W świecie biznesu, nastawionym na rywalizację i sukces, uległość traktowana jest zwykle jako przejaw słabości, dowód przegranej. Niesłusznie.
Sam na sam z klientem. Wilk w owczej skórze.Leszek MellibrudaW świecie biznesu, nastawionym na rywalizację i sukces, uległość traktowana jest zwykle jako przejaw słabości, dowód przegranej. Niesłusznie Zachowania uległe najczęściej oceniane są negatywnie, jako przejaw braku charakteru, wigoru, entuzjazmu, sugerując małą przydatność okazującego je pracownika. Jednakże ten ostatni może być również uznany za pasującego do pewnych stanowisk, szczególnie do czynności odtwórczych lub rutynowych. Wtedy uległość jest pożądana jako sprzyjająca sukcesowi "na miarę możliwości" danej osoby. Uległość bywa mylona z bezradnością, posłuszeństwem, konformizmem, służalczością itp. Najczęściej postrzegana jest jako bezradność lub rezygnacja. Mówimy, że uległa osoba ma niskie aspiracje. A to błąd. Owszem, bywa, że ludzie zrezygnowani obniżają swoje aspiracje, ale warto pamiętać, iż postawa świadcząca o bezradności jest reakcją wyuczoną i ma źródło w nieudanych próbach bądź w ochronie mniemania o sobie samym w obliczu zadań, których przebiegu nie można kontrolować. Tak więc nie jest prawdą, iż poczucie rezygnacji mamy głównie dlatego, że jakieś wyzwania przekraczają nasze możliwości. Uległość jest często pozorna. O ile posłuszeństwo może wynikać z wpływu autorytetu lub strachu, a konformizm jest skutkiem nacisku ze strony grupy, o tyle uległość jest efektem zajmowania w hierarchii społecznej pozycji, która uniemożliwia realizację własnych aspiracji. Jest więc przeciwieństwem dominacji, metodą zdobywania poczucia bezpieczeństwa i ochrony własnego miejsca w grupie. Co więcej, bywa sposobem na przetrwanie. Jeśli np. chwieje się pozycja autorytarnego szefa, osoba uległa może podjąć rywalizację o przywództwo w organizacji, zawalczyć o możność realizacji własnych ambicji i planów. Uległość jako sposób na przetrwanie jest często powodem przyjmowania dwóch typowych strategii przez tych, którzy unikają konfrontacji z niewygodnymi sytuacjami. Są to równanie w dół oraz dyskredytowanie "szczęściarzy". Pierwsza strategia polega na obniżaniu - przynajmniej w deklaracjach - swojej samooceny i aspiracji. I chociaż brakuje badań pokazujących, czy zabieg ten odzwierciedla rzeczywiste procesy zachodzące w psychice, to ludzie potrafią znaleźć rozmaite uzasadnienia tego, że w pewnych dziedzinach życia chcą mniej. Niektórzy rekompensują to sobie gdzie indziej, ale są też tacy, którzy zamiast wyżywać się np. na rodzinie, rozbudzają swoją wyobraźnię. Owa umysłowa aktywność związana jest czasem z nasileniem negatywnych emocji wobec tych, którym się udało. Stąd bierze się druga strategia radzenia sobie z zajmowaniem niższego szczebla w hierarchii: dyskredytowanie innych, szczególnie posiadających pieniądze, władzę i pozycję. Objawy tej strategii zna każdy człowiek biznesu: złośliwe uwagi, ironiczne docinki, zawoalowane działania na czyjąś szkodę. Wszystko to nie wynika ze zwykłej zawiści, ale służy do ochrony dobrego mniemania o sobie u tych, którzy na co dzień prezentują się innym jako ulegli. Bo ci ostatni niekoniecznie wycofują się z walki. Przeciwnie, nieraz sięgają po ukryty oręż, a skutki jego użycia mogą być równie dotkliwe jak rezultaty działań człowieka kroczącego przez życie z otwartą przyłbicą. Wysoka pozycja i prestiż danej osoby w firmie może często wywołać siły jej przeciwne, działania prowadzone w ukryciu, pod płaszczykiem uległości. Ta ostatnia niejednokrotnie budzi współczucie; ze strony bezradnych współpracowników trudno się spodziewać wrogich czynów, a jednak. Rzeczywistość bywa skomplikowana: dominujący biznesmen czy menedżer dużej organizacji ma często w repertuarze swoich zachowań takie, które niejako uczą ludzi uległości. I nie chodzi tutaj o posłuszeństwo czy magię autorytetu, lecz nieraz o święty spokój. Zwłaszcza gdy rzecz dotyczy przyjaciół w pracy lub wyższego czy średniego poziomu zarządzania. Mało który szef zdaje sobie z tego sprawę. A jeszcze mniej przełożonych potrafi wyważyć zyski i straty związane z ubocznymi skutkami sytuacji, gdy efektywny i cenny do niedawna człowiek przestaje "odgrywać drugie skrzypce" i staje się jednym z wielu. Jest to typowy przykład spadania w hierarchii prestiżu i może być źródłem zachowań uległych. Dla szefa oznacza to podporządkowanie, ale dla firmy odruchowe zachowania takiego pracownika mogą się stać źródłem toksycznego budowania podziemnego świata fałszu, plotek i intryg. Dlatego częściej niż się wydaje trzeba się zastanawiać nad reakcjami podwładnych na własne humory i impulsywne zachowania. A poza tym warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy lepszy wilk w owczej skórze, czy ujadające psisko, ale mądre i obdarzone zdrowym instynktem. Leszek Mellibruda jest psychologiem biznesu opr. MK/PO |