Życie Marii Magdaleny opowiedziane przez bł. Annę Katarzynę Emmerich. Z dzieła Mistyczki z Dülmen jako wywiad rzekę wybrał i opracował ks. Krzysztof Stola
Polskie Wydawnictwo Encyklopedyczne 2006
ISBN: 83-89862-65-4
Książka ks. Krzysztofa Stoli pt. Życie Marii Magdaleny opowiedziane przez bł. Annę Katarzynę Emmerich w sposób żywy i barwny przybliża czytelnikowi postać św. Marii Magdaleny. Choć osoba - według tradycyjnych ujęć — „świętej-grzesznicy" wzmiankowana jest na kartach wszystkich czterech Ewangelii kanonicznych, to jednak wskutek niezwykle lapidarnych wypowiedzi, pozostaje ona dla nas wciąż ukryta za woalem tajemnicy. Wykorzystują to komercyjni poszukiwacze sensacji, którzy w popularnych filmach bądź poczytnych publikacjach książkowych zniekształcają osobę św. Marii Magdaleny i jej relację do Jezusa z Nazaretu. Konieczny w takim wypadku jest powrót do źródeł — do opisów natchnionych autorów, które są zawarte w Ewangeliach, a swe ubogacenie znajdują m.in. w komentarzu i modlitewnej, duchowej refleksji bł. s. Anny Katarzyny Emmerich. Jej mistyczny „ogląd" z pewnością nie pozostaje w sprzeczności z ewangelicznym orędziem, dzięki czemu czytelnik może być niejako prowadzony do głębszego i bardziej owocnego spotkania z biblijną postacią św. Marii Magdaleny. Niewątpliwym walorem tej książki jest także barwne pokazanie innych postaci biblijnych, które pozostają w ścisłej relacji do Marii Magdaleny (Jezus, Matka Najświętsza, Marta, Łazarz, Umiłowany uczeń -Jan, Piotr, święte niewiasty).
Niniejsza książeczka może spotkać się z zarzutem, że wybór tekstów dotyczących Marii Magdaleny ma charakter subiektywny i nie został szczegółowo udokumentowany. Jednak można w pełni zrozumieć intencję redaktora, któremu zależało na przekazaniu mistycznych „widzeń" s. Anny Katarzyny w sposób jak najbardziej wierny, a przy tym krytyczny oraz klarowny i „strawny" dla współczesnego czytelnika. Cel ten został osiągnięty dzięki zastosowanej formie wywiadu rzeki i wsłuchaniu się w treści przekazywane przez Błogosławioną. W ten sposób redaktor nie narzuca swoich interpretacji, lecz wraz z czytelnikami z wiarą bada mistyczny komentarz s. Anny Katarzyny. Bardziej wymagający czytelnicy z pewnością sięgną do źródłowej pozycji: Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi wraz z tajemnicami Starego Przymierza według widzeń świątobliwej Anny Katarzyny Emmerich z zapisków Klemensa Erentano.
Zestawienie na końcu książki wszystkich przekazów ewangelicznych dotyczących osoby Marii z Magdali pozwala na pogłębioną lekturę biblijną w świetle swoistego komentarza bł. s. Anny Katarzyny. W ten sposób „tajemnica życia" św. Marii Magdaleny i jej relacja do Jezusa zostają ukazane w przestrzeni miłości-agape i w blasku Prawdy, do której ustrzeżenia wykorzystano m.in. warsztat naukowy teologa i intuicję wiary.
Niech Bóg błogosławi wszystkim Czytelnikom, prowadząc ich do głębokiego, modlitewnego spotkania z Kobietą, która w wizji Mistyczki z Dülmen — z jawnogrzesznicy stała się miłującym świadkiem Zmartwychwstałego Pana.
Ks. dr hab. Mirosław S. Wróbel
Instytut Nauk Biblijnych KUL Jana Pawła II
Lublin, 31 marca 2006 r.
- Wydarzenia w Betanii zbliżają nas do najdramatyczniejszego etapu drogi Jezusa, Jego Matki, uczniów i świętych niewiast, a zatem i Magdaleny... Co stanowi pierwszy znak jej wkroczenia na drogę krzyża?
Uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy (...), im bliżej świątyni, tym piękniej była przystrojona droga. (...) Przełożeni ludu kazali [jednak] pozamykać wszystkie domy i bramę miejską, w ten sposób zupełnie izolując od reszty tę część miasta. Gdy Jezus zsiadł przed świątynią z oślicy, uczniowie chcieli zaraz ją odprowadzić, lecz zastali już bramę zamkniętą i musieli czekać aż do wieczora. Święte niewiasty były także w świątyni, zapełnionej szczelnie tłumem. Uwięzieni tam musieli przez cały dzień obejść się bez posiłku, bo wszystko było pozamykane. Zwłaszcza Magdalena była zmartwiona, że Jezus nie może się niczym posilić.
Nad wieczorem, gdy otworzono bramę, święte niewiasty wróciły do Betanii, a za nimi nieco później poszedł Jezus z Apostołami. Magdalena, stroskana, że ani Jezus, ani Apostołowie przez cały dzień nic nie jedli, zakrzątnęła się zaraz sama koło przyrządzenia wieczerzy. Zmierzchało się już, gdy Jezus wszedł na podwórze domu Łazarza. Magdalena wyniosła wodę w miednicy, umyła Mu nogi i otarła je chustą, przewieszoną przez plecy, po czym wprowadziła Go do domu. Wieczerzy właściwej nie było, podano tylko lekki posiłek.
W ostatnich dniach przed męką, gdy Jezus nauczał, musieli Żydzi zamykać swe domy i był bezwzględny zakaz podawania jakiegokolwiek posiłku Jemu lub uczniom. Pełen smutku powracał Jezus z Apostołami do Betanii w ostatni [przed męką] szabat. Zatrzymali się w gospodzie Szymona trędowatego, gdzie przyrządzona była wieczerza. Magdalena litowała się bardzo nad Jezusem, że przez cały dzień tak się umęczył, pierwsza więc wyszła do Niego przed dom, ubrana w suknię pokutną z paskiem, rozpuszczone zaś włosy przykryte miała czarną zasłoną. Upadłszy Jezusowi do nóg, otarła z nich proch własnymi włosami w taki sposób, jak gdyby czyściła Mu obuwie. Uczyniła to otwarcie wobec wszystkich, czym nawet niektórzy się gorszyli.
- Magdalena, która była tak bardzo impulsywna, wiedziała, że to są ostatnie dni Mistrza. Czy oprócz zwykłych posług spełnianych przy Jezusie, uzewnętrzniała jakoś swoje przeżycia? „
Były to namaszczenia. Wiemy, że niejeden raz uczyniła to Magdalena [namaściła Mistrza]. W ogóle niejedno zdarzenie odbyło się kilka razy, chociaż w Ewangelii raz tylko jest opisane. Niektórzy gorszyli się, [zwłaszcza] Judasz, [który] rozmawiał z Magdaleną, choć w sercu czuł ku niej niechęć, a swoimi uwagami wzbudzał nieżyczliwość do niej w innych, Apostołowie szemrali, nawet Piotr okazywał niechęć z powodu [wywołanej namaszczeniem] przerwy w nauce [głoszonej przez Jezusa]. Podczas naigrawania z Jezusa [przed Wysoką Radą] oprawcy, świętokradzko wyszydzając święte zwyczaje i czynności, plując na Niego i obrzucając Go plugastwem, wołali: „Oto twe namaszczenie na króla i proroka!" — tak teraz naigrawali się [zebrani] z namaszczeń Magdaleny (...).
W dzień uroczystego wjazdu do Jerozolimy Magdalena po raz kolejny zbliżyła się do Jezusa i wylała Mu na głowę wonny olejek. Judasz, przechodząc potem koło niej, zaczął szemrać na taki zbytek, lecz Magdalena odrzekła mu: „Nigdy i niczym nie potrafię dość odwdzięczyć się Panu za to, co uczynił dla mnie i dla mego brata".
Podobnie i w pamiętny [ostatni] szabat, [gdy] poczyniono przygotowania i wszyscy przywdziali stosowne stroje, gdy odprawiono modły i zebrani zasiedli do świątecznego posiłku, przy końcu wieczerzy pojawiła się znowu Magdalena i przynaglana miłością, wdzięcznością, skruchą i smutkiem, stanąwszy za Jezusem, wylała Mu na głowę flaszeczkę wonnego olejku. Trochę nalała też na nogi, następnie otarła je swymi włosami, po czym wyszła z sali. Wielu zgorszyło się tym jej postępowaniem, szczególnie zaś Judasz, który swym szemraniem wzbudził niechęć również w Mateuszu, Tomaszu i Janie Marku. Jezus natomiast usprawiedliwiał Magdalenę, tłumacząc, że pobudką dla niej do takiego postępowania jest miłość, więc nie trzeba brać jej tego za złe.
Widziałam, jak ostatni raz namaściła Jezusa. Rano [w przeddzień Ostatniej Wieczerzy] Magdalena poszła do Jerozolimy nakupić wonnych olejków (...). Były trzy rodzaje tych wonności do namaszczania i to najkosztowniejszych, jakie można było dostać. Magdalena oddała na to resztę swego mienia. Pamiętam, że między tymi wonnościami była i flaszka olejku nardowego (...). Gdy wróciła - niewiasty znajdowały się już w domu Szymona, pomagając w przygotowaniach do uczty. Judasz nakupił obficie wszystkiego; hojnie czerpał dziś z mieszka, myśląc w duchu, że wieczorem potrafi to sobie odbić z procentem. Na jadalnię obrano dziś inną salę, nie tę, w której odbyła się uczta poprzednim razem, w dzień po uroczystym wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Obecnie obrano na ten cel ozdobną, otwartą salę, z tyłu domu, z widokiem na podwórze (...). Dla niewiast przeznaczona była otwarta sala z lewej strony podwórza, więc mogły przez podwórze widzieć ucztujących mężczyzn. Niewiasty, a było ich siedem czy dziewięć, obsiadły wkoło swój stół; Magdalena, wciąż teraz zapłakana, siedziała naprzeciw Najświętszej Panny (...). Przez cały czas trwania uczty Jezus nauczał. Właśnie pod koniec uczty mówił coś Jezus bardzo zajmującego i ważnego, więc Apostołowie słuchali z wielką uwagą; także Szymon, który dotychczas usługiwał, siedział teraz bez ruchu i przysłuchiwał się wraz z innymi.
Właśnie w tej chwili wstała Magdalena po cichu od stołu. Miała dziś na sobie cienki delikatny płaszcz (...); rozpuszczone włosy przykryte miała zasłoną. Trzymając w fałdach płaszcza kupione wonności, weszła podcieniem do sali poza miejscem, gdzie Jezus siedział. Zbliżyła się, płacząc gorzko, a upadłszy Mu do nóg, skłoniła swą twarz na Jego nogę, spoczywającą na łożu; drugą nogę, spuszczoną ku ziemi, podał jej Pan sam. Wtedy Magdalena zdjęła Mu z nóg sandały, namaściła nogi z wierzchu i pod spodem stopy, po czym ująwszy w obie ręce swe włosy okryte zasłoną, otarła nimi namaszczone nogi Jezusa, a następnie włożyła Mu sandały.
Czynność ta spowodowała przerwę w mowie Pana. Jezus zauważył obecność Magdaleny zaraz, jak tylko weszła, ale inni spostrzegli ją dopiero teraz, gdy Jezus nagle umilkł. Niechętni byli, że ktoś tam przeszkadza w słuchaniu, lecz Jezus rzekł: „Nie gorszcie się tą niewiastą!". Następnie zaczął coś cicho mówić do niej. Magdalena zaś, skończywszy zakładać Jezusowi sandały, stanęła za Nim i wylała Mu na głowę flaszeczkę wonnego olejku tak obficie, że aż spływał pod szatę, po czym jeszcze nabrawszy na rękę kosztownej maści, potarła Mu nią głowę od ciemienia w tył głowy. Przyjemna woń rozeszła się po całej sali. Apostołowie zaczęli szeptać i mruczeć (...). Magdalena, płacząc ciągle, spuściła zasłonę na twarz i zwróciła się do odejścia. Gdy, idąc obok stołu, przechodziła koło Judasza, zagrodził on jej drogę ręką, tak że musiała się zatrzymać, i zaczął jej wyrzucać marnotrawstwo, mówiąc, że lepiej było obrócić to na wsparcie dla ubogich. Magdalena stała w milczeniu, płacząc gorzko. Dopiero Jezus ujął się za nią, mówiąc: „Dozwólcie jej odejść spokojnie. Namaściła Mnie teraz na śmierć i już więcej tego uczynić nie będzie mogła. Zaprawdę, powiadam wam, gdziekolwiek głoszona będzie kiedyś Ewangelia, tam także będzie wzmianka o jej czynie i waszym szemraniu!". Smutna wyszła Magdalena z sali. Uczta też nie przeciągała się dłużej, bowiem szemranie Apostołów i nagana, udzielona im przez Jezusa, zwarzyły nastrój biesiadników.
Właściwie po raz ostatni [Magdalena] namaściła Zbawiciela na Golgocie, gdy przygotowywano ciało Jezusa do pogrzebu.
- Czy - poza Magdaleną, niejako intuicyjnie w smutku i napięciu przeżywającą ten czas - bliscy Jezusowi, z grona krewnych, przyjaciół, uczniów, zdawali sobie sprawę, że kulminacja dramatu zbawienia jest już tak blisko?
Dzień przed pojmaniem Jezusa Najświętsza Maryja Panna, której jeszcze o świcie oznajmił [On] swą rychłą śmierć, była bardzo smutna. Maria Kleofasowa pocieszała Ją, jak mogła, wciąż dotrzymywała Jej towarzystwa (...), gdyż Magdalena udała się do Jerozolimy, aby zakupić wonności.
W Jerozolimie dowiedziała się Magdalena od Weroniki, że faryzeusze postanowili pojmać Jezusa i zabić; wstrzymywali się jeszcze tylko dlatego, że dużo było obcych w mieście, szczególnie pogan, którzy szanowali i miłowali bardzo Jezusa. W domu [właśnie] Magdalena oznajmiła tę wieść niewiastom.
Jezus podał [uczniom tego samego dnia] ważny szczegół dotyczący Jego Świętej Matki. Oznajmił im, że Ona wraz z Nim przecierpi wszystkie straszliwe męki przedśmiertne, że wraz z Nim przetrwa bolesne konanie i śmierć, a mimo to będzie musiała żyć jeszcze lat piętnaście1.
- Gdzie, w widzeniach Siostry, po raz pierwszy na drodze Chrystusowej męki spotykamy Magdalenę?
W czasie modlitwy i duchowych zmagań Jezusa w Ogrójcu!
- Jak to możliwe?!
W grocie [Ogrodu Oliwnego] zaczął szatan trapić Jezusa różnymi pokusami, jak niegdyś na pustyni, podniósł nawet szereg zarzutów przeciw samemu Najczystszemu Zbawicielowi (...). Jak najwytrawniejszy, najpodstępniejszy faryzeusz szatan przewrotnie wynajdywał kolejne rzekome (!) coraz cięższe przewinienia Jezusa2: [wśród nich to], że stał się współwinnym grzechu Marii Magdaleny, bo nie przeszkodził powtórnemu jej upadkowi; że nie troszczył się o swą rodzinę i marnował cudze mienie (...). Na koniec jeszcze jeden grzech zarzucił Mu, a mianowicie to, że kwotę otrzymaną ze sprzedaży posiadłości Marii Magdaleny w Magdali wziął od Łazarza i roztrwonił. Z bezczelną zuchwałością rzekł do Jezusa: „Jak śmiałeś marnować cudzą własność i szkodę wyrządzać przez to rodzinie?". Słysząc różne oszczercze zarzuty, stawiane przez szatana najniewinniejszemu Zbawicielowi, ledwie powstrzymałam wybuch oburzenia. Gdy jednak zarzucił Jezusowi, że pieniędzy za sprzedaną posiadłość Magdaleny użył dla siebie, nie mogłam już dłużej opanować gniewu i zgromiłam go gwałtownie: „Jak możesz zarzucać Jezusowi roztrwonienie tych pieniędzy? Przecież sama widziałam, że Łazarz oddał Jezusowi tę sumę na cele dobroczynne, a Jezus wykupił za nią z więzienia w Tirzie dwudziestu siedmiu ubogich3, opuszczonych ludzi, więzionych za długi".
- Rzeczywiście, dziwna to i wyjątkowa forma „obecności"... Należy się domyślać, że jak wszyscy bliscy, a szczególnie Najświętsza Matka, także Magdalena przez miłość i duchową łączność była obecna w męce, w modlitwie i serdecznej trosce Zbawiciela...
Przyszedłszy [po raz drugi do drzemiących] Apostołów, Jezus z wielkim smutkiem oznajmił im, że jutro będzie zabity, że już za godzinę pojmą Go, zawloką przed sąd, będą torturować, wyszydzać, biczować, a wreszcie w okrutny sposób zamęczą. Opowiedział im wszystko, co musi wycierpieć do jutrzejszego wieczora. Polecił im też pocieszyć w smutku Jego Matkę i Magdalenę. W ten sposób rozmawiał z nimi kilka minut, a właściwie sam mówił, gdyż Apostołowie ze smutku, przerażeni Jego wyglądem i słowami, nie wiedzieli, co myśleć i powiedzieć (...).
I o Magdalenie pamiętał Jezus, odczuwał jej boleść, więc i do niej się zwracał. Wiedział, że po Matce, ona kocha Go najbardziej4, i dlatego polecił Apostołom ją pocieszyć. Jako Bóg widział On, jakie cierpienia czekają ją jeszcze, i że do swej śmierci nie obrazi Go żadnym [ciężkim] grzechem (...).
W grocie [Ogrodu Oliwnego, gdzie Jezus dalej się modlił] pojawili się aniołowie, którzy zaczęli Mu przedstawiać całą Jego mękę, począwszy od pocałunku Judasza aż do ostatniego słowa na krzyżu: a więc zdradę Judasza, ucieczkę uczniów, szyderstwa i zniewagi przed Annaszem i Kajfaszem, zaparcie się Piotra, wyrok Piłata, wyszydzenie przez Heroda, biczowanie i cierniem ukoronowanie, skazanie na śmierć, upadki pod ciężarem krzyża, spotkanie Najświętszej Panny i Jej omdlenie, wyszydzenie Jej przez oprawców, okrutne przybicie do krzyża i jego podniesienie, szyderstwa faryzeuszów, boleść Marii Magdaleny i Jana, przebicie boku, słowem wszystko, wszystko pokazane Mu było jasno i wyraźnie ze wszystkimi szczegółami. Z lękiem i wzruszeniem Jezus widział wszystkie najmniejsze ruchy, słyszał wymawiane słowa i odczuwał wszystko.
- Błogosławiona Anno Katarzyno, mistyczne doświadczenia nie są dla Czcigodnej Siostry czymś obcym. Dlatego może Siostra pojąć, wyjaśnić i zarazem poświadczyć, że zjednoczenie świętych niewiast z Chrystusem, także Marii Magdaleny, i ich wewnętrzne przeżycia miały charakter duchowy, czysty i oblubieńczy...
Nieraz w takich rozpamiętywaniach i widzeniach wiele człowiek odczuwa, co nie jest napisane, i tylko małą cząstkę z tego można słowy zwykłymi opowiedzieć. Co w widzeniu jest jasnym i zdaje się samo przez się zrozumiałym, tego nie można potem należycie i jasno oddać słowami.
W [zjednoczeniu duchowym ze Zbawicielem] w Ogrodzie Oliwnym widziałam obrazy tych wszystkich grzechów świata, które Jezus wziął na siebie, a wśród nich z przerażeniem i moje własne liczne przewinienia. Czułam wraz z Nim także ciężar wszystkich przewrotnych zarzutów i wątpliwości,jakie podsuwał Mu kusiciel. Również w mojej duszy budziło to przerażenie wobec niedoskonałości mych własnych czynów, a także niezliczonych zaniedbań. Współczując z mym Boskim Oblubieńcem, z oczyma utkwionymi w Nim, modliłam się wespół z Nim i zwalczałam pokusy oraz razem z Nim doznawałam pociechy od aniołów (...). Widok ten był czymś tak potwornym, okropnym, że podczas jego trwania postać mego Niebieskiego Oblubieńca położyła mi rękę na piersi, mówiąc: „Nikt jeszcze tego nie widział, a i twoje serce pękłoby z przerażenia, gdybym go nie trzymał" (...).
Byłam obecna przy wszystkich tych okropnych wydarzeniach. Gdziekolwiek był Jezus lub Matka Boża, w tej części miasta i ja byłam, z sercem przepełnionym cierpieniem, z duszą zbolałą nieomal śmiertelnie. Gdy biczowano mego najdroższego Oblubieńca, siedziałam w jednym z narożników placu biczowania, mając wszystko przed oczyma (...). Pragnęłam gorąco, by choć kropelka krwi Pana padła na mnie i oczyściła mnie. Tak byłam na wskroś przeszyta bólem, że zdawało mi się, iż muszę skonać. Drżałam z trwogi i jęczałam za każdym uderzeniem wymierzonym Jezusowi5 (...).
[Można zrozumieć] Magdalenę, która była strasznie wynędzniała i trawiona bólem wyglądała jak obłąkana, gdyż niemożliwym jest oddać i opisać należycie złość i okrucieństwo, wywierane na Najczystszym, Najświętszym Zbawicielu; patrząc na to, sama byłam chora i prawie konająca ze współczucia.
A Najświętszy ze Świętych, Oblubieniec dusz, żywcem przybity do krzyża, wznosił się w górę, trzymany przez zatwardziałych, szalejących grzeszników (...).
Z ust Jezusa usłyszałam następujące słowa: „Wytłoczony jestem, jak wino, które tu po raz pierwszy wyciskano. Wszystką krew muszę wylać, aż ukaże się woda i zbieleją łuski. Lecz nigdy już więcej nie będzie wino tu wyciskane". Nie wiem, czy słowa te wymówił Jezus półgłosem, czy cicho, jako modlitwę przeze mnie tylko słyszaną.
Przypisy:
1. Życie wcielonego Syna Bożego, życie Jego Matki i mistyków, którym dane jest duchowo i cieleśnie uczestniczyć w męce Chrystusa (co dotyczy bł. Anny Katarzyny i ewangelicznej Marii z Magdali), są tajemniczo tak ze sobą złączone, że nie można ich poznawać i rozumieć we wzajemnej izolacji. Warto więc przytoczyć uwagę sekretarza Błogosławionej, K. Brentano, dotyczącą jej mistycznego doświadczenia związanego z Pasją: „W Wielki Piątek, 30 marca 1820 r., s. Emmerich rozważając zdjęcie z krzyża, w mojej obecności nagle zemdlała, tak że wydawała się umarła. Odzyskawszy przytomność, choć cierpienia jej nie ustawały, tak przemówiła: «Gdy zobaczyłam ciało Jezusa złożone na łonie Jego Najświętszej Matki, pomyślałam sobie - jakże jest Ona silna [odporna], że nawet w takiej chwili nie zemdlała. Przewodnik mój [?] strofował mnie za tę myśl, w której było więcej zdziwienia niż współczucia. Powiedział mi: 'A wiec doświadcz i ty takiego cierpienia, jakiego Ona doświadczyła'. W tej właśnie chwili ból nie do opisania przeniknął mnie na wskroś - jakby miecz, który przeszył moje wnętrzności, tak dotkliwie, że byłam jak umarła i czuję go nieustannie». Wspomniane cierpienie trwało długo i było powodem choroby, która Annę Katarzynę doprowadziła nieomal do śmierci", a jego ślad pozostał właściwie aż do śmierci Błogosławionej.
2. Wprawdzie u innych mistyków uznawanych przez Kościół nie było dotychczas takiej interpretacji mąk w Ogrójcu, jak przedstawione w Pasji opisanej przez Błogosławioną, jednak nie wydaje się ona sprzeczna z prawdą o przeżywanych tam duchowych cierpieniach Zbawiciela.
3. Uwaga ta stanowi nawiązanie do opisu dzień po dniu życia Jezusa Chrystusa, który na podstawie swych doświadczeń mistycznych przekazała Anna Katarzyna Emmerich. W jednej z wizji (z 28 stycznia 1823 r.) jest mowa o 27 dłużnikach, zasądzonych na karę rzymskiego więzienia, a wykupionych przez Jezusa. Według s. Emmerich było to w drugim roku działalności publicznej Jezusa.
4. Jest to opinia bł. s. Emmerich, traktującej rzecz z perspektywy własnych doświadczeń mistycznych. Jakkolwiek w odniesieniu do niewiast ewangelicznych taka interpretacja zdaje się być niewykluczona.
5. K. Brentano pisze: „Opowiedziane dotychczas widzenia pasyjne miała świątobliwa Anna Katarzyna począwszy od wieczora 18 lutego 1823 r. (wtorek po pierwszej niedzieli Postu) aż do 8 marca (tj. do soboty przed czwartą niedzielą Postu). Odczuwała przy tym widziane cierpienia duchowo i cieleśnie. Bez świadomości zewnętrznej, pogrążona w tych rozmyślaniach, płakała i jęczała, jak torturowane dziecko. Wstrząsana nerwowymi drganiami rzucała się, jęcząc, po posłaniu. Na obliczu jej wyryte było cierpienie człowieka konającego w mękach. Krwawy pot występował jej parę razy na piersi i plecy (...). W sobotę 8 marca 1823, po zachodzie słońca, skończyła właśnie świątobliwa Katarzyna opowiadanie o biczowaniu Zbawiciela i znużona pogrążyła się w głębokim milczeniu".
opr. mg/mg