Homilia w domu św. Marty 16.11.2017
„Myślenie o własnej śmierci nie jest złym wytworem wyobraźni”; a wręcz przeżywanie dobrze każdego dnia, jak gdyby był „ostatni”, a nie tak, jakby to życie było „normalnością”, która trwa na zawsze, może pomóc w tym, by być naprawdę gotowym, kiedy Pan wezwie. Podczas Mszy św., odprawionej w piątek rano, 17 listopada w Domu św. Marty, Papież Franciszek zachęcał do pogodnego uznania istotnej prawdy naszej egzystencji.
„W tych dwóch ostatnich tygodniach roku liturgicznego — zauważył na początku — Kościół poprzez czytania na Mszy św. skłania nas do refleksji nad końcem”. Z jednej strony, oczywiście, „końcem świata, gdyż świat runie, zostanie przemieniony”, i będzie „przyjście Jezusa na końcu”. A z drugiej strony, Kościół mówi także o „końcu każdego z nas, bo każdy z nas umrze — Kościół, jako matka, nauczycielka, chce, żeby każdy z nas myślał o swojej śmierci”.
„Moją uwagę przyciąga — wyznał Papież, odnosząc się do fragmentu Ewangelii Łukasza (17, 26-37) — to, co Jezus mówi w passusie, który odczytaliśmy”. Zwłaszcza Jego odpowiedź, „kiedy pytają, jaki będzie koniec świata”. Jednak tymczasem, powiedział Papież, w myśl słów Pana, „zastanówmy się nad tym, jaki będzie mój koniec”. W Ewangelii Jezus używa wyrażeń: „jak działo się za dni Noego” i „podobnie jak działo się za czasów Lota”. Aby powiedzieć, wyjaśnił, że ludzie „w owych czasach jedli i pili, żenili się za mąż wychodziły, aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki”. I dalej, „podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali”.
Oto jednak, kontynuował Papież, nadchodzi „dzień, w którym Pan spuszcza z nieba deszcz ognia i siarki”. Krótko mówiąc, „jest normalność, życie toczy się normalnie — zauważył Franciszek — i my jesteśmy przyzwyczajeni do tej normalności: wstaję o szóstej, wstaję o siódmej, robię to, wykonuję tę pracę, jutro pójdę odwiedzić tego, w niedzielę jest święto, robię to”. I „tak jesteśmy przyzwyczajeni do normalności życia i myślimy, że tak będzie zawsze”. Ale będzie tak, dodał Papież, „do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, do dnia, kiedy Pan zesłał z nieba ogień i siarkę”.
Bowiem z pewnością „przyjdzie dzień, w którym Pan powie każdemu z nas: 'przyjdź'”, przypomniał Papież. A „to wezwanie dla niektórych będzie nagłe, dla innych przyjdzie po chorobie, w wypadku — tego nie wiemy”. Ale „wezwanie będzie i będzie niespodzianka: nie ostatnia niespodzianka Boga, po niej będzie jeszcze inna — niespodzianka wieczności — ale będzie niespodzianka Boga dla każdego z nas”. Odnośnie do końca, kontynuował, „Jezus używa zdania, czytaliśmy to wczoraj w czasie Mszy św.: będzie 'jak błyskawica, gdy zabłyśnie, jaśnieje od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego', w dniu kiedy zapuka do naszego życia”.
„Jesteśmy przyzwyczajeni do tej normalności życia — kontynuował Franciszek — i myślimy, że zawsze tak będzie”. Jednak „Pan i Kościół mówią nam w tych dniach: zatrzymaj się na chwilę, zastanów się — nie zawsze tak będzie, pewnego dnia tak nie będzie, pewnego dnia zostaniesz zabrany, a to, co jest przy tobie, będzie pozostawione”.
„Panie, kiedy będzie ten dzień, w którym zostanę zabrany?” — właśnie „to, powiedział Papież, jest pytanie, do którego postawienia sobie zachęca nas dziś Kościół i mówi nam: zatrzymaj się na chwilę i pomyśl o swojej śmierci”. Takie jest znaczenie zdania zacytowanego przez Franciszka, umieszczonego u wejścia „na jednym z cmentarzy na północy Włoch: 'Pielgrzymie, który przychodzisz, zastanów się nad swoimi krokami, nad ostatnim krokiem'”. Bo „będzie ostatni” krok.
„To przeżywanie normalności życia, jakby było czymś wiecznym, wiecznością — wyjaśnił Papież — widać także podczas czuwania przy zmarłym, ceremoniach, przy uroczystościach pogrzebowych; niejednokrotnie osób, które naprawdę są związane ze zmarłym, za którego się modlimy, jest niewiele”.
I tak „czuwanie przy zmarłym zamieniło się po prostu w fakt społeczny: 'Gdzie dzisiaj idziesz?'. — 'Dzisiaj mam zrobić to, to i to, potem idę na cmentarz, bo jest nabożeństwo żałobne'”. Tak więc staje się „jeszcze jednym wydarzeniem, i tam spotykamy przyjaciół, rozmawiamy: jest tam zmarły, ale my rozmawiamy, to normalne”. Zatem „również ten moment transcendencji ze względu na bieg zwyczajnego życia staje się faktem społecznym”. I „to — zwierzył się w dalszym ciągu Franciszek — widziałem w mojej ojczyźnie: w czasie niektórych czuwań żałobnych jest przyjęcie, je się, pije — i jest tam zmarły; ale my urządzamy tutaj po trosze, nie powiem 'święto', ale rozmawiamy, w stylu świata; jest to jedno więcej spotkanie, żeby nie myśleć”.
„Dzisiaj — stwierdził Papież — Kościół, Pan z ową właściwą sobie dobrocią mówią do każdego z nas: zatrzymaj się, zatrzymaj się, nie wszystkie dni takie będą; nie przyzwyczajaj się, jakby to była wieczność; przyjdzie dzień, kiedy zostaniesz zabrany, ktoś inny zostanie, ty będziesz zabrany”. Krótko mówiąc, to „jest chodzenie z Panem, myślenie, że nasze życie będzie miało koniec; i to dobrze robi, możemy o tym pomyśleć na początku pracy: dziś może będzie ostatni dzień, tego nie wiem, ale wykonam dobrze pracę”. I „będę czynił” dobro także „w relacjach w domu z bliskimi, z rodziną: będę postępował dobrze, być może to będzie ostatni dzień, nie wiem”. Podobnie powinniśmy myśleć, kontynuował Franciszek, „również kiedy idziemy na wizytę lekarską: będzie to jedna więcej czy będzie początkiem ostatnich wizyt?”.
„Myślenie o śmierci nie jest złym wytworem wyobraźni, jest rzeczywistością”, zaznaczył Papież, wyjaśniając: „To czy jest niedobra czy nie niedobra, zależy ode mnie, jak ja uważam, ale będzie, i nastąpi spotkanie z Panem — to będzie piękne w śmierci, będzie spotkanie z Panem, to On wyjdzie na spotkanie, to On powie: 'przyjdź, przyjdź, błogosławiony Ojca mojego, chodź ze Mną'”. Na nic się zda mówienie: „Panie, zaczekaj, muszę uporządkować to i to”. Bo i już „nie można niczego uporządkować — kto w owym dniu znajdzie się na tarasie, a swoje rzeczy pozostawił w domu, niech nie schodzi — stamtąd, gdzie jesteś, zabiorą cię, wezmą cię, zostawisz wszystko”.
Jednak „będziemy mieli Pana, to jest piękno spotkania”, zapewnił Papież. „Kiedyś — dodał — spotkałem kapłana, mniej więcej 65-letniego — nie czuł się dobrze, poszedł do lekarza”, który „po zbadaniu powiedział do niego: 'Proszę posłuchać, pan ma to, to niedobra choroba, ale może jest jeszcze czas, żeby ją zatrzymać, postąpimy w ten sposób; jeżeli się nie zatrzyma, zastosujemy co innego, a jeżeli się nie zatrzyma, zaczniemy zmierzać, i będę panu towarzyszył aż do końca'”. Zatem, skomentował Franciszek, „znakomity jest ten lekarz! Z jak wielką łagodnością powiedział prawdę; także my towarzyszmy sobie na tej drodze, wędrujmy razem, pracujmy, czyńmy dobro i wszystko, ale zawsze patrząc tam”.
„Dziś uczyńmy to”, zakończył Papież, bowiem „nam wszystkim dobrze zrobi zatrzymanie się na chwilę i pomyślenie o dniu, w którym Pan do mnie przyjdzie, przyjdzie mnie zabrać, abym poszedł do Niego”.
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano