Relacja z Wigilii dla osób samotnych, organizowanej przez redakcję Gościa Niedzielnego
Niektórzy goście przybyli już o 14.00, na godzinę przed planowanym rozpoczęciem spotkania. Serdecznie witani, zajęli miejsca i słuchali kolęd. Wigilia dla samotnych Czytelników "Gościa Niedzielnego" odbyła się 23 grudnia 2000 roku. Mieliśmy zaszczyt gościć blisko 100 osób. Okazało się, że niemal wszyscy byli w budynku redakcji po raz pierwszy w życiu.
W czasie modlitwy przed posiłkiem w kuchni nastąpiła mobilizacja. Kelnerzy poprawili muchy i zaczęli wnosić przygotowane potrawy wigilijne: smażonego karpia, kapustę z grzybami, makówki. Poczęstunek przygotowała restauracja "U Michalika". Jerzy Michalik doglądał wszystkiego osobiście. Piotr Dziemierski, szef kuchni, który może się poszczycić między innymi przygotowaniem kolacji wigilijnej na 1100 osób, nie lubi gotować w nie swojej kuchni. - Tu są warunki "polowe" - wyznaje. - Inne piece, inny układ kuchni, mniej miejsca. Tymczasem przy stołach zachwycają się smakiem karpia. Coraz więcej osób rozmawia. Arcybiskup Damian Zimoń podchodzi do każdego, zamienia kilka zdań. - Podobne spotkania odbywają się coraz częściej, zwłaszcza w dużych miastach, gdzie osób samotnych jest najwięcej - mówi Metropolita katowicki. - Bardzo się cieszę, że wigilijne spotkania organizują parafie i że coraz częściej młodzież włącza się w przygotowanie i obsługę tych spotkań. To jest wyraźny owoc Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, bowiem jego najważniejsze przesłanie, które, mam nadzieję, nadal będzie realizowane, to zwrócenie się w stronę ubogich, opuszczonych i samotnych. Po odczytaniu słów z Ewangelii według św. Łukasza głos zabrał ks. Stanisław Tkocz, redaktor naczelny "Gościa Niedzielnego". Podkreślił, że nikomu nie wolno myśleć, iż jest niepotrzebny. Nie jest ważna skromna emerytura i samotność, zwłaszcza w tym czasie, gdy ludzie chcą się dzielić radością i przypominają sobie nawzajem o "Słowie, które stało się ciałem". - Do każdego z nas przychodzi anioł i wypowiada te słowa - mówił ks. Tkocz. Przed rozpoczęciem spotkania w sali panowała cisza - teraz, kiedy już niebawem trzeba będzie wracać do domów, słychać coraz większy gwar. Ktoś zauważył leżący na stole opłatek. Leżał tam od początku, ale dopiero teraz ludzie zaczęli go brać do rąk, wyciągać w kierunku sąsiadów, przełamywać. Oczy zasnuły się wilgotną mgiełką. Niektóre panie bez skrępowania wypuszczały spod powiek łzę za łzą, inne pochlipywały do chusteczki. Panowie zaś próbowali uśmiechem ukryć wzruszenie, choć ich oczy również były wilgotne... Pani Irena, uśmiechnięta sześćdziesięciosiedmiolatka, przyszła na spotkanie z przyjaciółką Lidią, która może poruszać się tylko za pomocą kul. - Ktoś musiał jej pomóc - mówi. - A spotkanie jest wspaniałe. Bardzo się cieszę, że tu trafiłam. Lidia też jest zachwycona. Chociaż mam córkę i pięcioro wnucząt, nie pójdę do niej na wigilię, dopiero w pierwsze święto. Wigilię spędzę odwiedzając moich samotnych przyjaciół. Te starsze panie są o wiele bardziej samotne ode mnie i dlatego mnie potrzebują, zwłaszcza w tym dniu. Córka i wnuki zrozumieją
opr. mg/mg