O wyniku wyborczy Samoobrony
Imponderabilia lepperiadyLeszek StafiejW naszym nowym parlamencie - a nie byłbym Polakiem, gdybym ten wątek pominął - największym zaskoczeniem okazał się wynik wyborczy Samoobrony. Dla jednych zaskoczenie przyjemne, dla innych przykre. Ale nie będę poświęcał miejsca ani czasu analizom politycznym. Nie będę się rozczulał nad tymi, którzy słusznie lub jakimś swędem do Sejmu się dostali, ani nad tymi, którzy mimo zasług z kretesem w wyborach przepadli. W każdych wyborach są wygrani, przegrani i jakiś spieniony, otumaniony sukcesem czarny koń (perszeron?). Nie będę nawet rozwodził się nad tym, czy taki Sejm mi odpowiada czy nie. Z tego szczególnego miejsca na ostatniej stronie magazynu komunikacji marketingowej "Brief" interesują mnie ci, którzy tak wysoką pozycję Samoobrony w Sejmie nie tyle przewidzieli, ale - jak twierdzą - mieli w niej swój udział sprawczy. Jednym słowem, interesują mnie specjaliści od komunikacji. Zauważę też na stronie, że już z okazji minionych wyborów prezydenckich zaroiło się od fachowców w dziedzinie komunikacji medialnej. Można powiedzieć, że nastąpiła dywersyfikacja wszechobecnej kategorii specjalistów ds. reklamy. Podzielili się na specjalistów ds. mediów, ds. strategii komunikacji, ds. PR (cokolwiek to znaczy, a znaczy wiele, dla każdego co innego), ds. kontaktu z mediami, rzeczników prasowych, specjalistów ds. wizerunku firm, a zwłaszcza specjalistów ds. wizerunku medialnego polityków. Marketing polityczny sam w sobie nie jest i nie powinien być niczym zdrożnym. Nie ma nic zdrożnego w treningu medialnym. W innych okolicznościach można by i trzeba specjaliście zazdrościć i gratulować. Tymczasem odium przypadku Leppera chcąc nie chcąc odciska piętno na całym środowisku reklamowym. Po pierwsze dlatego, że to akurat Lepper z całym dobrodziejstwem inwentarza. A po drugie dlatego, że - jako konsekwencja inwentarza - wyszła słoma z butów. Może w proszkach nie ma większego znaczenia, czy ładnie pachną, byle nie niszczyły tkanin. Ale w dziedzinie idei potrzeba więcej odpowiedzialności: to ważne, czy wspieramy idee pożyteczne i w jakim wspieramy je stylu. Głos oddany dzięki zabiegom marketingowym na program wyborczy Leppera ma większe znaczenie dla naszego życia codziennego i kultury politycznej niż poparcie użytecznego programu pralki automatycznej. Reklama - i szerzej, sztuka komunikacji - często zachowuje się jak lekarz, który ratuje życie nie bacząc na to, czy ratuje człowieka porządnego, czy łotra. Niesłusznie uzurpuje sobie prawo do takiej profesjonalnej obojętności. Jej komercyjnym pobudkom daleko przecież do przysięgi Hipokratesa. Ani SLD, ani UW to nie margaryna, a wizerunek Leppera to nie tylko reklama usług błyskotliwego specjalisty ds. wizerunku medialnego. Mamy prawo przypuszczać, że za jednym i za drugim kryją się jakieś wartości, czyli imponderabilia. opr. MK/PO |