„Najgorszą herezją jest traktowanie Boga jako tematu – zamiast mówić do Niego”, „Chrześcijaństwo może istnieć bez cudów. Nie może istnieć bez miłości” - to dwie z wielu głębokich myśli s. Małgorzaty Borkowskiej, którymi pragnie się z nami podzielić
Siostra Małgorzata Borkowska nie traci czasu na frazesy. Wodolejstwo nie wchodzi w grę. Zamiłowanie do słowa to dla niej coś więcej niż hobby filologa; to jedna z form adoracji Niewidzialnego. Czym są Podpowiedzi? Sentencjami? Życiowymi radami? Wszystkim po trochu. To może współczesnymi apoftegmatami? Kiedyś robił to abba Antoni, abba Pojmen, abba Jakiśtam, a dziś kilkaset lat po nich wypowiada je amma Małgorzata.
Autorka raczej nigdy by siebie tak nie nazwała, ale my owszem. Sędziwa mniszka z Żarnowca daje nam krótkie światła dla życia. Myśli, które wprowadzają w głąb siebie po to, by wyprowadzić ku Osobowemu Partnerowi Do Dialogu. Powiada: Człowiek „współczesny” przede wszystkim powinien pamiętać, że jest człowiekiem, a dopiero potem myśleć, że jest współczesny. Uczyć się człowieczeństwa?
Podpowiedzi s. Małgorzaty Borkowskiej OSB:
1. Ludzie nieraz spędzają całe życie na baniu się Pana Boga, żeby czegoś nie zażądał, prawdę mówiąc wszyscy przed Nim uciekamy, nawet w modlitwę. Trudno się dziwić, że tak zwani katolicy chrzestno-ślubno-pogrzebowi też uciekają. A On woła. To jest cudowne.
2. Do modlitwy można przystępować różnie. W napięciu albo w wyciszeniu, w nerwowej drżączce albo w uspokojeniu. To pierwsze zdarza się szczególnie wtedy, kiedy modlitwa zwraca się wprawdzie do Boga, ale skoncentrowana jest na nas samych i naszych sprawach. To drugie, kiedy chcemy po prostu być przy Nim, być w relacji z Nim, być dla Niego.
3. Kto natomiast pilnie się zajmuje wyszukiwaniem cudzych wad, ten choćby to nie wiadomo jak szlachetnie uzasadniał, daje dowód, że własnych nie chce przyjąć do wiadomości.
4. Oczywiście zawsze łatwiej jest robić rachunek cudzego sumienia niż własnego. Tylko że to jest zajęcie wyjątkowo niemądre, a uprawiane latami, czyni nas w końcu niezdolnymi do żalu za nasze własne grzechy i stawia nas wobec Boga w fałszywej pozycji łudzi rzekomo przez Niego pokrzywdzonych.
5. Gdyby dzień końca świata albo naszej własnej śmierci był nam znany, konfesjonały byłyby oblężone przez jutrzejszych nieboszczyków. Tylko że taka pokuta w hali dworcowej przed odjazdem byłaby równie wątpliwa co do intencji jak chrzest Konstantyna, odwlekany aż do łoża śmierci, aby przedtem nie przeszkadzał grzeszyć. (...) Objawiono nam wszystko, czego potrzebujemy, żeby w tym dniu z ufnością stanąć przed Panem, a zatajono przed nami wszystko, czego znajomość nie wyszłaby nam na dobre. I nakazano: Czuwajcie.
6. Jeżeli dla zdobycia czyjegoś uśmiechu kłamię, albo dla zdobycia przysmaku kradnę, to stawiam małą radość powyżej tej jedynej prawdziwej i znieważam Boga, Dawcę wszelkiej radości. To dlatego mnisi od wieków starali się raczej zrezygnować z wszelkich drobnych radości, żeby się im nie dać opanować i pociągnąć do grzechu. Ale jeżeli przyjmuję te drobne radości tak, jak są dawane, i wtedy, kiedy są dawane — to uczę się rozpoznawać w nich uśmiech Boży i moje serce zwraca się ku Dawcy. To On rozstrzyga, kiedy mam otrzymać taką radość, a kiedy mam się bez niej obejść — jedno i drugie dla Niego i w łączności z Nim.
7. Istotą cierpliwości jest milczenie, ale nie ponure i zacięte, tylko spokojne i życzliwe. Człowiek, który polega na słowie Boga, odpowiada takim milczeniem na zniewagi po prostu dlatego, że zniewagi to tylko słowo ludzkie.
8. Kłamstwem i pychą jest w nas to wszystko, co by stawiało Boga na pozycji naszego wymysłu, albo naszego automatu do spełniania życzeń, albo naszej różdżki magicznej. To nie znaczy, że Bóg nie chce dawać nam darów zatykających dech w piersi; ale niekoniecznie według naszego podpowiadania!
9. Można zabiegać szczerze o swoje zbawienie, ale tak, jakby to była sprawa na jutro, jeszcze lepiej na pojutrze, nie na dziś.
10. Póki żyjemy na tym świecie, żadne widzenie nie zastąpi wiary. Przez wiarę biegnie nasza droga, tak to Bóg najwyraźniej zaplanował; czasem, rzadko, bo tylko u ludzi gotowych już do tego, widzenie może wiarę podeprzeć, ale nic więcej. I właśnie o wiarę Bóg nas prosi; widzenie (autentyczne!) tylko On może dać i kiedyś sam da; kiedy już nasza wiara do niego dojrzeje.
11. Pytający uczniowie zakładali, że każde cierpienie jest karą za grzechy, i to ściśle wymierzoną według ciężkości grzechu. Chrystus wskazuje, że zamysł Boży jest o wiele szerszy. Istnieje cierpienie niezawinione (On sam weźmie je na siebie, zostawiając nam przykład), które ma służyć jakiemuś większemu dobru. Człowiek, który je dźwiga, nie jest zapomniany, nie jest królikiem doświadczalnym, eksponatem na lekcji: otrzymuje niewyobrażalną łaskę i niewyobrażalne spotkanie.
12. Najgorszą herezją wszech czasów jest traktowanie Boga jako tematu; mówienie i myślenie o Nim, zamiast mówić i myśleć do Niego. Skutkiem takiego bezosobowego podejścia jest najpierw podzielone serce, a w dalszym rozwoju sprawy — faktyczna, choć może nie uświadomiona i nie deklarowana, niewiara.
13. Chrześcijaństwo może istnieć bez cudów. Nie może istnieć bez miłości.
14. Ojcowie Pustyni powtarzali bardzo wyraźnie za Ewangelią te wskazania, które dotyczą relacji między życiem chrześcijańskim, modlitwą zwłaszcza, i przebaczaniem uraz. Abba Nil powiedział: „Cokolwiek pamiętasz przeciw bliźniemu, to będzie ci stało na przeszkodzie w chwili modlitwy”; nie możesz się modlić swobodnie i dobrze, dopóki nie wybaczyłeś bratu.
15. Bóg nie pozwoli nam na stan wiecznej dzidziuli, która swoje decyzje i zwłaszcza ich skutki zrzuca na innych, albo i na Niego samego. On chce naszego dorastania do pełni prawdziwego dzieciństwa, dzieciństwa Bożego, w którym syn patrzy na Ojca i naśladuje Go, bo przecież nie mógłby inaczej postępować niż Ojciec.
16. Można sobie zrobić bożka z własnych pojęć o Bogu, i wtedy dochodzi do sytuacji tak groteskowej, że kiedy Bóg sam przemawia, człowiek nie chce słuchać: nie tak Bóg przemówił, jak powinien. Albo treść się nie zgadza, albo fala nie ta, przekręcamy na inną, na tę „prawdziwą”. I czasami potrzebna jest terapia wstrząsowa, taka, jaką Chrystus urządził faryzeuszom, pokazując im niezgodne z ich pojęciami postępowanie swoich uczniów. Oby to przynajmniej pomogło.
17. Właśnie wpadam w gniew. A wtedy rękę na usta. Bo dość już tej uciechy dla diabła, że w jednym sercu zamącił; jeżeli teraz z tego serca poleją się pieniące męty na inne serca dookoła, to z piekła powinni nam przysłać laurkę dziękczynną za przedstawienie, które ku ich uciesze wyprawiliśmy. Dość już tego nieszczęścia, że ktoś przekroczył Prawo Boże; lepiej do tego nie dodawać drugiego nieszczęścia, gniewu.
18. Aż za dużo jest w Polsce ludzi, którzy uważają, że dogmatyka jest dla teologów, a im samym wystarczy znać pacierz. Takie stawianie sprawy jest przede wszystkim niegrzeczne wobec Boga: On mówi nam o sobie, a my nie chcemy słuchać. Najprawdopodobniej dlatego, że samych siebie uważamy za ciekawszy temat... A po drugie, Bóg dał nam rozum nie tylko po to, żebyśmy mieli czym wymyślać pralki, telewizory i komputery, nie mówiąc już o bombie atomowej. Przede wszystkim dał nam go po to, żebyśmy mieli czym Jego poznawać.
19. Nie szukaj wzniosłych tematów do rozmowy z Bogiem; mów o wszystkim, o tym, co cieszy, i o tym, co uwiera, i o tym, co bardzo boli. Wtedy całe życie staje się modlitwą, a jednocześnie spływa na nie światło: nie można przecież mówić Bogu o swojej sytuacji, nie zastanawiając się, czy On ją widzi dokładnie tak samo, jak my. Czy nie życzy sobie jakiejś korekty także i z naszej strony, a nie tylko ze strony naszego konfliktowego otoczenia.
20. Ryzyko, bo Bóg wiecznie nas zaskakuje, tak jak zaskoczył tych, którzy gotowi byli Go szukać w królewskim pałacu, podczas gdy On urodził się w oborze. Wiecznie przewraca nasz porządek, wiecznie domaga się czegoś więcej. Ale ryzyko takie podjąć trzeba, bo inaczej spotkamy nie Boga Żywego, ale jakiś przez nas samych namalowany święty obrazek, który wprawdzie nic od nas nie będzie wymagał, zwłaszcza nic takiego, czego byśmy dać nie chcieli, ale który ani nas nie stworzył, ani nie zbawił, ani nie uświęcił, ani nie powołał... Jedno więcej dzieło rąk ludzkich, jak bożki dawnych pogan.
Fragment książki „A gdyby się tak zatrzymać?”
Małgorzata (Anna) Borkowska OSB, ur. w 1939 r., benedyktynka, historyk życia zakonnego, tłumaczka. Studiowała filologię polską i filozofię na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, oraz teologię na KUL-u, gdzie w roku 2011 otrzymała tytuł doktora honoris causa. Autorka wielu prac teologicznych i historycznych, felietonistka. Napisała m.in. nagrodzoną (KLIO) w 1997 roku monografię „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII do końca XVIII wieku”. Wielką popularność zyskała wydając „Oślicę Balaama. Apel do duchownych panów” (2018). Obecnie wygłasza konferencje w ramach Weekendowych Rekolekcji Benedyktyńskich w Opactwie w Żarnowcu na Pomorzu, w którym pełni funkcję przeoryszy.
opr. mg/mg