Trzej Królowie od dwóch tysiącleci pobudzają wyobraźnię...
Trzej Królowie Kacper, Melchior i Baltazar nie byli królami, i nie wiadomo, jak się nazywali. Nie wiadomo też, czy było ich trzech. Ich relikwie w katedrze w Kolonii nie są ich relikwiami.
Ewangelia według św. Mateusza nie mówi o królach, tylko o mędrcach. Nie wymienia też ich liczby. Złożone dary — złoto, kadzidło i mirra — nasunęły myśl, że każdy dar ofiarował jeden z przybyszów. Prawdopodobnie zajmowali się astrologią. Greckie „magoi” podsunęło myśl, że mędrcy przybyli z Persji, ojczyzny magów, choć równie dobrze mogli pochodzić z innego kraju na Wschodzie.
Trzynastowieczny podróżnik Marco Polo zostawił w swoim pamiętniku opis grobowców trzech króli, które miały się znajdować w mieście Savah w Persji. „Są one tak pięknie zachowane, że można oglądać ich włosy i brody” — zachwycał się. Te rzekome relikwie jakimś średniowiecznym sposobem miały trafić potem do Kolonii, gdzie są czczone do dziś, choć już ze znacznie mniejszym przekonaniem niż kilka wieków wstecz. Prawdopodobnie błędnie zinterpretowano łaciński napis, informujący, że leżą tam koronowani męczennicy. — Chodziło zapewne o ukoronowanie męczeństwem — mówi ks. dr Józef Kozyra, biblista.
Kim byli? Ta sprawa frapowała ludzi od zarania chrześcijaństwa. Krótki opis, który znajdujemy u Mateusza, skłaniał ludzi obdarzonych wyobraźnią do tworzenia własnych „ewangelii”, w których tajemniczy przybysze są potężnymi władcami, to znów egzotycznymi wróżbitami, którym towarzyszy skromny orszak. Często zawarte tam opisy dają więcej pojęcia o autorze niż o przedmiocie opowiadania. W tzw. ewangelii pseudo-Mateusza czytamy, że Józef wysyłał na zwiady swojego syna Symeona z rzekomego poprzedniego małżeństwa (tu kłania się tradycja, według której Józef był wdowcem, gdy poślubił Maryję), aby informował, co dzieje się w grocie podczas składania hołdu Dziecięciu. Kiedy dowiedział się o darach, wyraził taką oto opinię: „Bardzo dobrze uczynili ci mężowie, że nie darmo ucałowali Dzieciątko, nie tak jak ci nasi pasterze, którzy bez podarunków tu przybyli”. Pobrzmiewa już w tych słowach jakże nam znane zamiłowanie do podarunków od wujków z Zachodu — tyle że wtedy jeszcze Zachód był na wschodzie.
Twórcy dowcipów widzą w królach pierwszych komunistów, bo przyszli ze Wschodu, prowadziła ich gwiazda i pchali się do żłobu. Ta wersja jednak nie wytrzymuje krytyki właśnie ze względu na dary, które przybysze złożyli, a nie zabrali. Podarki i ich symbolika zresztą od początku przyciągały uwagę. Sto lat temu w ruinach nestoriańskiego klasztoru w Turkiestanie Wschodnim znaleziono fragment tzw. apokryfu ujgurskiego. Rzecz bardzo stara. Czytamy w tym starożytnym rękopisie, że dary miały być swoistym testem przeprowadzonym na Jezusie. Magowie przyszli bowiem do Niego z następującymi myślami: „Jeśli jest Synem Bożym, weźmie mirrę i kadzidło, jeśli jest królem, weźmie złoto, jeśli jest lekarzem, weźmie lekarstwa”. Mały Jezus wziął wszystko, wyjaśniając, że jest jednocześnie Synem Bożym, królem i lekarzem. Potem ułamał kawałek kamiennego żłobu i dał im na pamiątkę. Aliści magowie nie byli w stanie udźwignąć kamyka, a i wielbłąd nie pomógł w tej materii wiele. Wrzucili więc ciężar do studni. Za chwilę z jej wnętrza wystrzelił płomień aż do samego nieba. Magowie rzucili się na twarz i jęli się kajać, że nie docenili skarbu godnego najwyższej czci. Autor dodaje swój komentarz: „To zdarzenie stało się powodem, dla którego magowie aż do dziś czczą ogień”. To było nawiązanie do kultu ognia wśród irańskich zoroastryjczyków. Każdy więc widział magów w tych, których znał i do których mu było bliżej.
Ormiańska Księga Dzieciństwa Chrystusa przedstawia mędrców jako rodzonych braci, z których każdy panował w innym kraju. Niejaki Melkon był królem Persów, Gaspar królem Hindusów, a Baltazar królem Arabów. Każdy z nich wziął ze sobą po cztery tysiące kawalerii, co razem dało dwanaście tysięcy jeźdźców. Autor nie uwzględnia faktu, że w tych warunkach Herod raczej zapomniałby o jakiejkolwiek obawie przed nowo narodzonym królem-konkurentem i zająłby się obroną przed całkiem wyrośniętymi królami. Ale to nie przeszkadza autorowi snuć standardowego wątku opowieści o trzech królach.
Anna Katarzyna Emmerich, niemiecka dziewiętnastowieczna mistyczka, widziała w swoich objawieniach mędrców jako pobożnych królów. Podaje ich imiona: Teokeno, Menzor i Sair. Ich rodowód wywodzi od Hioba, który miał mieszkać na Kaukazie. Według przedstawionej przez nią wersji, mieli oni korzystać z ogromnej spuścizny proroctw i owoców badań astrologicznych. Te ostatnie — jak przyznaje Emmerich — na przestrzeni wieków wywierały też zły wpływ na trudniące się nimi osoby. Miał z tego powstać demoniczny zwyczaj składania ofiar z ludzi, lecz z czasem „zdrożności te ustały”, a królowie stali się niezwykle dobrzy i bogobojni.
Należy zauważyć, że Biblia nie propaguje astrologii, przeciwnie, jest tam ona uważana za bardzo poważny grzech, ściągający na głowę grzesznika Boży gniew. O. Augustyn Pelanowski wysnuwa z tego wniosek, że przyjście do Jezusa trzech magów oznacza następującą prawdę: pojawienie się Jezusa umożliwia powrót do Boga każdemu, nawet takiemu, który trudnił się magią, nawet komuś wyklętemu. W „innej drodze”, którą mędrcy udali się do ojczyzny, widzi symbol odejścia od praktyk magicznych, od kierowania się horoskopami i wypatrywania gwiazd. I ten ostatni wniosek warto zadedykować współczesnym amatorom horoskopów, którzy w trzech magach dopatrują się swoich patronów, zapominając, że chrześcijaństwo nie daje do tego podstaw.
opr. mg/mg