wrzucał do basenu bez asekuracji. Kiedy Jerzy zaczynał tonąć, dowódca wyciągał go na powierzchnię wody, po czym ponownie wrzucał do basenu. To, być może, tłumaczy, dlaczego Popiełuszko miał później do wody taki uraz. Po latach, jak na ironię, w wodzie zginął.

Pobyt w wojsku stał się jego pierwszą próbą wiary, pierwszym prześladowaniem. W każdy piątek prowadził Drogę krzyżową, w pozostałe dni tygodnia proponował kolegom klerykom - żołnierzom czas skupienia, rozmyślań duchowych - na wzór zajęć w seminarium. Dały o sobie znać cechy świadczące o tym, że może stać się bezkompromisowym przywódcą, który mimo wszystko pozostanie wierny swoim zasadom i nie odstąpi od wiary. Właśnie wtedy ujawniła się wielka moc ducha ks. Jerzego.

W książce wprost pisze Pani, że to było pierwsze męczeństwo.

Niewątpliwie w Bartoszycach w latach 1966-1968 J. Popiełuszko przeszedł pierwszą poważną próbę cierpienia za wiarę. Sam Jerzy tak pisał wówczas do ojca duchownego ks. Czesława Miętka: „Nieraz miałem pewne wątpliwości, czy dobrze robię, stawiając czoło, cierpiąc za innych. Czy to nie jest jakaś lekkomyślność. Okazałem się bardzo twardy, nie można złamać mnie groźbą ani torturami. Może to dobrze, że akurat ja, bo może ktoś inny by się załamał, a jeszcze innych wkopał”.

O Popiełuszce często mówi się, że angażował się w politykę, a to przecież nieprawda. To nie on był inicjatorem Mszy św. za ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki...

Odprawianie Mszy za ojczyznę to piękna, stara tradycja, jeszcze średniowieczna, kiedy modlono się za króla i wojsko czy naród w czasie powstań, zaborów. W stanie wojennym zapoczątkował je ks. Teofil Bogucki, proboszcz parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie. Jednak kiedy zauważył, że ks. Jerzy ma bardzo dobry kontakt z robotnikami, to właśnie jemu powierzył ich odprawianie i głoszenie kazań. To był rok 1982 r. Msze odprawiane w intencji ojczyzny okazały się swoistym fenomenem, ale też jego wielkim powołaniem. Celebrowanie tych Eucharystii ks. Jerzy rozpoczął 17 stycznia 1982 r. Tego dnia stanął nie tylko przed hutnikami, ale przed całą Polską. Przybyło tak wielu ludzi, że świątynia nie mogła ich pomieścić. Nie wygłosił jednak wtedy kazania, zastąpiła je „długa chwila indywidualnej refleksji uczestników” poprzedzona słowami celebransa: „Ponieważ przez wprowadzenie stanu wojennego odebrano nam wolność słowa, dlatego wsłuchując się w głos własnego serca i sumienia, pomyślmy o tych siostrach i braciach, których pozbawiono wolności”.

Ks. Jerzy bardzo dbał o piękną oprawę tych spotkań. Po ostatniej niedzielnej Mszy, czyli ok. 14.00, zamykano kościół, aby nikt obcy się w nim nie kręcił. Przed 15.00 w środku gromadziło się kilka zaufanych osób, by przygotować dekoracje i wystrój ołtarza, zawiesić flagi, ułożyć świeże kwiaty. Musiało być pięknie, symbole miały same przemawiać i docierać do ludzkich serc, tak jak pragnął tego ks. Jerzy. By wzbogacić oprawę artystyczną tych Mszy, włączył do współpracy aktorów, m.in. Maję Komorowską, Annę Nehrebecką, Kazimierza Kaczora, Krzysztofa Kolbergera. Prosił, by któryś z aktorów przeczytał fragment Pisma Świętego lub psalmu oraz tekst modlitwy wiernych. Z czasem tradycją stało się to, że na koniec Mszy za ojczyznę aktorzy przedstawiali całe programy poetycko-muzyczne o tematyce narodowej.

Jednak tym, co najbardziej do ludzi przemawiało, były słowa ks. Jerzego, który, co ciekawe, nie był wybitnym oratorem, mówił dość monotonnie, cichutko, czytał z kartki. Jednak treść tych kazań, przesłanie porywały ludzi i niosły nadzieję. Te Eucharystie stały się punktem kulminacyjnym jego posługi duszpasterskiej. To one też stały się przyczyną późniejszych prześladowań, nagonki w prasie, oskarżeń władz, a w konsekwencji - jego męczeńskiej śmierci.

Pogrzeb ks. Jerzego był dla Polaków wielką manifestacją wiary. Czy można zaryzykować stwierdzenie, że bez Popiełuszki nasza historia mogłaby potoczyć się inaczej?

Zapewne tak, podobnie jak bez Jana Pawła II czy kard. Stefana Wyszyńskiego. Zawsze tak wielkie postacie wywierały wpływ na kształt dziejów, historię całych narodów, Kościoła, poszczególnych osób. Ks. Popiełuszko wpisuje się w piękną polską tradycję kapłana patrioty zaangażowanego w sprawy ojczyzny. Odprawiane przez niego Msze za ojczyznę były zgromadzeniami religijnymi, ale z mocnym kontekstem patriotycznym. Jego kazania stanowiły wezwanie do zwyciężania zła dobrem, do ochrony godności ludzkiej, godności pracy, do zachowania prawdy i zasad Ewangelii w życiu publicznym. Kiedy rozmawiałam z ludźmi, którzy opowiadali, jaki wpływ na ich życie miał Popiełuszko, wielu mówiło, że z ich serc zniknęła nienawiść, że potrafili się wyzbyć nienawiści do wrogów narodu. Do tych, którzy ich aresztowali, internowali w stanie wojennym, krzywdzili. Dzięki przesłaniu ks. Jerzego ci ludzie wyzbywali się chęci zemsty i odczuwali pokój w sercu. A to przekładało się na dalszą pracę.

Czy Polacy wciąż pamiętają o Popiełuszce?

Ks. Popiełuszko jest znany w Polsce i na świecie. Świadczą o tym chociażby pielgrzymki do jego grobu na warszawskim Żoliborzu. Od jego śmierci przybyło tam 20 mln pielgrzymów. Nie ma właściwie kontynentu, a nawet państwa, z którego te pielgrzymki nie przyjeżdżają.

To miejsce nawiedzali wielcy tego świata, prezydenci, premierzy, kardynałowie. Przybywają też wyznawcy innych religii, a nawet ateiści. Co ciekawe, grób bł. ks. Jerzego nawiedzili dwaj papieże: Jan Paweł II w 1987 r. i kard. Joseph Ratzinger w 2002 r. Kult ks. Jerzego bardzo mocno rozwinął się na całym świecie po uzdrowieniu za jego wstawiennictwem, jakie miało miejsce we Francji. Sądzę, że pamięć o nim jest wciąż żywa.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 40/2018

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama