Z Ur chaldejskiego?

Chrzest w niemowlęctwie, to jak droga Abrahama

„Ja jestem Pan, który wywiodłem cię z Ur chaldejskiego, aby ci dać ten oto kraj na własność” — mówi Bóg do Abrama na chwilę przed zawarciem z nim przymierza (Rdz 15, 7).

Z Ur chaldejskiego?

Nie jest to zwykłe przypomnienie przeszłych wydarzeń. To ich objaśnienie! Abram nie wyszedł bowiem z Ur na rozkaz Pana. Zrobił to nie dla Boga, lecz dla swego ojca, Teracha. Pismo mówi o tym dokładnie: „Terach wziął swego syna, Abrama, Lota i  Saraj, swą synową, (...) wywiódł ich z  Ur chaldejskiego, aby dojść do Kanaanu” (por. Rdz 11, 31). Ściśle rzecz biorąc, to nie Abram wyszedł z Ur. Zrobił to jego ojciec, który wziął go ze sobą bez pytania o zdanie.

Doszli do Charanu, który leży w  połowie drogi do Kanaanu. Tam Terachowi przeszła ochota na dalszą wędrówkę. Osiedlił się w Charanie, a Abram pozostał razem z nim. Terach umarł w  Charanie i nigdy nie zobaczył ziemi, dla której wyszedł z Mezopotamii. W Charanie Bóg przemówił do Abrama: „Wyjdź z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę” (Rdz 12, 1). Abram podjął z Panem rozmowę; usłyszał od Niego obietnicę przeznaczoną dla siebie i  poszedł za nią. Podjął drogę zaniechaną przez Teracha.

Oto jak wygląda historia wiary człowieka, którego za swój wzór i  za swojego ojca uważają tak żydzi, jak i  chrześcijanie, i muzułmanie. To historia kogoś, kto pierwsze pół drogi ku Bogu przeszedł, po prostu idąc za ojcem. Do Charanu Pan był dla Abrama jedynie „Bogiem jego ojca”, a wiara (jeśli jakąś miał) była co najwyżej posłuszeństwem i „wiarą dziedziczoną”.

Z Ur chaldejskiego?
fragment pochodzi z książki:

Bp Grzegorz Ryś

MOC SŁOWA
Słowo, które ma moc zmienić Twoje życie.

 

ISBN: 978-83-277-1135-9
wyd.: Wydawnictwo WAM 2016

A przecież Bóg mówi do niego: „To Ja wywiodłem cię z Ur chaldejskiego. Zrobiłem to poprzez decyzje i wiarę twojego ojca, nie pytając się o twoją zgodę ani nie dając ci wolnego wyboru. Ale teraz jesteś już w połowie drogi...”.

Droga wiary Abrama jest drogą większości z nas. Przyniesieni do chrztu kilka dni po urodzeniu. Zabierani do kościoła, na Mszę świętą bez pytania o chęć. Posyłani na religię, do spowiedzi i komunii, w jakiejś mierze „przymuszeni” — nawet do bierzmowania. Posłuszni — najpierw chętnie, potem — nie bez buntu.

W końcu jednak przychodzi dzień, kiedy potrzebujemy zacząć rozmowę z Bogiem „twarzą w twarz”. Kiedy zaczynamy ku Niemu iść mocą własnej decyzji. Już nie dla rodziców, ale dla siebie samych. A jeszcze lepiej: dla Niego samego! Bo jest tego wart.

Wtedy też On sam objaśnia nam pierwszy kawałek naszej drogi wiary. Przyjmujemy go z wdzięcznością, a nie z podejrzliwością i krytykanctwem. Nazywamy go ŁASKĄ, a nie jedynie przyzwyczajeniem i tradycją. I jak ma się historia tego ojca i giganta wiary, jakim był Abraham, do łatwo powielanych postulatów, że lepiej zaczekać z  wprowadzaniem dzieci w  świat wiary do czasu, gdy same będą mogły „świadomie” wybierać?

opr. ab/ab

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama