Kłótnie

Fragmenty książki "Wzrastajmy razem"

Kłótnie

Cordula Leidner , Ottmar Leidner

Wzrastajmy razem

ISBN: 978-83-60703-52-6

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007


7. Kłótnie

Brak kłótni w małżeństwie wydaje się nam podejrzany. Prawdopodobnie są pary żyjące w tak doskonałej harmonii, że nie potrzebują starć ani dyskusji — my jednak takiej nie znamy. Wręcz przeciwnie: w najbardziej solidnych małżeństwach, jakie poznaliśmy, dochodzi do ostrych starć, i to nierzadko. Jak mogłoby być inaczej? Małżeństwo pod wieloma względami jest podobne do ekspedycji w nieznane. Ciągle z zewnątrz i wewnątrz wyłaniają się nowe problemy i zadania. Należy ustalić: kto ma się zająć naprawą pralki, a kto ubezpieczeniem od skutków odpowiedzialności cywilnej? Do jakiej szkoły mają pójść dzieci? W jaki sposób traktować własne nastroje? Czy kupić psa? A także: gdzie pojechać na kolejny urlop? Nawet świeżo zakochane pary mogą się na czymś potknąć: Gdzie spędzimy święta? Jeśli odpowiedź brzmi „we dwoje”, pojawia się kwestia przygotowań kulinarnych i choinki. Tak długo jak mamy do czynienia ze sprawami wymagającymi podjęcia decyzji, różnice zdań nie każą na siebie długo czekać.

Dochodzi do tego jeszcze coś innego. Podamy przykład z własnego doświadczenia. Przez rok prowadziliśmy tak zwane małżeństwo weekendowe. Mimo że bardzo się cieszyliśmy ze spotkania, to kłóciliśmy się w każdy piątek, a często do soboty. Dopiero po wielu miesiącach zrozumieliśmy, że problem tkwił w naszych wzajemnych oczekiwaniach odnośnie do siebie, a więc w bardzo radosnych wyobrażeniach na temat weekendu. Każde z nas miało radosne oczekiwania związane z weekendem, jednak — niestety — już pierwsze minuty wspólnego przebywania pokazywały, jak bardzo różniły się nasze pragnienia.

Wiele osób ma takie doświadczenia z wakacji. W pierwszych dniach wypoczynku pęka tama — dochodzi do głosu to wszystko, czego w ostatnich tygodniach nie udało się omówić lub przeanalizować, często są to zasadnicze kwestie i wątpliwości, na które w natłoku codziennych obowiązków nie było czasu, lub sprawy odłożone, wymagające omówienia. To wszystko atakuje systemy nerwowe — odprężone, pragnące wypoczynku, spokoju, z czego powstaje bardzo wybuchowa mieszanka. W naszym przypadku pierwsza kłótnia na urlopie najczęściej oznacza, że oboje jesteśmy wystarczająco wypoczęci, aby więcej pracować, niż spać, jeść i milczeć. Oczekujemy pierwszej kłótni wakacyjnej, wiemy, że jest nieunikniona, czasami niemal ją prowokujemy — gdyż tak czy inaczej musimy przez nią przejść.

Dlatego uważamy, że kłótnia lub szczere wyrównanie interesów jest czymś normalnym i zdrowym. Martwimy się, gdy przez chwilę nie nawiązujemy właściwej rozmowy o czekających na załatwienie kwestiach i konfliktach, ponieważ zawsze znajdzie się coś do załatwienia. Jeśli małżeństwa się nie kłócą, to najczęściej jeden z partnerów ma zabronione czy wręcz zakazane wszczynanie kłótni ze strachu, z wyczerpania lub z chronicznej uległości.

Z duchowości ignacjańskiej — którą omówiliśmy na początku — można i należy wnosić do małżeństwa wszystko, co mamy, co boli, co się nie podoba, w czym się nie zgadzamy z drugą stroną. Bóg przyznał człowiekowi wartość, uznając w nim męża lub żonę, a więc wartość, której nie można zanegować. Oboje jesteśmy przez Boga chciani i akceptowani. W Księdze Rodzaju w tym samym zdaniu jest napisane, że Bóg uczynił człowieka na swoje podobieństwo i że stworzył go jako mężczyznę i kobietę. Ta wypowiedź jest mocna. Być może jej sens jest taki, że siła, jaka nas do siebie ciągnie, jest odzwierciedleniem najgłębszej energii Bożej i woli Boga do wchodzenia w relacje. Mówi też, że jesteśmy na równi, a nie pod czy nad sobą, oraz że jest właściwe i ważne, gdy bronimy tej pozycji nawet wbrew sobie.

Kolejne zagadnienie w perspektywie ignacjańskiej wiąże się z pytaniem: Co prowadzi do ożywienia relacji? W kwestii kłótni uwidacznia się natychmiast wyraźnie kilka konsekwencji: związkowi nie służy chroniczne unikanie tematów konfliktowych. Jeśli naprawdę robi się gorąco, co prowadzi do nieprzekraczalnej przepaści, można zawsze poszukać pomocy doświadczonych osób trzecich w celu nawiązania dialogu. My sami często tak robiliśmy.

Jeśli czeka nas jakiś trudny temat, rozmowa wymaga dobrego miejsca i właściwego czasu. Jest to truizm, który jest ustawicznie negowany. Oboje partnerzy powinni być wyspani, a miejsce nie może budzić negatywnych konotacji. Dysponujemy codziennie wspólnym czasem rano, kiedy możemy poruszyć określony temat lub zasygnalizować potrzebę rozmowy. W celu rozwiązania bardziej zasadniczych spraw znamy przytulną pizzerię — tamtejszej obsłudze już od dawna należy się mała nagroda pokojowa za odprężającą, wspierającą porozumienie atmosferę.

Wybuch emocjonalny, który poprzedza kłótnię, jest znakiem, że chodzi o coś ważnego, co nas naprawdę porusza. Potrzebujemy wyjaśnienia i spodziewamy się po partnerze, że znajdziemy rozwiązanie. Komunikat kryjący się za wybuchem brzmi następująco: w tej spornej kwestii upieram się i mogę być nieprzyjemny, lecz nie kwestionuję naszego związku. Zwymyślam Cię, ponieważ zależy mi na Tobie. Walczę, ponieważ szukam rozwiązania i chciałabym dalej z Tobą żyć. Z Tobą! Z Tobą! Nawet jeśli teraz jest między nami źle, uważam, że potem możemy być dla siebie dobrzy. Taka jest moja nieśmiała propozycja względem Ciebie. W głębi duszy wiem, że nie kłócę się, ponieważ jestem zły i chcę Cię zniszczyć, lecz dlatego że chcę wraz z Tobą szukać najlepszej drogi dla naszego małżeństwa i obecnie nie znam bardziej właściwej od tej, którą kroczymy. Uważamy, że wyżej wymienione powody kłótni są o wiele częstsze, niż się przypuszcza. Klasyczne w tej dziedzinie są spory toczone na autostradzie typu: „Znowu poruszasz się w martwym zaułku!”. O wiele częściej kryje się za tym strach o nas niż despotyzm, zarazem jednak często z ust drugiej strony wychodzi to jedynie w formie zjadliwej krytyki.

Ignacy daje jasne zalecenia: „starać się ratować zdanie partnera”. Jest to propozycja, aby przypisywać partnerowi dobre zamiary. Przećwiczcie to lub ćwiczcie się w tym cały czas. Jak wygląda sytuacja, gdy z wybuchem złości partnera wiąże się przekonanie, że jest to wyraz cennej potrzeby lub problemu? Konsekwencji tego „nastawienia” trudno przecenić. Wymaga ono zasłuchania i stawiania pytań, docenienia partnera jako przekaziciela konstruktywnej i ważnej informacji. Przy takim podejściu stawia się na równi to, co być może jest negatywne, i to, co pod każdym względem jest pozytywne. Słabną w ten sposób zalążki nieporozumień, jawi się potencjalny wspólny kierunek: jeśli przyjmiemy, że mamy wzajemnie dobre motywy, to co zaspokoi nasze pragnienia i potrzeby?

Podstawowe założenie jest takie, że partner, z którym się spieram, zmierza w tym samym kierunku co ja. Oboje szukamy ostatecznie woli Bożej, nawet gdy wybór słów i ton rozmowy o tym nie świadczą. Takie podejście zmienia od razu punkt widzenia, pozwalając czasami podczas kłótni na cichą, żarliwą modlitwę: „Panie Boże, pomóż, wszystko przybiera zły obrót, chodzi mi o coś zupełnie innego!” lub: „Co mam czynić? Już dawno chciałam ustąpić, lecz w takim razie on/ona nigdy nie zrozumie, że ta kwestia jest dla mnie tak drażliwa. Proszę, ześlij swego Ducha!”. Tego rodzaju myśli modlitewne często zmieniają sytuację, niezależnie od tego, czy są wypowiedziane, czy formułowane po cichu. Żelazna zasada brzmi: To, o co mogę się modlić, prawdopodobnie kiedyś wypowiem.

Relacji bardzo dobrze służy dotrzymywanie sprawdzonych reguł w kłótniach. Przemoc jest tematem tabu. Jeśli ta kwestia nie jest zbyt jasna, należy nad nią popracować. Bogu dzięki, coraz więcej poradni zajmuje się tym problemem. Z pozoru dotyczy on mężczyzn, pod podszewką jednak wygląda to często inaczej. Wobec zręcznie przemawiającej i grającej na uczuciach kobiety wielu mężczyzn jest bezsilnych i bezradnych (zob. rozdział „Gra o władzę”). Obciążeniem dla związku jest fakt, że partnerzy szukają w kłótni dystansu. Oczywiście wolno czasami trzasnąć drzwiami, a niekiedy konieczne jest oddalenie od siebie na kilka godzin lub dni, lecz odchodząc, pozbawiamy drugą stronę możliwości komunikacji. Powinniśmy sobie uświadomić, że taki krok to skuteczny środek władzy i zarazem groźba. Odchodząc, czujemy, że tym samym w pewien sposób sygnalizujemy potencjalny koniec związku. Odejście pozbawia partnera władzy przynajmniej poprzez pozbawienie jednej ze stron możliwości ponownego rozpoczęcia rozmowy. Zabrana ze sobą — i włączona! — komórka ma właśnie takie znaczenie.

