Końcowa scena Titanica, w której młody mężczyzna oddaje życie za ukochaną kobietę, odciska się mocno w pamięci. Jednak są mocniejsze filmy, które zostawiają w psychice jeszcze mocniejszy ślad
Na drodze rozwoju duchowego towarzyszyły mi dwa filmy. Pierwszym z nich był „Titanic”, który zafascynował mnie końcową sceną, kiedy młody mężczyzna oddaje życie za ukochaną kobietę. Drugim, oglądanym niezliczone razy, historia o Ojcu Pio. Wspomnienie o „Titanicu” prysło jak bańka mydlana, natomiast postać Kapucyna towarzyszy mi do dzisiaj.
Już w szkole podstawowej spotkałem się z Ojcem Pio. Zafascynowany byłem wtedy dwoma filmami, które towarzyszyły mi na drodze rozwoju duchowego. Pierwszym z nich był „Titanic”, który zachwycił mnie końcową sceną, kiedy młody mężczyzna oddaje życie za ukochaną kobietę. Drugim, oglądanym niezliczone razy, historia o Ojcu Pio. Wracałem do tych obrazów często, bowiem wzbudzały we mnie coraz większe pragnienie bycia dobrym człowiekiem. W tak młodym wieku nie rozumiałem jeszcze swoich odczuć, dopiero teraz jestem w stanie sobie uświadomić i nazwać to, co tak pięknie wtedy przeżywałem.
Wspomnienie o „Titanicu” prysło jak bańka mydlana, podczas gdy postać Ojca Pio towarzyszy mi do dzisiaj. Doświadczam jego obecności w różny — duchowy — sposób. Nasze spotkania są wciąż nowe i żywe. Za każdym razem w moją codzienność wnoszą przemianę. Sprawiają, że staję się człowiekiem lepszym, mającym coraz więcej pokoju i radości z bycia dzieckiem Bożym.
Ojciec Pio wzbudził we mnie pragnienie bycia osobą świętą. Jako młody chłopak uczący się w szkole podstawowej chciałem tak jak on być kapłanem o podobnych charyzmatach, które otrzymał od Boga. Jednak z czasem, teraz też dzięki głębszemu poznaniu teologicznemu, wiem, że nie są to jedyne i największe dary, jakie człowiek może otrzymać od Boga. Najcenniejsza bowiem jest wiara, nadzieja i miłość.
Propagowana przez Ojca Pio modlitwa do Anioła Stróża oraz prośba o wstawiennictwo świętych towarzyszą mi cały czas, przez co zauważam ich skuteczność. Eucharystia, którą przeżywam ciągle na nowo, jest dla mnie niezmiennie piękna i niesie tyle radości, że ciągle chcę do niej powracać. Dzięki Bożej miłości odczuwam duchową opiekę Ojca Pio, który — jak mogę dziś śmiało powiedzieć — jest moim orędownikiem i nauczycielem na drodze powołania.
Obecnie jestem klerykiem Wyższego Seminarium Duchownego w Krakowie. Na drodze do kapłaństwa Ojciec Pio wciąż mi towarzyszy — w faktach mojego życia. Wybierając kilka lat temu seminarium naukowe, nie bardzo wiedziałem, w jakim pójść kierunku, a później — na jaki temat pisać pracę. Opatrznościowo znalazłem się na teologii duchowości. Kiedy swoje zainteresowania przedstawiłem profesorowi, on mnie zachęcił, abym spróbował napisać na temat Ojca Pio. Tak też się stało. Aktualnie studia przeżywam, zgłębiając m.in. życie i duchowość Świętego z Pietrelciny. Mało tego, podczas wakacji wyjechałem z pielgrzymką parafialną do Włoch. Z dziesięciu dni spędzonych na włoskiej ziemi, dwa przebywałem w San Giovanni Rotondo, gdzie dużo czasu poświęciłem na modlitwę, zwiedzanie oraz zapoznawanie się z miejscami, w których większość swojego życia spędził Święty Zakonnik.
Jak widać, Ojciec Pio jest ciągle obecny i działa z mocą w moim życiu. Jest to dar, doświadczenie dane przez Pana Boga, którego nikt nie jest w stanie mi odebrać.
„Głos Ojca Pio” [4/88/2014]
opr. mg/mg