Czy idziemy właściwą drogą?

Homilia podczas Mszy św. dla parlamentarzystów i członków rządu Republiki Włoskiej, 27.03.2014

Ponad 500 parlamentarzystów i członków rządu włoskiego uczestniczyło w Mszy św. koncelebrowanej przez Papieża Franciszka w czwartek 27 marca rano przy ołtarzu Katedry w Bazylice św. Piotra. Na zakończenie Eucharystii Papież przywitał się z biskupem pomocniczym w diecezji rzymskiej Lorenzo Leuzzim, rektorem kościoła św. Grzegorza z Nazjanzu na Montecitorio (znajdującego się obok siedziby włoskiego Parlamentu), kapelanem deputowanych
i senatorów, który przedstawił Papieżowi przewodniczących Senatu i Izby Deputowanych — Pietra Grassa i Laurę Boldrini, oraz Graziana Delrio, podsekretarza prezydium Rady Ministrów. Ojciec Święty wygłosił improwizowaną homilię, którą zamieszczamy poniżej.

Czytania, które przedstawia dzisiaj Kościół, możemy określić jako dialog skarżącego się Boga i usprawiedliwiających się ludzi. Bóg, Pan, skarży się. Skarży się, że nie był słuchany na przestrzeni historii. Zawsze jest tak samo: «Słuchajcie głosu mojego... będę wam Bogiem... będzie się wam dobrze wiodło». «Ale nie usłuchali ani nie chcieli słuchać i poszli za zatwardziałością swych przewrotnych serc; obrócili się plecami, a nie twarzą» (Jr 7, 23-24). Jest to historia niewierności ludu Bożego.

Bóg skarży się, ponieważ uczynił bardzo, bardzo wiele, by uwolnić serce swego ludu od bałwochwalstwa, by lud ulegle słuchał Jego Słowa. Lecz lud szedł tą drogą przez jakiś czas, a potem zawracał. I tak było przez wieki, aż do momentu, kiedy przyszedł Jezus.

To samo działo się w odniesieniu do Pana, do Jezusa. Niektórzy ludzie mówili: «On jest Synem Boga, jest wielkim Prorokiem!»; inni, ci, których słowa przytacza dzisiejsza Ewangelia, mówili: «Nie, to czarownik, który uzdrawia mocą Szatana». Lud Boży był sam, a ta klasa rządząca — uczeni w Prawie, saduceusze, faryzeusze — była zamknięta w swoich ideach, w swoim duszpasterstwie, w swojej ideologii. I to ta klasa nie posłuchała Słowa Pana, a żeby się usprawiedliwić, mówi to, co słyszeliśmy w Ewangelii: ten człowiek, Jezus, «mocą Belzebuba (...) wyrzuca złe duchy» (Łk 11, 15). Znaczy to tyle co: «Jest to żołnierz Belzebuba lub szatana, albo z szajki Szatana», to samo. Usprawiedliwiają się z tego, że nie posłuchali wezwania Pana. Nie mogli go usłyszeć: byli bardzo, bardzo zamknięci, dalecy od ludu, i to jest prawda. Jezus patrzy na lud i wzrusza się, ponieważ widzi, że jest jak «owce bez pasterzy», jak mówi Ewangelia. I idzie do ubogich, idzie do chorych, idzie do wszystkich, do wdów, do trędowatych, by ich uzdrawiać. I mówi do nich słowami, które budzą podziw ludu: «Mówi jak człowiek, który ma władzę!», mówi w sposób inny niż ta klasa rządząca, która oddaliła się od ludu i interesowała się tylko swoimi sprawami: swoją grupą, swoją partią, swoimi wewnętrznymi walkami. A lud był tam... Opuścili owczarnię. Czy ci ludzie byli grzesznikami? Tak. Tak, wszyscy jesteśmy grzesznikami, wszyscy. My wszyscy, którzy tu się znajdujemy, jesteśmy grzesznikami. Lecz oni byli więcej niż grzesznikami: serce tych ludzi, tej grupki z czasem stało się tak twarde, że nie mogli już usłyszeć głosu Pana. I będąc grzesznikami, popadli w zepsucie. To bardzo trudne, żeby osobie zepsutej udało się zawrócić z drogi. Grzesznikowi owszem, bo Pan jest miłosierny i czeka na nas wszystkich. Lecz zepsuty trwa w swoim przywiązaniu do swoich rzeczy, a ci ludzie byli zepsuci. Dlatego też się usprawiedliwiają, bo Jezus ze swoją prostotą, ale i ze swoją mocą Boga drażnił ich. I tak, stopniowo dochodzą do przekonania, że muszą zabić Jezusa, a jeden z nich powiedział: «Lepiej, by jeden człowiek umarł za lud».

Ci ludzie poszli złą drogą. Stawiali opór zbawieniu przez miłość Pana i z wiary, z teologii wiary popadli w teologię obowiązku: «Musicie robić to, to, to...». A Jezus określa ich tym bardzo brzydkim przymiotnikiem: «Obłudni! Nakładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami nawet jednym palcem ich nie dotykacie! Obłudnicy!». Odrzucili miłość Pana, a to odrzucenie spowodowało, że znaleźli się na drodze, która nie była drogą dialektyki wolności, którą proponował Pan, lecz drogą logiki konieczności, gdzie nie ma miejsca dla Pana. W dialektyce wolności jest dobry Pan, który nas kocha, kocha nas bardzo! Natomiast w logice konieczności nie ma miejsca dla Boga: trzeba działać, trzeba działać, trzeba... Oni przyjęli pewne zachowania. Byli to ludzie o dobrych manierach i złych przyzwyczajeniach. Jezus ich nazywa «pobielonymi grobami». To jest ból Pana, ból Boga, skarga Boga.

«Chodźcie, uwielbiajmy Pana, bo nas miłuje». «Nawróćcie się do Mnie całym swoim sercem» — mówi nam — «bo jestem miłosierny i litościwy». Ci, którzy się usprawiedliwiają, nie rozumieją miłosierdzia ani litości. Tymczasem ten lud, który tak bardzo kochał Jezusa, potrzebował miłosierdzia i litości, i prosił o nie Pana.

Na tej drodze Wielkiego Postu dobrze nam wszystkim zrobi zastanowienie się nad tym wezwaniem Pana do miłości, do tej dialektyki wolności, gdzie jest miłość, i zadanie sobie pytania, wszyscy: czy ja jestem na tej drodze? Czy też grozi mi, że będę się usprawiedliwiał i pójdę inną drogą?, drogą koniunkturalną, bo nie prowadzi ona do żadnej obietnicy. Módlmy się do Pana, by dał nam łaskę, abyśmy zawsze szli drogą zbawienia, byśmy otwierali się na zbawienie, które pochodzi tylko od Boga, z wiary, a nie z tego, co mówili ci «uczeni w obowiązku», którzy stracili wiarę i rządzili ludem za pomocą tej duszpasterskiej teologii obowiązku. Prośmy i my o tę łaskę: daj mi, Panie, łaskę, bym otworzył się na Twoje zbawienie. Temu służy Wielki Post. Bóg kocha nas wszystkich, kocha nas wszystkich! Trzeba uczynić wysiłek otwarcia się — tylko o to nas prosi. «Otwórz mi drzwi. Ja zrobię resztę». Pozwólmy, aby On wszedł w nas, dotknął nas i dał nam zbawienie. Amen.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama