Homilia podczas Mszy św. w sanktuarium Matki Bożej z Guadalupe - Podróż do Meksyku 12-17.02.2016
Usłyszeliśmy o tym, jak Maryja udała się w odwiedziny do swej krewnej Elżbiety. Nie zwlekając, bez wahania, bez ociągania się idzie, aby pomagać swej krewnej, która była w ostatnich miesiącach ciąży.
Spotkanie z aniołem nie powstrzymało Maryi, gdyż nie poczuła się uprzywilejowana ani nie musiała oddalić się od życia swych bliskich. Przeciwnie — ożywiło ono i wyzwoliło w Niej postawę, dzięki której Maryja jest i zawsze będzie uznawana za kobietę «tak» — «tak» oddania się Bogu, a zarazem «tak» oddania się braciom. Właśnie owo «tak» pobudziło Ją do działania, aby dać z siebie to, co najlepsze, wychodząc ku innym.
Wysłuchanie tego fragmentu ewangelicznego w tym Domu ma szczególny posmak. Maryja — kobieta «tak» — zechciała także odwiedzić mieszkańców tych ziem Ameryki w osobie Indianina św.Jana (Juana) Diega. Tak jak chodziła drogami Judei i Galilei, tak samo przyszła do Tepeyac, z jego szatami, posługując się jego językiem, aby służyć temu wielkiemu narodowi. Tak jak towarzyszyła brzemiennej Elżbiecie, tak też towarzyszyła i towarzyszy «w brzemiennym czasie» tej błogosławionej ziemi meksykańskiej. Tak jak pojawiła się małemu Juanitowi, podobnie nadal przychodzi do nas wszystkich, zwłaszcza do tych, którzy — tak jak on — mają poczucie, «że nic nie znaczą» (por. Nican Mopohua, 55). Ten szczególny wybór, powiedzmy — preferencyjny, nie był przeciwko komukolwiek, ale dla dobra wszystkich. Mały Indianin Juan, który sam siebie nazwał także «mecapal, cacaxtle, ogonem, skrzydłem, samemu potrzebującym, aby go niesiono» (por. tamże), stał się «posłańcem, bardzo godnym zaufania».
O świcie owego grudniowego dnia 1531 r. dokonał się pierwszy cud, który później stanie się żywym wspomnieniem tego wszystkiego, czego strzeże to sanktuarium. W ów poranek w czasie tamtego spotkania Bóg obudził nadzieję swego syna Juana, nadzieję ludu. Owego poranka Bóg rozbudził i nadal rozbudza nadzieję maluczkich, cierpiących, wysiedlonych i odrzuconych, tych wszystkich, którzy czują, że nie mają godnego miejsca na tych ziemiach. W tamten poranek Bóg zbliżył się i zbliża się do cierpiącego, ale wytrzymałego serca tak wielu matek, ojców, dziadków, którzy przeżyli odejście, zatracenie, a nawet zbrodnicze wydzieranie im ich dzieci.
W tamten świt Juanito doświadczył w swoim życiu, czym jest nadzieja i czym jest miłosierdzie Boże. Został wybrany, aby doglądał, pilnował, strzegł i zachęcał do budowy tego sanktuarium. Wielokrotnie mówił Dziewicy, że nie jest właściwą osobą, przeciwnie — jeśli chce, aby dzieło to rozwijało się, to powinna wybrać innych, bo on jest niewykształcony, niepiśmienny i nie należy do grona tych, którzy mogliby to uczynić. Ale Maryja stanowczo — z tą stanowczością, która rodzi się z miłosiernego serca Ojca — mówi mu: nie, właśnie on ma być Jej posłańcem.
Tak oto udaje się Jej ujawnić coś, czego on nie potrafił wyrazić — prawdziwy i czytelny obraz miłości i sprawiedliwości: w budowaniu innego sanktuarium — sanktuarium życia, naszych wspólnot, społeczeństw i kultur — nikt nie może pozostać na zewnątrz. Wszyscy jesteśmy niezbędni, szczególnie ci, którzy zazwyczaj się nie liczą, gdyż «nie dorastają do okoliczności» lub nie «wnoszą koniecznego kapitału» w ich budowę. Sanktuarium Boga to życie Jego dzieci, wszystkich i w każdych ich warunkach, zwłaszcza młodych bez przyszłości, narażonych na niezliczone sytuacje bolesne i ryzykowne, oraz życie osób starych, nieszanowanych i zapomnianych, w tak wielu zakątkach. Sanktuarium Boga są nasze rodziny, które potrzebują niezbędnego minimum, aby mogły powstawać i się utrzymać. Sanktuarium Bożym jest oblicze tak wielu ludzi, których spotykamy na naszej drodze...
Gdy przybywamy do tego sanktuarium, może nas spotkać to samo, co przydarzyło się Juanowi Diego. Że spojrzymy na Matkę z perspektywy naszych cierpień, lęków, rozpaczy, smutków i powiemy Jej: «Matko, co ja mogę wnieść, skoro jestem człowiekiem niewykształconym?». Patrzymy na Matkę oczami, które mówią: «jest tak wiele sytuacji, które pozbawiają nas sił, które dają nam poczucie, że nie ma miejsca na nadzieję, na zmianę i przeobrażenie.
Dlatego uważam, że warto, abyśmy dziś pozostali chwilę w milczeniu i patrzyli na Nią, wpatrywali się długo i spokojnie, mówiąc do Niej, tak jak ten inny syn, który bardzo Ją kochał:
«Patrzeć na Ciebie, Matko, z prostotą,
otwarte mając tylko spojrzenie,
patrzeć na całą Ciebie, nic do Ciebie nie mówiąc,
a powiedzieć Ci wszystko w milczeniu i ze czcią.
Nie wywoływać wiatru na Twoim czole,
tylko ukołysać swą zakłóconą samotność
w Twoich oczach zakochanej Matki
i w Twym przejrzystym ziemskim gnieździe.
Godziny pędzą; uderzenia dręczą głupców
śmieciami życia i śmierci, swoim hałasem.
Patrzeć na Ciebie, Matko;
kontemplować Ciebie jedynie,
Serce zamilkłe w Twej czułej trosce,
W Twoim czystym milczeniu lilii»
(Hymn liturgiczny).
I w milczeniu, kontemplując Ją wytrwale, usłyszeć jeszcze raz, jak nam powtarza: «Co ci jest, mój synu, najmniejszy ze wszystkich? Co zasmuca twe serce? (por. Nican Mopohua, 107; 118). Czyż nie jestem tutaj Ja — Ja która mam zaszczyt być twoją Matką?» (tamże, 119).
Mówi nam Ona, że ma «zaszczyt» być naszą matką. Daje to nam pewność, że łzy cierpiących nie są próżne. Są milczącą modlitwą, która wznosi się do nieba i która u Maryi zawsze znajduje miejsce pod Jej płaszczem. W Niej i z Nią Bóg staje się bratem i towarzyszem drogi, dźwiga z nami krzyże, nie pozwalając, aby przygniotły nas nasze boleści.
Mówi do nas: «Czyż nie jestem twoją Matką? Czyż nie jestem tutaj? Nie daj się pokonać twoim bólom, twoim smutkom». Dzisiaj znów nas posyła, jak Juanita; dziś znów nam powtarza: bądź moim posłańcem, bądź moim wysłannikiem, aby budować wiele nowych sanktuariów, aby towarzyszyć życiu licznych ludzi, osuszać wiele łez. Wystarczy, że pójdziesz drogami swej dzielnicy, swej wspólnoty, swej parafii jako mój wysłannik, wysłanniczka; wznoś sanktuaria, dzieląc się radością świadomości, że nie jesteśmy sami, że Ona jest z nami. Bądź moim posłańcem — mówi nam — nakarm głodnego, daj pić spragnionemu, zrób miejsce potrzebującemu, przyodziej nagiego i odwiedzaj chorych. Wspomóż więźnia, nie zostawiaj go samego, przebacz temu, kto cię zranił, pociesz zasmuconego, bądź cierpliwy wobec innych, a przede wszystkim proś i módl się do naszego Boga. I w milczeniu powiedzmy Jej to, co nas nurtuje w sercu.
«Czyż nie jestem twoją Matką? Czy nie jestem tutaj?» — mówi do nas nadal Maryja. Idź buduj moje sanktuarium, pomóż mi podźwignąć życie moich dzieci — twoich braci.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (3-4/2016) and Polish Bishops Conference