Emeryci toną [GN]

Posłowie chcą ograniczyć egzekucję komorniczą z emerytur. Banki i rząd są jednak temu przeciwne

Posłowie chcą ograniczyć egzekucję komorniczą z emerytur. Banki i rząd są jednak temu przeciwne.

Wiesława K. z Warszawy (68 lat), mająca 1349 zł emerytury, jest winna bankom 48 tys. zł. Wszystko zaczęło się od drobnej pożyczki, którą wzięła w Polbanku, aby sfinansować kupno sprzętu AGD dla swojej córki. Potem do tego doszło 20 tys. zł pożyczki w PKO BP, którego pani Wiesława była stałą klientką. Pieniądze rozeszły się na bieżące utrzymanie i przekształcenie mieszkania spółdzielczego w hipoteczne. Potem doszło kolejne 20 tys. zł w jeszcze innym banku na remont mieszkania i obsługę zadłużenia w poprzednich bankach. Obecnie raty od pożyczek pani Wiesławy wynoszą ok. 700 zł. Na życie zostaje jej ok. 600 zł. Po opłaceniu świadczeń stałych — nic.

W pułapce zadłużenia

Takich osób jak pani Wiesława jest coraz więcej. Jak wynika z ostatniego raportu InfoDług, opublikowanego przez firmę InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej, kwota niespłacanego zadłużenia Polaków w ciągu 2009 r. wzrosła o 95 proc. i wynosi 16,78 mld zł. Osób, które zalegają z płatnością powyżej 60 dni, jest w Polsce 1,72 mln. Ile w tej grupie osób jest emerytów i rencistów — tego oszacować nie sposób. Wiadomo jedynie, że w samej Warszawie w pierwszych czterech miesiącach ubiegłego roku doszło do 14,3 tys. zajęć emerytury przez komorników na poczet niespłaconego długu. W tym samym okresie roku 2010 liczba takich przypadków wzrosła do 16,7 tys., a więc o blisko 15 proc.

Szczególnie osoby starsze i chore bardzo nieroztropnie postępują z kredytami — potwierdza Iwona Karpik-Suchecka, dyrektor Krajowej Rady Komorniczej. — Łatwo dają się naciągnąć na reklamowe hasła, obiecujące łatwe pieniądze w kilka minut bez żadnych poświadczeń. Nie chcą pamiętać, że na tym świecie nie ma nic za darmo. Nie dopuszczają także możliwości, że zachorują, stracą pracę, źródło dochodów itp. Takie sytuacje zdarzają się bardzo często. A pożyczki trzeba spłacać. No i brakuje pieniędzy na bieżące regulowanie rat. Zaciągają kolejne kredyty, aby spłacić poprzednie. I wpadają w pułapkę zadłużenia.

Jak zauważa Karpik-Suchecka, procedura zajęcia majątku może potrwać nawet kilka tygodni. Najpierw bank, co oczywiste, próbuje dojść do porozumienia z dłużnikiem i odzyskać pożyczoną kwotę w sposób dobrowolny. Wysyła monity listem poleconym, alarmuje za pomocą SMS-ów.

Jak odbywa się egzekucja

Jeżeli to kończy się fiaskiem, wystawia tzw. tytuł egzekucyjny do przeterminowanej wierzytelności. Tytuł ten kierowany jest do sądu, który w ciągu około dwóch tygodni powinien wydać do niego tzw. tytuł wykonawczy. Sąd nie bada pod kątem zasadności merytorycznej dokumentów przekazanych przez bank. Jeżeli osoba, która objęta jest postępowaniem, nie zgadza się z postępowaniem banku, może dochodzić swoich praw na drodze sądowej. Jednak dopiero po przeprowadzeniu przez bank całego postępowania egzekucyjnego. — Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko — mówi Iwona Karpiuk-Suchecka.

Sądowy tytuł wykonawczy kierowany jest do kancelarii komorniczej. Do niego bank powinien dołączyć tzw. wniosek egzekucyjny, w którym powinny znajdować się — prócz danych dłużnika i kwoty podlegającej egzekucji — także składniki majątku, w stosunku do którego ma być przeprowadzona egzekucja. Udzielając kredytu, bank bowiem powinien zbadać tzw. zdolność kredytową. Jest to nic innego jak szukanie majątku, który mógłby posłużyć do spłaty ewentualnych, przeterminowanych należności. Innymi słowy, bank we wniosku egzekucyjnym powinien wskazać komornikowi, z jakiego majątku mają pochodzić kwoty jemu należne: czy ma to być mieszkanie, samochód, inne ruchomości czy też renta lub emerytura.

Na podstawie tych dokumentów komornik „wkracza do akcji”: zajmuje ruchomości, nieruchomości i wystawia je na aukcję. Jego wynagrodzenie wynosi zazwyczaj 15 proc. od uzyskanych w ten sposób kwot. W przypadku zajęcia emerytury lub renty „prowizja” komornika wynosi 8 proc. — W przypadku licytacji nieruchomości nie można nikogo wyeksmitować na ulicę — zastrzega Karpik-Suchecka. — Przed eksmisją komornik musi zwrócić się do gminy o przyznanie lokalu zastępczego. A wiadomo, że standard lokali socjalnych jest — mówiąc delikatnie — bardzo niski.

Silne ciśnienie

Dlaczego osoby starsze, schorowane i często biedne, tak łatwo wpadają w pułapkę zadłużenia? Jak oceniają eksperci, osoby te poddane są szczególnej presji.

Nawet wbrew swoim możliwościom finansowym próbują do końca być przydatne. Stąd bierze się chęć pomocy swoim najbliższym, np. przez zaciągnięcie kredytu, który pójdzie na sfinansowanie ważnego dla nich zakupu.

Sporą winę za taki stan rzeczy ponoszą także banki. Szczególnie w latach 2006—2008 postępowały nieroztropnie, oferując pożyczkę praktycznie każdemu, kto zgłosił się do nich z dowodem osobistym (słynne „kredyty na dowód”). Kryzys finansowy paradoksalnie nieco poprawił tę sytuację. Sprawił bowiem, że banki, na skutek regulacji Komisji Nadzoru Finansowego, znacznie zaostrzyły kryteria udzielania pożyczek.

Winna jest również pośrednio branża marketingowa i reklamowa. Banki są jednym z jej największych klientów. Rocznie wydają setki milionów złotych na akcje promocyjne. „Piękne” reklamy z gwiazdami ekranu, Piotrem Frączewskim czy Markiem Kondratem, z bardzo silnym komunikatem „zadłużaj się, jesteśmy twoimi przyjaciółmi, damy ci pieniądze” sprawiają, że wiele osób — szczególnie starszych — nie jest w stanie im się oprzeć.

Na skutek tego między innymi Uniwersytety Trzeciego Wieku wprowadziły ostatnio regularne zajęcia z zasad posługiwania się kredytem. — Opowiadam emerytom i rencistom o skutkach zaciągania kredytów — mówi Andrzej Ziółkowski, wykładający zarządzanie ryzykiem w Wyższej Szkole Bankowej. — Tłumaczę, że pożyczki mają wiele zalet. Ale ich wadą jest to, że trzeba je spłacić.

Potrzebne regulacje

W sukurs zadłużonym postanowili ruszyć posłowie. Z inicjatywy PiS został przygotowany projekt nowelizacji ustawy o rentach i emeryturach, zakładający zwiększenie kwoty wolnej od egzekucji komorniczej z obecnych 350 do 700 zł. Projekt poparła Lewica, a PO i PSL nie powiedziały zdecydowanie nie. Jednak zarówno rząd, jak i organizacje nadzorujące banki, stanowczo przeciwko niemu zaprotestowały, argumentując, że spowoduje to znaczne ograniczenie możliwości zaciągania kredytów przez emerytów i rencistów.

Wprowadzenie zmian także z innego powodu jest mocno problematyczne. Nie odbyło się dotąd żadne posiedzenie sejmowej podkomisji, która nad tymi zmianami miała pracować. Początkowo zakładano, że przyjęcie sprawozdania z prac komisji nastąpi we wrześniu, po powrocie posłów z wakacji. Teraz już wiadomo, że jest to nierealne. — W istocie były trzy inicjatywy poselskie — relacjonuje poseł Stanisław Szwed, jeden z inicjatorów noweli. — Chodziło także o to, by możliwe było rozłożenie zadłużenia na raty w dłuższym czasie, przez co zadłużonej osobie pozostawałaby do dyspozycji większa część pieniędzy z ZUS. Trzecia z inicjatyw w tej sprawie dotyczyła zadłużenia ściąganego z minimalnego wynagrodzenia pracowników, które w o wiele wyższym stopniu chronione są przed zajęciem, co stawia emeryta i rencistę w nierównoprawnym położeniu. Wygląda więc na to, że przynajmniej na razie emeryci i renciści w swojej nierównej walce z ciśnieniami wolnego rynku nadal pozostaną sami.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama