Artykuł został opublikowany w miesięczniku katolickim LIST 2004/10 Jak papieże ratowali świat
Jest we "Władcy Pierścieni" taka scena, kiedy na odsiecz wojskom Rohanu, walczącym z siłami ciemności, przybywa Gandalf — "jeździec w bieli, lśniący w promieniach wschodzącego słońca". Scena ta zrobiła na mnie ogromne wrażenie — siedziałem w kinie wbity w fotel jak zaczarowany. Bo obraz ten, ożywiony wyobraźnią Petera Jacksona, wydał mi się dziwnie znajomy. Tak jakbym już kiedyś oglądał Białego Pielgrzyma, który uruchamia siły dobra, żeby pokonać zło zagrażające światu. Tym "białym pielgrzymem" przemierzającym współczesny świat jest dla mnie papież Jan Paweł II
W ciągu dwudziestu sześciu lat pontyfikatu Jan Paweł II — jestem tego pewien! — wielokrotnie ocalał świat. Czynił to, po pierwsze, przez swoją modlitwę i zawierzenie świata Bożemu miłosierdziu.
Według tradycji żydowskiej w każdym pokoleniu jest co najmniej trzydziestu sześciu sprawiedliwych (cadyków), którzy podtrzymują istnienie świata. Wielkim cadykiem był bez wątpienia Mojżesz. Żeby się o tym przekonać wystarczy przeczytać fragment Księgi Wyjścia o walce Izraela z Amalekitami i modlitwie Mojżesza: Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita (Wj 17, 11). Po prostu: los Izraela — jego istnienie i wolność — zawisł wtedy na modlitwie jednego człowieka. Dziś jednym ze sprawiedliwych, takim chrześcijańskim cadykiem, jest Jan Paweł II. On również "trzyma ręce podniesione do góry" i kto wie, co by się z nami stało, gdyby osłabł.
Wiem, co mówię, bo widziałem modlitwę Papieża, choćby w sierpniu 2002 r. w katedrze wawelskiej, i czułem w niej jakieś straszliwe zmaganie. Tak jakby Papież usiłował w ten sposób wpłynąć na losy naszego globu. To możliwe, o tym w gruncie rzeczy mówi trzecia tajemnica fatimska. Opowiada ona, jak pamiętamy, o śmierci "biskupa odzianego w biel" i zapowiedź ta jednoznacznie kojarzy się nam z zamachem na Jana Pawła II. Ale przecież Papież przeżył! Rzeczywistość okazała się silniejsza od „przepowiedni". I tu właśnie — mówi kard. Joseph Ratzinger, autor teologicznego komentarza do tajemnicy fatimskiej — jest dla nas źródło nadziei. "Serce otwarte na Boga i oczyszczone przez kontemplację jest silniejsze niż karabiny i oręż wszelkiego rodzaju. (...) Wolność czynienia zła nie ma już ostatniego słowa. Nabiera mocy słowo: »Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat«".
Oto odpowiedź na ironiczne pytanie Stalina: "Ile papież ma dywizji?" — "Serce otwarte na Boga (...) jest silniejsze niż karabiny". Oto powód, dla którego reakcją Jana Pawła na wieść o każdym kolejnym konflikcie zbrojnym jest modlitwa i prośba o nią skierowana do całego Kościoła. Kto wie, jak wyglądałaby dziś Ziemia, gdybyśmy rzeczywiście zaczęli się modlić, tak, jak za nas modli się Papież.
Jan Paweł II ocala świat również przez swoje cierpienie. Papież zawsze — także wtedy, kiedy był młody i tryskał zdrowiem — podchodził do cierpienia ze śmiertelną powagą. Tak jakby było ono pracą Szymona z Cyreny i udziałem w krzyżu Jezusa. I powtarzał za św. Pawłem: W moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego ciała, którym jest Kościół (Kol 1, 24). Nie przypadkiem, gdy w roku 1994 (a był to rok, w którym prowadził prawdziwą batalię w obronie rodziny i przeciwko aborcji) złamał kość udową, odczytał swoje cierpienie jako konsekwencję tamtej walki ze złem: "Dlatego, że rodzina jest zagrożona i atakowana, także papież musi być atakowany, musi cierpieć (...).
