Fragmenty książki "Kościół światłem świata"
ISBN: 83-7318-331-0
wyd.: WAM 2006
Wszystkie prawdy zawarte w Credo, czyli w wyznaniu naszej wiary, są rzeką Boskiej dobroci dla człowieka. Bóg te prawdy objawił i dał je nam dla dobra i zbawienia wszystkich ludzi. Jest to droga w stronę życia wiecznego i znak jedności wszystkich wierzących w Chrystusa. To podstawowy zbiór prawd wiary, w które wierzymy, które wyznajemy i znak rozpoznawczy naszej autentycznej jedności w wierze.
W wyznaniu wiary zawarta jest prawda objawiona przez Boga: „Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół”. Dzisiaj najpoważniejsza trudność, a raczej niezrozumienie, polega przede wszystkim na tym, że współczesny człowiek nie zawsze dostrzega w Kościele element Boski. Widzi w Nim głównie element ludzki, w tym ludzką słabość, zło, grzech i dlatego nie zawsze ma ochotę identyfikować się z Kościołem. A Kościół święty to tajemnica związku Jezusa Chrystusa z Jego ludem. Mówimy: Kościół to Chrystus i my, lud Boży, który pielgrzymuje ku ostatecznej pełni zbawienia. Mówimy też o Kościele: że to organizm Chrystusa, Jego mistyczne Ciało (por 1 Kor 12, 12-31).
Pod Damaszkiem Szaweł z Tarsu doznał nawrócenia i olśnienia: „Gdy się już zbliżał w swojej podróży do Damaszku, nagle otoczyła go światłość z nieba. A kiedy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: Szawle, Szawłe, dlaczego Mnie prześladujesz? Zapytał więc: Kto Ty jesteś, Panie? On odpowiedział: Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań jednak i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić” (Dz 9, 3-6). Dlatego potem w swoich listach Paweł Apostoł, który zmienia swoje imię z Szawła na Paweł, będzie z pokorą pisał: „Ja przecież jestem najmniejszym z apostołów i nie jestem godny nazywać się apostołem, ponieważ prześladowałem Kościół Boży” (1 Kor 15, 9). Prześladował więc Chrystusa, zwalczając chrześcijan, wtrącając ich do więzienia, przyprowadzając przed sąd do Jerozolimy.
Kościół to też tajemnica, organizm Bosko — ludzki, święty i jednocześnie grzeszny. W nas dzisiaj tkwi głębokie przekonanie o grzeszności ludzi Kościoła. I wtedy, rzecz charakterystyczna, mamy na myśli jedynie księży i biskupów, papieży, ale nie siebie. Stawiamy się jakby na miejscu sędziego, który wyrokuje. A tymczasem Kościół to my wszyscy. Każdy człowiek jest cząstką Kościoła, tworzy Go i do Niego należy. Każdy, kto przyjął chrzest, przyjął i uwierzył w Jezusa Chrystusa. Dlatego obserwujemy tak mocno wyolbrzymione przekonania o grzeszności Kościoła. Skrzętnie wyłapywane przez poprzednią władzę i ówczesne środki masowego przekazu. Niezależnie od tego musimy sobie uświadamiać, że Kościół tworzą ludzie grzeszni, słabi, że nikt nie został uwolniony całkowicie od winy i nie może o sobie powiedzieć: „Ja już jestem bezgrzeszny”. Takich ludzi w Kościele nie ma, nie było i nie będzie. Jedynie Matka Jezusa została obdarowana tą szczególną łaską. Trzeba się z tym oswoić, że jesteśmy i tworzymy Kościół, który jest święty, a równocześnie grzeszny w swoich przedstawicielach. A jednak właśnie taki Kościół chcemy kochać, poprzez zniekształcone rysy dostrzegając oblicze, jak mówimy, Matki Kościoła.
„Wierzę w jeden święty, powszechny, i apostolski Kościół”. Określenie, że Kościół jest święty odnosimy do łaski Bożej. Przychodzi Bóg z darem świętości. Świętość Kościoła polega właśnie na tej mocy uświęcającej nas, wiernych, a nie na tym, że jego członkowie są bezgrzeszni. Wszyscy potrzebujemy uzdrowienia, uświęcenia. I za każdym razem sakrament pojednania leczy jakąś cząstkę naszych ludzkich słabości. Łaska wbrew ludzkiej niewierności nieustannie trwa i będzie towarzyszyć Kościołowi do końca wieków. Jest znakiem tej miłości Pana Boga do człowieka, której nie zwycięży ani ludzka słabość, ani ludzkie grzechy, ani ludzka nędza. Bóg wciąż przyjmuje człowieka — grzesznika. Byłoby oznaką pychy, tego grzechu, którym Bóg się brzydzi, gdyby człowiek o sobie mniemał, że jest święty, bezgrzeszny, że nie ma w nim żadnych win. Taką postawę odrzucał Chrystus w Swojej publicznej działalności, choćby w przypowieści o celniku i faryzeuszu. Faryzeusz, który siebie uważał za bezgrzesznego, mającego wiele zasług wobec Pana Boga — ten nie został usprawiedliwiony. Pan Bóg mówi do człowieka słabego, grzesznego — tego chce uzdrawiać i tego miłuje (por. Łk 18, 9-14). Wiele trzeba zrobić, by zmienić swoje nastawienie także do ludzkich słabości.
Istota Kościoła jest pochodzenia Boskiego, to tajemnica ukazywana pod wieloma znakami, symbolami, obrazami. Cała struktura Kościoła wypływa z Jego istoty. Wielu chce widzieć dzisiaj w Kościele organizację mniej lub bardziej doskonałą, ale organizację. Nie dostrzega Jego pochodzenia Boskiego, nie dostrzega elementu obecności Chrystusa. Kościół jest widzialny, bo i Chrystus był widzialny. On przyjął ludzką naturę, powołał do istnienia Kościół złożony w swojej istocie z apostołów wysyłanych do nawracania, głoszenia Dobrej Nowiny, po to, by przyciągać ludzi do Kościoła, czyli do Chrystusa.
Boże Słowo i życie sakramentalne jest istotą Kościoła, tej wielkiej tajemnicy, która została przekazana człowiekowi przez samego Boga. O Jego katolickości mówi Boże Słowo, które jednoczy ludzi i życie sakramentalne1. Jest to jedność widziana w wielości, która zakłada różne ryty, czyli obrządki. Kościół w świecie podzielonym, rozdartym ma być znakiem i ośrodkiem jedności. To bardzo bolesne, że mimo modlitwy Chrystusa, Jego testamentu (por. J 17, 21), wysiłków Kościoła zawsze te podziały istnieją, przychodzą też nowe. Kościół przekracza wszelkie ludzkie bariery: narodowe, rasowe, społeczne po to, aby tworzyć jedno. Tak było na początku, kiedy ogromne masy barbarzyńców, ludy imperium rzymskiego, trzeba było ochrzcić i wtopić w życie Kościoła, Nie działo się to i nie dzieje się bez dramatów ludzi Kościoła, ale także nie bez działania Ducha Świętego. On jest nie tylko u początków Kościoła, ale jest ciągle w Kościele obecny.
Urzeczywistniać trudną jedność Kościoła jest naszym chrześcijańskim zadaniem. „Jeden jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest ponad wszystkimi, działa przez wszystkich i we wszystkich” (Ef. 4, 5-6). W tym zdaniu zawarte jest wszystko — cała katolickość Kościoła. Słowo Boże jest ciągle aktualnie przepowiadane. Wezwanie z Eucharystii: „Bierzcie i jedzcie, to jest Moje ciało” (Mt 26, 26) ciągle się dokonuje i aktualizuje. Bóg mówi w Kościele i poprzez Kościół, mówi do każdego człowieka. Słowa Bożego nie wypowiada człowiek sam od siebie. Jest to słowo Boga kiedyś wypowiedziane, które trwa.
Kiedy myślimy i mówimy o Kościele, to zawsze Jego postacią centralną będzie Jezus Chrystus, który jest ponad Kościołem, jest w centrum, jest najważniejszy. Nie da się oddzielić Chrystusa od Kościoła i Kościoła od Chrystusa. A jednak Kościół i Jezus Chrystus to nie to samo, bo On jest Panem Kościoła, jest miarą Kościoła. Patrząc na zło i błędy ludzi Kościoła pytamy się: „Jak się powinno patrzeć na Kościół święty?” Czy krytycznie, i o tym mówić czy milczeć? Co to znaczy być autentycznym członkiem Kościoła, organizmu Chrystusa?
Wiemy, że chrześcijanin powinien kochać Kościół, co zakłada przede wszystkim poznawanie i miłowanie Chrystusa, bo bez tego nie ma miłości Kościoła. Święci cierpieli i walczyli o to, by Kościół nie zeświecczał, by nie nabierał cech politycznych czy tylko społecznych. To św. Franciszek z Asyżu przypomniał papieżowi, co jest najważniejsze. Ojciec święty przyjął tego obdartego, bosego człowieka i słuchał jego rad, bo odkrył, że przez niego mówi Bóg. A ten z kolei, kiedy miał sen, że trzeba naprawić kościół, zaczął remontować mały kościółek św. Damiana. Potem zrozumiał, że to chodzi o coś innego, o naprawę Kościoła, który jest żywy. Św. Ignacy usiłował pracować w Ziemi Świętej. Potem dopiero zrozumiał, że Bóg przeznaczył mu Ziemię Świętą w Rzymie, w Kościele rzymskim. Odkrył wtedy Kościół święty, choć on wcale nie był wtedy taki bezgrzeszny, i były zarzuty pod adresem ludzi Kościoła, papiestwa i dworu papieskiego, skoro w efekcie zrodził się protestantyzm. Ignacy potrafił jednak dostrzec Chrystusa nawet w tym nieraz grzesznym Kościele. Co więcej, poszedł tak daleko, że istotą założonego przez siebie zakonu uczynił trwanie przy tym odkryciu, zaś jego fundamentem i pierwszą zasadą specjalny ślub posłuszeństwa papieżowi w sprawach misji. Zobaczył bowiem, że papież, na którym spoczywa odpowiedzialność za jedność Kościoła, za jego prace i misje, potrzebuje pomocy. Ignacy odkrywa coś bardzo ważnego, mianowicie, że trzeba wszystkie siły oddać w służbie Kościoła, ale pod kierunkiem papieża rzymskiego. I wszystko będzie tej zasadzie podporządkowane. Chodziło o pomoc Kościołowi w najtrudniejszych momentach i w tak istotnych dla Kościoła misjach. Kiedy papież potrzebował ludzi, bo jakiś fragment życia Kościoła był zagrożony, to zwracał się najczęściej do zakonów. Ale zanim zakon zadecydował, potrzeba było zwołania kapituły, narad, a czas upływał. Święty Ignacy postanowił, że musi być inaczej. Kiedy papież potrzebuje, to musi mieć ludzi natychmiast, w ciągu 24 godzin. I jezuici z wielką miłością Kościoła szli na męczeństwo i pewną śmierć, bo tego wymagało dobro dzieła Bożego. Misyjność, którą dzisiaj odkrywamy wszyscy, była punktem centralnym w życiu świętego, rozumiał bowiem, że cały Kościół w swej istocie jest misyjny.
Jeśli kocham Kościół powszechny, to czuję się odpowiedzialny za Niego, raduję się, że gdzieś bardzo mocno rozwija się chrześcijaństwo. Dziękujemy Bogu, że w Korei, tej niekomunistycznej, tak wspaniale rozwija się Kościół katolicki, tak wielu ludzi prosi o przyjęcie do Kościoła świętego. Równocześnie martwi nas, że rocznie setki tysięcy chrześcijan odchodzi w Ameryce Południowej do różnych sekt.
Kocham Kościół powszechny, to znaczy kocham także Kościół lokalny, danej diecezji, parafii, tak, jak kocham rodzinę. Jeśli kocham, to czuję się odpowiedzialny, nie mogę stać na uboczu, zależy mi na Nim. Jest to zarazem miłość do Osoby Chrystusa. Ona zawiera miłość do Jego Ciała, Kościoła, który sam założył, zbudował na Piotrze, jak mówi Ewangelia św. Mateusza (por. Mt 16, 15-20).
Co to znaczy kochać? Kiedy ta nasza chrześcijańska miłość Boga i bliźniego będzie dojrzała, autentyczna? Gdy będę brał człowieka takiego, jakim jest, z jego brakami i z jego wadami. Nie ma ludzi idealnych. Ale ja go kocham i z tej miłości ma się w nim odrodzić to, co zostało przyprószone. Moja miłość ma kształtować dobro w tym człowieku. Jestem za niego odpowiedzialny. Przenieśmy to na sytuację Kościoła. Nasza prawdziwa miłość będzie się wyrażała w dążeniu do odnowy Kościoła. Dlatego ważne jest dziś dla nas poznanie nauki o Kościele, poznanie dorobku Soboru Watykańskiego II. Wtedy odkryjemy także istotę Kościoła, pomnożymy swoją miłość do Niego. Czy boli mnie niesprawiedliwa krytyka Kościoła? Czy boli mnie to, że czuję bezsilność w tylu wypadkach, kiedy nie mogę komuś pomóc, aby przyjął i otworzył się na naukę Jezusa Chrystusa? To są dowody, że kochamy Kościół, że On jest nam po prostu bliski.
Pan Jezus pyta każdego z nas tak jak niegdyś Piotra nad jeziorem Genezaret: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” (J 21, 17).
opr. aw/aw