Sylwetkę Jana Pawła II i jego wkład w życie Kościoła przybliża jeden z bliskich mu biskupów - bp Wacław Świerzawski
Przez Chrystusa Jezusa
wypowiada się nasze «Amen»
Bogu na chwałę (por. 2 Kor 1, 20)
«Na życie wielkich ludzi — pisał ks. Konstanty Michalski CM — najlepiej spojrzeć ze szczytu, z kulminacyjnego punktu ich działalności, bo tylko w ten sposób ogarnie się całość i oceni trafnie każde zdarzenie». Ale życie człowieka świętego nie może być podsumowane z chwilą jego śmierci. Można bowiem powiedzieć, że proces kanonizacyjny otwiera ciąg dalszy biogramu człowieka, który żyje w Panu, a więc jego życie postrzegane być musi z perspektywy wieczności. Do jego dokonań na ziemi, policzalnych, wymiernych, dochodzi świętość, którą ujawnia proces kanonizacyjny, a ponieważ ona owocuje przykładem i wstawiennictwem, dzieła świętych spełniane po śmierci nie skończą się nigdy, będą się dokonywać do końca świata, bo taka jest rola świętych Kościoła.
Do tajemnicy cierpienia powracał Ojciec Święty w swoich dokumentach wielokrotnie. I właśnie owo osobiste doświadczenie cierpienia czyniło te wypowiedzi szczególnie wiarygodnymi. |
Kanonizacja rzuca światło na osobowość człowieka świętego, na jego talenty ludzkie i charyzmat Boży, i podkreśla jego rysy szczególne, które z jednej strony umiejscawiają go w określonym przedziale Litanii do Wszystkich Świętych, z drugiej strony stanowią o jego niepowtarzalności. Odkąd Sługa Boży Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca, wielu sumuje jego życie, a każdy postrzega je nieco inaczej, każdy zauważa w tej przebogatej po ludzku i po Bożemu osobowości inne akcenty. W tym wspomnieniu pragnę wydobyć trzy dominanty — są nimi Eucharystia, kapłaństwo i cierpienie-krzyż. Choć bogactwo tej postaci nie wyczerpuje się w tych trzech, stanowią one, śmiem rzec, tajemnicę mocy jego świętości, a cytaty z pism Papieża, do których sięgnę, będą, ufam, podparciem tej tezy. Ograniczę się do oficjalnych dokumentów papieskich — zwłaszcza encyklik, adhortacji i listów apostolskich — nie tylko z uwagi na konieczną lapidarność tego wspomnienia, ale przede wszystkim ze względu na ich rangę, a także na ich specyficzną cechę: ilekroć Ojciec Święty porusza problem Eucharystii, kapłaństwa czy cierpienia, jego słowa sięgają najgłębszej nauki Kościoła, a równocześnie mają charakter bardzo osobistych zwierzeń.
«Kościół żyje Eucharystią. Ta prawda wyraża nie tylko codzienne doświadczenie wiary, ale zawiera w sobie istotę tajemnicy Kościoła» (2003, Ecclesia de Eucharistia, 1). Tak rozpoczął Jan Paweł II encyklikę, która okazała się jego encykliką ostatnią, a więc poniekąd sumującą wszystkie poprzednie. I dodał dwa ważne stwierdzenia, rozwijając tę myśl: «Kościół rodzi się z tajemnicy paschalnej. Właśnie dlatego Eucharystia, która w najwyższym stopniu jest sakramentem tajemnicy paschalnej, stanowi centrum życia eklezjalnego» (tamże, 3). «Kościół żyje dzięki Chrystusowi eucharystycznemu, Nim się karmi, z Niego czerpie światło» (tamże, 6).
Karol Wojtyła, od młodości zafascynowany człowiekiem, dzięki wnikliwej inteligencji i przenikliwej wierze konsekwentnie dotarł w swej refleksji antropologicznej do samego rdzenia ludzkiej osoby i czynu: fundamentalną i ostateczną prawdą człowieka jest Jezus Chrystus żyjący w Kościele. Czyż ta myśl mogła nie znaleźć odzwierciedlenia w pierwszym zdaniu jego pierwszej encykliki? «Odkupiciel człowieka Jezus Chrystus — napisał — jest ośrodkiem wszechświata i historii. Do Niego zwraca się moja myśl i moje serce (...). Syn-Słowo stał się człowiekiem i narodził się z Dziewicy. W tym zbawczym wydarzeniu dzieje człowieka w Bożym planie miłości osiągnęły swój zenit» (1979, Redemptor hominis, 1). I dodał: «Eucharystia jest Sakramentem, w którym wyraża się najpełniej nasz nowy byt» (tamże, 20).
Wiara światła, której wagę cenił i której pragnął dla wszystkich, prowadziła go, jak radar, ku owemu głównemu nurtowi, płynącemu przez Kościół od początku: intuicją świętego trafił na Eucharystię jako na bijące źródło wody żywej, która wnet, dzięki coraz głębszemu odkrywaniu liturgii, napełniła życiem wszystkie zakresy jego myślenia i działania. Dlatego że był cały w Eucharystii, mógł zajmować się tak wszechstronnie i tak osobiście Kościołem, ekumenią, dialogiem międzyreligijnym, światem i każdym człowiekiem. Napisze po latach: «W pokornym znaku chleba i wina, przeistoczonych w Jego Ciało i Jego Krew, Chrystus wędruje razem z nami, jako nasza moc i nasz wiatyk, i czyni nas świadkami nadziei dla wszystkich. Jeżeli wobec tej Tajemnicy rozum doświadcza własnych ograniczeń, to serce oświecone łaską Ducha Świętego dobrze wie, jaką przyjąć postawę, zatapiając się w adoracji i w miłości bez granic» (2003, Ecclesia de Eucharistia, 62).
W czasach przed wyborem na Stolicę Piotrową wiele było sygnałów, które świadczyły o wzrastającym zainteresowaniu liturgią kapłana, a następnie biskupa Wojtyły. Warto przypomnieć, że w 1951 r. był jednym z sygnatariuszy tak zwanego memoriału o odnowie liturgii w Polsce, w 1952 r. opublikował w «Znaku» wręcz profetyczny artykuł zatytułowany Katechumenat XX wieku, a we Wstępie do wydanych w roku 1967 dokumentów Soboru Watykańskiego II (w którym aktywnie uczestniczył) napisał: «Liturgia stanowi podstawową formę życia wspólnoty chrześcijańskiej, skupionej na rzeczywistości najświętszych tajemnic wiary i równocześnie z tychże tajemnic — nade wszystko z Śmierci i Zmartwychwstania Chrystusowego — wydobywającej sakralny, nadprzyrodzony kształt ludzkiego życia chrześcijan. W ten sposób Konstytucja o liturgii świętej cała wynika z Konstytucji Lumen gentium i równocześnie też cała do niej nawiązuje, tak że jednej bez drugiej prawidłowo odczytać niepodobna». W r. 1968 powołał w Krakowie przy Papieskim Wydziale Teologicznym jedyny wówczas w Polsce Instytut Liturgiczny, który miał łączyć działalność mystagogiczną z naukową, dydaktyczną i wydawniczą, i z którym Kardynał, a potem Papież wiązał duże nadzieje.
«Z kultu eucharystycznego — przypomniał biskupom i kapłanom — rodzi się cały sakramentalny styl życia chrześcijanina» (1980, Dominicae Cenae, 7), a w Liście apostolskim z okazji dwudziestej piątej rocznicy ogłoszenia Konstytucji Soborowej Sacrosanctum Concilium zapisał te mocne słowa: «Najpilniejszym zadaniem jest formacja biblijna i liturgiczna ludu Bożego, pasterzy i wiernych» (1988, Vicesimus quintus annus, 15). W podobnym Liście wydanym z okazji czterdziestej rocznicy ogłoszenia tej Konstytucji dodał: «Naprawdę, wielkie jest misterium, które urzeczywistnia się w liturgii. To w niej otwiera się na ziemi skrawek nieba (...). Niech zatem na początku tego tysiąclecia rozwija się 'duchowość liturgiczna' uświadamiająca, że pierwszym 'liturgiem' jest zawsze Chrystus, który nie przestaje działać w Kościele i w świecie mocą nieustannie sprawowanego Misterium paschalnego i łączy z sobą Kościół na chwałę Ojca w jedności Ducha Świętego» (2003, Spiritus et Sponsa, 16).
To rzecz znamienna, że ostatnia encyklika Jana Pawła II nosi tytuł Ecclesia de Eucharistia. Pisze w niej Papież: «Eucharystia jest czymś najcenniejszym, co Kościół posiada na drogach historii» (n. 9), i dodaje te niezwykle ważkie słowa o zadaniach duszpasterskich Kościoła: «Nie trzeba (...) wyszukiwać 'nowego programu'. Program już istnieje: ten sam co zawsze, zawarty w Ewangelii i w żywej Tradycji. Jest on skupiony w istocie rzeczy wokół samego Chrystusa, którego mamy poznawać, kochać i naśladować, aby żyć w Nim życiem trynitarnym i z Nim przemieniać historię, aż osiągnie swą pełnię w niebieskim Jeruzalem. Wypełnianie tego programu odnowionej gorliwości w życiu chrześcijańskim wiedzie przez Eucharystię» (tamże, 60).
Eucharystia jest życiem Kościoła, i z niej rodzą się święci. Zdumiewająco liczne beatyfikacje i kanonizacje dokonane przez Jana Pawła II to odsłanianie tak rozumianej świętości — jako zwyczajnej drogi Kościoła. Chciał pokazać, że szkoła świętych jest zawsze otwarta. Sam tak to skomentował: «Zadać katechumenowi pytanie: 'Czy chcesz przyjąć chrzest?', znaczy zapytać go zarazem: 'Czy chcesz zostać świętym?' (...). Drogi świętości są wielorakie i dostosowane do każdego powołania. Składam dzięki Bogu za to, że pozwolił mi beatyfikować i kanonizować w minionych latach tak wielu chrześcijan, a wśród nich licznych wiernych świeckich, którzy uświęcili się w najzwyklejszych okolicznościach życia. Dzisiaj trzeba na nowo z przekonaniem zalecać wszystkim dążenie do tej 'wysokiej miary' zwyczajnego życia chrześcijańskiego. Całe życie kościelnej wspólnoty i chrześcijańskich rodzin winno zmierzać w tym kierunku» (2001, Novo millennio ineunte, 31). To właśnie w świętych objawia się najpełniej w Kościele «oblicze Oblubienicy Chrystusa» (tamże, 30). Pisze Papież: «Gdybyśmy mieli wyrazić najzwięźlej samą istotę wielkiego dziedzictwa Jubileuszu, nie wahałbym się stwierdzić, że jest nią kontemplacja oblicza Chrystusa: Chrystusa, którego postrzegamy jako postać historyczną i jako tajemnicę, i którego wieloraką obecność przeżywamy w Kościele i w świecie, wyznając, że On jest sensem historii i światłem na naszej drodze» (tamże, 15).
Przedziwnym zrządzeniem Bożym Ojciec Święty Jan Paweł II zmarł w Roku Eucharystii. Otwierając ten rok 7 października 2004 r. Listem apostolskim Mane nobiscum Domine, nie mógł przewidzieć, że słowa, jakie w nim zawarł, pozostawi nam niejako w testamencie, a są to słowa poruszające, odsłaniają bowiem zamysł Papieża dotyczący przyszłości Kościoła: «Z myślą o takiej inicjatywie eucharystycznej nosiłem się już od dawna; stanowi ona bowiem naturalną konsekwencję kierunku duszpasterskiego, jaki pragnąłem nadać Kościołowi, zwłaszcza w latach przygotowań do Jubileuszu, a do którego wróciłem w latach następnych» (n. 4). I dodał, podsumowując i wybiegając myślą w przyszłość: «Rok Eucharystii wyrasta na fundamencie, który z każdym rokiem się wzbogacał, choć zawsze zasadniczym punktem wyjścia był temat Chrystusa i kontemplacji Jego oblicza. Poniekąd rok syntezy może być postrzegany jako swego rodzaju zwieńczenie dotychczas przebytej drogi» (tamże, 10). «Uważam za wielką łaskę dwudziestego siódmego roku posługi Piotrowej, który wkrótce rozpocznę — a miał to być ostatni rok jego pontyfikatu — możliwość wezwania teraz całego Kościoła do kontemplowania, wielbienia i adorowania w szczególnie uroczysty sposób tego niewysłowionego Sakramentu. Niech Rok Eucharystii będzie dla wszystkich cenną okazją do uświadomienia sobie na nowo tego, jak niezrównany skarb Chrystus powierzył swemu Kościołowi» (tamże, 29).
Odsłaniając wszystkim to, co sam jako coś najcenniejszego wydobył ze skarbca Kościoła, pisał kilka miesięcy przed śmiercią: «Wszystkie te wymiary Eucharystii łączą się w aspekcie, który bardziej niż jakikolwiek inny wystawia na próbę naszą wiarę: jest to tajemnica 'realnej' obecności. Wiara wymaga, byśmy w obliczu Eucharystii mieli świadomość, że stajemy przed samym Chrystusem. Eucharystia jest tajemnicą obecności, przez którą spełnia się w najwznioślejszy sposób obietnica Jezusa, że pozostanie z nami aż do skończenia świata» (tamże, 16). I dodał: «Trzeba pielęgnować, zarówno podczas celebrowania Mszy świętej, jak i w kulcie eucharystycznym poza Mszą świętą, żywą świadomość rzeczywistej obecności Chrystusa, dbając o to, by dawać jej świadectwo tonem głosu, gestami, sposobem poruszania się, całym zachowaniem. Obecność Jezusa w tabernakulum winna stanowić jakby biegun przyciągania dla coraz większej liczby dusz w Nim zakochanych, zdolnych przez długi czas słuchać Jego głosu i niemal odczuwać bicie Jego serca. (Czyż w tych słowach nie zawiera się niezwykle wymowne świadectwo, a zarazem bardzo osobiste doświadczenie, które Jan Paweł II pragnął uczynić doświadczeniem wszystkich?). Pozostawajmy długo na klęczkach przed Jezusem Chrystusem obecnym w Eucharystii» (tamże, 18).
Maryjne akcenty, tak bliskie Ojcu Świętemu, pojawiały się we wszystkich tekstach dotyczących Eucharystii. Podsumował je niejako w swej ostatniej encyklice: «Z Kościołem i jako Matka Kościoła, Maryja jest obecna w każdej naszej celebracji eucharystycznej» (2003, Ecclesia de Eucharistia, 57).
Msza święta, jak wyznawał Papież niejednokrotnie, była absolutnym centrum jego życia i centrum każdego dnia w jego życiu kapłańskim: «Gdy myślę o Eucharystii — pisał w ostatniej swej encyklice — patrząc na moje życie kapłana, biskupa i Następcy Piotra, wspominam spontanicznie wiele chwil i miejsc, w których dane mi było ją sprawować. Pamiętam kościół parafialny w Niegowici, gdzie spełniałem moją pierwszą posługę duszpasterską, kolegiatę św. Floriana w Krakowie, katedrę na Wawelu, bazylikę św. Piotra oraz wiele bazylik i kościołów w Rzymie i na całym świecie. Dane mi ją było również sprawować w wielu miejscach na górskich szlakach, nad jeziorami i na brzegach morskich; sprawowałem ją na ołtarzach zbudowanych na stadionach, na placach miast. Ta różnorodna sceneria moich Mszy św. sprawia, iż doświadczam bardzo mocno uniwersalnego — można wręcz powiedzieć kosmicznego charakteru celebracji eucharystycznej. Tak, kosmicznego! Nawet wtedy bowiem, gdy Eucharystia jest celebrowana na małym ołtarzu wiejskiego kościoła, jest ona wciąż poniekąd sprawowana na ołtarzu świata. Jednoczy niebo z ziemią. Zawiera w sobie i przenika całe stworzenie. Syn Boży stał się człowiekiem, aby w najwyższym akcie uwielbienia przywrócić całe stworzenie Temu, który je uczynił z niczego. I w ten sposób On — Najwyższy i Wieczny Kapłan — wchodząc do odwiecznego sanktuarium przez swoją krew przelaną na Krzyżu, zwraca Stwórcy i Ojcu całe odkupione stworzenie. Czyni to przez posługę kapłańską Kościoła, na chwałę Przenajświętszej Trójcy. Doprawdy jest to mysterium fidei, dokonujące się w Eucharystii: świat, który wyszedł z rąk Boga Stwórcy, wraca do Niego odkupiony przez Chrystusa» (Ecclesia de Eucharistia, 8).
Tak rozumiejąc teologię kapłaństwa i duchowość kapłańską, gorąco pragnął przekazać to światło każdemu z braci w kapłaństwie. «Od kiedy rozpocząłem moją posługę Następcy Piotra — pisał w tejże ostatniej encyklice — zawsze szczególną uwagę poświęcałem Wielkiemu Czwartkowi, który jest dniem Eucharystii i Kapłaństwa. Na tę okoliczność każdego roku kierowałem List do wszystkich kapłanów świata. W tym roku, dwudziestym piątym mojego pontyfikatu, chcę w sposób szczególny zaprosić Kościół do refleksji eucharystycznej i wezwać do dziękczynienia Panu za dar Eucharystii i Kapłaństwa: 'Dar i Tajemnicę' (To tytuł — wyjaśnił Papież w przypisie — który nadałem osobistemu świadectwu z okazji pięćdziesiątej rocznicy moich święceń kapłańskich)» (tamże, 7).
Tajemnicę swego kapłańskiego serca, całego oddanego Chrystusowi, odsłonił Papież w tych wzruszających słowach: «Pięknie jest przebywać z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończonej miłości Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim 'sztuką modlitwy', jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!» (tamże, 25).
I znów do rangi symbolu urasta fakt, że właśnie List do kapłanów na Wielki Czwartek 2005 r. był ostatnim dokumentem Papieża, podpisanym już zresztą w Poliklinice Gemellego w V Niedzielę Wielkiego Postu. Znamienna jest także treść tego Listu: «Kierunek tych rozważań — pisał — będą mi wskazywać słowa ustanowienia Eucharystii, które każdego dnia wymawiamy in persona Christi, aby uobecniać na ołtarzach ofiarę, która raz na zawsze dokonała się na Kalwarii. Słowa te zawierają jasne wskazania dla duchowości kapłańskiej: jeśli cały Kościół żyje dzięki Eucharystii, życie kapłańskie winno mieć ze szczególnego tytułu 'kształt eucharystyczny'. Słowa ustanowienia powinny zatem być dla nas nie tylko formułą konsekracyjną, ale 'formułą życia'» (n. 1). I te słowa, którymi niejako pożegnał swoich umiłowanych kapłanów całego Kościoła: «Uczmy się tego w szkole świętych (...). Wielu poświęcało długie godziny na adorację eucharystyczną. Pozostawać przed Jezusem w Eucharystii, niejako wypełniać tą Obecnością nasze 'osamotnienia', oznacza wnosić do naszej konsekracji ciepło płynące z zażyłości z Chrystusem, z której rodzi się radość i wynika sens naszego życia» (tamże, 6).
«Któż bardziej niż Maryja — kończył swój List — może nauczyć nas żarliwości, z jaką powinny być sprawowane święte Misteria i z jaką powinniśmy przebywać z Jej Synem ukrytym pod eucharystycznymi postaciami (...). Pragnę podczas tej Wielkanocy w Roku Eucharystii powtarzać każdemu z Was bliskie i uspokajające słowa Jezusa: 'Oto Matka twoja'» (tamże, 8). Była to ostatnia Wielkanoc Papieża przeżyta na tej ziemi.
Do tajemnicy cierpienia, która stała się od wielu lat jego własnym doświadczeniem, powracał Ojciec Święty w swoich dokumentach wielokrotnie. I właśnie owo osobiste doświadczenie cierpienia czyniło te wypowiedzi szczególnie wiarygodnymi. Z perspektywy cierpienia bowiem, jak z góry Kalwarii, widać wszystkie sprawy we właściwym świetle. Papież odwołał się do tej perspektywy wyraźnie w swoim ostatnim dokumencie: «Moja myśl biegnie ku Wam, Kapłanom, podczas gdy przebywam na leczeniu i rehabilitacji w szpitalu, chory pośród chorych, jednocząc w Eucharystii moje cierpienie z cierpieniem Chrystusa. W tym duchu pragnę rozważyć wraz z Wami niektóre aspekty naszej kapłańskiej duchowości» (List do kapłanów na Wielki Czwartek 2005 r., n. 1).
Podejmując wiele razy odwieczne pytanie ludzkości o sens cierpienia, pisał Ojciec Święty: «Cierpienie ludzkie budzi współczucie, budzi także szacunek — i na swój sposób onieśmiela. Zawiera się w nim bowiem wielkość swoistej tajemnicy» (1984, Salvifici doloris, 11). I odsłaniał tę tajemnicę niejako warstwa po warstwie: «Hiob nie zawinił. Jego cierpienie jest cierpieniem niewinnego; trzeba je przyjąć jako tajemnicę, której człowiek nie jest zdolny do końca przeniknąć swym rozumem. Jeśli Bóg godzi się doświadczyć Hioba cierpieniem, to aby wykazać jego sprawiedliwość. Cierpienie ma charakter próby» (tamże, 11). Oto bowiem «miłość jest najpełniejszym źródłem odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia. Odpowiedzi tej udzielił Bóg człowiekowi w Krzyżu Jezusa Chrystusa» (tamże, 13). Tak więc «cierpienie ludzkie — powtarzał — osiągnęło swój zenit w męce Chrystusa. Równocześnie zaś weszło ono w całkowicie nowy wymiar i nowy porządek: zostało związane z miłością» (tamże, 18). Wątek cierpienia łączy się tu z wątkiem eucharystycznym i kapłańskim: «Ponieważ śmierć Chrystusa na krzyżu i Jego zmartwychwstanie stanowią treść codziennego życia Kościoła i zapowiedź wiecznej Paschy, pierwszym zadaniem Liturgii jest niestrudzone wprowadzanie nas na otwartą przez Chrystusa paschalną drogę, na której człowiek godzi się umrzeć, aby mieć życie wieczne» (1988, Vicesimus quintus annus, 6).
Jan Paweł II odważył się wejrzeć w najgłębszy wymiar cierpienia, sięgający przepastnych głębi Trójjedynej Miłości: «Na ustach Chrystusa Odkupiciela, w którego człowieczeństwie dokonuje się 'cierpienie Boga', pojawi się słowo wyrażające odwieczną Miłość pełną miłosierdzia: 'żal Mi'» (1986, Dominum et vivificantem, 39). «Duch Święty jest 'ogniem z nieba' działającym w głębi tajemnicy Krzyża. Oto, pochodząc od Ojca, skierowuje On ofiarę własną Syna do Ojca, wprowadzając ją w Boski wymiar trynitarnej komunii. Jeśli grzech zrodził cierpienie, to teraz ból Boga — owo cierpienie — zyskuje poprzez Ducha Świętego swój ostateczny ludzki wyraz w Chrystusie ukrzyżowanym. Oto paradoksalna tajemnica miłości: w Chrystusie cierpi Bóg odrzucony przez swe stworzenie: 'nie wierzą we Mnie'! I równocześnie z głębi tego cierpienia — a pośrednio: z głębi grzechu, że 'nie uwierzyli' — Duch wyprowadza nową miarę obdarowania człowieka i stworzenia od początku. W głębi tajemnicy Krzyża działa Miłość, która przywodzi człowieka na nowo do uczestnictwa w życiu, jakie jest w Bogu samym» (tamże, 41).
I na koniec znowu akcent Maryjny: «Świadkowie Krzyża i Zmartwychwstania Chrystusa — przypomniał Jan Paweł II — pozostawili Kościołowi i ludzkości swoistą ewangelię cierpienia. Napisał ją sam Odkupiciel naprzód swoim własnym cierpieniem podjętym z miłości, aby 'człowiek nie zginął, ale miał życie wieczne'. Przy boku Chrystusa pierwsze i uprzywilejowane miejsce zajmuje Jego Najświętsza Matka, która całym życiem złożyła godne naśladowania świadectwo tej szczególnej ewangelii cierpienia» (1984, Salvifici doloris, 25). Można bez patosu powiedzieć, że kolejny rozdział owej ewangelii cierpienia napisał sam Papież.
Zbliżająca się pierwsza rocznica śmierci Ojca Świętego skłania do wspomnień chyba każdego człowieka, bo odejście Papieża poruszyło do głębi prawie wszystkich ludzi na świecie. Niech więc to będzie usprawiedliwieniem słów, które i mnie cisną się pod pióro. Wieloletnia więź, łącząca mnie z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, sięga lat pięćdziesiątych. Kardynał Wojtyła powierzał mi różne funkcje związane z odnową Kościoła przez liturgię; nasze spotkania miały zwykle charakter roboczy. Kiedy został Papieżem, spotkałem się z nim zaledwie kilka razy, przy okazji oficjalnych wydarzeń dotyczących Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, kiedy zostałem jej rektorem, a potem podczas biskupiej pielgrzymki ad limina Apostolorum. Kontakt nasz przesunął się wyraźnie z płaszczyzny zewnętrznej na wewnętrzną, przez co jeszcze bardziej się pogłębił: miłowałem go jako Piotra, podziwiałem chrystocentryczną, ściśle powiązaną z maryjną, jakże głęboko tkwiącą w nurcie najczystszej Tradycji Kościoła, precyzyjnie przemyślaną treść jego encyklik i adhortacji, dedykowałem mu kilka książek, które przyjmował z właściwą sobie prostotą. W ostatnich latach patrzyłem z bólem i ze wzruszeniem na coraz bardziej cierpiącego i zmęczonego Człowieka w bieli, do końca niestrudzenie dźwigającego urząd Najwyższego Pasterza.
Gdy słabł, tak się złożyło, że sięgnąłem do swoich wygłoszonych przed laty — kiedy Karol Wojtyła był jeszcze metropolitą krakowskim — medytacji nad Księgą Hioba. Zdecydowałem się na ich publikację, aby mu je dedykować. Dałem im tytuł Amen Hioba. Próba niezawinionego cierpienia i dedykację takiej treści: «Umiłowanemu Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, nauczycielowi i świadkowi Salvifici doloris, z czcią najwyższą i wdzięcznością za przykład wierności w cierpieniu — autor». To co teraz powiem, wykracza poza ramy osobistych zwierzeń, bo nawiązuje do faktów powszechnie znanych. Ale poprzedził je następujący ciąg wydarzeń:
Bardzo pragnąłem, by Papież otrzymał książkę przed Wielkim Piątkiem. Wątpiłem, czy będzie to możliwe, ponieważ dopiero 14 marca 2005 r., w poniedziałek po V Niedzieli Wielkiego Postu, mogłem złożyć tekst w wydawnictwie. Kiedy pracownicy wydawnictwa usłyszeli, że książka dedykowana jest ciężko choremu Ojcu Świętemu, uwinęli się z drukiem w ciągu czterech dni, tak że 18 marca 2005 r., w piątek przed Niedzielą Palmową, mogłem wysłać egzemplarz pocztą priorytetową do Watykanu. W piątek w Oktawie Wielkanocy, 1 kwietnia, zelektryzowała wszystkich wiadomość: od wczorajszej nocy stan Papieża jest bardzo ciężki. Jak wszyscy wiemy, Ojciec Święty odszedł «z krainy cieni do Rzeczywistości» w sobotę 2 kwietnia o 21.37, po I Nieszporach Niedzieli Białej.
Kiedy w środę 6 kwietnia nadszedł list z Watykanu, z datą na kopercie 30 marca, a więc wysłany na trzy dni przed śmiercią Papieża i podpisany jego własną ręką, zdumienie moje i wzruszenie było ogromne. Oto treść listu: «Watykan, Wielkanoc 2005. + Drogi Księże Biskupie Wacławie, bardzo jestem wdzięczny za dobre słowa listu, za dedykowaną mi książkę Amen Hioba i duchową łączność w cierpieniu i w modlitwie w intencji mego powrotu do zdrowia. Wszystko w rękach Boga. Odwzajemniam życzenia świąteczne. Będziemy się łączyć w przeżywaniu Wielkiego Tygodnia, zwłaszcza Wielkiego Czwartku. Życzę głębokiego udziału w Tajemnicy Męki i Zmartwychwstania Pańskiego, z których płyną łaski, wzbogacające siły ducha na codzienny trud. Niech Maryja napełni serce miłością, pokojem i ufnością w Jej opiekę. Serdecznie pozdrawiam i błogosławię — Jan Paweł II». Wielka to była dla mnie radość, że właśnie ta książka, o cierpieniu, dotarła do rąk umierającego Papieża tuż przed Wielkim Czwartkiem, na kilka dni przed śmiercią. Dopełnieniem tej radości była krótka notka w KAI, n. 14, z III Niedzieli Wielkanocnej (10 kwietnia 2005 r.), w której napisano: «Przed śmiercią Jan Paweł II zdołał wyszeptać 'Amen' — poinformował rzecznik», a na okładce tego numeru KAI była fotografia Ojca Świętego przytulonego do krzyża, z napisem u dołu «Amen». To zapewne zbieg okoliczności, że Papież wyszeptał swoje «Amen», wypowiadane zresztą tyle razy bez słów lub w formule Totus Tuus, ale był to dla mnie jakby jeszcze jeden znak więzi, tej w obliczu Wieczności.
Wrócę na koniec do trzech wątków, które pragnąłem wydobyć z przebogatej spuścizny, jaką zostawił Kościołowi i światu nasz umiłowany Ojciec Święty: głęboka więź z Chrystusem obecnym w Eucharystii, utożsamienie się bez reszty (Totus Tuus) z Chrystusowym Kapłaństwem i przyjęcie cierpienia jako udziału w Jego Krzyżu stanowią oś życia Sługi Bożego Jana Pawła II, ów wewnętrzny dynamizm wszystkich jego jakże zdumiewających aktywności, tych o zasięgu uniwersalnym i tych nieustannych pochylań się z miłością nad każdym spotkanym człowiekiem. To stąd płynęła jego niespożyta moc i młodość ducha, o której sam pisał z prostotą: «Duch ludzki, choć odczuwa skutki starzenia się ciała, jest stale otwarty ku wieczności i dlatego pozostaje poniekąd zawsze młody» (1999, List do osób w podeszłym wieku, 12).
Właśnie to stanowiło treść jego życia i niewyczerpane źródło szczęścia: «Lata szybko przemijają, a dar życia, mimo towarzyszących mu trudów i cierpień, jest zbyt piękny i cenny, abyśmy mogli się nim znużyć» (tamże, 1). Jakże przejmujące w swej prawdzie są również te słowa: «Chociaż życie każdego z nas jest tak nietrwałe i kruche, pociesza nas myśl, że dzięki duszy duchowej przeżyjemy nawet własną śmierć» (tamże, 2). Codzienne jednoczenie się z Chrystusem-Hostią, Ofiarnikiem i Ofiarą, staje się — gdy już odszedł do Domu Ojca — jego przesłaniem dla wszystkich, którzy owo «'przejście' przez most przerzucony między życiem a życiem» (tamże, 16) mają jeszcze przed sobą: «Mimo ograniczeń mego wieku bardzo wysoko cenię sobie życie i umiem się nim cieszyć. Dziękuję za to Bogu! Zarazem jednak głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie — z życia do życia! Dlatego wypowiadam często — i bez najmniejszego odcienia smutku — modlitwę, którą kapłan odmawia po liturgii eucharystycznej: In hora mortis meae voca me, et iube me venire ad te — w godzinie śmierci wezwij mnie i każ mi przyjść do Siebie. Jest to modlitwa chrześcijańskiej nadziei, która w niczym nie umniejsza radości obecnej chwili, a przyszłość zawierza opiece Bożej dobroci» (tamże, 17).
To jest ostatni akord dewizy Totus Tuus — Amen. To wejście na szczyt, skąd widzi się najlepiej wszystko. To wejście w wiecznie trwający nurt Świętości Boga, Który Jest.
Bp Wacław Józef Świerzawski
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (4/2006) and Polish Bishops Conference