Potrzeba było, bym dysponował argumentem cierpienia wobec możnych tego świata. Znów mam się z nimi spotykać i rozmawiać. Jakich mogę użyć argumentów? Pozostaje mi ten argument cierpienia".
Tę walkę dobra ze złem, którą trzeba często okupić cierpieniem, można było wyraźnie dostrzec w czasie zamachu na życie Jana Pawła II 13 maja 1981 r. Mieliśmy jak na dłoni: "człowieka w bieli" i zjednoczone przeciwko niemu siły ciemności. Zjednoczone tak skutecznie, że do dziś nie wiadomo, kto stał za Alim Agcą — możemy się tego jedynie domyślać... A czy na pewno przypadkiem było to, że — akurat wtedy, gdy o życiu Papieża decydowały minuty — w nowej karetce, która musiała się przebić przez zatłoczony Rzym, zepsuł się sygnał alarmowy?!
Jest w biografii Karola Wojtyły Jana Pawła II wiele momentów tajemniczych, które pozwalają się tylko domyślać, jak bardzo jego powołanie okupione jest cierpieniem jego przyjaciół (np. kard. Andrzeja Deskura dotkniętego paraliżem tuż przed rozpoczęciem konklawe!). Wnioskując przez analogię: jestem przekonany, iż cierpienie Papieża ma związek z sytuacją świata, że Jan Paweł II przyjmuje na siebie ciężary i ciosy, pod którymi my już dawno byśmy upadli.
Jeden z bohaterów "Władcy Pierścieni" J.R.R. Tolkiena mówi o Gandalfie, że był "przywódcą, który kierował wielkimi dziełami naszych czasów". To bardzo trafna charakterystyka... Jana Pawła II.
W czasie swego pontyfikatu obecny biskup Rzymu wziął udział w zmienianiu politycznej mapy świata i odegrał ogromną rolę w budzeniu w ludziach nadziei. Ten świat byłby dziś zupełnie inny, gdyby dwadzieścia sześć lat temu nie stanął przed nim Biały Pielgrzym i nie zawołał głosem mocnym wówczas jak dzwon: "Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi". To, co wydarzyło się później w wielu miejscach naszego globu, było logiczną konsekwencją tamtych słów: ludzie je usłyszeli, uświadomili sobie, że "jest z nimi Chrystus, niezawodny dawca nadziei", i przestali się lękać.
Zdaniem amerykańskiego biografa Jana Pawła II George'a Weigla, ten papież zasłużył na przydomek "Wielki". W przeszłości miano to nadano zaledwie dwóm papieżom: Leonowi (440-461) i Grzegorzowi (590-604), którzy bronili cywilizacji chrześcijańskiej przed barbarzyńcami (Hunami i Longobardami). Jan Paweł II — powiada Weigel — uczynił coś podobnego: skutecznie przeciwstawił się komunizmowi.
Na upadek komunizmu złożyło się wiele przyczyn, jedną z nich był pontyfikat Jana Pawła II: jego pielgrzymki do Polski i odwoływanie się do idei praw człowieka, nacisk położony na godność i wewnętrzną wolność oraz wiara w moc Ewangelii. I choć Papież bagatelizuje swoją rolę w tym procesie (komunizm "upadł w konsekwencji swoich własnych błędów i nadużyć. (...) upadł sam, z własnej immanentnej słabości" (Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 108-109), to jednak śmiem wątpić, czy możliwa byłaby Jesień Ludów A.D. 1989 — przebiegająca w dodatku w sposób tak bardzo pokojowy! — bez tamtych słów, wypowiedzianych w 1979 r. na placu Zwycięstwa: "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi! Tej ziemi".
Warto przy tym pamiętać, że Papież (a zwłaszcza jego pielgrzymki) miał wpływ na "burzenie murów" i obalanie nieludzkich systemów w różnych częściach świata i że nie były to jedynie systemy lewicowe. Powiedział kiedyś Samuel Huntington, autor głośnego "Zderzenia cywilizacji":
"Wygląda na to, że Jan Paweł II posiadł sposób pojawiania się w pełni pontyfikalnego majestatu w krytycznych momentach procesu przechodzenia do demokracji".
Owo burzenie murów to czynność, za którą świat już dawno powinien mu przyznać pokojową Nagrodę Nobla. Bo Jan Paweł II przez to, co mówi i co robi, przez to, kim jest — obala mury wrogości, stereotypów i uprzedzeń. Długo można by mówić o jego zasługach w wykorzenianiu antysemityzmu (także w Kościele katolickim). Po 11 września 2001 r., kiedy Zachód ogarnięty jest lękiem wobec islamu, Papież wyciąga do niego przyjazną dłoń i... nie pozwala na wojnę cywilizacji. Zdaniem polskiego wiceministra spraw zagranicznych Adama Rotfelda, to właśnie "dzięki Stolicy Apostolskiej zbrojna interwencja w Iraku nie jest postrzegana jako konflikt chrześcijaństwa i islamu".
Jan Paweł II ocala świat także przed... obojętnością. Kiedy na przykład media już dawno przestały interesować się sytuacją w ogarniętej wojną Bośni albo w Sudanie czy w Somalii, on — być może jako jedyny mąż stanu — wciąż pamięta. I apeluje o solidarność: dla głodnych i wydziedziczonych, i zapomnianych. W homilii wygłoszonej w 1997 r. we Wrocławiu, na zakończenie Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, mówił: "Trzeba koniecznie przywołać na myśl całą »geografię głodu«, która obejmuje wiele miejsc na Ziemi. W tym momencie miliony naszych braci i sióstr cierpią głód, a wielu z nich z głodu umiera (...). Konieczny jest tutaj w skali światowej jakiś poważny rachunek sumienia — rachunek sumienia ze sprawiedliwości społecznej, z elementarnej międzyludzkiej solidarności".
Być może to jest właśnie ratunek dla świata podzielonego na bogatą Północ i biedne Południe — świata, który (zwłaszcza po 11 września) wciąż przypomina beczkę prochu. Proponowana przez Jana Pawła II "globalizacja Ewangelii" albo też — jak po kolejnej pielgrzymce Ojca Świętego do Polski (2002) mówił prof. Władysław Stróżewski — "globalizacja ducha, ducha miłosierdzia".
Redakcja Listu poprosiła mnie o artykuł na temat tego, jak Jan Paweł II ocalał świat.
Ale może należałoby raczej powiedzieć o tym, jak Papież ocalał na tym świecie człowieka?
Wtedy, kiedy bronił rodziny i kiedy bronił życia ("od poczęcia do naturalnej śmierci"). I wewnętrznej wolności, która również, jego zdaniem, domaga się wyzwolenia!... A także wtedy, gdy apelował o "uwolnienie (...) życia ludzi od paraliżującego obciążenia cynizmem".
Im dłuższy i bogatszy jest pontyfikat Jana Pawła II, tym bardziej przenikliwy wydaje mi się wiersz Juliusza Słowackiego o "słowiańskim papieżu":
"On rozda miłość,
jak dziś mocarze
Rozdają broń,
Sakramentalną moc on pokaże,
Świat wziąwszy w dłoń.
(...)
Wszelką z ran świata
wyrzuci zgniłość,
Robactwo, gad,
Zdrowie przyniesie,
rozpali miłość
I zbawi świat".
Janusz Poniewierski — publicysta katolicki, redaktor miesięcznika "Znak". Wydał m.in.: Kwiatki Jana Pawła II (2002) i Pontyfikat. 25 lat (2. wyd.: 2003)
Artykuł został opublikowany w miesięczniku katolickim LIST 2004/10 Jak papieże ratowali świat
opr. aw/aw