Jak modlić się Lectio divina? Wprowadzenie w metodę rozważania Słowa Bożego
Jak to jest powiedziane w tradycji benedyktyńskiej, podstawą bardzo osobistego stosunku do wiary w pierwszym rzędzie pozostaje lectio divina. Pamiętajmy, że w całej historii sztuki zachodniej Matka Boża jest bardzo często pokazywana jako Ta, która uczy się czytać. W naszym klasztorze w Tyńcu, w kaplicy św. Anny jest obraz przedstawiający św. Annę ze swoją córką, Maryją. Na stole leży otwarta księga, Anna prowadzi palec Maryi po księdze, uczy Ją czytać. W tekstach, zwłaszcza w tradycji cysterskiej, kolejni opaci mówili, że w czasie sceny Zwiastowania Maryja czytała 7. rozdział Księgi Izajasza. Takie były pobożne przekonania, w każdym razie podkreślające zakorzenienie Maryi w tekście Pisma Świętego, będącego formą obecności pomiędzy nami Słowa Bożego, któremu Ona dała ciało w swoim łonie. Jak dla Niej zażyłość z Biblią stanowi o zażyłości z Synem, tak i dla nas może być podobnie.
Rzeczą nieroztropną byłoby zacząć lekturę Biblii od Księgi Rodzaju. Może jakoś przebrniemy przez Księgę Rodzaju, może nawet przez Księgę Wyjścia, ale jak dojdziemy do „podręcznika rzeźnika”, czyli do Księgi Kapłańskiej, to każdemu się odechce. Żeby oczyścić serce i zbudować osobistą więź ze Zbawicielem, warto zacząć od lektury Ewangelii. Ponieważ Ewangelia jest nam znana przede wszystkim przez Liturgię mszalną, przez Liturgię Kościoła, więc Ewangelie nie funkcjonują w naszych głowach jako cztery książki, tylko jako koktajl z czterech Ewangelii. Gdybyśmy mieli teraz powiedzieć po kolei, czym się różni Marek od Łukasza, Mateusza i Jana, to mielibyśmy problem. Trudno byłoby nam wykazać różnice pomiędzy czterema Ewangeliami. A więc cztery fotografie — jeżeli można tak powiedzieć — cztery zdjęcia Zbawiciela, to są portrety, które są warte szczególnej medytacji, jeśli chodzi o modlitwę Jezusową. Pamiętajmy, że warto uszanować w sobie złożoność naszej istoty, to że mamy emocje, umysł analityczny, ciało. Jeśli modlimy się to nie tylko samym ciałem czy samym mózgiem. Modlitwa serca zakłada zaangażowanie całej istoty ludzkiej, a więc również naszemu intelektowi należy dać odpowiedni pokarm, żebyśmy mogli poznać Chrystusa. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest studium czterech Ewangelii.
Po pierwsze, na czytanie Ewangelii trzeba przeznaczyć wystarczającą ilość czasu. Oczywiście bez pośpiechu. Matka Boża studiowała Pana Jezusa przez 30 lat i jeszcze nie do końca wiedziała, z Kim ma do czynienia. Dajmy więc sobie czas, aby czytać Ewangelie, doceniając też to, że powstawały one przez długi okres. Święty Jan pisał swoją Ewangelię przez jakieś 70 lat. Nie jest to długi tekst, ale skończył go pisać ok. 100 roku, czyli 70 lat po Zmartwychwstaniu. Nosił to wszystko w sobie przez 70 lat zanim napisał. U Mateusza, Łukasza czy Marka ten proces pisarski trwał dużo krócej — te Ewangelie powstały między 50 a 80 rokiem. Mimo że teksty nie są bardzo długie, były pisane przez całe życie. Nasza lektura powinna być bardzo uważna, a kiedy będziemy czytać poszczególne fragmenty zobaczymy, jak są wielopoziomowe, jak bardzo są tajemnicze. Spróbujmy dziś wieczorem w tym duchu przeczytać fragment z 8. rozdziału Ewangelii według św. Jana o kobiecie cudzołożnej. Zobaczymy, jak jest on wieloznaczny.
Druga sprawa — też bardzo przyczyniająca się do oczyszczenia — to zgodzić się nie wiedzieć. Szkoła nas wychowuje tak, że musimy wiedzieć, bo jak nie, to dostaniemy pałę. A to jest inna szkoła, bo gdy człowiek nie wie, to jest bardziej uważny. Kiedy jadę samochodem i nie wiem dokładnie, do którego domu mam jechać, muszę uważać. A więc zachęcam by czytać spokojnie, potrafić nie wiedzieć i niech te pytania w nas pracują, bo one pokazują nam rzeczy, na które nigdy byśmy nie zwrócili uwagi. Jest to — myślę — dość istotne.
Po trzecie, warto jest czytać na stojąco i na głos — czytanie Biblii musi mieć świąteczny charakter, bo nie jest to czytanie gazety. W języku polskim czasownik „czytać” obsługuje wszystko, począwszy od czytania Mszału czy Słowa Bożego, aż do czytania smsów — słowo to nie ma więc charakteru świątecznego. Natomiast łacińskie lectio — jak najbardziej posiada charakter uroczysty, pewnie dlatego, że ci co czytali nie umieli pisać, a ci co pisali, pisali tylko rzeczy warte pisania i czytania. Ponadto, czytanie na stojąco i na głos wspomaga skupienie — proszę spróbować przeczytać tekst głośno i po cichu, a sami Państwo zobaczą, jaka jest różnica. Czytając po cichu przelatujemy tylko oczami, a czytanie na głos generalnie wzmaga naszą koncentrację — pracują usta, słuch, angażują się wszystkie zmysły. Wymawiamy poszczególne słowa, one do nas bardziej przemawiają.
Po czwarte, myślę, że warto skupić się na samej Ewangelii. Proszę sprawdzić, że bardzo dobrze zrobi nam, jeśli skończywszy Ewangelię św. Mateusza, przeczytamy ją następnie jeszcze 10 razy. Dopiero teraz przejdźmy do Ewangelii według św. Marka. Chodzi o to, żeby rzeczywiście poznać tekst, nie tyle żeby go przeczytać, ile żeby ten tekst w nas wsiąkł, tak byśmy — czytając Ewangelię według św. Marka — zobaczyli różnicę. Tę Ewangelię też czytamy wiele razy, podobnie następne według św. Łukasza i według św. Jana. Następnie trzeba się zastanowić, co dalej, czy wrócić do św. Mateusza, czy przejść do Dziejów Apostolskich. Obcowanie z tekstem Ewangelii zmienia nasze myślenie w tym sensie, że daje nam bezpośredni kontakt ze Zbawicielem. On do nas przemawia, słuchamy Go, widzimy, słyszymy Jego nauczanie. W „Rozmowie XIV” Jana Kasjana, kiedy jego przyjaciel Germanus skarży się na to, że nasiąknął złymi rzeczami, złymi myślami, taką oto otrzymał odpowiedź od abba Nesterosa: „Czytaj Pismo Święte. Ono cię oczyści, oczyści twój umysł i twoje serce”. Dlaczego? Dlatego że, aby czytać Pismo Święte pośród codziennych zajęć, trzeba coś poświęcić. Trzeba zmienić plan dnia, tak byśmy mieli czas na Biblię. Pozbywamy się tego, co nas rozprasza — tak to powinno działać, a to miejsce zajmuje Biblia, lectio divina.
Zapewne Państwo znają ten klasyczny już schemat, który funkcjonuje w literaturze od XII wieku, schemat lectio divina wg Guigona II oparty na czterech stopniach: lectio, meditatio, oratio i contemplatio. Myślę, że warto teraz uważniej przyjrzeć się temu schematowi. Kiedy spotykam się z ludźmi, mam wrażenie, że chcieliby zaliczyć te wszystkie punkty za jednym razem. Wstąpiwszy do klasztoru, moją największą troską było, czy ktoś mi powie, jak się robi lectio divina. Kiedy powiedziano mi, że trzeba czytać Pismo Święte, byłem bardzo rozczarowany. A paradoksalnie właśnie o to chodzi, a nie o to, żeby „zaliczyć” te cztery punkty zawsze, kiedy bierzemy Biblię do ręki.
Guigo Kartuz, autor dzieła „Drabina do raju” proponuje raczej spotkanie z Pismem Świętym jako model życia, pomysł na życie, próbę zaangażowania i skupienia całego życia wokół lektury Pisma Świętego. Chodzi o to, by lektura Pisma Świętego nie była jedną z wielu wykonywanych mechanicznie codziennych praktyk — nie — podejście Guigona jest jakby z drugiego bieguna. Spróbujemy zobaczyć, co to znaczy. Dobrze, że znamy te łacińskie określenia, dlatego że one mają swoisty ciężar.
Zacznijmy od pierwszego kroku, jakim jest lectio, co oznacza ni mniej, ni więcej tylko to, że każdego dnia, przez określoną ilość czasu decydujemy się poświęcić lekturze Biblii. To może być 10, 15 minut, pół godziny — niedługo, ale systematycznie każdego dnia. Abba Pojmen mówił, że słowo Boże jest miękkie jak woda, która jeśli każdego dnia kapie na kamień, to w końcu go wydrąży. Jeśli słowo Boże kapie codziennie na nasze serca jak woda, to one w końcu skruszeją i staną się posłuszne Bogu.
Lectio oznacza też solenność, uroczystość, zaangażowanie. Mówiłem o tym, że dobrze jest czytać Biblię na głos, żeby zaangażować wszystkie możliwe zmysły. Rzymianie mówili, że lectio człowiek robi całym sobą. Chodzi bowiem i o poznawanie, i o interioryzację słowa Bożego — to ma być czytanie, które zmienia mój pogląd na życie, dlatego że spotyka mnie z Bogiem, który ma konkretne plany wobec mojej osoby.
Lectio praktykowane systematycznie krok za krokiem, skłania mnie do tego, żeby zacząć czytać Pismo Święte jako opowieść o moim życiu. Biblia bowiem to nie jest tylko opowieść o tym, co się stało 2000 lat temu, tylko jest to dosłownie historia mojego życia. Ojcowie mówili, że wszystko to, co się wydarzyło w dziejach narodu wybranego zostało zapisane, a wszystko, co zostało zapisane, musi wydarzyć się na nowo. Na nowo trzeba przejść przez Morze Czerwone, wejść na górę Synaj, otrzymać od Boga przykazania, zdobyć Jerozolimę. To się powtarza w życiu każdego człowieka, gdy spotyka Boga, otrzymuje od Niego jakieś prawo i ostatecznie miejsce, gdzie może spocząć. Myślę, że mieliście takie doświadczenie, że słuchając na przykład Ewangelii o św. Piotrze, czy jakiegoś innego wydarzenia ewangelicznego, myśleliście, że to jest o nas, że to my jesteśmy bohaterami, że dokładnie to samo zdarzyło się w naszym życiu. Myślę, że każdy z nas ma takie doświadczenia i do tego właśnie prowadzi lectio.
Drugim krokiem jest meditatio, co dosłownie oznacza ćwiczenie. Nie zamykam książki i nie zastanawiam się o co chodzi, tylko czytam jeszcze raz, jeszcze raz i jeszcze raz — dziesięć razy trzeba czytać Ewangelię według św. Mateusza i następne. To jest właśnie meditatio. Chodzi o to, żeby opisane wydarzenia stały się częścią naszej podświadomości. Kiedy jesteśmy zawieszeni między świadomością a półświadomością, wychodzą z nas różnego rodzaju rzeczy dobre lub złe, te którymi jesteśmy nasyceni. Kasjan sugeruje, że Biblia wypiera to, co złe, a umacnia nas w tym, co dobre. Wtedy z naszej podświadomości coraz częściej, coraz mocniej na wierzch wychodzą dobre rzeczy. Wracają do nas nasze wątpliwości, pytania, rozmyślania.
Meditatio jest więc zmaganiem się z tekstem. Ikoną biblijną tego zmagania jest patriarcha Jakub nad potokiem Jabbok, kiedy to walczył on z Bogiem aż do świtu jutrzenki. My też czasami zmagamy się ze Słowem Bożym. Lectio jest bardzo ściśle związana z meditatio. Zdarza się, że słyszymy jakiś tekst dziesięć tysięcy razy i naraz, gdy słyszymy go po raz dziesięć tysięczny pierwszy przemawia on do nas z mocą bomby atomowej.
Na przykład św. Antoni Wielki wiele razy słyszał słowa: „Jeśli chcesz być doskonały”, ale pewnego dnia wszedł do kościoła, gdzie to słowo było czytane i zrozumiał, że to jest o nim i został mnichem. Święty Franciszek z Asyżu wiele razy słyszał o konieczności ubóstwa, ale za którymś razem naprawdę to usłyszał i wtedy rozebrał się do naga, powiedział, że on już ma Ojca w Niebie i zaczął całować trędowatych. Ale zanim u Antoniego i Franciszka doszło do tego przełomu, musieli nasycać się słowem Bożym przez wiele lat. To bowiem nie jest tak, że człowiek żyje sobie byle jak, a potem się cudownie nawraca. Oczywiście, że Pan Bóg jest w stanie zrobić wszystko, ale zazwyczaj jest to pewnego rodzaju proces i tym, co możemy zrobić, to medytować i mówić: przyjdź, przemień moje życie.
Trzecim z etapów lectio divina jest oratio. Dosłownie oznacza to modlitwę ustami. Guigo mówi, że kiedy serce człowieka nasyci się słowem Bożym, to na jakimś etapie słowo to zaczyna pobudzać go do modlitwy. Już nie tylko czytamy tekst biblijny, ale zaczynamy Pana Boga prosić o różne rzeczy, o których tekst mówi. Kiedy czytamy tekst o błogosławieństwach, czy fragment o przemianie wody w wino, te teksty pokazują nam, o co powinniśmy Boga prosić, za co powinniśmy dziękować. Dzięki tym tekstom lepiej rozumiemy nasze życie i zaczynamy wołać bezpośrednio do Pana Boga. Nie musi się to dziać zaraz po czytaniu Pisma. Bardzo często jest tak, że właśnie Pismo Święte popycha nas do modlitwy w trakcie Mszy św., czy kiedy modlimy się przed Najświętszym Sakramentem. Ale gdybyśmy nie czytali Biblii, to tego oratio by nie było. Guigo mówi, że Pismo daje nam nie tylko pewną wiedzę o Bogu, ale również nas wychowuje do rozmowy z Nim.
Wątek ostateczny, czyli contemplatio, oznacza tyle, co zrozumienie. Biblia oprócz tego, że mówi jaki Bóg jest, skłania nas do integracji z Nim, wychowuje nas do modlitwy i do otwarcia przed Nim serca. W świetle Słowa Bożego człowiek zaczyna rozumieć swoje życie, dlaczego ono wygląda tak, jak wygląda. Lepiej rozumie świat, lepiej rozumie tajemnicę Boga, tajemnicę swojego życia. I to są takie chwile, takie momenty, kiedy tajemnica poznania zostaje nam dana. To nie jest tak, że otwieramy Biblię i przez 10 minut musimy zaliczyć cztery punkty schematu lectio divina. Najczęściej bywa tak, że czytamy, czyli robimy lectio. Pozostałe elementy przeżywamy, gdy wracamy do teksu: meditatio — próbujemy w ten czy inny sposób wgryźć się w Pismo Święte, a modlitwa i kontemplacja, czyli zwracanie się do Boga i zrozumienie, przynależą do pozostałych momentów dnia. Bywa, że nie są nam dane — Bóg czasami dotyka naszego serca, a czasami nie. To, co możemy robić, to wytrwale karmić się Pismem Świętym. I tak, jak powiedziałem, najlepiej jest zacząć od Ewangelii, jest to tekst najważniejszy.
Na zakończenie zacytujmy Orygenesa —starego naszego Dziadka czyli autora, który żył na przełomie II i III wieku. W Komentarzu do Ewangelii według św. Jana Orygenes mówi tak:
Pierwocinami wszystkich pism są Ewangelie, a pierwocinami Ewangelii jest Ewangelia Jana, ale nikt jej nie zrozumie, kto tak jak Jan, nie spoczął na piersi Pana i tak jak Jan pod krzyżem nie otrzymał Maryi za Matkę.
Ten tekst jest dla Orygenesa zupełnie wyjątkowy, ponieważ będąc człowiekiem dość powściągliwym raczej nie okazywał emocji — może dlatego, że życie go nie rozpieszczało. Jego ojciec został ścięty za wiarę, kiedy Orygenes miał 17 lat. Podobno chciał iść z ojcem na męczeństwo, ale matka przeraziwszy się, że straci i męża i najstarszego syna, kiedy Orygenes się kapał schowała mu wszystkie ubrania i tym sposobem nie mógł on wyjść z domu. Po śmierci ojca, jako najstarszy mężczyzna w domu musiał zająć się rodziną, zarabiał na utrzymanie. Widzimy, że życie go nie pieściło i nie zwykł okazywać emocji. Zacytowane zdanie jest jednym z niewielu, w którym emocje aż drgają. W tym stwierdzeniu o spoczęciu na piersi Pana i otrzymaniu Maryi za Matkę, Orygenesowi chodziło o bardzo głęboką zażyłość z Osobą Zbawiciela. Dopiero ta wielka zażyłość pozwala zrozumieć tajemnicę Ewangelii Janowej.
Ale na to trzeba odpowiednio dużo czasu przeznaczyć na czytanie Ewangelii. Myślę, że czyniąc to w takim duchu, o jakim mówiliśmy, naśladujemy tych świętych, którzy mieli tak ułożone życie przez Pana Boga, że obcowali bezpośrednio ze Słowem Wcielonym. Jeden z aspektów obcowania ze Słowem Wcielonym przejawia się przez lekturę i rozważanie Pisma Świętego, do tego dochodzi adoracja Najświętszego Sakramentu, miłość bliźniego. To prowadzi do oczyszczenia serca, serce staje się pałacem, a my modlimy się wówczas najlepiej — Bóg przychodzi do nas.
Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Wykłada w Kolegium Teologiczno-Filozoficznym oo. Dominikanów. Autor książki na temat ośmiu duchów zła „Pomiędzy grzechem a myślą” oraz o praktyce modlitwy nieustannej „Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie”.
opr. mg/mg