Spowiednik klęczy przed tajemnicą grzesznika

Uczestnicy dyskusji: o. Jakub Kruczek, przeor oo. Dominikanów w Krakowie, o. Jarosław Kupczak, rektor Studium Teologiczno-Filozoficznego oo. Dominikanów, o. Tomasz Golonka, wychowawca braci dominikanów i duszpasterz akademicki, o. Jacek Krzysztofowicz

 

Do udziału w dyskusji na temat spowiedzi, która odbyła się w redakcji LISTU, zaprosiliśmy czterech doświadczonych spowiedników: o. Jakuba Kruczka, przeora klasztoru oo. Dominikanów w Krakowie, o. Jarosława Kupczaka, rektora Studium Teologiczno-Filozoficznego oo. Dominikanów, o. Tomasza Golonkę, wychowawcę braci dominikanów i duszpasterza akademickiego, o. Jacka Krzysztofowicza. W imieniu czytelników pytania zadawali: Iwona Budziak, Katarzyna Kroczek i Piotr Dyli

 

Iwona Budziak: Podobno ojcowie dominikanie są uprzywilejowani jako spowiednicy.

o. Jacek Krzysztofowicz: Nasz klasztor jest w centrum miasta, do nas wszystkim jest blisko...

Piotr Dylik: Ale czy tutaj łatwiej jest się spowiadać, czy dominikanie jakoś inaczej słuchają? Na czym to polega, że ktoś musi przyjechać z jakiejś parafii, często spoza Krakowa, żeby sobie poradzić z grzechem? Wydaje się, że powinno być demokratycznie, każdy ksiądz może to samo...

o. Jakub Kruczek: Ja bym nie przesadzał z wyjątkowością dominikanów...

I. Budziak: A jednak są pewne grzechy, z którymi można przyjść tylko do wyznaczonych kapłanów.

o. J. Kruczek: Dominikanie są zakonem żebraczym i rzeczywiście mają pewne przywileje w spowiadaniu, przysługujące tym zakonom. Ale nasza „zasługa” polega przede wszystkim na tym, że przez cały dzień mamy dyżur w konfesjonale. Jesteśmy w sytuacji komfortowej, nie mamy parafii, każdy z ojców może usiąść na dwie godziny w konfesjonale, nigdzie się nie spieszymy. W czasie dyżuru mogę spokojnie wysłuchać każdego penitenta, który przychodzi. Nie muszę wyspowiadać wszystkich, więc łatwiej mi się skupić na konkretnej osobie, poświęcić jej więcej czasu i uwagi.

W parafiach księża spowiadają na ogół „przy okazji” , muszą np. wyspowiadać wszystkich penitentów, bo zbliżają się święta. Zwykle wtedy jest dużo osób i pojawia się pokusa, żeby spowiadać trochę szybciej.

P. Dylik: Słyszałem o takim przypadku, że ktoś gdzieś nie uzyskał rozgrzeszenia, a u Ojców uzyskał.

o. Jarosław Kupczak: Równie dobrze może być tak, że u nas nie uzyskał, a gdzieś tam uzyskał. Każdy przypadek należy rozpatrywać indywidualnie.

Ale może o tych przywilejach. Wyjątkowość bazyliki oo. Dominikanów jest związana z tzw. przywilejami zakonów żebraczych. Wiadomo, że bywają różnorodne grzechy. Są takie, które nazywamy powszednimi, i takie, które nazywamy śmiertelnymi. Wśród grzechów śmiertelnych istnieją pewne grzechy bardzo poważne, można powiedzieć zupełnie najpoważniejsze, i Kościół od bardzo dawna ograniczał możliwość ich rozgrzeszania. Na przykład jeżeli do konfesjonału przychodzi penitent i mówi, że dokonał profanacji Najświętszego Sakramentu, to nie mogę mu dać rozgrzeszenia. Jest to grzech zastrzeżony Stolicy Apostolskiej. Najpierw trzeba wystosować pismo do Watykanu, dlatego, że ten ktoś popada w ekskomunikę i rozgrzeszenie wiąże się z jej zdjęciem. Są też grzechy zastrzeżone biskupowi, na przykład czynne współdziałanie przy aborcji. Tego grzechu nie może odpuścić zwykły kapłan. Zakony żebracze, które od momentu swego powstania miały wspomagać biskupa w kaznodziejstwie i duszpasterstwie, otrzymały specjalne przywileje. Rozgrzeszanie jest częścią głoszenia Słowa Bożego, więc my, dominikanie, jako Zakon Kaznodziejski, otrzymaliśmy przywilej rozgrzeszania z niektórych grzechów, zastrzeżonych biskupowi.

spowiednik

— święty,

słaby człowiek

I. Budziak: Słyszałam, że nie można być dobrym kapłanem, nie będąc dobrym spowiednikiem. Sakrament pokuty weryfikuje kapłaństwo.

o. J. Kruczek: Równie dobrze można powiedzieć, że to, w jaki sposób udzielam Komunii świętej, jest sprawdzianem tego, czy jestem dobrym kapłanem. Na ludzkie życie, także kapłańskie, należy patrzeć integralnie. Dobry kapłan stara się być gorliwy w modlitwie, w głoszeniu Słowa Bożego, sprawowaniu sakramentów. Spowiedź nie jest tutaj wyjątkiem. Trzeba jednak przyznać, że sakrament pokuty domaga się od kapłana zaangażowania, domaga się wiary i pokory, ale także mądrości i delikatności.

Mam wrażenie, że ludzie chętniej przychodzą do księdza, który nie poprzestaje tylko na rozgrzeszaniu, ale potrafi wsłuchać się w problemy człowieka. A to wymaga czasu, ale także umiejętności. Kapłan podczas spowiedzi powinien pomóc penitentowi otworzyć się na Pana Boga i dostrzec takie horyzonty własnego rozwoju, których do tej pory nie widział. Przecież do spowiedzi warto przystępować nie tylko z grzechami ciężkimi, ale i wtedy, kiedy mamy wyłącznie grzechy lekkie, a jednak czujemy, że nie w pełni żyjemy łaską uświęcającą.

o. J. Krzysztofowicz: To zdanie, że nie można być dobrym kapłanem, nie będąc dobrym spowiednikiem, usłyszałem pierwszy raz, kiedy byłem jeszcze diakonem, i zrobiło na mnie duże wrażenie. Będąc kapłanem odkryłem, że spowiadanie jest trudną pracą. A człowiek chętnie ucieka przed tym, co trudne. Spowiadanie więc faktycznie weryfikuje moje kapłaństwo. Jeżeli uciekam od posługi konfesjonału, robię to byle jak, to znaczy, że jestem złym księdzem.

Katarzyna Kroczek: To ciekawe, że ksiądz spowiadając, napotyka jakieś trudności.

o. J. Krzysztofowicz: Może się to wydać dziwne, ale ksiądz mocno przeżywa sprawowanie sakramentu pokuty. Każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że penitent doskonale pamięta swoje spowiedzi, nawet te sprzed kilkudziesięciu lat. Zwłaszcza te, w których spotkał się ze zrozumieniem, bo ksiądz zajrzał w jego serce i starał się mu pomóc. Jeżeli ksiądz chce dobrze spowiadać, nie może pozostać zupełnie neutralny — musi się emocjonalnie zaangażować. A efektem tego jest napięcie, zmęczenie, stres...

K. Kroczek: A co z tymi, którzy nie spotkali się ze zrozumieniem?

o. J. Krzysztofowicz: W spowiedzi mamy do czynienia z ogromną dysproporcją między tym, czego oczekują przychodzący do konfesjonału, a tym, z czym często tam się spotykają.

Dla każdego, kto decyduje się uklęknąć przy konfesjonale, jest to przeważnie moment głębokiej decyzji spotkania z Panem Bogiem, otwarcia w tym, co jest bolesne i intymne. Ale dla mnie, siedzącego w konfesjonale, penitent to jedna z kilkudziesięciu osób, które widzę przez kratkę. Bardzo trudno traktować każdego człowieka jako tego jedynego i najważniejszego w danym momencie.

Poza tym jestem tylko słabym człowiekiem, zamkniętym na miłość i pełnym emocji. Trudno jest nie patrzyć na wszystko przez pryzmat swojego zdenerwowania, frustracji, czasem choroby czy niepokoju o to, co jeszcze mnie dziś czeka. Nagle muszę o tym wszystkim zapomnieć i poświęcić spowiadającemu się całą moją uwagę. I to bywa bardzo trudne. Człowiek nie potrafi do końca zapanować nad swoimi emocjami. Czasami penitent, który się właśnie spowiada, „obrywa” za tego, który był wcześniej spowiadany.

To nie jest argument, ja się nie usprawiedliwiam, bo rzeczywiście to się kończy tym, że ludzie odchodzą od Kościoła. A jednak wydaje mi się, że konfesjonał, mimo wszystkich trudnych sytuacji, jest miejscem, w którym dokonuje się najwięcej dobra.

I. Budziak: To znaczy, że człowiek, który jest spowiednikiem, powinien być święty.

o. Tomasz Golonka: Na pewno powinien być człowiekiem, który nieustannie się nawraca. Trzeba pamiętać, że posługa spowiadania jest niewidoczną częścią duszpasterstwa. Nie można jej zmierzyć liczbą ludzi w kościele. Żeby tę posługę, której owoce są niewidoczne, podejmować, trzeba być człowiekiem głęboko żyjącym Panem Bogiem.

Po drugie, spowiadanie sprawdza wartość księdza pod względem rozumienia władzy, jaką on sprawuje. Bo ksiądz, w pewnym sensie, ma władzę nad człowiekiem, który przed nim klęczy — władzę związaną z sakramentem pojednania. Oczywiście penitent klęczy przed Panem Bogiem, a ksiądz jest pośrednikiem, ale de facto sprawuje nad nim władzę. Jako spowiednik muszę głęboko wziąć sobie do serca słowa Pana Jezusa, że władza to jest posługa, to jest dawanie wsparcia, to jest umocnienie w wierze. Na pewnych rekolekcjach usłyszałem takie zdanie, które wywarło na mnie duże wrażenie: co prawda penitent klęczy przy konfesjonale, ale i z drugiej strony kratki spowiednik poniekąd klęczy wobec tajemnicy penitenta, wobec tajemnicy Pana Boga i Jego działania.

Po trzecie — spowiedź weryfikuje wiarę księdza. W spowiedzi stajemy wobec rzeczywistości absolutnie przerastającej nasze możliwości. Ja mogę dawać dobre wskazówki, pokazywać sposoby rozwiązania problemu, a nawet udzielić jakiegoś rodzaju wsparcia psychologicznego. Ale i tak wszystko sprowadza się do tego, czy wierzę i czy posługuję mocą Bożą, która nawraca, uwalnia, uzdrawia. Wiele zależy od tego, czy ksiądz jest w stanie przekazać tę wiarę penitentowi.

P. Dylik: Są kapłani szczególnie cenieni jako spowiednicy. Pół miasta spowiada się u nich...

o. T. Golonka: Dla mnie ważniejsze jest wtedy pytanie, jak ci księża sobie z tym radzą. Czy to nie staje się dla nich pretekstem do robienia kariery?

P. Dylik: Zapytałem w sensie pozytywnym. Pomyślałem o Proboszczu z Ars.

o. J. Kupczak: Często zastanawiamy się nad tym, jakie cechy powinien mieć dobry spowiednik. To jest trochę skomplikowane. Z pewnością musi umieć słuchać, musi być łagodny, cierpliwy i musi prowadzić głębokie życie duchowe, jeżeli ma w nie wprowadzać drugą osobę. Ale nasuwają się też pewne pytania. Weźmy na przykład cechę łagodności. Spowiednik powinien być łagodny, ale jednocześnie nie chcemy takiego spowiednika, o którym mówi się: „ciepłe kluchy”. Spowiednik musi od nas czegoś wymagać. Spowiednik cierpliwy może dać nam czas, żebyśmy dorośli do jego wymagań, potrafi czekać na owoce łaski, ale w pewnym momencie musi także zdecydowanie powiedzieć, że nie widzi owoców.

o. J. Kruczek: Istnieje coś takiego jak charyzmat. Ktoś może mieć charyzmat głoszenia Słowa Bożego, a ktoś inny spowiadania. Są też osoby, które mają wszystkie charyzmaty. Łaska bazuje na naturze, ale każdy kapłan, jeśli jest człowiekiem wierzącym, zaangażowanym i dąży do świętości, będzie dobrze sprawował sakrament pokuty.

spowiedź

czy psychoterapia?

P. Dylik: Czy koniecznie trzeba mieć stałego spowiednika?

o. J. Kruczek: Są takie momenty w życiu, kiedy stały spowiednik jest konieczny. Bez tego nie nastąpi wzrost w życiu duchowym.

P. Dylik: Co to za momenty?

o. T. Golonka: W dwóch sytuacjach proponuję komuś znalezienie sobie stałego spowiednika. Po pierwsze wtedy, kiedy komuś bardzo trudno przychodzi wyznawanie swoich grzechów, wkłada w to dużo wysiłku, a na dodatek ma bardzo pokomplikowane życie. Opowiadanie tego wszystkiego kolejnemu księdzu może być trudne. Dobrze byłoby, gdyby ta osoba miała stałego kapłana, który zna sytuację, któremu nie trzeba ciągle tłumaczyć tego samego, i który jest w stanie wesprzeć ją w przeżywaniu różnych problemów. Po drugie — stałego spowiednika doradzam temu, kto ma dużo talentów, ma szansę się rozwijać, i nie wie, jak to zrobić.

Natomiast dla mnie, jako penitenta, stały spowiednik jest kimś, kto zapobiega mojej ucieczce od siebie samego. Dzięki niemu nie będę „ślizgał się” po powierzchni. On może mnie ochronić przed ucieczką od prawdziwej pracy nad sobą.

o. J. Krzysztofowicz: Często ludzie nie mają odwagi spowiadać się u księży, którzy ich znają. Na ogół chodzi o wstyd, ale nie do końca dobry. Jest to zrozumiały mechanizm. Ci, którzy nas znają, mogą nam pomóc najbardziej. Jeżeli spowiadam osoby z duszpasterstwa, to sądzę, że mogę dać im o wiele więcej niż ktoś, kto jest zupełnie z zewnątrz, bo widząc je w różnych sytuacjach, znam je lepiej. Rozumiem, że ktoś może bać się: „Co on sobie o mnie pomyśli, gdy zobaczy moje grzechy”. Ale ja naprawdę nic sobie nie myślę. To jest łaska stanu, że każdy z nas oddziela to, co wie z sakramentu spowiedzi, od codziennego funkcjonowania. To, czego dowiaduję się o kimś w czasie spowiedzi, naprawdę nigdy nie wpływa negatywnie na moje relacje z tą osobą.

P. Dylik: Czy Ojcowie pamiętają wszystkich swoich penitentów i ich problemy?

o. J. Krzysztofowicz: Tych, których stale spowiadam — tak.

o. J. Kruczek: Ja nie pamiętam wszystkich dokładnie. Ciekawe jest to, że wciąż rośnie zapotrzebowanie na stałych spowiedników. Powiedziałbym, że dla nas, kapłanów, jest to trudne wyzwanie. Wymaga się od nas osobistego rozwoju i weryfikacji naszych zaangażowań, trzeba też znaleźć czas dla penitentów.

I. Budziak: Ale na Zachodzie jest podobno inaczej. Czy psychoanaliza zastąpiła spowiedź?

o. J. Kupczak: Na Zachodzie kryzys sakramentu pojednania był jednym z elementów kryzysu, który nastąpił po Soborze Watykańskim II. Jego przejawami były też odejścia z kapłaństwa, spadek powołań, kryzys liturgii i teologii.

Kryzys sakramentu pojednania został także spowodowany przez wielką popularność psychologii. Wydawało się w pewnym momencie, że psychoanaliza (słynna kozetka u doktora) jest nowoczesną interpretacją spowiedzi. Zaczęto zastępować spowiedź uszną absolucją generalną udzielaną wszystkim wiernym. Z moich doświadczeń wynika jednak, że potrzeba spowiedzi nie zmniejszyła się.

Trochę znam Kościół amerykański. Księża, którzy spowiadają, są tam bardzo poszukiwani. Miałem dyżury w konfesjonale w waszyngtońskiej katedrze i zawsze była kolejka. Wydaje mi się, że w gruncie rzeczy ten kryzys spowiadania był wywołany nie tym, że katolicy nie chcieli się spowiadać, tylko tym, że często z ambon otrzymywali komunikat, że nie powinni się spowiadać. Przestali się spowiadać, bo księża wyrzucili z kościołów konfesjonały i powiedzieli, że to jest tylko tradycja. Trzeba jednoznacznie powiedzieć, że wprawdzie zaczęło się to po Soborze Watykańskim II, ale to była pewna aberracja w przyjęciu nauki soborowej. W nauce soborowej niczego takiego nie było.

Nie można zapominać, że w każdym człowieku istnieje głęboka potrzeba konfrontacji decyzji moralnych i obiektywizacji przeżyć duchowych z drugim człowiekiem. Jest to tylko jeden z elementów spowiedzi, ale jeżeli go zabraknie, zastąpią go jakieś namiastki.

Taką namiastką może być np. sekta, w której lider odgrywa rolę proboszcza i spowiednika. Może nią być też psychologia i psychoanaliza, ale jej popularność już przemija. Minęło przekonanie o jej bezbłędności. Pozostały jeszcze grupy terapeutyczne, w których przekraczana jest granica pomiędzy psychologią a religią, taka psychologia w formie New Age.

o. T. Golonka: Sprawa wsparcia, jakie może dać psychologia, w kontekście rozmowy o spowiedzi, jest materią dość delikatną. Skojarzenia ludzi z pójściem do psychologa czy psychiatry są niedobre, zarówno wśród księży, jak i wśród penitentów. Ciągle nie ma takiej dobrej świadomości, że psycholog to jeden z ewentualnych lekarzy, że jest to osoba, która może pomóc. Bywa, że kapłani posługujący w konfesjonale odrzucają psychologię i psychoterapię, ale bywa i tak, że uprawiają swego rodzaju szarlataństwo, polegające na tym, że próbują w swoją posługę kapłańską wprowadzić metody psychologiczne, nadużywając swoich kompetencji.

Wiadomo, że jest prawie niemożliwością, żeby ksiądz był równocześnie dobrym psychologiem czy psychoterapeutą. Pojawiają się na szczęście sytuacje pokazujące, że współpraca między kapłanami, psychologami, psychoterapeutami czy psychiatrami jest możliwa i wydaje się, że coraz lepiej może się układać. Na przykład, od pewnego czasu w klinice psychiatrycznej w Zakładzie Terapii Rodzin działa grupa seminaryjna, w której spotykają się terapeuci, psychiatrzy, psychologowie różnych szkół i księża. Podczas rozmowy psychologowie i psychiatrzy analizują poszczególne problemy od strony psychologicznej, a księża od strony duszpasterskiej i religijnej.

Innymi kompetencjami dysponuje ksiądz, a innymi psychiatra czy psycholog.

Kapłan zawsze może wysłać kogoś do psychologa, który naprawdę może pomóc. Są też psychologowie, którzy widząc w pacjencie głęboką potrzebę życia duchowego, odsyłają go do księdza, do spowiednika.

o. J. Kruczek: O tym, że kryzys sakramentu spowiedzi niedo końca dotknął ludzi Zachodu, świadczy choćby takie zjawisko, jak spotkanie Papieża z młodzieżą w Rzymie w 2000 r., podczas którego setki tysięcy ludzi spowiadały się na oczach całego świata. Myślę, że chrześcijanie rozumieją coraz bardziej, że normalnym stanem naszego życia jest pozostawanie w komunii z Jezusem, a ze względu na ludzką słabość jest to niemożliwe bez sakramentu pokuty.

o. J. Krzysztofowicz: Mówiąc Zachód, w dużym stopniu pomijamy tutaj świat niemiecki. W naszej parafii, w Monachium, żeby wyjść naprzeciw tego oczywistego dobra, jakim jest spowiedź, ojcowie wprowadzili stały dyżur, ale, niestety, przychodziła mniej więcej jedna osoba na tydzień. Tam się ludzie nie spowiadają.

K. Kroczek: I nic na tym nie tracą?

o. J. Krzysztofowicz: Mam pewną osobistą teorię, dlaczego spowiedź jest ważna. Wydaje mi się, że człowiek, który się nie spowiada, nie może uderzyć się w pierś, powiedzieć: „jestem grzesznikiem”, i otrzymać przebaczenia, ma do wyboru dwie drogi. Może żyć ze świadomością, że jest złym człowiekiem, grzesznikiem i nikt mu nie wybacza, co jest nie do wytrzymania. Naprawdę nie da się żyć z taką świadomością. Może też mówić sobie: „jestem w porządku, nie ma we mnie niczego złego”, co zdarza się częściej. Zatraca się wtedy poczucie grzechu. Człowiek przestaje być świadomy tego, że w ogóle coś złego robi. Wszyscy zbrodniarze, ludzie, których potępiamy, prawie zawsze czują się zupełnie spokojni w swoim sumieniu. Dotyczy to każdego z nas, bo wielkie zło nie bierze się w życiu znikąd. Jest konsekwencją kompromisów, odrzucania w małych codziennych sytuacjach prawdy o tym, że grzeszę, robię coś złego.

Najwięksi złoczyńcy to nie ludzie, którzy wcześniej uważali się za grzeszników, ale ci, którzy zawsze mniemali, że są „w porządku”.

Proszę pod tym kątem przeczytać przypowieść o faryzeuszu i celniku, modlących się w świątyni.

K. Kroczek: Czasem ludzie nie przystępują do spowiedzi, bo wiedzą, że i tak nie dostaną rozgrzeszenia. Co na przykład z tymi, którzy pozostają w związkach niesakramentalnych?

o. J. Kruczek: Ludzie żyją w bardzo skomplikowanych sytuacjach, których nie mogą przezwyciężyć, ale najważniejsze jest zawsze pytanie o ich pragnienie Pana Boga. Przystąpienie do sakramentu pokuty jest zaproszeniem Jezusa, wołaniem do Niego: „Jestem w skomplikowanej sytuacji, nie wiem jak z niej wyjść, ale błagam o miłosierdzie i pomoc”. Chrystus może wyprowadzić nas z każdej sytuacji, z każdego upadku.

Są oczywiście obiektywne powody, dla których nie można udzielić rozgrzeszenia, ale częściej spotykam takie sytuacje, gdzie brakuje ludziom zdecydowanej decyzji co do porzucenia grzesznego uwikłania czy też towarzystwa, okoliczności, które ułatwiają trwanie w grzechu.

grzech, problem,

wątpliwość?

I. Budziak: Na czym polega dobre przygotowanie do spowiedzi? Co trzeba zrobić, żeby się dobrze wyspowiadać?

o. J. Kruczek: Spowiedź jest zawsze spotkaniem twarzą w twarz z Panem Jezusem poprzez osobę spowiednika. Pan Bóg nie sprawdza w komputerze, co już powiedzieliśmy, a czego jeszcze nie. Dobre przygotowanie do sakramentu pokuty rozpoczyna się od skruchy. Syn marnotrawny uświadamia sobie, że zgrzeszył. Zgrzeszyłem wobec Boga i ludzi, zawiodłem zaufanie. Aby dobrze się wyspowiadać, warto pamiętać o pięciu warunkach dobrej spowiedzi, a rozpoczynają się one od rachunku sumienia. Pewnie każdy z nas pamięta ze szkoły podstawowej książeczkę z rachunkiem sumienia, według której przygotowywał się do pierwszej spowiedzi. W takiej formule nie możemy trwać przez całe życie.

Grzech nie jest jedynie złamaniem praw lub zasad. Za każdym grzechem trzeba zobaczyć osobę, którą zraniliśmy lub zawiedliśmy. Matkę, ojca, brata, przyjaciela a wreszcie Pana Boga. Przestrzegałbym przed nadmierną skrupulatnością, przed nieustannym sprawdzaniem, czy przypomniałem sobie wszystkie grzechy, czy były one ciężkie, czy lekkie. Drobiazgowość w rachunku sumienia bywa czasami pokusą dla sióstr zakonnych, które przeglądają swoje życie nie tylko w świetle Bożych przykazań, ale także własnych konstytucji i reguł życia. Drugą skrajnością jest relatywizm, rozmywanie zasad moralnych, dopasowywanie Bożych przykazań do życiowych okoliczności. Myślimy czasami, że ponieważ wszyscy tak postępują, to nie ma w tym grzechu. W rachunku sumienia najważniejsze będzie zawsze pytanie: czy jestem podobny do Chrystusa, czy jeszcze jestem Jego uczniem?

o. T. Golonka: Często redukuje się spowiedź do rachunku sumienia. A ważne jest kształtowanie myślenia o spowiedzi w kategoriach spotkania miłosiernego Ojca i marnotrawnego syna. Dopiero „drugim punktem” spowiedzi jest rachunek sumienia. To jest kwestia techniczna, czy robić go według dziesięciu przykazań Bożych, czy, jak niektórzy mówią, według przykazania miłości Boga i bliźniego. Chodzi o uczciwość wobec Boga, do którego wracam.

o. J. Kupczak: Przy spowiedzi trzeba zwracać uwagę na hierarchię grzechów. Kościół uczy nas, że do ważności spowiedzi wymagane jest wymienienie wszystkich grzechów śmiertelnych. Czasami ktoś spowiada się z jakichś drobiazgów, spowiedź trwa i trwa, ksiądz ma już nawet przygotowaną pokutę, a tu nagle: „buch”, pada najważniejszy grzech, który powinien być wymieniony na początku, i zmienia cały charakter spowiedzi.

o. T. Golonka: Rysowaliśmy dosyć pozytywny obraz tego, co dzieje się w Polsce, w Krakowie, u Dominikanów: coraz więcej ludzi przystępuje do spowiedzi, wzrasta liczba stałych spowiedników. Ale kiedy, od czasu do czasu, przechodzę przez Rynek krakowski, widuję tam wróżkę, do której ustawia się kolejka, pewnie równie długa jak do konfesjonału wniejednym kościele. Jest w ludziach wielka potrzeba poczucia bezpieczeństwa, poradzenia sobie z przyszłością, potrzeba wyzbycia się lęku o siebie, potrzeba kogoś, kto będzie stróżował nad naszym losem. Taka wróżka to wyzwanie dla Kościoła, dla wychowawców i kapłanów. Do wolności wyswobodził nas Chrystus, a szukanie poczucia bezpieczeństwa we wróżbach czy kartach może prowadzić do zniewolenia. Sakrament pojednania przynosi uwolnienie.

o. J. Kruczek: Nie unikniemy osobistej odpowiedzialności za nasze życie. Spowiedź bywa czasami traktowana jako „sakrament” uwolnienia od odpowiedzialności.

o. T. Golonka: Tę odpowiedzialność przerzuca się czasem na stałego spowiednika.

o. J. Kupczak: Dobry spowiednik unika pułapki przerzucania na niego odpowiedzialności. Spowiadający prosi: „Niech ojciec zdecyduje, niech ojciec mi powie, co mam robić”. Wtedy spowiednik musi powiedzieć: „Bardzo cię przepraszam, ja ci mogę pokazać alternatywy, pewne konsekwencje wyborów, ale to ty musisz podjąć decyzję”.

Wróżka zwalnia od odpowiedzialności, bo mówi, jaka jest przyszłość człowieka, spowiednik — nie.

P. Dylik: Ludzie często nie wiedzą jak żyć i chcą, żeby im spowiednik podpowiedział...

o. T. Golonka: Obowiązkiem spowiednika jest odróżnić grzech od problemu i od wątpliwości.

Sakrament pojednania to jest konkretne działanie Bożej łaski. Przegadanie spowiedzi powoduje, że można zapomnieć o spowiedzi właśnie, której istotnym elementem jest wyznanie grzechów. Ważne jest również pouczenie, wprowadzające w tajemnicę miłosierdzia, pokuta i oczywiście rozgrzeszenie. Należy zachować integralność spowiedzi. Pożyteczna bywa również rozmowa o problemach, wątpliwościach i niejasnościach. Czasem penitentowi chodzi tylko o taką rozmowę, wcale nie o spowiedź.

o. J. Krzysztofowicz: Ludzie mają wielką potrzebę znalezienia kogoś, komu mogliby opowiedzieć o swoim życiu, o swoich problemach. Nie chodzi nawet o to, żeby im te problemy rozwiązywać, chodzi o to, żeby wysłuchać. Taką funkcję może pełnić spowiednik. Ale jeżeli trzydzieści czy czterdzieści osób czeka w kolejce, to naprawdę nie ma na to czasu. Myślę, że penitenci często odchodzą od konfesjonału z poczuciem niedosytu właśnie z tego powodu, że nie zostali do końca wysłuchani i zrozumiani.

o. J. Kupczak: To prawda. Ludzie często są samotni religijnie, ponieważ w rodzinach, które są przecież rodzinami chrześcijańskimi, nie rozmawiają o swojej więzi z Panem Bogiem. Nie mogą również porozmawiać o tym z sąsiadką, która jest katoliczką, czy z kimś, z kim pracują. I to jest nienormalna sytuacja. Mówiąc o uzdrowieniu sakramentu pokuty, musimy mówić o uzdrowieniu Kościoła jako wspólnoty ludzi wierzących. Anonimowość chrześcijan w Kościele, niezakorzenienie we wspólnocie jest problemem. To w rodzinie i wśród przyjaciół powinno się najpierw rozmawiać o Bogu.

Spowiedź — to nie mogą być pogaduszki.

P. Dylik: Ale jest przecież coś, co się nazywa kierownictwem duchowym.

o. J. Kupczak: Czasami przychodzą do mnie ludzie, którzy mówią, że spowiadają się u kogoś innego i chcą, żebym ja był ich kierownikiem duchowym. Wiem, że taki rozdział jest możliwy w tradycji jezuickiej, ale z mojego punktu widzenia (także jako penitenta) trudno jest mi zaakceptować to rozdzielenie kierownictwa duchowego od spowiedzi, więc zawsze odmawiam.

I. Budziak: Ja chciałabym zaprotestować przeciwko takiemu obrazowi kierownictwa duchowego jako wysłuchiwania problemów...

o. J. Krzysztofowicz: Pojęcie kierownictwa duchowego związane jest, o ile się nie mylę, z duchowością jezuicką. Jezuici byli przez długi czas odpowiedzialni za formację seminaryjną, co wpłynęło na sposób formowania kapłanów. Ale to nie jest obowiązujące i nie wszędzie musi tak być. U nas na przykład najważniejsze we wzrastaniu w wierze jest to, co rozgrywa się „na obrzeżach” — tam gdzie zaczyna się moja słabość i bezradność, które oddaję Panu Bogu w sakramencie. Tu jest miejsce tylko dla spowiednika. Dlatego też na spowiedź umawiam się z ludźmi zawsze, na rozmowę — to zależy. Chciałbym, żeby rozmowa kończyła się sakramentem spowiedzi, bo wtedy przestaje być tylko moim doradztwem i oboje mamy pewność, że to jest łaska, że to jest Pan Jezus.

o. J. Kupczak: Wracając do tego, co mówił Piotr, pozostaje problem „minutowych” spowiedzi.

Ważne jest, żeby czas spowiedzi był jednak chwilą konfrontacji z osobą, która przychodzi. Żeby podczas tych dziesięciu minut nawiązać jakąś rozmowę, zadać pytanie, żeby penitent wiedział, że też może zadać pytanie i otrzymać odpowiedź. Konfesjonał to jest nie tylko wyznanie grzechów i „odpukanie”, konfesjonał to jest również krótka, ale istotna rozmowa.

o. J. Kruczek: Od trzydziestu kilku lat, od kiedy bracia w naszym klasztorze wprowadzili stały dyżur w konfesjonale, doświadczamy, że w pracy duszpasterskiej nie wystarczą płomienne kazania. Jeżeli one mają trafić do ludzkich serc i przemienić je, to musi im towarzyszyć praca w konfesjonale. I sakrament pokuty powinien być tak sprawowany, aby nie tylko był wyznaniem grzechów i uzyskaniem rozgrzeszenia, ale by coraz bardziej stawał się sakramentem duchowego rozwoju.

o. J. Krzysztofowicz: Nie bez powodu w historii Kościoła zawsze, kiedy zaczynała się jakaś herezja czy schizma, atakowano spowiedź uszną i celibat księży — dwie rzeczy bardzo trudne i pozornie niekonieczne. Każda reforma na początku te właśnie elementy „zdmuchiwała”. Uważano, że jeśli zostaną usunięte, Kościół nie straci niczego ważnego.

o. J. Kruczek: A jednak odnowa Kościoła może dokonać się jedynie przez naszą osobistą świętość: świętość kapłanów i ludzi świeckich. A ta świętość jest niemożliwa bez sakramentu pokuty.

 

wywiad pochodzi z numeru specjalnego LISTU "o spowiedzi prawie wszystko"

opr. ab/ab

List
Copyright © by Miesięcznik List - Wydanie specjalne "O spowiedzi prawie wszystko"

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama