Wańka-wstańka wcale nie zginęła. Tyle że zamiast w sklepach zabawkowych, występuje dziś w świecie ludzkich zachowań.
Wańka-wstańkaLeszek StafiejPamiętam taką zabawkę z wczesnego dzieciństwa: uśmiechnięty plastikowy bałwanek, dwie plastikowe kule, dolna z ciężarkiem w środku. Ciężarek sprawiał, że choćbym nie wiem jak starał się przewrócić bałwanka, on zawsze z uśmiechem wracał do pionu. Zabawka nazywała się wańka-wstańka. Z przyjemnością stwierdzam, że mimo iż od czasów dzieciństwa dzieli mnie już prawie pół wieku, wańka-wstańka wcale nie zginęła. Tyle że zamiast w sklepach zabawkowych, występuje dziś w świecie ludzkich zachowań. Pod tym względem wszędzie jej pełno i w każdej branży — od polityki po reklamę. I, jak to ma w zwyczaju, raz jest, a raz jej nie ma, a nawet jak już jest, to nie od razu się ujawnia. Bo najpierw sprawia takie wrażenie, jakby niczym się od nas nie różniła. Dopiero kiedy okaże się, że nic nie robi, nic nie potrafi, do niczego się nie nadaje albo za co się weźmie, to zaraz spieprzy, że jest po prostu zwykłą zmyłką; dopiero kiedy się jej pozbędziesz, kiedy zostanie wylana, kiedy już pożegna się wylewnie i bez żadnego wstydu, by wkrótce, jak gdyby nigdy nic, pojawić się w sąsiedniej firmie, przeważnie u konkurencji, znowu w pionie, znowu z uśmiechem, znowu na odpowiedzialnym stanowisku, tym razem nawet bardziej odpowiedzialnym niż poprzednio oraz, ma się rozumieć, z wyższym wynagrodzeniem - dopiero wtedy wiadomo, że mamy do czynienia z wańką-wstańką. Zawsze przychodzą z godnym pozazdroszczenia c.v. Z oczywistych względów za każdym razem c.v. jest coraz lepsze. Są prawdziwymi mistrzami rozmów kwalifikacyjnych. Mają wyjątkowo wysoką samoocenę. Uważają się za jednostki wyjątkowo twórcze, doskonale współpracujące w zespole. Robią doskonałe pierwsze wrażenie. Czar pryska w chwili, gdy powierzy im się wykonanie pierwszego odpowiedzialnego zadania. Ale jeśli pod pozorem zdobywania doświadczeń przez pierwsze trzy miesiące próbne uda im się uniknąć konfrontacji z zadaniami, to nawet wówczas, gdy w końcu wyjdzie szydło z worka, zostają w firmie przez następne trzy miesiące, bo z każdym miesiącem trudniej się ich pozbyć. Ale kiedy się ich już sczyści i pogoni, to oni mają już za sobą półroczny lub blisko półroczny staż w firmie. A jeśli firma dobra, to po wyrzuceniu nawet nie muszą ran lizać. Od razu mają się czym chwalić. I bez trudu znajdują następnego jelenia, który z entuzjazmem ich zatrudnia. Kusi mnie, rzecz jasna, by sypnąć sobie nazwiskami. A miałbym skąd brać. Niech się jednak nie martwią ci, którzy wiedzą, że ich właśnie mam na myśli: nie sypnę. Od pewnego czasu nie robię tego nawet wówczas, gdy na wańkę-wstańkę natknę się na korytarzu w firmie jakiegoś znajomego, a ona wita mnie wylewnie. Bo jeśli mam rację, to wańka-wstańka wkrótce sama wyleci. Najdalej za pół roku. A jeśli nie wyleci, to może nie mam racji. opr. MK/PO |