Plecami do Boga

W Brukseli pokazano figę nie tylko Bogu, ale także tym, którzy się do powstania Wspólnoty Europejskiej znacznie przyczynili...

Szefowie i rządy dwudziestu pięciu państw członkowskich późnym wieczorem 18 czerwca zgodnie przyjęły w Brukseli tekst Traktatu Konstytucyjnego Unii Europejskiej. W preambule konstytucji znalazł się jedynie zapis o „kulturalnym, religijnym i humanistycznym dziedzictwie" Europy. Nie ma w niej odniesienia do chrześcijańskich korzeni Starego Kontynentu. To „podcinanie korzeni" przez polityków można nazwać niedemokratycznym, bo absolutna większość Europejczyków to zdeklarowani chrześcijanie. Do tego owej chrześcijańskiej tradycji nie można rozumieć jedynie w odległej historycznej perspektywie, bo Stolica Apostolska miała znaczny udział w tworzeniu początków Wspólnoty Europejskiej zaledwie 50 lat temu.

W Brukseli pokazano figę nie tylko Bogu, ale także tym, którzy się do powstania Wspólnoty Europejskiej znacznie przyczynili. Watykan jest zadowolony z uchwalenia konstytucji, jednak jej preambuła wywołała krytyczne reakcje.

„Stolica Apostolska nie może nie wyrazić rozgoryczenia z powodu sprzeciwu niektórych rządów wobec jednoznacznego uznania chrześcijańskich korzeni Europy. Mamy tu do czynienia ze zlekceważeniem historycznej oczywistości i chrześcijańskiej tożsamości narodów europejskich" -czytamy w oświadczeniu sygnowanym przez dyrektora Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej Joaqina Navarro-Vallsa.

W tym samym oświadczeniu rzecznik dziękuje wszystkim krajom i organizacjom, które się o ten fakt dopominały. Z tonu wypowiedzi można wywnioskować, że chociaż cel pierwszorzędny nie został osiągnięty, to w wielu środowiskach wszczęta została przynajmniej dyskusja, która na pewno podniosła poziom świadomości historycznych i chrześcijańskich korzeni Europy.

Joaqin Navarro-Valls wyraził jednakże zadowolenie z przyjęcia tekstu Traktatu Europejskiego i określił to jako „nowy i ważny etap w procesie integracji europejskiej, na który miał nadzieje Biskup Rzymu i do którego zawsze zachęcał".

Przyjęty traktat nie jest też oceniany jako całkowita porażka. Strona kościelna jest bardzo zadowolona z faktu, ze znalazł się w nim zapis gwarantujący status wyznań religijnych w państwach członkowskich. Jest to gwarancja autonomiczności Kościołów względem państwa i zarazem lokalne porozumienia i status prawny, wynikające często z wielowiekowej tradycji, pozostają nienaruszone i takie będą również w przyszłości.

Watykan zauważył też, chociaż nie z taką radością jak większość polityków, zapis, który zobowiązuje Unię do szczerego, jawnego i regularnego dialogu z Kościołami i stowarzyszeniami religijnymi, co można odczytać jako prawo do wyrażania swojej opinii i oceniania unijnych rozwiązań, ale też jako pyrrusowe zwycięstwo.

Tyle dyplomatycznych komentarzy i oficjalnych stanowisk na szczycie. Nie da się jednak ukryć, że brak odwołania nie tylko do Boga, ale nawet do chrześcijańskiej tradycji odbił się gorzkim echem niemal w całej Europie.

Godne ubolewania

Dwa największe Kościoły w Niemczech, ewangelicki i katolicki, zgodnie skrytykowały brak odwołania do Boga w Traktacie Konstytucyjnym.

We wspólnym oświadczeniu niemieckich biskupów mogliśmy przeczytać, że szczególnie w Europie tak ciężko doświadczonej przez wojny i dyktatury nie znaleziono w sobie siły, aby powołać się na odpowiedzialność człowieka przed Bogiem. Szczególnie w Europie, w której przekonaliśmy się na własnych plecach o tym, że każdy porządek ustanowiony przez człowieka może okazać się omylny i tymczasowy, a sama polityka nie może być wartością absolutną.

Przewodniczący Konferencji Biskupów Niemieckich kard. Karl Leh-mann i Rady Kościołów Ewangelickich w Niemczech bp Wolfgang Huber określili ten fakt dwoma słowami: „godne ubolewania".

Sekretarz generalny Konferencji Kościołów Ewangelickich (KEK), Ke-ith Clements, podkreślił, że UE musi być czymś więcej niż tylko wspólnotą gospodarczą. Dlatego ma znaczenie fakt, żeby traktat wyraźnie definiował cele i wartości UE. Clements oświadczył, że wiele Kościołów członkowskich KEK domaga się wyraźnego odwołania w preambule do chrześcijańskich korzeni Europy.

Jeszcze dalej w swoich ocenach posunęli się niektórzy przywódcy partii chadeckich.

Na przykład Angela Merkel, przewodnicząca niemieckiej CDU, brak odniesienia do Boga w Konstytucji Europejskiej oceniła bardzo surowo. Zauważyła także, że „w XXI wieku nie można już utrzymywać laickości w formie, jaka powstała w całkiem innym kontekście".

Takie wypowiedzi można by mnożyć, bo wiele państw członkowskich nie tylko pozytywnie odnosiło się do umieszczenia odwołania do Boga w preambule, ale przecież takie odwołanie posiada w swoich konstytucjach. Zwyciężył jednak projekt francuski -kraju, który w swojej laickości nie ma sobie równych w Europie.

Pamiętać o początkach

„W chwili, gdy w starej Europie rodzi się nowy system polityczny, nie można zapominać o jej chrześcijańskich korzeniach, które w ciągu wieków przyczyniły się do szczytnego pojęcia osoby ludzkiej i byty czynnikiem decydującym o jej integracji i powszechności."

Jan Paweł II

 

Zła konstytucja

Polska należała do grupy krajów, które najaktywniej zabiegały o umieszczenie wzmianki o Bogu w konstytucji, za co zresztą swoje podziękowania wyraził nam sam Jan Paweł II. Nie wiadomo, na ile polskie zabiegi osłabiła nasza „reprezentacja", bo w brukselskich kuluarach nie brakowało swego czasu złośliwych komentarzy, że o Boga w konstytucji walczy postkomunista - Leszek Miller.

Bardzo zdecydowanie na brak odwołania do Boga zareagowali również polscy biskupi. W oświadczeniu Prezydium Konferencji Episkopatu Polski czytamy wręcz, że jest to „zafałszowanie prawdy historycznej i świadome marginalizowanie chrześcijaństwa, które przez wieki było i jest nadal religią większości Europejczyków". Nie brakowało nawet głosów, że to po prostu zła konstytucja. Zła, bo fałszuje tożsamość kontynentu i nie powołuje się na niezależne od człowieka najtrwalsze wartości. Rzecznik KĘP, ks. dr Józef Kloch powiedział nawet Katolickiej Agencji Informacyjnej, że jest „nieco zaskoczony" takim przebiegiem negocjacji, choćby z tego powodu, że w konstytucjach narodowych wielu państw członkowskich możemy znaleźć odwołanie do Boga. Rzecznik KĘP powiedział także, że na oficjalne stanowisko KĘP w sprawie traktatowego referendum trzeba będzie poczekać.

„Zaskoczenie" oczywiście nie oznacza, że wiele uprzednich zapowiedzi wykluczało „francuski" scenariusz przyjęcia preambuły, ale zaskoczeni mogą się czuć wszyscy chrześcijanie. Wydawać by się mogło, że nikt rozsądny nie będzie podważał chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, ale tak się stało. Może to oznaczać jedno - Europa nie znalazła jeszcze swojej tożsamości, a jedynie jej szuka.

Prof. Maciej Giertych (LPR)
poseł Parlamentu Europejskiego

- My nie chcemy żadnej Konstytucji Europejskiej i to w zasadzie jest całe nasze stanowisko w tej sprawie. Uważamy, że jest to element tworzenia jednego państwa europejskiego i dlatego będziemy starali się zablokować unijną konstytucję na każdym kroku. Nie tylko będziemy nawoływać do odrzucenia konstytucji w referendum w Polsce, ale także działamy w tej sprawie w Parlamencie Europejskim. Jest tam znaczna grupa postów z różnych krajów, która nie chce dalszego zacieśniania więzi unijnych i razem z nimi będziemy dążyć do procedury odrzucania traktatu w referendach.

Do tekstu mamy wiele zastrzeżeń, ale najpoważniejsze dotyczy zmiany systemu głosowania, które daje większą siłę państwom dużym, czyli na przykład Niemcom, co my choćby ze względów historycznych możemy odbierać jako zagrożenie. Ponadto, na przykład niemieckim landom wschodnim przyznano pewne ulgi z uwagi na to, że ucierpiały pod sowiecką władzą, a żadne inne z nowych państw członkowskich tych ulg nie dostało.

Brak odwołania do Boga w preambule również jest tu bardzo znaczący, tym bardziej, że takowy posiada w swoich własnych konstytucjach większość państw europejskich. W Konstytucji Europejskiej go nie ma, bo zablokowała to Francja.

 

Zaledwie 50 lat temu...

W Polsce przywykliśmy już do stwierdzenia, że pamięć polityków jest bardzo krótka. Płynie stąd prosty wniosek, że przypominania nigdy dosyć. Jeśli chodzi o początki Unii Europejskiej, trzeba z kolei pamiętać, że Stolica Apostolska była w nie bardzo zaangażowana. Watykan widział bowiem potrzebę odbudowania Europy wartości po tragedii drugiej wojny światowej i z entuzjazmem witał wszelkie przesłanki jednoczenia się niedawnych wrogów. Bardzo pozytywne komentarze z Watykanu towarzyszyły powstającej w 1949 roku Radzie Europy, jak i utworzeniu Wspólnoty Węgla i Stali, które zostało odebrane jako wielka nadzieja na pojednanie Niemców i Francuzów.

Początki tworzenia wspólnej Europy, przypadające na lata pięćdziesiąte, są gęsto przeplatane spotkaniami wiodących w tym procesie polityków i wysokich urzędników kościelnych. Wystarczy wspomnieć, że jeden z „ojców" Wspólnej Europy, kanclerz Konrad Adenauer odwiedził w roku 1951 papieża Piusa XII, który to z kolei dwa lat później przemawiał do członków Kolegium Europejskiego.

W tamtym czasie przywódcy państw tworzących początki Unii Europejskiej nie mieli wątpliwości, że jednocząca się Europa musi wykraczać poza wymiar unii ekonomicznej i monetarnej, z czym zresztą całkowicie zgadzał się Watykan.

Przez lata Stolica Apostolska wspierała zabiegi jednoczenia Europy - Europy ukształtowanej przez tradycję i kulturę chrześcijańską. Rola Watykanu z pewnością nabrała nowej jakości po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Z perspektywy lat widzimy już, że zasadniczy zwrot to poszerzenie porządku europejskiego na Wschód. Nikt nie neguje roli Jana Pawła II w rozbiciu porządku jałtańskiego i wróceniu Europie wielu narodów zza „żelaznej kurtyny". Bez tego nie byłoby w Unii 25 państw. Tym bardziej dziwi fakt, że współcześni decydenci zdecydowali, że chrześcijaństwo i Bóg nie są w Konstytucji Europejskiej potrzebne. W szerszej perspektywie może to się wydać nawet zabawne, bo ludzie, którzy lada dzień mogą pożegnać się ze swoimi stanowiskami piastowanymi w kilkuletnich kadencjach, zaprzeczyli dwóm tysiącom lat historii.

Etapy europejskiej integracji

  1. strefa wolnego handlu
  2. unia celna
  3. wspólny rynek
  4. unia gospodarcza
  5. pełna (z pewnymi wyjątkami) integracja gospodarcza

 

Nicea albo... Bruksela

Na szczycie w Brukseli 18 czerwca zatwierdzono tekst Traktatu Konstytucyjnego, który oczywiście wymaga ratyfikacji. Państwa członkowskie mają na to dwa lata i w niektórych z nich zostaną zorganizowane referenda. Jednak jeżeli kilka państw (maksymalnie jedna piąta) nie ratyfikowałoby traktatu w tym czasie, otrzymałoby jeszcze dwa lata „na zastanowienie".

Najważniejsze zmiany dotyczyły systemu głosowania, czyli de facto podziału władzy w Unii. Najważniejszą z przyjętych zasad jest zasada podwójnej większości, co oznacza, że decyzje będą wiążące w przypadku, kiedy poprze je 55 procent państw reprezentujących 65 procent ludności. Propozycje te są lepsze dla Polski od tych, które zaproponował w ubiegłym roku Konwent. Tamta propozycja zakładała odpowiednio 50 procent krajów i 60 procent ludności.

Najwyższa ustawa

Konstytucja (z łaciny constitutio -ustanowienie) - akt prawny o najwyższym znaczeniu, zwany też ustawą zasadniczą w celu podkreślenia jego wyjątkowego charakteru.

Treść konstytucji określa podstawy ustroju politycznego i społeczno-gospodarczego państwa, zasady organizacji i powoływania oraz strukturę i kompetencje centralnych i lokalnych ogniw aparatu państwowego, a także normuje podstawowe prawa i obowiązki obywatelskie.

Posiada najwyższą moc prawną i wszystkie inne akty prawne niższego rzędu muszą być z nią zgodne. Gwarancję szczególnej mocy konstytucji zapewnia Trybunał Konstytucyjny

 

Rozwiązanie ostatecznie zapisane jest gorsze od systemu wypracowanego w Nicei, bo wtedy za sprawą 27 poselskich mandatów mieliśmy w tak zwanej mniejszości blokującej (potrzebnej do zablokowania decyzji) prawie 30 procent głosów. W myśl obecnych zapisów nasz udział zmalał w tym gremium do około 23 procent.

W zamian za to, do roku 2014 będziemy mogli posługiwać się tak zwanym mechanizmem bezpieczeństwa, który blokuje podjętą decyzję i wymusza dalsze negocjacje. Takie prawo mieliby reprezentanci krajów, które w sumie liczyłyby tylko 26,25 procent ludności. Nasz udział w takim gremium przekraczałby nieznacznie 30 procent.

W 2014 roku Parlament Europejski zwykłą większością głosów zdecydowałby, czy istnieje potrzeba zachowania tego mechanizmu.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że interesy państw wysoko rozwiniętych gospodarczo i tych, które te kraje dopiero gonią, mogą okazać się sprzeczne. Dlatego rzeczywiście ważne jest choćby formalne prawo blokowania decyzji przez kraje słabsze. Wydaje się, że przynajmniej do 2014 roku Polska nie straciłaby tego prawa w stopniu zatrważającym.

Zabezpiecza nas przed tym również wyłączenie ze wspólnego decydowania takich kwestii, jak chociażby obronność, podatki czy opieka społeczna, dzięki czemu nadal posiadamy instrumenty, które pozwalają nam samodzielnie kształtować naszą politykę. Wchodząc do UE, na pewno część decyzji będziemy musieli uzgadniać w Parlamencie Europejskim, ale jest to oczywiście cena bycia we Wspólnocie.

W Unii zdarzały się różne okresy i w czasie, kiedy gospodarka światowa czy europejska kwitnie, problemów nie ma zbyt wiele. Jednak kryzys lat

70. dowiódł, że i we Wspólnej Europie zła koniunktura gospodarcza wzmaga dążenia bardziej narodowe niż wspólne.

Apel Stolicy Apostolskiej, biskupa Rzymu i wielu polityków o to, żeby Wspólną Europę budować nie tylko na wartościach ekonomicznych, jest więc cały czas aktualny.

Smutne jest to, że niektórzy politycy nie zdają sobie sprawy z tego, że żadna władza nie funkcjonuje skutecznie bez trwałego, mocno zakorzenionego w społeczeństwie systemu wartości.

Filip Kaczmarek (PO)
poseł Parlamentu Europejskiego

- Zastanawiamy się bardzo wnikliwie, jakie zająć stanowisko w sprawie Traktatu Europejskiego. Nie podobają nam się w nim dwie rzeczy: brak zapisu odniesienia do tradycji chrześcijańskiej i zmiana systemu głosowania na bardziej niekorzystny dla Polski. Nie chce mi się wierzyć, że nie było można się w tej sprawie więcej utargować, ale tego się przecież sprawdzić nie da. W każdym razie zarówno poparcie tekstu traktatu, jak i jego odrzucenie wiąże się z istotnymi konsekwencjami dla Polski, dlatego trzeba to bardzo skrupulatnie rozważyć.

Polacy o przyjęciu lub odrzuceniu Konstytucji UE zdecydują w referendum, a trudno jest wymagać, czy też się łudzić, że każdy zapozna się z obszernym dokumentem. Stąd może wynikać wiele nieporozumień, a także obaw.

Pojawia się też pytanie, czy konstytucja jest potrzebna Europie. Teoretycznie nie jest to konieczne, bo na przykład Wielka Brytania radzi sobie bez konstytucji. Z drugiej strony, dokument ten wiele spraw porządkuje, dzięki czemu Unia Europejska będzie mogła działać sprawniej. Argument, że jest to wstęp do powstania „super-państwa", nie jest do końca prawdziwy. Tendencje federacyjne mogłyby się w Unii rozwijać i bez konstytucji. Z jeszcze innej strony, trzeba pamiętać, że wiele aspektów jest wyłączonych z jurysdykcji unijnej i leżą one wyłącznie w gestii poszczególnych państw członkowskich, co gwarantuje ich suwerenność.


opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama