Pewna rodzina przemierza tysiące kilometrów. Co roku dociera do wielu miejsc na świecie, aby dzielić się ogniem, błogosławionym kiedyś przez Jana Pawła II
Pewna rodzina przemierza tysiące kilometrów. Co roku dociera do wielu miejsc na świecie, aby dzielić się ogniem, błogosławionym kiedyś przez Jana Pawła II, a dziś odpalanym od świecy płonącej na jego grobie.
Od ośmiu lat papieski ogień dociera do najdalszych zakątków świata. Każdego roku w biegu z pochodnią uczestniczy około dwudziestu osób, z których jedynie połowa to zawodowi biegacze. Pokonują kolejne etapy założonej trasy, podając sobie w sztafecie ogień. Przez sześć lat z rzędu błogosławił go osobiście Jan Paweł II. Po jego śmierci pochodnia zapalana jest przy grobie Ojca Świętego.
Płomień Lolka
Na pomysł marszu z „płomieniem Lolka” wpadli Alessandra i Marco Pasquali. Jak sami podkreślają, ta idea zrodziła się z miłości do Jana Pawła II. Alessandra — mama, żona, gospodyni — mówi o sobie, że jest asystentką męża i ich pięciorga dzieci. Jej mąż Marco pracuje jako technik sprzętu ortopedycznego i związany jest ze światem sportu. Ich pierwsza wyprawa z „płomieniem Lolka” odbyła się wtedy, gdy najmłodsze dziecko miało zaledwie 6 miesięcy. W ciągu ośmiu lat dotarli już m.in. do Jerozolimy, Asyżu, Medjugorie, Loreto. W latach 2006 i 2007 przybyli do Wadowic, odwiedzając po drodze Kraków, Jasną Górę i Oświęcim.
„Do dnia dzisiejszego utrzymujemy kontakt z grupą osób niepełnosprawnych Białe Misie ze Śląska, pracownikami Urzędu Miasta w Rudzie Śląskiej — mówi Marco. — Szczerze mówiąc, nasi przyjaciele rozrzuceni są po całym świecie. Są to pacjenci szpitala w San Giovanni Rotondo, siostry z Loreto, gospodarze z Wadowic czy duszpasterze w Ziemi Świętej. Z każdą osobą związane jest osobne wydarzenie, rozmowa, wspomnienie. Organizując takie biegi przez różne państwa i miejscowości, jesteśmy narażeni na wiele trudów. Czasami nie znajdujemy bezpiecznego miejsca na postoje, zamówione noclegi okazują się nieaktualne. Problemy te zwykle same się rozwiązują i zdajemy sobie sprawę, że Bóg nam błogosławi i stawia na naszej drodze życzliwych ludzi”.
Co roku niesiony przez nich i ich przyjaciół ogień dociera do wielu szpitali, więzień, miasteczek, wiosek.Trafia także do klasztorów, parafii i ludzi, którym bliska jest osoba i dzieło Jana Pawła II.
Bieg i modlitwa
Po pierwszej wyprawie Alessandra i Marco Pasquali mieli wrażenie, że następnych już nie będzie. Po czterech kolejnych zrozumieli, że biegi te stały się częścią ich życia.
Każda wędrówka przynosi coś nowego. Jednak przede wszystkim jest ich modlitwą. Tam, gdzie rodzina Pasquali dociera z „płomieniem Lolka”, organizuje spotkania, których centrum stanowi właśnie modlitwa. „Nasze życie jest strasznie zabiegane — przyznaje Marco. — Praca, odprowadzanie dzieci do szkoły, zakupy, korki, zgiełk uliczny... Staramy się jednak wygospodarować czas na modlitwę, zwłaszcza tę wspólną, z całą rodziną. Zwykle ma ona miejsce podczas wspólnych posiłków. Również w czasie sztafety, nawet jeśli jemy w restauracji, wszyscy stajemy wokół stołu i modlimy się. Często wśród nas są koledzy naszych dzieci, sąsiedzi, znajomi z pracy, przyjaciele i sympatycy. Wielu z nich ma okazję do wspólnej modlitwy, choć w domu zwykle tego nie robią”.
Tajemnica wierności
„Nasza rodzina ma za sobą przykrą przeszłość, o której trudno nam opowiadać — zwierza się Alessandra. — Teraz wiem, że siłę do życia możemy czerpać tylko z wiary. Każdego dnia jesteśmy narażeni na pokusy, niepokoje i niepowodzenia. Tajemnicą sukcesu naszego małżeństwa jest miłość do Jezusa. Jeśli ktoś posłucha wezwania otwierającego pontyfikat Jana Pawła II i otworzy Chrystusowi drzwi do swojego serca, wówczas zacznie inaczej patrzeć na świat, inaczej reagować na trudności. Łatwiej mu wtedy będzie rozpoznawać i wybierać pomiędzy dobrem i złem”.
„Dziś wielu naszych przyjaciół dotyka powszechny w świecie problem rozwodów — dodaje na koniec. — W chwilach kryzysu nie ma innego wyjścia, jak tylko mocno uchwycić się krzyża i prosić Boga, aby pomógł człowiekowi zmierzyć się z jego trudnościami. Takie właśnie jest nasze doświadczenie życiowe. Wszystkich małżonków, którzy zamierzają się rozwieść, proszę, aby najpierw poszli do Kościoła. Nawet jeśli stracili już wiarę, niech czekają na Bożą podpowiedź. Bóg szuka człowieka właśnie w takich najtrudniejszych momentach, potrzeba jednak naszej wiary w to, że On chce nas szukać. Takie właśnie było przesłanie Jana Pawła II”.
opr. mg/mg