Boskie mechanizmy - w przyjaźni między mężczyzną a kobietą

Niektórzy twierdzą, że przyjaźń między mężczyzną a kobietą nie jest możliwa. Jednak historia Kościoła - w tym także życiorysy świętych - zaprzecza temu przekonaniu

Boskie mechanizmy - w przyjaźni między mężczyzną a kobietą

W powszechnej opinii przyjaźń pomiędzy mężczyzną i kobietą nie jest możliwa, jeżeli nie ma (lub nie było) pomiędzy nimi również relacji seksualnej. Przyjaźń wyłącznie duchowa byłaby więc czymś sztucznym, złudnym i łudzącym przede wszystkim ich samych. Ta opinia zakłada, że pełnia miłości między mężczyzną i kobietą objawia się w stosunku seksualnym, do którego zmierza nieuchronnie miłość jako taka, która widzi w nim swoje spełnienie, zatem w tym sensie przyjaźń byłaby tylko niższym, uboższym i skromniejszym etapem miłości.

Upowszechnienie się tej opinii zawdzięczamy przewadze tego, co Platon w „Uczcie” (Convito) nazywa „Venere Pandemia”, czyli „Wenus wulgarną” (po polsku: Wenus wszeteczna), w podwójnym znaczeniu tego przymiotnika w języku włoskim: w pierwszym znaczeniu jest to rzecz szeroko rozpowszechniona wśród ludu, a w drugim coś dalekiego od elegancji tego, co szlachetne. Lecz Wenus wszeteczna istnieje, nie możemy temu zaprzeczyć, gdyż prawdą jest, że erotyczne napięcie cechuje siłą rzeczy stosunki pomiędzy mężczyzną i kobietą. Demon ten, pośrednik pomiędzy człowiekiem i Bogiem, nieustannie skłania ku pięknu i popycha do szukania zjednoczenia z pięknem, zaś pierwszą formą, w jakiej się objawia, jest właśnie pożądanie seksualne. Dlatego we wszystkich nas mieszka Wenus wszeteczna, która — o czym musimy pamiętać — jest boginią i jako takiej należy oddawać jej cześć. Czyli, abstrahując od mitu, musimy uznać, że w głębi natury ludzkiej tkwi nieprzeparty Eros, miłość, która jest przede wszystkim pragnieniem jedności z ciałem. Uczciwe przyznanie tego faktu jest punktem wyjścia pozwalającym zrozumieć ową tajemnicę miłości, którą kapłanka z Mantinei Deotyma odkrywa Sokratesowi. Pożądanie seksualne jest bowiem tylko pierwszym i najbardziej powszechnym przejawem mocy demona, który w miarę wzrastania zmienia formę, staje się bogatszy i bardziej radosny. Podkreślamy ten punkt. Jak zauważyła Simone Weil, tylko epoka tak nędzna, jak nasza, może traktować poważnie Freuda, anty-Platona w całym tego słowa znaczeniu, i jego koncepcję, według której najważniejszy i zasadniczy jest eros seksualny, w porównaniu do którego inne formy miłości są jej pomniejszeniami.

W rzeczywistości, kiedy miłość jest silna, ewoluuje ona stopniowo ku temu, co większe i pozostawia za sobą to, co mniejsze, jak mówi średniowieczna mistyczka Małgorzata Porète, powtarzając nieświadomie naukę udzieloną Sokratesowi przez Deotymę, co świadczy o tym, że kobiety posiadają naprawdę „intelekt miłości”. Podobnie też św. Augustyn, w swoich Wyznaniach, przypominając sobie swoją młodość teraz, kiedy jest starszy i naprawdę wie, co to jest Miłość, którą jest Bóg, przyznaje, że za młodu szukał miłości: nie wiedział, czym ona jest, nie umiał kochać, ale kochał właśnie kochać. Amare amabam, bo to miłość kocha się naprawdę: miłość jest podmiotem, który kocha, jest kochanym przedmiotem i zarazem samym aktem kochania. Stworzenie ze swoją niedoskonałością jest tym, co rozbudza w nas owo „boskie szaleństwo”, przez które docierają do człowieka wszystkie najpiękniejsze dary Boże: wtedy Wenus wszeteczna (Pandemia) ustępuje miejsca Wenus Uranii (Wenus Niebiańskiej), która prowadzi człowieka ku niebu. Przyjaźń nie jest niedoskonałą postacią erosa, wręcz przeciwnie, jest jego najwyższym stopniem.

Mistrz Eckhart pisze, że miłość stworzenia jest w rzeczywistości miłością samego siebie i że z takiej miłości nie wynika nic oprócz goryczy, jako że wszystkie stworzenia są niczym, gdyż otrzymują całe swoje istnienie od Boga, a kontakt z nicością czyni jedynie zło. Miłość do stworzenia jest cudem, którego pięknu nic nie dorówna, ale jest też największą udręką, gdyż stawia na pierwszym miejscu niedoskonałość, wielość, a w ten sposób dalekość od Jednego, w którym jedynie jest pokój. W tym sensie, pisze Eckhart, gdzie wchodzi stworzenie, stamtąd wychodzi Bóg. Miłość, która ma powód, nie jest czysta, jako że gdzie jest powód, tam jest korzyść, bez względu na jej konfigurację. Miłość czysta nie ma powodu. Bowiem dusza ma dwoje oczu: jedno patrzy na stworzenie i kocha je miłością pełną czułości i współczucia właśnie ze względu na jego niedoskonałość; drugie patrzy na wieczność, na Jednego, i w Jednym kocha wszystkie stworzenia miłością już nie do ciał, lecz do dusz, które stara się uczynić lepszymi, tak jak ją samą czyni lepszą ta miłość.

Tak jest niezależnie od płci. Przyjaźń to nie jest coś, czego trzeba szukać, o co trzeba prosić, na co trzeba mieć nadzieję: to jest cnota, i jako taką praktykuje się ją i koniec, jak mówi Simone Weil. Przyjaźń nie jest nastrojem, który raz jest, a raz go nie ma, nie jest uczuciem, ona dotyczy tego, co mistycy nazywają głębokim dnem duszy, ileż głębszym od zmiennych uczuć, niedostępnym wszystkiemu oprócz Boga w Jego nagiej istocie. Dotyczy nie duszy, lecz ducha, a tam już nie ma mężczyzny czy kobiety, jak pisze św. Paweł, tam płeć nie ma już znaczenia.

Z drugiej strony nie ma wątpliwości, że istota ludzka posiada płeć, a płeć oznacza podział (sexus, od secare — ciąć, separować, odzielać): jesteśmy mężczyznami i kobietami, z natury szukamy tej połowy, której nam brak, a bez której pozostaje się niepogodzonymi psychicznie, pełnymi niezrozumienia i urazy. Dlatego to w przyjaciółce mężczyzna znajduje doskonałe dopełnienie, tak jak kobieta znajduje je w mężczyźnie: pewnie, napięcie erotyczne tam istnieje i musi istnieć, gdyż duch nie może stać się doskonały, jeżeli najpierw ciało i dusza nie będą doskonałe, jak uczy Eckhart, nawiązując do tego, co później Niemcy (jak Goethe i Nietzsche) nazwą Vergeistigung, uduchowieniem, albo Sublimation, lecz w sensie odwrotnym do tego, w jakim używa go Freud (który ukradł termin Nietzschemu): nie mistyfikacji instynktu seksualnego, lecz jego urealnienia.

Zatem właśnie w bogatej w eros przyjaźni pomiędzy mężczyzną i kobietą objawia się najlepiej łaska owego «popularnego uczucia, wywołanego przez boskie mechanizmy», jak mówi piosenka, uczucia Miłości «co wprawia w ruch słońce i gwiazdy». Możemy przytoczyć na to świadectw bez liku: od czasów pradawnych, po dzień dzisiejszy, historia jest ich pełna. Od tych najsławniejszych, jak Klara i Franciszek, Teresa z Avili i Jan od Krzyża, Joanna de Chantal i Franciszek Salezy, po intelektualistów takich jak Madame Guyon i François de Fénelon, Adrienne von Speyr i Hans Urs von Balthasar, czy też Raïssa i Jacques Maritain, którzy byli również małżeństwem. Nie chodzi o coś, co dotyczy tylko zakonnic i zakonników, świętych i intelektualistów. Świadczy o tym przykład dwojga ludzi nam współczesnych: dominikanina Antonio Lupiego i młodej Tilde Manzotti, których zbiór listów (Amare infinitamente. Epistolario 1938-1939 [Kochać nieskończenie. Listy 1938-1939], pod red. Eleny Cammarata, San Leolino, Editore Féeria, 2014, s. 90, euro 12) ukazuje raz jeszcze piękno i głębię przyjaźni pomiędzy mężczyzną i kobietą.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama