Traktat o modlitwie

Jak kierować swym sercem na modlitwie? Co oznacza "oderwanie owocu od drzewa"? Dlaczego nie wszyscy dochodzą do tego etapu?

Traktat o modlitwie

Anonimowe dzieło XIV-wiecznego angielskiego autora (który napisał także "Chmurę niewiedzy"), prawdopodobnie należącego do zakonu kartuzów, jest wprowadzeniem w modlitwę na wyższych poziomach, kiedy człowiek zaczyna dostrzegać, że nie wystarcza już medytacja, angażująca uczucia, rozum i wyobraźnię. Nie każdy dochodzi do tego etapu. Przedwczesne porzucenie wyobrażeniowo-intelektualnej medytacji może doprowadzić do wyjałowienia życia duchowego zamiast do jego wzrostu. Jednak dla osób, które odczuwają w głębi serca Boże wezwanie do modlitwy pełniej angażującej całą ich osobę i mają za sobą dłuższy okres praktykowania modlitwy medytacyjnej, rady autora są niezwykle cenne. "Oderwanie owocu od drzewa", o którym pisze, to moment osiągania dojrzałości duchowej, przejście od modlitwy nazbyt intelektualnej czy emocjonalnej, do modlitwy jednocześnie prostszej i trudniejszej - skupienia serca na samym Bogu. [MG]

Przyjacielu w Bogu i w życiu duchowym, zapytałeś mnie, według jakiego prawidła powinieneś prowadzić twoje serce w czasie modlitwy: oto przychodzę, aby ci na to odpowiedzieć, najlepiej jak potrafię.

1. Gdy zaczynasz twoją modlitwę, jaka by ona nie była, krótka czy długa, najpożyteczniejszą rzeczą dla ciebie — moim skromnym zdaniem — jest, byś miał wewnętrzne przekonanie, że kończąc ją, zakończysz również swoje życie. Nie jest to żadna fikcja — bądź tego pewien — a oto dowód: Czyż bowiem jest ktoś taki na tym świecie, kto by się ośmielił temu zaprzeczyć i zapewnić cię, że po skończonej modlitwie będziesz jeszcze żył? Możesz więc z całym przekonaniem wierzyć, że umrzesz, i zalecam ci, byś tak właśnie wierzył.

Jeżeli mnie posłuchasz, rychło spostrzeżesz, że ogólne poznanie twojej własnej nędzy połączone z tym spojrzeniem na krótkość pozostawionego ci czasu dla twojej poprawy, obudzi w tobie szczere poruszenie bojaźni. To odczucie przeniknie aż do najskrytszej głębi twojej duszy, jeżeli — czego niech Bóg nie dopuści — nie schlebiasz niskim i ślepym skłonnościom twego serca i nie starasz się go oszukać zwodniczą obietnicą, iż życie twoje z pewnością będzie przedłużone.

Zapewne, może być prawdą, że faktycznie będziesz żył dłużej; jest jednak fałszem i oszukaństwem wierzyć w to przed rozpoczęciem modlitwy, a zwłaszcza to sobie obiecywać. Prawda jakiegoś wydarzenia jest tylko w Bogu. W tobie może ona polegać jedynie na ślepym przyjęciu woli Bożej, bez żadnej pewności przeżycia nawet chwili, nawet momentu, tak krótkiego jak mgnienie oka, albo też jeszcze krótszego.

Jeżeli więc chcesz modlić się z mądrością, jak ci to nakazuje Prorok w psalmach: Psallite sapienter, Śpiewajcie psalmy mądrze (Ps 46), dołóż wielkiego starania, aby od samego początku rozbudzić w twojej duszy uczucie bojaźni. Czyż ten sam Prorok nie mówi: Initium sapientiae timor Domini — Początkiem mądrości jest bojaźń Pana naszego, Boga (Ps 111)?

2. Ale sama bojaźń nie może ci dać pewności, że jesteś na dobrej drodze; a może nawet doprowadziłaby cię do nadmiernej depresji. Dlatego należy do tej myśli dodać jeszcze tę drugą: wierzyć mocno, że jeśli za łaską Bożą będziesz dobrze wymawiał słowa modlitwy, a przynajmniej będziesz czynił to, co jest w twojej możliwości, aby tak było to obojętne, czy będziesz miał czas, aby ją skończyć, czy też śmierć ci ją przerwie, to będzie ona przyjęta przez Boga jako pełne zadośćuczynienie za wszystkie niedbalstwa, którym uległeś od początku twojego życia aż do tej chwili[1].

Wyrażę się jaśniej: bylebyś się najpierw należycie poprawił, według światła twego sumienia, przez spowiedź uczynioną według ogólnych przepisów Kościoła Świętego, to ta krótka modlitwa, pomimo swej zwięzłości, zostanie przyjęta przez Boga jako zupełnie wystarczająca dla twojego zbawienia, jeśli masz umrzeć, a jeśli masz pozostać przy życiu. Bóg uczyni ją narzędziem twojego postępu na drodze doskonałości.

Taka jest dobroć Boga, który według słów Proroka, nie opuszcza nikogo z tych, którzy Mu się powierzają (Ps 33) i mają wolę się poprawić. Całe nawrócenie streszcza się w dwóch punktach: wyrzec się złego i czynić dobrze. Ażeby to osiągnąć, nie ma nic lepszego od wewnętrznego oddziaływania tych wyżej wspomnianych myśli. Zaiste bowiem, czyż jest coś skuteczniejszego od obawy śmierci, aby wykorzenić z serca przywiązanie do grzechu? A cóż może bardziej pobudzić duszę do gorliwości w dobrym, niż niezachwiana nadzieja w miłosierdziu i dobroci, taka, jaką rodzi w duszy druga z tych poddanych wyżej myśli?

3. Bez wątpienia, wpływ duchowy wywarty przez tę drugą myśl — tzn. zrodzona z niej nadzieja — łącząc się z pierwszą, będzie dla ciebie niby mocna łaska i podpora we wszystkich twoich dobrych czynach. Dzięki niej będziesz mógł się bezpiecznie wspinać na wysoką górę doskonałości i dojść do doskonałej miłości Boga. Na początku jednak będzie jeszcze dużo niedoskonałości w twoim sposobie działania, jak to zobaczymy w dalszym rozważaniu.

Jaki będzie bowiem owoc tego ogólnego spojrzenia na miłosierdzie i dobroć Boga, połączonego ze szczegółowym doświadczeniem przeżywanym przez ciebie, gdy — jak powiedziałem — w zamian za długie lata twojego niedbalstwa przyjmuje on jeden akt czci tak krótkotrwały i mało znaczący, i okaże się, że jest z tego zadowolony?

Czyż nie wzbudzi to w twojej duszy żywego odruchu miłości względem Tego, który jest tak dobry i tak miłościwy dla ciebie? Użytek, jaki wówczas zrobisz z twej łaski nadziei, odsłoni ci to jasno, jeżeli posłużysz się nią tak, jak ci wskazałem. Skutki odczujesz w sobie w czasie modlitwy: bojaźń i poruszenie miłości, wywołane duchowym posługiwaniem się twoją łaską nadziei spowodują, że z twej duszy wytryśnie akt miłosnej czci ku Bogu, tej czci, która nie jest niczym innym jak połączeniem bojaźni z miłością wspartą na niezachwianej nadziei.

Moim zdaniem probierzem istnienia w twojej duszy takiego właśnie usposobienia będzie pobożność. Według św. Tomasza, Doktora, pobożność określa się jako skwapliwość woli ku wypełnianiu wszystkiego, co dotyczy służby Bożej. Niech więc każdy sam siebie bada i uważa z jaką skwapliwością jego wola przykłada się do obowiązku służby względem Boga. Ze swej strony św. Bernard zdaje się tę samą rzecz mieć na myśli, gdy mówi, abyśmy we wszystkim działali z rączością i radością. Czyż rączość bowiem nie jest owocem bojaźni, a radość owocem nadziei i pełnego miłości zaufania w miłosierdzie Boże?

Ale po cóż jeszcze nalegać? Zaiste, wolałbym mieć zasługę tego, kto się oddaje temu ćwiczeniu — choćby przez całe swoje życie nie wypełniał innych pokut niż te, które są przepisane przez Kościół Święty — aniżeli otrzymać nagrodę tych wszystkich, którzy od początku świata oddawali się umartwieniu, nie doświadczając tych uczuć, o których mówię. Zapewne, nie twierdzę, że w samym myśleniu o tych dwóch cnotach jest wielka zasługa, ale zasługa jest w akcie miłosnej adoracji, do której te cnoty są najlepszym przygotowaniem i pobudką. Mówię oczywiście o tym, co stanowi cząstkę i udział człowieka. Ten akt pełnego miłości uwielbienia ma swą pełną wartość sam przez się, bez dodawania doń innych praktyk takich jak posty, czuwania, noszenie włosiennicy i inne podobne pokuty. Sam przez się podoba on się Bogu wszechmogącemu i zasługuje na nagrodę. Bez niego żadna dusza nie ma wartości przed Bogiem, bo to od intensywności tego aktu zależy wielkość zasługi. Kto go doświadcza z większą siłą, ten ma większą zasługę, a kto przeżywa go słabiej, ma mniejszą. Inne ćwiczenia takie jak posty, czuwania itd. są pożyteczne tylko w tej mierze, w jakiej przyczyniają się do powstania tego uczucia czci i miłości. Jeżeli się zaś do tego nie przyczyniają, są bez wartości. Może zaś być, że bez ćwiczeń cielesnych akt ten rozwinie się dostatecznie; i faktycznie wiele jest takich dusz, które ten akt otrzymują i posiadają, a które nigdy nie posługiwały się ćwiczeniami cielesnymi.

Jeżeli się nad tym zatrzymuję, to dlatego, że pragnę, abyś umiał wszystkie rzeczy należycie oceniać według ich prawdziwej wartości: mniej ważne jako mniej ważne, a bardziej zasługujące na uwagę jako właśnie takie. Niewiedza jest przyczyną licznych i częstych błędów; i często się zdarza, że ludzie wyżej cenią i bardziej chwalą umartwienia cielesne, aniżeli duchową praktykę cnót i owo uwielbienie pełne miłości, o którym mówię.

4. Dlatego będę podkreślał jego zasługę i wartość; żeby zaś cię jeszcze bardziej oświecić w tym zakresie, rozszerzę jeszcze nieco więcej to, co dotąd powiedziałem.

Gdy pełna miłości adoracja wypływa z bojaźni i nadziei, cały zespół aktów, które jej dają początek, można porównać do drzewa obsypanego owocem. W tym drzewie korzeniem, ukrytym w ziemi, jest bojaźń; nadzieja jest zaś tym, co się wznosi nad ziemią, a więc pniem i gałęziami. Stałość i pewność nadziei symbolizuje pień, natomiast gałęzie oznaczają również nadzieję, podnoszącą ludzi do aktów miłości. Uczucie, o którym mówimy, a które jest połączeniem miłości i czci, stanowi owoc tego drzewa. Dopóki owoc trzyma się na gałęzi, pozostaje zielony i zachowuje coś ze smaku drzewa. Przeciwnie, jeżeli jest odłączony od drzewa jakiś czas i w pełni dojrzały, nie ma już w sobie nic z owej cierpkości. Taki owoc nie jest już potrawą poślednią, którą zostawia się sługom, ale staje się potrawą godną króla.

Dopiero wówczas, gdy adoracja ta osiągnęła doskonałość dojrzałego owocu, posiada całą zasługę, o której mówiłem. Powinieneś przeto tak się wewnętrznie usposobić, abyś mógł oderwać owoc od drzewa i ofiarować go w tym stanie odłączenia od wszystkiego najwyższemu Królowi Niebios. Wówczas zasłużysz na imię prawdziwego dziecka Bożego, ponieważ będziesz Go miłował miłością czystą dla Niego samego, a nie dla Jego dóbr. Zapewne, niezliczone dobrodziejstwa, których w swej najłaskawszej dobroci Bóg wszechmogący udziela najobficiej każdej duszy w tym życiu, są same przez się wystarczającymi motywami i więcej niż wystarczającymi, aby każdy miłował Go całą swą myślą, z całego swego ducha i z całej swej woli. Założywszy to jednak, co jest zupełnie niemożliwe — że dusza posiadałaby całą siłę, zasługę i inteligencję wszystkich świętych i aniołów niebieskich razem wziętych; przypuściwszy również, że tych wszystkich darów nie otrzymałbym od Boga i że Bóg nie okazałby jej żadnej miłości w tym życiu, jeżeli poznała tylko jak godny miłości jest Bóg sam w sobie, zostałaby porwana miłością ponad swoje siły, do tego stopnia, że pękłoby jej serce: tak bardzo Bóg jest dobry i chwalebny i sam w sobie godzien miłości!

5. Jak cudowną i wzniosłą rzeczą jest miłość Boga! Nie istnieje żaden język tak doskonały, by można było w nim wyrazić choćby najmniejszą cząstkę tego uczucia tylko drogą niemożliwych przypuszczeń i supozycji. Jak bardzo ona przekracza umysł ludzki! A przecież to do niej czynię aluzję, gdy mówię o miłowaniu Boga miłością czystą, o miłowaniu Go dla Niego samego, a nie dla Jego dóbr. Nie mówię — co byłoby już dobrze powiedziane — by miłować Go bardzo ze względu na Jego dobra, a nieporównanie więcej dla Niego samego. Jeżeli mam szerzej wytłumaczyć, w jaki sposób pojmuję doskonałość i zasługę tej miłości adorującej, oto, co powiem: gdy dusza zostaje dotknięta w swej woli przez odczuwalną obecność Boga, takiego jakim jest On sam w sobie, gdy jednocześnie umysł jej zostaje oświecony przez czysty promień tej Światłości, którą jest Bóg i w sposób, który daje jej poznać i kosztować jak bardzo On jest sam w sobie godny miłości, w tym momencie traci ona świadomość Jego dobrodziejstw i Jego dobroci w stosunku do siebie, aby widzieć i odczuwać jako jedyny motyw miłowania Boga, samego tylko Boga.

Z pewnością, gdy chodzi o zwykłą doskonałość, można powiedzieć, że wielka dobroć i tkliwość, jaką Bóg nam w tym życiu okazuje, są doskonałymi motywami, bardzo godnymi i zdolnymi pobudzić nas do miłości. Ale mając za cel szczyt, najwyższy punkt doskonałości, do którego chciałbym cię doprowadzić moimi refleksjami w tym liście, mówię, że ten, kto miłuje Boga w sposób doskonały, obawia się wszelkiego opóźniania się na drodze i wówczas nie widzi (tzn. w momencie, gdy osiąga tę doskonałość) żadnego innego motywu miłowania Boga poza Bogiem samym. W tym sensie mówi się, że miłość czysta polega na miłości Boga dla Niego samego, a nie ze względu na Jego dobra.

6. Przyjmuj więc za regułę przykład, który ci skomentowałem i staraj się mieć takie wewnętrzne usposobienie, by oderwać owoc od drzewa i ofiarować go Królowi Nieba takim, jakim jest sam w sobie. W ten sposób miłość twoja będzie czysta. Przeciwnie, dopóki będziesz Mu ofiarował owoc jeszcze zielony i wiszący na gałęzi drzewa, będziesz zasługiwał na to, by cię porównano do kobiety, której miłość nie jest czysta i która kocha swego małżonka dla dobra, które otrzymuje od niego, bardziej niż dla niego samego. Rozważ dobrze, dlaczego robię to porównanie i zastanów się, czy lęk przed śmiercią, myśl o krótkości twego czasu i nadzieja otrzymania przebaczenia twojej oziębłości nie są motywami gorliwości, jaką okazujesz w służbie Bogu? Jeżeli tak jest, twój owoc jest jeszcze zielony i zachowuje w sobie jeszcze coś z cierpkości drzewa. Jest częściowo miły Bogu ale nie podoba Mu się w sposób doskonały, ponieważ twoja miłość nie jest jeszcze czysta.

Twoja miłość jest prawdziwie czysta, jeżeli nie prosisz Boga w tym życiu ani o ulgi w cierpieniu, ani o powiększenie nagrody, ani o słodycz w miłości. Zapewne, nie jest zakazane w pewnych momentach pragnąć jakiejś pociechy jako ochłody władz duchowych, z obawy, by nie ustały w drodze. Ale poza tymi okolicznościami nie będziesz prosił Boga o nic poza Nim samym, nie zwracając uwagi na to, czy jesteś w stanie radości czy cierpienia. Nie będziesz w ogóle na to zważał, bylebyś posiadał Boga, którego miłujesz. Oto miłość czysta i doskonała.

Staraj się więc odłączyć owoc od drzewa, innymi słowami: oderwać tę adorującą miłość od myśli wynikających z bojaźni i nadziei, które ją poprzedziły. Tym sposobem będziesz mógł ją ofiarować Bogu dojrzałą i czystą, taką jaka jest sama w sobie, bez żadnej motywacji niższej ani rozszerzonej, choćby z tytułu drugorzędnego, do myśli o Bogu. Wówczas będzie ona tylko z Boga i z powodu Boga i będzie miała całą zasługę, o której mówiłem.

Jest to w rzeczy samej prawda dobrze znana dla tych wszystkich, którzy są ekspertami w teologii i w wiedzy o miłości Bożej; ilekroć dążenie woli człowieka wznosi się do Boga bez żadnego pośredniego przedmiotu, gdy dążenie to nie zostało wzbudzone przez żadną określoną myśl, wówczas zasługuje na życie wieczne. Ponieważ zaś dusza o takim usposobieniu może się wznosić do Boga nagłymi wzlotami, niezliczoną ilość razy w ciągu jednej godziny, zasługuje na to więcej, niż to zdołam wyrazić, aby została podniesiona do radości przez łaskę Boga, który jest głównym twórcą jej aktu.

Bądź więc taki, abyś był zdolny ofiarować owoc dojrzały i odłączony od drzewa. Chociaż owoc, zawieszony jeszcze na gałęzi, zasługuje na zbawienie, gdy jest ofiarowany Bogu z tą wytrwałością, na jaką pozwala ludzka słabość, to jednak doskonałość polega na spontanicznej i bezpośredniej ofierze tego owocu dojrzałego i odłączonego.

7. Wszystko, co powiedzieliśmy wyżej ostatecznie dowodzi, że drzewo jest dobre. Jeżeli mimo to polecam ci odłączyć od niego owoc, to tylko po to, aby dążyć do większej doskonałości. A więc sadzę je w twoim ogrodzie i chciałbym, abyś mógł zebrać zeń owoc i zachować go dla twego Pana.

Chciałbym bowiem, abyś się nauczył tego ćwiczenia, które przywiązuje duszę do Boga i czyni ją jedno z Nim w miłości i zgodności woli, według tych słów św. Pawła: „Qui adhaeret Deo, unus spiritus est cum illo — kto łączy się z Bogiem, staje się z Nim jednym duchem (1 Kor 6,17). Kto może się tak zbliżyć do Boga, jak to ma miejsce w adorującej miłości, o której mówimy, staje się z Nim jednym duchem. Pod względem natury Bóg i on stanowią dwa różne byty; wszakże tak są ściśle zjednoczeni w łasce, że są jednym duchem, zjednoczeni w miłości i zgodności woli. To na tej jedności polega wspólnota między Bogiem a duszą, wspólnota, której nic poza grzechem śmiertelnym nie może rozerwać, chociaż żar i gorącość aktu ustaje na jakiś czas.

Gdy dusza miłująca zakosztuje duchowo tego zjednoczenia, może powiedzieć i wyśpiewać, jeżeli jest do tego skłonna, te święte słowa Pieśni nad pieśniami: Dilectus meus mihi et ego illi — Miły mój jest mój, a ja jestem Jego (Pnp 2,16). To należy rozumieć w ten sposób, że Bóg ze swej strony jednoczy się z duszą więzią duchową łaski, a z twojej strony zjednoczenie powstaje przez pełne miłości przyzwolenie w rozradowaniu ducha.

8. Uczyń więc to, co ci poleciłem od początku i wspinaj się na to drzewo tak, abyś dosięgnął owocu, to znaczy, abyś osiągnął adorującą miłość. Możesz być pewien, że do tego dojdziesz, jeżeli będziesz się z gorliwością trzymał dwóch poprzednich myśli i jeżeli nie będziesz się łudził żadnym kłamstwem. Skoncentruj całą uwagę na dziele, któremu oddaje się twoja dusza. W miarę daru łaski, jaki otrzymasz, staraj się wewnętrznie unicestwiać wobec wielkości twojego Boga. Stopniowo osiągniesz taki stan, że będziesz mógł ten akt adoracji przeżywać bezpośrednio i bez pomocy innych myśli.

Do takiego rodzaju aktu należy z pewnością pełnia zasługi. Im dłużej twój owoc będzie odłączony od drzewa, to znaczy oderwany od wszelkich rozważań i motywacji, tym częściej również będziesz mógł go ofiarować Bogu z radosną skwapliwością, w spontanicznym porywie, tym wyborniejszy będzie zapach i milszy wielkiemu Królowi Nieba.

Jeżeli w chwili, gdy składasz twą ofiarę, zdarzy się, że odczujesz słodycz i pociechę, to znak, że Król dzieli owoc i daje ci cząstkę twego własnego daru. Przeciwnie, jeżeli na początku dzieło to wydaje ci się przykre i jeżeli musisz jakby natężać twe serce w oschłości, to dowód, że owoc jeszcze niedojrzały trzyma się drzewa, albo dopiero co się odeń oderwał. Tłumaczy to, dlaczego ci cierpną zęby. Pomimo to dzieło jest jednak dla ciebie pożyteczne i nie byłoby rozumne kosztować słodyczy migdału, jeśli się wprzód łupiny nie rozgryzie i nie odczuje jej goryczy.

Jest zresztą możliwe, że twoje zęby — to znaczy twoje władze duchowe — są zbyt słabe. Jeżeli tak jest, to radzę ci użyć fortelu, bo zręczność jest więcej warta od siły.

9. Jest jeszcze inny powód, dla którego zasadziłem to drzewo w twoim ogrodzie i polecam ci, abyś się na nie wspiął. To wielka prawda, że Bóg może uczynić wszystko, co chce; jednakowoż, jeśli dobrze rozumiem, doskonałości dzieła nie da się osiągnąć bez użycia dwóch środków, o których mówiłem, albo przynajmniej innych, podobnych, co zresztą nie zaprzecza temu, że to dzieło może się dokonać nagle i bez pomocy jakichkolwiek środków. Dlatego radzę ci, abyś przyswoił sobie te dwie myśli, o których mówiłem, nie w tym celu, abyś miał je uważać za swoją własność — bo na własność masz tylko grzech — ale że są one twoje, gdyż Bóg ci je dał, posługując się mną, pomimo mej niegodności, jako pośrednikiem, abym ci je przekazał. Nigdy o tym nie zapominaj: każda myśl, która cię skłania ku dobremu, obojętnie czy podsuwa ci ją twój anioł stróż działający przez człowieka, jako pośrednika, jest tylko narzędziem łaski danym ci przez samego Boga, wybranym i posłanym przez Niego, aby działać w twojej duszy. Wytłumaczę ci dlaczego polecam ci szczególnie te dwie myśli, bardziej niż wszystkie inne.

Człowiek jest istotą złożoną z dwóch substancji: ciała i duszy. To jest powodem, że musi używać dwóch różnych sposobów, by osiągnąć doskonałość. W zmartwychwstaniu, na końcu dziejów, obydwa te elementy będą złączone w nieśmiertelności. Trzeba więc, aby w tym życiu każdy z nich doszedł do doskonałości, używając środka odpowiedniego dla siebie. Bojaźń spełnia tę rolę dla substancji cielesnej, a nadzieja dla substancji duchowej. Tym sposobem wszystko jest uporządkowane i skierowane do celu. Zaiste, nic nie może tak szybko wyzwolić ciała od wszystkich przywiązań do rzeczy ziemskich, jak odczucie bojaźni śmierci; nic również nie może tak łatwo pobudzić duszy grzesznika do gorliwości i do miłowania Boga, jak niezachwiana nadzieja przebaczenia.

10. Oto dlaczego poleciłem ci wspinać się na drzewo przy pomocy tych dwóch myśli. Ale jeżeli twój dobry anioł, mówiąc do twojego serca, albo ktoś inny podda ci myśli, które zdawać ci się będą odpowiedniejsze i bardziej dostosowane do twego usposobienia, możesz całkiem bezpiecznie się nimi posługiwać, nie wywołując przez to nic godnego nagany i możesz zostawić te, które ja ci proponuję. Wszakże, jeśli dobrze rozumiem, te myśli będą dla ciebie bardzo pożyteczne i nie są w sprzeczności z tym, co wiem o twoim stanie wewnętrznym. Jeśli stwierdzisz, że przynoszą ci pożytek, dziękuj Bogu z głębi serca — i dla Jego miłości módl się za mnie. Nie zaniedbuj tej modlitwy, bo jestem nędzny w stopniu takim, że trudno by ci było w to uwierzyć.

Na tym kończę, Niech Bóg raczy nam obu udzielić swego błogosławieństwa. Odczytuj często te rady i nie zapomnij ich. Doświadczaj ich z odwagą i uciekaj od wszystkiego, co byłoby dla ciebie przeszkodą lub hamulcem na drodze do doskonałości. W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

 

Autor anonimowy
Chmura niewiedzy
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC


Przypisy:

[1] Chodzi oczywiście o taką modlitwę, jaka będzie opisana dalej.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama