Zdobyli olimpijskie laury

Historia polskich występów i zwycięstw na olimpiadach zimowych

To było wielkie zaskoczenie: zawodnik spoza Skandynawii zdobył medal w kombinacji norweskiej! Tym zawodnikiem był Polak z Zakopanego, Franciszek Gąsienica-Groń. W tej konkurencji, w której zawodnicy skaczą i biegają na nartach, dotąd Skandynawowie zawsze zajmowali wszystkie miejsca na podium.

Był to pierwszy medal dla Polski w historii zimowych igrzysk olimpijskich. Ciekawe było to, że w Polsce Gąsienica-Groń wcale się nie wyróżniał. Nie było go nawet w składzie olimpijskim. Niespodziewanie jednak, krótko przed igrzyskami, wygrał we Włoszech zawody, w których startowała cała światowa czołówka oprócz Norwegów. Polski trener, Marian Wojna-Orlewicz, postawił się wtedy władzom: „Jeżeli Groń nie pojedzie na olimpiadę, to ja też nie!”. Poskutkowało. Groń pojechał i przywiózł z Cortiny d'Ampezzo brązowy medal.

Jedyną nagrodą dla Gąsienicy-Gronia był... talon na motocykl WFM. Franciszek sam musiał go kupić, ale przynajmniej nie musiał czekać w kolejce.

Po igrzyskach miał jeszcze dobre występy. W Lahti był dziesiąty. Podczas zawodów w Zakopanem doznał jednak fatalnego wypadku na Wielkiej Krokwi. Upadł tam tak nieszczęśliwie, że stracił przytomność i zapadł w śpiączkę. Odzyskał świadomość w szpitalu dopiero po dwóch tygodniach. Wrócił do sportu, tyle że skakał już ostrożniej niż w 1956 roku.

Dzisiaj pan Franciszek wynajmuje pokoje turystom w swoim domu na Antałówce. Społecznie trenuje chłopców w klubie TS „Wisła” Zakopane. I jest bardzo dumny ze swojego wnuka, 18-letniego Tomka Pochwały, który pojechał z trenerem Tajnerem do Salt Lake City. W zeszłym roku Franciszek Gąsienica-Groń obchodził 70. urodziny.

Helena Pilejczyk — brązowy medal w Squaw Valley, 1960 r.

Łyżwiarka szybka. Brąz zdobyła na dystansie 1500 metrów. A o mały włos wcale nie pojechałaby na olimpiadę. W polskim składzie na olimpiadę w amerykańskim Squaw Valley łyżwiarek szybkich nie było wcale. Na szczęście krótko przed olimpiadą dwie z nich: pani Helena i Elwira Seroczyńska pojechały na zawody do Kazachstanu. Trenerzy nie mogli tam uwierzyć własnym oczom: obie dziewczyny były tylko minimalnie słabsze od najlepszych na świecie Rosjanek. W ostatniej chwili wysłano więc obie na olimpiadę. Helena Pilejczyk pokazała klasę w wyścigach na dystansie 1500 metrów: wywalczyła brązowy medal.

Pani Helena 30 razy była mistrzynią Polski na dystansach 500—3000 metrów i w wieloboju. Do dzisiaj mieszka w Elblągu. Ma dwójkę wnuków. Choć przekroczyła już 70. rok życia, nadal jeździ na łyżwach. Startuje nawet w mistrzostwach świata weteranów i w swojej kategorii wiekowej odnosi w nich sukcesy.

Elwira Seroczyńska — srebrny medal w Squaw Valley, 1960 r.

Wyścig na tysiąc metrów na olimpiadzie w Squaw Valley: Elwira Seroczyńska sunie po torze jak torpeda. Połknęła pół kilometra, siedemset metrów, dziewięćset! Z międzyczasów czarno na białym wynika, że Elwira zdobędzie pierwszy złoty medal dla Polski w zimowej olimpiadzie. Zostało osiemdziesiąt metrów do zwycięstwa, ostatni wiraż! W tym momencie rozpędzona pani Elwira potyka się o grudkę lodu. Upada, uderza o bandy. Medal przepadł.

Mimo to Elwira Seroczyńska przywiozła z Ameryki medal — koloru srebrnego. Wywalczyła go na dłuższym dystansie: 1500 metrów. Tym samym, na którym brązowy medal zdobyła Helena Pilejczyk. Elwira była niepokonana aż do wyścigu w ostatniej parze. Wtedy jednak minimalnie wyprzedziła ją słynna Lidia Skoblikowa z ZSRR.

Pani Elwira święciła jeszcze wiele sukcesów. W 1962 roku zdobyła mistrzostwo świata na dystansie 500 metrów. Po zakończeniu kariery trenowała polską kadrę łyżwiarzy szybkich. Do dzisiaj jest działaczką sportową. Ma syna Dariusza, mieszka w Warszawie.

Wojciech Fortuna — złoty medal w Sapporo, 1972 r.

Nieprawda, że był mistrzem jednego skoku. Był mistrzem jednego sezonu. Był to jednak sezon najważniejszy, bo wtedy odbywała się olimpiada w Sapporo.

Wielka niespodzianka przyszła w pierwszej serii skoków na dużej skoczni. Wojciech Fortuna dynamicznie wybił się na progu i poszybował na niesamowitą odległość 111 metrów. Choć tak dalekie lądowanie było ryzykowne, ustał skok. Fortuna nie umiał lądować telemarkiem, więc miał niższe noty za styl. Mimo to po pierwszej serii wyprzedzał następnego zawodnika aż o sześć punktów. W drugiej serii Fortuna skoczył tylko 87,5 metra. Ledwo utrzymał zwycięstwo. Gdyby skoczył choć dwadzieścia centymetrów bliżej, wyprzedziłby go Walter Steiner, który tracił do niego tylko 0,1 punktu.

Po zwycięstwie Wojciech Fortuna był szczególnie rozgoryczony niską nagrodą. Dostał tylko 150 dolarów, podczas gdy mistrz olimpijski z Niemiec: 150 tysięcy dolarów. Fortuna miał jeszcze kilka udanych występów, jednak z sezonu na sezon skakał coraz słabiej. W 1976 roku rzucił narty i został taksówkarzem w Zakopanem. Dzisiaj mieszka w Stanach Zjednoczonych i prowadzi tam firmę malarsko-remontową.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama