Przemoc bez uprzedzeń

Fragmenty książki "Siła serca kontra siła pięści", trzy historie o Miłości, która zwycięża

Przemoc bez uprzedzeń

Przemek KAWA Kawecki SDB

SIŁA SERCA KONTRA SIŁA PIĘŚCI

ISBN: 978-83-7505-603-7

wyd.: WAM 2010



Wybrane fragmenty
Szaleństwo sylwestrowej nocy
Totalna zmiana życia
Wściekły jak pitbull
Przemoc bez uprzedzeń

Przemoc bez uprzedzeń

Przemoc bez uprzedzeń

Kiedy czujesz się silny i pewny w swoim mieście, na swojej ulicy, a w dodatku masz cały czas naście lat, to wydaje ci się, że jesteś niepokonany i bezkarny. Te uczucia niemal w każdą sobotnią noc popychają cię do walki. Prawdziwa walka jest wtedy, kiedy czujesz w sobie agresję. To jest moment, w którym mógłbyś przenosić góry, zniszczyć każdego, kto znajdzie się w zasięgu ręki. To doświadczenie podobne do tego, które człowiek przeżywa na rekolekcjach. Rozpalasz swoje serce do czerwoności i czujesz, że twoja wiara jest tak wielka, że mógłbyś przenosić góry, zbawiać świat. Ale to tylko chwilowy nastrój - potem przychodzi życie, w którym trzeba to zweryfikować. Różnica polega na tym, że by rozpalić serce, trzeba się wysilić: modlić, wyciszyć, przemyśleć wiele spraw. Do agresji, do przemocy nie potrzeba aż tak wiele. Wystarczy trochę podpić, znaleźć się w miejscu i czasie, gdzie choć kilka osób patrzy na ciebie krzywo i już masz wszystko, czego potrzeba, aby rozpocząć zadymę. W takich momentach masz wszystko gdzieś. Nie interesuje cię, kto jest kim, jaką rolę pełni, jakie stanowisko zajmuje, kogo ma za plecami - to wszystko przestaje być istotne, liczy się tylko chęć wyżycia i dołożenia komuś. Przypadkowe bójki, jakieś przepychanki - to był nasz chleb powszedni, ale prawdziwa zadyma, kiedy wcześniej trochę popiliśmy i znalazł się ktoś, kto ideologicznie nam nie pasował, to była prawdziwa gratka. W takich chwilach idziesz jak polska husaria - byle do przodu. Nie liczysz się ze stratami, nie myślisz o konsekwencjach - ważne jest, aby zniszczyć wroga. I nieważne, czy gość jest dwa razy taki jak ty, czy jest ich pięciu - idziesz jak taran. W takich chwilach masz stuprocentową wygraną, bo twoja psychika nastawiona jest tylko na zwycięstwo, na stłamszenie tego drugiego. Nawet jeśli twoja garda nie powstrzyma ciosów, a jakieś podcięcie lub kopnięcie powali cię na chłodną ziemię, wstajesz i walczysz do upadłego, bo wiesz, że musisz zwyciężyć. To jest niesamowite! Zwykle było tak, że przeciwnicy - nawet ci dużo lepsi - bali się mojej determinacji, mojego - wciąż ponawianego z uporem maniaka - ataku. Czuli, że to nie są żarty i to sprawiało, że wygrywałem większość walk. Czasami atakowałem jakiegoś dużo większego kolesia, a on - zamiast mi dołożyć - w kółko krzyczał: „O co ci chodzi?!” A mnie nie chodziło o nic - no, może o jedno - o chęć wyżycia tkwiącej we mnie agresji i jeszcze potrzebę potwierdzenia mojej pozycji w mieście. masz cały czas naście lat, to wydaje ci się, że jesteś niepokonany i bezkarny. Te uczucia niemal w każdą sobotnią noc popychają cię do walki. Prawdziwa walka jest wtedy, kiedy czujesz w sobie agresję. To jest moment, w którym mógłbyś przenosić góry, zniszczyć każdego, kto znajdzie się w zasięgu ręki. To doświadczenie podobne do tego, które człowiek przeżywa na rekolekcjach. Rozpalasz swoje serce do czerwoności i czujesz, że twoja wiara jest tak wielka, że mógłbyś przenosić góry, zbawiać świat. Ale to tylko chwilowy nastrój - potem przychodzi życie, w którym trzeba to zweryfikować. Różnica polega na tym, że by rozpalić serce, trzeba się wysilić: modlić, wyciszyć, przemyśleć wiele spraw. Do agresji, do przemocy nie potrzeba aż tak wiele. Wystarczy trochę podpić, znaleźć się w miejscu i czasie, gdzie choć kilka osób patrzy na ciebie krzywo i już masz wszystko, czego potrzeba, aby rozpocząć zadymę. W takich momentach masz wszystko gdzieś. Nie interesuje cię, kto jest kim, jaką rolę pełni, jakie stanowisko zajmuje, kogo ma za plecami - to wszystko przestaje być istotne, liczy się tylko chęć wyżycia i dołożenia komuś. Przypadkowe bójki, jakieś przepychanki - to był nasz chleb powszedni, ale prawdziwa zadyma, kiedy wcześniej trochę popiliśmy i znalazł się ktoś, kto ideologicznie nam nie pasował, to była prawdziwa gratka. W takich chwilach idziesz jak polska husaria - byle do przodu. Nie liczysz się ze stratami, nie myślisz o konsekwencjach - ważne jest, aby zniszczyć wroga. I nieważne, czy gość jest dwa razy taki jak ty, czy jest ich pięciu - idziesz jak taran. W takich chwilach masz stuprocentową wygraną, bo twoja psychika nastawiona jest tylko na zwycięstwo, na stłamszenie tego drugiego. Nawet jeśli twoja garda nie powstrzyma ciosów, a jakieś podcięcie lub kopnięcie powali cię na chłodną ziemię, wstajesz i walczysz do upadłego, bo wiesz, że musisz zwyciężyć. To jest niesamowite! Zwykle było tak, że przeciwnicy - nawet ci dużo lepsi - bali się mojej determinacji, mojego - wciąż ponawianego z uporem maniaka - ataku. Czuli, że to nie są żarty i to sprawiało, że wygrywałem większość walk. Czasami atakowałem jakiegoś dużo większego kolesia, a on - zamiast mi dołożyć - w kółko krzyczał: „O co ci chodzi?!” A mnie nie chodziło o nic - no, może o jedno - o chęć wyżycia tkwiącej we mnie agresji i jeszcze potrzebę potwierdzenia mojej pozycji w mieście.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama