4 tom z serii "Wyznanie wiary" (Wydawnictwo Jedność), rozdział I
Wydawnictwo Jedność, Kielce 2004
Spis treści | |
---|---|
WSTĘP | 5 |
I. KIEDY MÓWIMY „WIERZĘ" | 7 |
1.Wiara jako doznanie | 7 |
Wiara jest darem | 7 |
Wiara religijna jest „teopatią" | 8 |
Prawda, która jest wewnętrznym wezwaniem | 10 |
2. Wiara we wcielenie (świadomość subiektywna i publiczna) | 11 |
Objawienie w zamierzony sposób uniwersalne | 12 |
Wcielenie przewyższa rozum, lecz go nie przekreśla | 13 |
3.Wierzyć we wcielenie w dzisiejszych czasach | 14 |
Dostęp do wiary „dzisiaj" (nowe wyzwania, nowe możliwości) | 14 |
Wiara we wcielenie a kontekst religijny | 16 |
II. WIERZĘ, ŻE NARODZIŁ SIĘ Z MARYI PANNY I TYLKO Z NIEJ | 19 |
1.Wykluczenie św. Józefa | 19 |
2.Wiarygodność tekstów biblijnych | 21 |
3.„Opiekun Odkupiciela" -Józef mężem Maryi i wychowawcą Jezusa | 22 |
III. WIERZĘ, ZE MACIERZYŃSTWO MARYI BYŁO RZECZYWISTE, AUTENTYCZNE I ZAGROŻONE | 27 |
1. Prawdziwe macierzyństwo | 27 |
2. Macierzyństwo wystawione na próbę | 29 |
Rola Józefa jako małżonka | 29 |
Przyczyna brzemienności | 30 |
3. Styl macierzyństwa | 32 |
IV. WIERZĘ, ŻE SYN MARYI ISTNIAŁ PRZED WIEKAMI | 37 |
1. Fakt Jezusowego zmartwychwstania punktem wyjściowym | 37 |
2. Najpierw i przede wszystkim Jezus jest „Synem Bożym" | 40 |
3. „Budząca zgorszenie" przemiana wiary w Boga | 42 |
4. Punkt spotkania między niebem i ziemią | 44 |
V. WIERZĘ, ŻE SŁOWO BOŻE STAŁO SIĘ CIAŁEM | 47 |
1. Maryja wobec słowa Bożego | 47 |
2. Jezus jest Słowem wcielonym | 48 |
3. Wcielenie i porządek pierwotny | 51 |
4. Słowo nie podzielone | 52 |
VI. WIERZĘ, ŻE PRZYJĄŁ CIAŁO ZA SPRAWĄ DUCHA ŚWIĘTEGO W ŁONIE MARYI PANNY | 53 |
1. Za sprawą Ducha Świętego | 53 |
2. Duch jako „niepokalane poczęcie" | 55 |
3. Duch i Maryja: niepokalane poczęcie Jezusa | 56 |
4. Wyjaśnienia misterium | 58 |
Znak potężny | 58 |
Narodziny nowego Adama | 60 |
VII. WIERZĘ, ŻE SYN BOŻY STAŁ SIĘ CZŁOWIEKIEM | 63 |
1. Człowieczeństwo Syna Bożego a człowieczeństwo nasze | 63 |
2. Wcielenie w ubóstwo i marginalizację społeczną | 65 |
3. Wcielenie a różnica płci | 67 |
4. W jaki sposób Słowo Boże przyjęło żeński czynnik człowieczeństwa? | 69 |
ZAKOŃCZENIE. WIERZĘ, ŻE SYN BOŻY DLA NAS, LUDZI, I DLA NASZEGO ZBAWIENIA ZSTĄPIŁ Z NIEBA | 75 |
BIBLIOGRAFIA | 81 |
Podejmować dzisiaj, na początku nowego milenium, próbę wyjaśnienia artykułu wiary o tym, że Syn Boży stał się człowiekiem za sprawą Ducha Świętego i narodził się z Maryi Panny, to wielkie wyzwanie.
„Wcielenie Boga”, „dziewicze poczęcie Jezusa”, „synostwo Boże Jezusa” są sformułowaniami mogącymi wywoływać zdumienie lub sceptycyzm, aprobatę albo drwinę. Tych, którzy te stwierdzenia przyjmują z wiarą, zdumienie ogarnia na myśl, że bóstwo złączyło się na zawsze z człowieczeństwem, przyjmując ludzki los jako swój własny. Porusza nas do głębi, że jedna z ludzkich istot - i tylko jedna! - jest Jednorodzonym Synem Bożym i że ten Syn narodził się gdzieś w początkach minionego tysiąclecia z kobiety -Maryi z Nazaretu. Ci, którzy nie doszli do wiary, mogą to uważać za przejaw fanatyzmu, wytwór wyobraźni lub oznakę bałwochwalstwa, które nakazuje ubóstwiać charyzma-tycznych liderów. Jak uzasadnić dzisiaj ten artykuł Credo?
Opracowanie naukowego komentarza na ten temat jest dla mnie wielkim wyzwaniem teologicznym i duchowym. Staję przecież wobec największej tajemnicy naszej wiary. Pragnę więc podjąć ten obowiązek z wiarą i pokorą, trwając w kontemplacji, nasłuchiwaniu, na modlitwie, w nieustannej gotowości na przyjęcie słowa Bożego. Chciałbym zdumiewać się tą tajemnicą, odczuwać olśniewający blask jej światła, siłę jej promieniowania, dać się porwać jej nie-wyobrażalnej wzniosłości. Nade wszystko pragnąłbym zdobyć umiejętność jej przekazania oraz dopomóc moim siostrom i braciom, by z tą tajemnicą nawiązali dialog i zechcieli ją wielbić. Dlatego rozpoczynam od modlitwy, jaką my, księża, odmawiamy przed wygłoszeniem czytania z Ewangelii: „Wszechmogący Boże, oczyść serce i usta moje, abym godnie głosił Twoją świętą Ewangelię”.
W moim komentarzu pragnę pójść najprostszą drogą, która w sposób pedagogiczny będzie nas wiodła do samego centrum tego artykułu Credo. Chciałbym przechodzić od tego, co mniejsze, do tego, co większe, od stwierdzeń elementarnych do bardziej złożonych, od spraw prostych do bardziej tajemniczych.
Przede wszystkim będziemy mówić o czymś, co jest podstawowe dla ukierunkowania naszej medytacji, a mianowicie o tym, co mamy na myśli, gdy wyznajemy: „wierzę”. Następnie przypomnimy najbardziej zrozumiałe przesłanki, jakie Kościół apostolski przekazał nam w odniesieniu do tego artykułu wiary. Zobaczymy wreszcie, w jaki sposób wiara nadaje sens temu artykułowi i prowadzi nas aż do momentu, w którym przekroczymy wszelką wiedzę.
Najłatwiej przychodzi nam wyznać ludzkie pochodzenie Jezusa: „Wierzę, że Jezus narodził się z Maryi”. Trudniej wyznać Jego pochodzenie boskie: „Wierzę, że zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego narodził się z Maryi Panny”.
José Cristo Rey García Paredes
Wiara jest Bożym podarunkiem. Tak nam zawsze mówiono. Słyszymy o tym również dzisiaj. Musimy obudzić w sobie świadomość tego Bożego daru i poznać treść ukrytą w deklaracji: „wierzę”.
Wierzyć to nie znaczy domyślać się ani, tym mniej, cierpliwie oczekiwać tego, co nasz rozum po wzmożonym wysiłku intelektualnym zdoła wreszcie pojąć. A przede wszystkim wierzyć to nie znaczy działać. Wiara jest doznaniem.
Wiara to stan, którego doświadczamy: to odczucie niepokoju, jaki nas przenika pod wpływem tego, w co wierzymy. To stan podobny do zakochania się właśnie w tej, a nie w innej osobie. Tak samo kibic jest sympa-tykiem tej, a nie innej drużyny piłkarskiej; to tak, jak mieć zaufanie do tej, a nie innej partii politycznej. Mówiąc „wierzę”, odczuwam, że mnie to przekonanie ogarnia i napełnia światłem. Ktoś lub coś sprawia, że przekraczam granice poznania rozumowego. Posiadać wiarę - bardziej znaczy to mieć pewne doświadczenie niż podejmować działanie. Wierzący to nie ten, kto ma wiarę, ale właśnie ktoś, kto przez tę wiarę został zdobyty.
Taka świadomość nie posługuje się językiem rozumowania jako naturalnym środkiem wyrazu. Wiara wyraża się językiem miłości, językiem o zabarwieniu uczuciowym, językiem symbolicznym. Aby się uzewnętrznić i zamanifestować, wiara potrzebuje obrazów, dźwięków, gestów, przenośni. Także z tego względu nasze urzędowe wyznanie wiary - Credo, nazywamy „symbolem”. Symbol wiary to całkiem wyjątkowa forma języka. Możemy ją pojąć i zrozumieć tylko wtedy, gdy trzymamy się logiki, która jest jej właściwa. Jeśli natomiast sformułowaniom tym nadamy brzmienie czysto rozumowe, tracą one swój czar i stają się niespójne, a czasem wręcz śmieszne.
To, co nam się zdarza w różnych sytuacjach życiowych, zyskuje szczególną intensywność w zakresie wiary chrześcijańskiej. Kiedy bierzemy sprawy na chłodno, to znaczy bez wynikającego z wiary uczuciowego zabarwienia, wówczas język wiary chrześcijańskiej może się nam wydawać absolutnym nieporozumieniem. Ale jest z gruntu inaczej, gdy za punkt wyjściowy przyjmiemy fakt Bożego objawienia. Bóg sam zechciał się ludziom objawić i zamanifestować. Uczynił to zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, w sposób absolutny i całkowity objawiając się w swoim Synu. Bóg, nasz Bóg, ciągle się objawia i pragnie, aby Go poznał każdy człowiek. Pragnie, aby ten Syn-Jezus stał się światłem życia dla wszystkich przychodzących na świat. Ktoś, kto otrzymuje łaskę Bożego objawienia, wchodzi w nowy stan. Pseudo-Dionizy, wielki mistyk, określał to jako pati divina (doświadczanie spraw Bożych). Słowa te oznaczają stan człowieka, którym Bóg zawładnął, który czuje się ogarnięty Jego mocą, doświadczając Bożej obecności. Kiedy dokonuje się objawienie, człowiek wkracza w stan „teopatii”, a więc zostaje pochłonięty przez święte misterium Boga, przemieniając się tym samym w stworzenie „teopatyczne”, jakby cierpiące z powodu Boga, cierpiące w sensie najwznioślejszym.
W dziejach chrześcijaństwa, nie wyłączając naszych dni, nieprzeliczone rzesze osób doznawały w swym życiu takiej mocy Bożego objawienia. Uwierzyły one Bogu od początku do końca, bez wątpliwości, z taką determinacją, jaką można wytłumaczyć jedynie religijnym doświadczeniem (pasją). Do wiary nie prowadzi nagromadzenie tekstów biblijnych ani wypracowanych na ich podłożu dowodów; jest to dzieło prawdy, która nas opanowuje, sprawiając, że „dzięki samej łasce” wierzymy w to, co ta prawda nam objawia.
Jezus powiedział z całą jasnością: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał (J 6,44). On też oświadczył Piotrowi: Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie (Mt 16,17). Wiara jest błogosławieństwem, szczęściem, pasją wznieconą przez Boga. Nie jest zdobyczą ludzkiego wysiłku, lecz nader często nagrodą łaski udzieloną temu, kto ofiarnie szuka.
Tylko ten, kto odczuwa w swoim wnętrzu obecność tej absolutnej prawdy, może w jej świetle zrozumieć to, co mówi Ewangelia, i pojąć słowo Boże. Z wiarą sprawa ma się tak samo, jak z miłością: prawdziwie kocha tylko ten, kto czuje się ogarnięty przez uprzedzającą miłość, nie zaś ten, kto doszedł do tego stanu dzięki argumentom. Bożą prawdę oznajmiono wierzącym: kto przyjmuje Syna, przyjmuje również Ojca. Prawda nie kłamie. Dlatego każdy z wierzących odczuwa prawdę, która wzywa go w jego wnętrzu, i czuje, że musi dochować wierności temu, co w głębi serca usłyszał:
Ja wam nie pisałem, jakobyście nie znali prawdy, lecz że ją znacie i że żadna fałszywa nauka z prawdy nie pochodzi. Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest antychrystem, kto nie uznaje Ojca i Syna. Ktokolwiek nie uznaje Syna, nie uznaje też i Ojca. Ktokolwiek nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca. Wy zaś zachowujecie w sobie to, co słyszeliście od początku. Jeżeli będzie trwało w was to, co słyszeliście od początku, to i wy będziecie trwać w Synu i w Ojcu. A obietnicą tą, daną przez Niego samego, jest życie wieczne (1 J 2,21-25).
Boża prawda objawiła się poprzez słowo, została podarowana nam, ludzkim istotom. Przyjęcie tego daru pobudza w nas wszelkie osobowe władze: naszą inteligencję, naszą wrażliwość, naszą zdolność twórczą. To nie my spotykamy prawdę, lecz sama prawda wychodzi nam naprzeciw. To nie my ją poznajemy, ale to ona swoim blaskiem rozjaśnia nasze poznanie. To nie my miłujemy prawdę, ale prawda rozlewa się w nas jako miłość, pobudzając nas do miłowania. Dlatego obdarowanie prawdą nie obezwładnia naszego rozumu ani naszej wrażliwości. Na odwrót - prowadzi je do pełnego rozwoju intelektualnego, uczuciowego i twórczego.
Przyjmując to założenie musimy stwierdzić, że rozum nie może działać tak, jakby był „boginią-rozumem”. Nie może też być zniewolony, zanegowany lub zmuszony do milczenia. Przeciwnie, znajduje on w wierze wspaniały bodziec, który nie pozwala mu się zatrzymać, mobilizując go wciąż do przekraczania samego siebie. Dlatego wiara dąży do wcielania się: w rozum, w wyobraźnię, w zdolność twórczą istoty ludzkiej. Proces ten nie jest łatwy. Jest niejasny, niebezpieczny, ryzykowny. Z tego względu często czujemy się pogrążeni w „ciemnej nocy wiary” i pozbawieni szczęścia.
Jako istoty ludzkie, gubimy się w meandrach subiektywizmu. Z trudem przychodzi nam poddać się ograniczeniom, jakich wymagają wzajemne relacje, solidarność, komunia z innymi. Subiektywizm w dziedzinie wiary jest wielce niebezpieczny. Może nas doprowadzić do tego, że będziemy sobie tworzyć bożki stanowiące ucieleśnienie naszych własnych pragnień i wad.
Nasz Bóg do tego stopnia szanuje każdą ludzką osobę, że wzywa ją po imieniu, napełniając ją w jej indywidualności swoimi dobrami jeszcze przed urodzeniem. Nasz Bóg objawia się osobie zawsze w wa-runkach sprzyjających jej osobowemu rozwojowi: w obrębie wspólnoty, ludu, w historii. Boże objawienie jest w sposób zamierzony uniwersalne, nie zaś partykularne. Przemawia za tym świadectwo ksiąg natchnionych, w których zostały zapisane podstawowe fakty objawienia. Bóg chce się objawić wszystkim. Jezus pragnął, aby objawienie dotarło aż po krańce świata i było głoszone na całej ziemi. Kościół jest ludzkim i historycznym obszarem, w którym to wielkie objawienie wciąż działa, wciąż się szerzy i odnawia, stając się dziedzictwem katolickim, czyli przeznaczonym dla wszystkich.
Kiedy naszą świadomość wiary kształtujemy według wykładni Kościoła, wówczas poszerzamy nasz życiowy horyzont. Czujemy, że wiara nie jest tylko wyrazem subiektywnej i odizolowanej świadomości. Uznajemy, że nasza wiara osobista ma zasięg publiczny i otwiera ku jeszcze nie zdobytym przestrzeniom, których możemy się tylko domyślać u innych wierzących.
Rozważany i analizowany tutaj artykuł Credo jest wyrazem naszej wiary subiektywnej i obiektywnej, osobistej i wspólnotowej, indywidualnej i zborowej. Stanowi on jeden z punktów szczytowych katolickiego Symbolu: „Wierzę, że Jezus Chrystus, nasz jedyny Pan, dla nas i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem” (qui propter nos homines et propter nostram salutem descendit de coelis et incarnatus est de Spiritu Sancto ex Maria Virgi-ne et homo factus est).
Przyjąć za prawdę, że odwieczny Bóg ma odwiecznego Syna i że ten Syn zstąpił z nieba, aby nas zbawić, oraz że się począł za sprawą Ducha Świętego i stał się człowiekiem zrodzonym z dziewiczej Maryi, to przerasta zdolność naszego intelektu, wykracza poza granice naszego rozumowania, wymyka się naszym dociekaniom. Dostępna dla rozumu przestrzeń poznania jest sferą, w której mieszczą się tylko rzeczywistości ograniczone, doświadczalne, dające się pomyśleć i stwierdzić. Ponad tą przestrzenią znajduje się jednak to, co niedostępne, nieprzeniknione. Mieszczą się tutaj: doświadczenie objawienia, możliwość odkrywania, spotkanie się z transcendencją, które człowieka pasjonuje i budzi w nim miłość. Gdy tylko rozum jest pokorny i otwarty na prawdę, wówczas tę rzeczywistość przyjmuje, uznając z pokorą własne ograniczenia i milcząc w obliczu faktów, których pojąć nie jest zdolny. Rozum jest dobrym sprzymierzeńcem doświadczenia, doznania, kontaktu z transcendencją, ponieważ potrafi milczeć i oczekiwać na swoją chwilę. Rozum oczyszcza, rozeznaje i ocenia wszystko, co mu podpowiedziało serce, wrażliwość religijna lub doświadczenie transcendencji. Rozum pozostanie jednak zawsze poniżej tej sfery, budząc zastrzeżenia, podejrzenia i nieufność; nierzadko też okaże się sceptykiem w obliczu tak prowokujących i nie dających się empirycznie udowodnić twierdzeń, jakimi są niektóre sformułowania z dziedziny wiary.
Wydawać by się mogło, że kultura współczesna w wyjątkowy sposób utrudnia dostęp do wiary jako odpowiedzi na objawienie; w rzeczywistości jednak - chociaż zakrawa to na paradoks - dostęp ten jej ułatwia. Minęły już, jak się zdaje, czasy zagorzałego ateizmu różnych odmian (ateizm materialistyczny, ateizm egzystencjalny itp.). Wszędzie można zauważyć oznaki odrodzenia religijnego. A chociaż odrzucany bywa pierwiastek boski, to jednak nie kwestionuje się faktu, że ludzka egzystencja ma wymiar nadprzyrodzony. Daje się odnotować wzrost tolerancji religijnej, chociaż doświadczenie religijne może być naznaczone cieniem subiektywizmu. W takich warunkach trudno o zgodność co do poszczególnych artykułów wiary i o identyczne doświadczenie religijne. Nie jest łatwo o zgodę na przyjęcie objawienia. To pokawałkowanie wiary najlepiej widać w podejściu do prawd zawartych w Credo, a wśród nich do tej, którą się teraz zajmujemy.
Dobra wola w podejściu do fenomenu religijności skłania niektórych, by tłumaczyć najtrudniejsze i niepojęte prawdy za pomocą klucza symbolizmu antropologicznego. Mówi się na przykład, że wcielenie Boga jest odpowiedzią na marzenie człowieka, aby stać się Bogiem (Feuerbach), albo że dziewicze poczęcie Jezusa to symbol zdarzających się nam nieprzewidywalnych sytuacji, które stają się bodźcami płodności (Drewermann). Prócz tego, jak się sądzi, podtrzymywanie tych sformułowań wiary jest dobre, gdyż są one dowodem najgłębszych marzeń ludzkiej istoty. Ci, którzy tak myślą i tak rzeczy przedstawiają, nie są zdolni obalić barier imperium rozumu, pozostając nadal jego wiernymi sługami. W gruncie rzeczy usiłują opanować wszystkie twierdzenia wiary, naginając je do tego, co jest interpretacją czysto rozumową.
Tym, co ułatwia obecnie dostęp do autentycznej wiary i do objawienia, jest - jakby na przekór racjonalistom - rosnące wciąż przekonanie, że imperium rozumu wprowadziło nas w błąd i zniewoliło. Jesteśmy coraz bardziej pewni, że człowieka nie sposób zredukować do wymiaru ziemskiego, że rzeczywistość jest bardziej złożona, że musimy się wyrzec roszczeń do wyjaśnienia wszystkiego samym tylko intelektem. Toteż kryzys przeżywają „wielkie opowiadania”; a takim opowiadaniem jest racjonalizm, który jakoby wszystko potrafi wyjaśnić.
W sferze religii, zwłaszcza monoteistycznych, utrzymuje się stanowczy sprzeciw wobec wiary w bóstwo Jezusa oraz w Jego wcielenie. Za skandaliczny i absurdalny przejaw bałwochwalstwa uchodzi tam wyznawanie wiary, iż jest On jedynym i odwiecznym Synem Bożym, który stał się człowiekiem.
W obrębie samych wyznań chrześcijańskich wywód chrystologiczny utracił swoją głębię. Tradycyjne formuły chrystologiczne - jak np. artykuł Credo, który tu rozważamy i komentujemy - są przyjmowane bez zbytniego namysłu, nie prowokują zgorszenia wiarą, nie stawiają istotnych znaków zapytania.
Boskość Jezusa i Jego dziewicze poczęcie przyjmują formę wykładu historycznej i marginalnej erudycji, jakby to był temat, w odniesieniu do którego współczesny człowiek nie może podjąć żadnych nowych rozstrzygnięć o szczególnym znaczeniu. A przecież zmienia się nasza kultura, nasze rozumienie istoty ludzkiej i istoty Bożej; jak to możliwe, że nie wywiera to wpływu na nasze wyznanie wiary? „Wiara poszukująca zrozumienia” (fides quaerens intellectum) powinna by nas pasjonować na nowo. Nie możemy pozostać obojętni i nie zainteresowani wobec sformułowań wiary o takiej wadze i takim ładunku transcendencji. Winniśmy zatęsknić do nowych czasów, w których rozwinęłaby się nowa debata chrystologiczna, tak jak to było w pierwszych wiekach, abyśmy dzięki temu doszli do nowego zrozumienia i przeżycia Symbolu naszej wiary oraz każdego z zawartych w nim artykułów.
Zapewne na początku niemało ludzi, w tym zwłaszcza młodych, będzie mieć odczucie, że omawiany tutaj artykuł wiary jest czymś obcym i dalekim od życia. Ani katecheza ostatnich lat, ani teologia podtrzymująca tę katechezę, ani samo przepowiadanie nie okazały specjalnego zaciekawienia tą prawdą. Pozostawiły ją własnemu losowi, formułując w rezultacie wiele problemów, którymi dzisiaj się zajmujemy, lecz z zaniedbaniem przygotowania duchowego, jakie jest konieczne do przyjęcia misterium. Jak można dotrzeć do tajemnicy bez uprzedniego przygotowania o charakterze mistagogicznym? To też jest powodem, że wobec tego artykułu Credo odczuwa się niekiedy jedynie „intelektualną rezygnację”, niczym wobec prawdy, którą człowiek przyjmuje pod przymusem. W innych przypadkach daje się zauważyć „brak intelektualnego zainteresowania” względem czegoś, czego przyjąć nie potrafimy.
Dostrzegalna czasami u ludu Bożego przesadna łatwowierność nie jest tutaj rozwiązaniem. Do czego może służyć bezkrytyczne przyjmowanie wszystkich prawd wiary, jeśli nie mają one związku z życiem, jeżeli nie wzruszają, nie kształtują i nie przemieniają osobistej świadomości wiary? Do czego wiedzie ciągłe powtarzanie Credo na sposób polemiczny, potępiający, bez pokornego i pełnego wdzięczności wzruszenia się darem, który przerasta wszelkie rozumowanie? Nie brak takich, których fascynuje wszystko, co ma posmak paranormalny, nadnaturalny, dziwaczny i cudowny. Ich naiwność staje się bezgraniczna, jakby już nie byli zdolni do trzeźwego myślenia. Tym ludziom twierdzenia wiary nie sprawiają żadnych problemów: im bardziej jakaś rzecz jest dziwna i spektakularna, tym łatwiej zasługuje na wiarę. Tacy żyją jedynie w złudzeniach i pustce.
opr. mg/mg