Jeśli któryś z małżonków pokazuje, gdzie przebiega granica, może to mieć niezwykle zbawienne skutki, dając jasność sytuacji i pozwalając obojgu zwrócić uwagę na wartość i godność. Istnieje pewien dziwny rytuał między płciami: niektóre kobiety mówią otwarcie, że nie znoszą, gdy mężczyźni bez końca zdobywają się na cierpliwość i wyrozumiałość. Jeśli mężczyzna wyraźnie daje do zrozumienia, że limit został osiągnięty, dla kobiety nie oznacza to siłą rzeczy, że związała się ze złym szowinistą, lecz sygnalizuje to coś pozytywnego, a mianowicie, że jest dla niego tak ważna, iż traci on przez nią opanowanie, przy czym szczegóły odgrywają tu pewną rolę, o której dzisiaj nie można mówić z punktu widzenia poprawności politycznej: w zagadkowy sposób kobieta doświadcza swojej władzy nad mężczyzną, a jednocześnie jej granic, gdy doprowadza go do kresu wytrzymałości. Mężczyźni zawodzą, gdy pragną być jedynie równouprawnionymi partnerami i nie pozwalają swoim żonom wytyczać granic. Lepiej, gdy mężczyźni stawiają czoło wyzwaniom, w których mogą się okazać zwycięzcami, niż gdy w pewnym momencie „idą po papierosy”.

Udane małżeństwa rozwijają często swego rodzaju rytuały w celu zakończenia kłótni. Na pewno ważne jest, by nie zrobić tego za wcześnie. W niektórych sytuacjach koniecznie należy wyjaśniać i okazywać partnerowi, że problem tkwi głębiej, nawet jeśli ma to trwać kilka dni. Jednak w pewnym momencie nadchodzi chwila, w której można łatwo nawiązać rozmowę, i nie wolno jej przegapić. Takie rytuały da się z powodzeniem stosować, gdy jedna ze stron kręci się w kółko lub stoi w miejscu, powtarzając wciąż to samo jak stara płyta. Tego rodzaju rytuał może być konkretnym gestem — u nas na przykład dobrze się sprawdza trik z dzieciństwa — pokazywanie języka — lub pewne zdanie, które zakończyło już kiedyś śmiechem ważny spór. Nie musi to być oczywiście wyćwiczony rytuał. Sytuacja może przynieść coś całkiem nieoczekiwanego, jakieś spontaniczne zaproszenie do zrobienia obiadu, ponieważ wówczas kłótnię można odrobinę wysubtelnić i kultywować.

Prośba o przebaczenie jest ważna i wskazana, lecz nie jest całkiem niegroźna. Wśród chrześcijan może być zręczną bronią, którą często stosują wcześniej niż należy. Również w tym aspekcie pomocne jest „rozeznanie”. „Jakie uczucia mną rządzą? Czy jest to złe sumienie, które jest niewłaściwym uczuciem z dzieciństwa, czy też moje pragnienie harmonii? Być może muszę uważać, by nie prosić o przebaczenie zbyt szybko, a może rzeczywiście nie mam słuszności i rezygnuję z gniewu, chęci dzielenia i poniżania.

Mając szczęście — i Boże błogosławieństwo — można z biegiem lat rozwijać w sobie opanowanie. Nie każda kłótnia stawia od razu wszystko pod znakiem zapytania. Gierki często można szybko przejrzeć. Nam się zdarza, że pośród fochów popatrzymy sobie w oczy i zaczynamy się śmiać, a wtedy nagle wiadomo, o co właściwie chodzi.

Ćwiczenie

Gdy następnym razem się pokłócicie, spróbujcie ustalić, czy jest jakiś punkt, w którym wyrażanie uczuć i pragnień radykalnie zamienia autentyczne żądania w rany i opancerzenie. Kiedy stosujemy broń jądrową? Zaraz na początku czy też później? Potencjalne hasła na ten moment mogą brzmieć: „Ja tego nie potrzebuję!”, „Co ty myślisz, kogo masz przed sobą?”, „Nie pozwolę tak ze sobą postępować!”. Osiągamy wtedy płaszczyznę, na której jedno z dwojga musi bronić swojej godności i wartości. Nie chodzi już o sprawę, a dalsza kłótnia jest pozbawiona swobody i dojrzałości. Jeśli kłótnia przebiega z zaangażowaniem, nie tak łatwo sobie pozwolić na niezbędną obserwację wewnętrzną, a w tym właśnie leży szansa. Gdy posiadamy odrobinę dystansu do swych emocji, możemy uruchomić jednocześnie uczucia i rozsądek. Może się to opłacić. Niewykluczone, że przy tej okazji znajdziecie kamienie graniczne Waszego małżeństwa, na które musicie zwrócić uwagę, gdyż tu może się zaczynać jakiś interesujący, nowy obszar.

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama