Skrzywdzony anioł

Przebaczenie nie jest kwestią uczuć, czego uczy nas przykład św. Marii Goretti. O tym, dlaczego warto przebaczać i że przebaczenie nie oznacza zapomnienia

Śmiertelnie zraniona nie dbała o siebie, ale myślała o zbawieniu swego mordercy, ostrzegając go, że grozi mu piekło. A miała tylko 12 lat.

Maria Goretti pochodziła z ubogiej rodziny. To właśnie bieda zmusiła jej rodziców do opuszczenia miasteczka Corinaldo koło Ankony i osiedlenia się w okolicach Nettuno. Luigi i Assunta zdecydowali się na ten krok, licząc, że znajdą tam pracę, która zapewni byt ich siedmiorgu dzieciom. Jednak radość z nowego domu nie trwałą długo. Gdy Maria miała dziewięć lat, zmarł jej ojciec. Dla dziewczynki śmierć ukochanego taty była wielkim ciosem, lecz pomimo wieku podtrzymywała samotną matkę na duchu, mówiąc: „Odwagi, mamusiu! Bóg nas nie opuści!”.

Święte dziecko

Assunta, mimo wielu kłopotów i trudności, starała się zapewnić dzieciom dobre wychowanie i przygotowanie do życia. Jesienią 1901 r. Maria rozpoczęła formację do Pierwszej Komunii św. Mimo iż nie chodziła do szkoły, nie potrafiła czytać ani pisać, szybko nauczyła się katechizmu. Co więcej, edukowała młodsze rodzeństwo. Przed pierwszą spowiedzią Maria odwiedziła sąsiadów, prosząc ich o przebaczenie. Ludzie mówili o niej „to prawdziwy anioł, święte dziecko”. 29 maja 1902 r. ubrana w strój komunijny, który pomogły zdobyć sąsiadki, z radością przyjęła po raz pierwszy Chrystusa.

Twarde warunki życia i śmierć ojca sprawiły, że Marysia musiała wydorośleć szybciej niż jej koleżanki. Była najstarszą spośród dziewcząt. Zastępowała rodzeństwu mamę zarówno w sprawach dotyczących prowadzenia domu, jak i wychowania dzieci. Nauczyła się sprzątania, reperacji ubrań, prania i prasowania. Z dziecka stała się młodą dziewczyną - piękną i pełną uroku. Mimo wielu zajęć zawsze znalazła czas na modlitwę.

Co robisz, Aleksandrze?!

W domu zajmowanym przez Gorettich mieszkała także druga rodzina Serenellich. Im także nie było łatwo. Ojciec rodziny był nałogowym alkoholikiem, w domu panowała nieznośna atmosfera. Maria przykuła uwagę 18-letniego syna - Aleksandra. Dziewczyna traktowała go po przyjacielsku. Tymczasem młody mężczyzna zaczął ją napastować. 12-latka wielokrotnie ratowała się ucieczką, nie mówiąc nic matce i braciom, by jeszcze bardziej nie zaogniać i tak trudnej już sytuacji w domu.

5 lipca 1902 r., gdy obie rodziny pracowały w polu, Maria pozostała w domu. Siedziała na schodach i naprawiała koszulę. Aleksander - pod pretekstem, że musi wejść na chwilę do mieszkania Gorettich - wciągnął ją do kuchni, próbując zgwałcić. Dziewczyna zaczęła się bronić i wzywać pomocy. Niestety, jej rodzina, zajęta pracą w gospodarstwie, była zbyt daleko. Odgłosy nierównej walki - małego, słabego dziecka z rosłym, silnym wyrostkiem - tłumiła skutecznie młocka zboża. W końcu rozjuszony napastnik chwycił nóż i zadał jej 14 groźnych ran. Maria wołała tylko: „Co robisz, Aleksandrze? Pójdziesz do piekła!”. Szczegóły te podał sam morderca przed sądem.

Z całego serca

Powracająca z pracy matka zastała córkę w agonii. Natychmiast zawieziono ją do szpitala. Mimo operacji Maria zmarła, wcześniej jednak przyjęła Komunię św. i otrzymała ostatnie namaszczenie. Zdążyła też wybaczyć swojemu mordercy, czego świadkami byli ojciec pasjonista, który udzielił jej Pierwszej Komunii św., proboszcz parafii oraz mama. Przed podaniem hostii, na pytanie, czy przebacza Aleksandrowi, odpowiedziała: „Tak. Z całego serca. I pragnę, aby był ze mną w raju”. Odeszła 6 lipca 1902 r., mając zaledwie 12 lat. Dwa dni później odbył się jej pogrzeb. Ciało dziewczynki spoczęło początkowo na cmentarzu, ale później przeniesiono je do kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Łaskawej, którą dziewczynka szczególnie czciła.

Proces beatyfikacyjny M. Goretti rozpoczął się w 1935 r. Zakończył się on po 12 latach. W 1950 r. Maria została kanonizowana. W Kościele została uznana za patronkę dziewcząt i młodzieży. W uroczystościach wyniesienia małej Goretti na ołtarze obok jej matki uczestniczył także jej kat.

Słyszę jej słowa

A. Serenelli przebył bardzo długą drogę. Skazany na 30 lat ciężkich robót mężczyzna był przez pierwsze lata więzienia typem wyjątkowo patologicznym. Strażnicy mówili o nim krótko: „bydlę”. Jednak nawet w najpodlejszej duszy kryje się pierwiastek dobra. U Aleksandra dał się on poznać pewnego poranka, po nocy, podczas której objawiła mu się Maria. Tak zaczęła się duchowa przemiana Aleksandra. W 1937 r., będąc już na wolności, odwiedził matkę Marii. Po otrzymaniu przebaczenia od kobiety mężczyzna wstąpił do klasztoru kapucynów w Maceracie. W swoim testamencie, który odczytano po jego śmierci w 1970 r., napisał: „Jestem już stary (...) u schyłku życia (...), w mojej młodości wszedłem na złą drogę (...). Miałem obok siebie osoby wierzące, żyjące zgodnie z wiarą, ale nie doceniałem ich rad ani przykładu (...) w przypływie namiętności dopuściłem się zbrodni. Obecnie wzdrygam się na samą myśl o niej. Maria Goretti teraz jest świętą, była jakby dobrym aniołem dla mnie, przysłanym przez Opatrzność Bożą, aby mnie ratować. Jeszcze teraz słyszę w moim sercu słowa jej przebaczenia. Modliła się za mną, orędowała za swoim zabójcą. Skazano mnie na 30 lat więzienia. Gdybym nie był tak młody, skazano by mnie na dożywocie (...). Za jej pomocą przeżyłem 26 lat więzienia (...). Kapucyni z Macerata, synowie św. Franciszka, przyjęli mnie do siebie nie jako sługę, ale jako brata (...) Ci, którzy będą czytać ten list, niech z niego zaczerpną tę zbawczą naukę, że trzeba strzec się zła, a zawsze szukać dobra, i to już od dzieciństwa”.

MD

 

ROZMOWA

Przebaczenie nie jest kwestią uczuć

O. Rafał Sebastian Pujsza, pasjonista, moderator Centrum Promocji Duchowości Pasyjnej pw. św. Gemmy Galgani, promotor kultu św. Marii Goretti.

Czego uczy nas, ludzi współczesnych, św. Maria Goretti?

Sednem przesłania tej 12-letniej świętej dziewicy i męczennicy, zmarłej ponad 100 lat temu, której postawa wielu z nas z pewnością przypomina bł. Karolinę Kózkównę (1898-1914), jest nauka o tym, jak wielką moc ma przebaczenie. Przykład Aleksandra Serenellego, zabójcy św. M. Goretti, pokazuje, że może ono przyczynić się do nawrócenia i podjęcia drogi świętości. Po ośmiu latach pobytu w więzieniu Marietta objawiła mu się we śnie, trzymając w ręku lilię, symbol czystości. Powiedziała: „przemień swoje życie, dla ciebie też jest miejsce w niebie”. Pod wpływem tej zachęty Aleksander wyspowiadał się z całego życia, a po odbyciu kary poprosił matkę Marii o wybaczenie, które zostało mu ofiarowane. W ten sposób stał się nowym człowiekiem.

Postać św. M. Goretti robi ogromne wrażenie na wielu osobach, o czym przekonuję się podczas rekolekcji czy różnych okazji, kiedy mam możliwość głosić orędzie tej świętej. Chwilę przed jej śmiercią otworzył się nowy, piękny rozdział życia: przebaczenia, którym objęła nie tylko Aleksandra, ale i cały świat.

M. Goretti wspięła się na wyżyny człowieczeństwa i wybaczyła swojemu mordercy. Podobnie jak jej matka. Nie każdy to potrafi. Często mówimy: „nigdy nie przebaczę, zawsze będę pamiętać” albo „przebaczam, ale nie zapomnę”.

Przede wszystkim przebaczyć nie znaczy zapomnieć. Dla przykładu, jeśli ktoś zabiłby mi matkę, zapamiętałbym to do końca życia. Byłbym kłamcą, gdybym powiedział, że o tym zapomniałem. Przebaczenie nie jest kwestią uczuć czy zapomnienia. To przede wszystkim akt woli, świadoma decyzja podjęta ze względu na Chrystusa.

Czasami bardzo trudna…

Owszem, lecz możliwa do spełnienia, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego, jak już mieliśmy okazję przekonać się podczas zamyślenia nad Ewangelią o zwiastowaniu Pańskim (por. Łk 1,37). Przebaczenie jest osobistym pozwoleniem, którego człowiek udziela w swoim sercu, aby właściwie to Jezus Chrystus w nim przebaczył bliźniemu. Dlatego tak ważne jest otwarcie się na łaskę przebaczenia i współpraca z nią. Oczywiście szatan, ojciec kłamstwa (J 8,44), próbuje nam w tym przeszkodzić, przypominając wszelkie zadry z życia, krzywdy, jakich doznaliśmy od innych, skłaniając nas ku tzw. ludzkiej sprawiedliwości czy podszeptując, że nie warto przebaczać. Jeśli ulegniemy tym namowom, wpadniemy w pułapkę. Wszak Jezus powiedział: „(…) jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień” (Mt 6,15).

Co się dzieje w człowieku, gdy nie potrafi przebaczyć?

W jego sercu wciąż narastają ogromny ból, uraz, zranienie, ciężar. Jest to swoisty nowotwór duszy, który zżera wewnętrznie człowieka i nie pozwala mu wzrastać na drodze miłości do Boga i człowieka. Wreszcie nasze modlitwy zanoszone w takim stanie ducha często nie zostają wysłuchane przez Boga, gdyż nie czynimy tego z czystym sercem.

Mimo to czasami tkwimy w tym stanie latami. Dlaczego?

Myślę, że zbyt mało i rzadko prosimy Boga o umiejętność przebaczania innym. Sami, o własnych siłach, nie jesteśmy w stanie tego uczynić. Wcale nie potrzeba tu wielkich słów. Wystarczy choćby szczere westchnienie: „Panie Jezu, wierzę w Twoje słowo, dlatego - choć jest mi strasznie trudno - proszę Cię o łaskę przebaczenia. Wierzę też, że dajesz mi to trudne doświadczenie, abym się czegoś nauczył, przekraczał siebie”. Zdaję sobie sprawę, że wymaga to wysiłku, ale też jest bardzo potrzebne. Sam wiem, na własnym przykładzie, że przebaczenie daje wolność i pokój serca.

Bywa też, że nie umiemy wybaczyć sobie.

To prawda. Zdarza się, że często przypominamy sobie pewne grzechy, choć już dawno się z nich wyspowiadaliśmy. Warto pamiętać o słowach Jezusa skierowanych na krzyżu do skruszonego łotra: „Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23,43). Warto uwierzyć w to, że Chrystus, nasz Zbawiciel, wziął na siebie nasze słabości. On zasiada w trybunale miłosierdzia, pokazując nam, jak wielką miłością darzy nas Bóg Ojciec. Rozumiała to św. M. Goretti. Wszystkich, którzy chcieliby poznać tę 12-letnią świętą i wyprosić u Boga za jej wstawiennictwem łaskę przebaczenia, zapraszam na stronę: mariagoretti.pl.

Dziękuję za rozmowę.

Echo Katolickie 27/2019

opr. ab/ab

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama